Syndrom goździka
Niekiedy miewam dzikie myśli
Czy pamiętacie jeszcze takie kwiatki? Kupowało się je obowiązkowo na zakończenie roku szkolnego albo na imieniny mamy, dostawało się pojedyncze egzemplarze z okazji Dnia Górnika i Święta Kobiet. Teraz pełnią tę rolę gerbery, róże, pojawiają się też gatunki egzotyczne i wyrafinowane. Wszystkie w folii, ładnie przycięte. Spełniają oczekiwania. Ci, co obdarowują często „mają z głowy”: nie muszą się wysilać na wymyślenie prezentu, a pozory zachowują. Obdarowywanym bywa przyjemnie, może z rzadka tylko przemknie refleksja: znów to samo... No, ale nie wypada się - do niej przyznać, wszak obdarowujący zdobył się na GEST. Mogłoby być mu przykro.
Co ma goździk do...syndromu goździka? To tylko taka figura (poniekąd retoryczna). Zjawisko jednak istnieje, możecie przekonać się sami. Czołowy antyfeminista kraju i przedstawiciel folkloru politycznego, Janusz Korwin-Mikke, często chwali się swoją rzekomą szarmanckością: przez drzwi damę przepuści, podniesie batystową chusteczkę, kiedy ta damie upadnie wdzięcznie na podłogę, pył spod nóg będzie zmiatał. A za nim inni panowie, którzy uważają się właśnie za szarmanckich i rycerskich. Zarzucić im, że lekceważą kobiety? Och, jaki rwetes i krzyki Przecież ja KOCHAM kobiety i SZANUJĘ (czasem uczciwie dodają, że te „piękne” - z definicji „piękne” nie są np. feministki). Bertrand Russell napisał kiedyś: „Dość osobliwa odmiana wielbienia grup, do których uwielbiający nie należy, jest wiarą w moralną wyższość uciśnionych: zniewolonych narodów, ludzi ubogich, kobiet i dzieci. Osiemnasty wiek, który wyrwał Amerykę Indianom, chłopów obrócił w spauperyzowanych pracowników najemnych i dał początek okrucieństwom ery przemysłowej, kochał sentymentalne rozważania o „dobrych dzikusach” i „życiu ludzi prostych” [...] Kobiety, budzące najsilniejsze emocje, postrzegano w sposób jeszcze bardziej irracjonalny niż ubogich czy uciśnione narody. [...] Podobnie jak Celtowie, Słowianie i „dobry dzikus”, a nawet w większym stopniu [kobieta] obdarzona była naturą duchową, przez co stała wyżej od mężczyzny, choć nie nadawała się do biznesu, polityki, czy stanowienia o własnym losie [...] Przekonanie o wyższości „duchowej” kobiet było nieodłączną częścią utrzymywania ich w podrzędnej pod względem ekonomicznym i politycznym pozycji.”1 Z podobnym syndromem mamy do czynienia wśród niektórych „miłośników Natury”. Nie bez kozery większość telewizyjnych reklam samochodów ma za tło sielski - obrazek puszczy równikowej lub inne piękne, dzikie miejsca. Cóż - szefowie firm samochodowych oraz agencji marketingowych też zapewne bardzo KOCHAJĄ przyrodę i ją SZANUJĄ - podobnie jak promotorzy igrzysk olimpijskich w Tatrach, budowniczowie autostrad i szefowie korporacji SHELL. Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto Natury nie szanuje i nie kocha. Na rękach by ją nosili, chusteczkę, która upadla, niezwłocznie oddadzą, pył spod stópek zamiotą... Byle tylko nie zechciała żyć własnym życiem, wyjść poza ramy, jakie narzucił miłośnik. Który kocha i szanuje wyłącznie to, co powołuje do istnienia na mocy swojej zachcianki i co zgadza się na życie w tej złotej klatce. To, co zgadza się być zawładnięte przez żądne władzy ego - tym razem tyrania ubrana jest w pozory uwielbienia i miłości. Natura musi być skrojona na miarę naszych oczekiwań. Sarenka tak, wilk nie. A kobiety? W sukienkach tak, w spodniach nie. Albo na odwrót. Bo przecież tak jest „naturalnie”, „tak jest w naturze”. Wiedza, która jest pochodną tej „miłości” uzurpuje sobie prawo do wyrokowania o tym, co jest „naturalne”, a co „naturze” przeciwne. Jeśli jeszcze podeprzemy to argumentem „biologicznym” - koniec i kropka. Wyrok zapadł. A że biologia jako nauka jest zawsze mniej lub bardziej wytworem kulturowym (a co za tym idzie - wytworem umysłu pełnego projekcji) i mniej czy bardziej naszym SĄDEM na temat Natury? Tym gorzej dla Natury. W takim razie jest nienaturalna.
Anna Nacher
1 Bertrand Russell „O moralnej wyższości uciśnionych” [w:] „Szkice niepopularne”, Warszawa 1997, s. 79, 81).