Park narodowy, czy kurort wczasowy?
Komu dostęp do morza?
Przeciętny polski turysta zostawia podczas urlopu nad morzem średnio co najmniej 250 dolarów. Tytko w Jastarni w ciągu roku wydano ponad 1000 zezwoleń na prowadzenie pensjonatu lub hotelu (Wprost, 15.08.99) .W większości nadmorskich miejscowości króluje tłum plażowiczów, wszechobecni handlarze, Inwazja Mocy i tym podobne imprezy komercyjne (ponoć firma, która zrezygnuje z letniej promocji nad Bałtykiem skazana jest na klęskę). Ostatnie oazy spokoju bronią się przed naciskami tych, którzy na morzu chcą przede wszystkim zarobić.
Pod szczególnym obstrzałem są parki narodowe: W Smołdzinie, siedzibie Słowińskiego Parku Narodowego, trwa wojna o „dostęp do morza”. Gmina nie może przeboleć, że wciąż nie jest tu jak w Łebie czy Juracie..., a jest tu naprawdę uroczo. Rezerwat Klukowe Buki, szuwary wokół jeziora Gardno, pogańska Góra Skruchy Rowokół - dzięki istnieniu parku od 1967 r. te i inne miejsca wciąż przyciągają szukających kontaktu z przyrodą. Tymczasem gmina, której 60 proc. powierzchni zajmuje park, „czuje się ubezwłasnowolniona”, a jej wójt Tadeusz Pietkun założył niedawno Stowarzyszenie Samorządów Polskich Współpracujących z Parkami Narodowymi, które planuje dokonać zmiany ustawy o ochronie przyrody oraz wpływać na sposób zarządzania parkami narodowymi (na spotkaniu założycielskim w lutym br. do stowarzyszenia przystąpiło 16 gmin). Wicedyrektor Słowińskiego Parku Narodowego Dymitr Komanecki twierdzi, że park nie ulegnie naciskom ani gminy, ani przeróżnych VIP-ów, którzy, jak niedawni amatorzy konnych przejażdżek z Ambasady Niemieckiej, domagają się specjalnego traktowania i naginania parkowych przepisów do ich zachcianek.
„Nie dziwię się, że parki są przedmiotem ciągłych nacisków i żądań. - mówi Komanecki -
Są to najatrakcyjniejsze tereny w Polsce, a stanowią przecież mniej niż 1 proc. powierzchni kraju.” „Park nie stwarza ograniczeń, a raczej możliwości.” - twierdzi Marcin Zielonka z Muzeum Przyrodniczego SPN –
„A ci, którzy wydają miliardy na najlepsze auta, a potrafią godzinę lamentować nad biletem wstępu do parku, nie warci są komentarza. Nie mogą się na te swoje samochody napatrzeć i najchętniej zaparkowaliby je nad samym morzem, przy swoim grajdołku, a nie na wyznaczonym parkingu.” Tytko dzięki temu, że do plaż w Słowińskim Parku Narodowym trzeba pokonać kawałek drogi na własnych nogach, zachowały one jeszcze dziki charakter. Niedawno goszczący tu dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego tak podziwiał niezmąconą ciszę i malowniczość okolicy, że nawet noce spędzał na plaży. Choć rocznie odwiedza park ok. 400 tysięcy osób (1998 r.), 140 kilometrów szlaków turystycznych nie jest zbyt przeciążone, z wyjątkiem ruchomych wydm koło Łeby.
„Niestety - śmieje się pani Genowefa Zielonka zajmująca się turystyką w Słowińskim PN -
ruchome piaski jeszcze nikogo nie wciągnęły, a może to byłaby dobra nauczka dla niszczących wydmy pseudo-turystów”.
Ruchome piaski nie są niestety złotymi piaskami i park nie opływa w bogactwa, lecz mimo to ciągle Wysuwane są żądania podziału dochodów parku z gminą. Pretensji nie brakuje, brak jednak wyobraźni. Bo gdy zamieni się ostatnie piękne zakątki w hałaśliwe plażo-targowiska, władzom gminy pozostanie tytko ze wstydu schować głowę w nadmorski piasek.
Lila Dawidziuk