DZIKIE ŻYCIE

Ekopolityka?

Damian Czechowski

Lektura artykułu „Minister się wylizał” z DŻ 2(80) skło­niła mnie do refleksji nad kompetencjami polityków pocią­gających za sznurki w Ministerstwie Środowiska.


Czy ktoś sobie wyobraża, że w państwie aspirującym do struktur europejskich, mającym wyspecjalizowaną kadrę na­ukową, ministrem finansów zostaje dajmy na to zootechnik, a ministrem obrony narodowej ginekolog. Wiadomo, że to ab­surd, bo komu to pomoże - na pewno nie państwu, a tym bar­dziej społeczeństwu. W każdym zawodzie, tak samo i polityce, każdy resort obsadzony jest przez fachowców. Aby jednak potwierdzić każdą regułę tak i tu musi się zdarzyć wyjątek.

Otóż na jesieni 2000 roku premier Jerzy Buzek postano­wił zmienić szefa Ministerstwa Środowiska powierzając je w ręce Antoniego Tokarczuka. Pan Minister - jak każdy sza­nujący się polityk obozu solidarnościowego w naszym kraju - przeszedł drogę od organizowania strajków w swoim miej­scu pracy w 1980 roku, poprzez internowanie i na zwolnie­niu z pracy skończywszy. Chwała mu za wszystkie jego zasługi, ale czytając jego życiorys nie doszukałem się, ani jednej wzmianki o jego działalności na rzecz przyrody, ani tym bardziej o jego wykształceniu przyrodniczym. Pan Mi­nister ukończył socjologię na Wydziale Filozoficznym Ka­tolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a w latach 1991-1992 pełnił funkcję wojewody bydgoskiego. Od września 2000 roku jest prezesem Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska od października został dr Maciej Rudnicki, poseł na sejm tejże partii (zbieg okoliczności?). Pan dr Rudnicki ukończył Wy­dział Prawa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Podyplomowe Studium Bankowości w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Z powyższych informacji jasno wynika, że resort środowiska rządzony jest przez PPCHD, a ludzie nim zarządzający z racji swojego wykształcenia mo­gliby z powodzeniem zrobić karierę w innych resortach. Upolitycznienie ministerstwa to jedno (wiadomo, kolega koledze pomoże), ale odnoszę wrażenie, że ci ludzie znaleźli się na tych stanowiskach właśnie dlatego, że tak było wy­godniej. Przecież poprzedni minister Jan Szyszko był z wy­kształcenia leśnikiem.

Nie mam zamiaru umniejszać roli polityków zasiadają­cych w ministerstwie środowiska, ani tym bardziej ich ob­rażać, ale czy to znaczy, że nie ma kompetentnych ludzi o przyrodniczym wykształceniu, którzy mogliby obejmo­wać funkcję w tym resorcie i prowadzić politykę rozwoju zrównoważonego, zapisaną przecież w ustawie o ochronie środowiska? To co się obecnie dzieje można przyprawić tylko o zawrót głowy: ciągłe obietnice o powiększaniu Bia­łowieskiego P.N.; problemy górskich parków narodowych z lokalnym ski-biznesem i administracją samorządową; pro­jekt betonowania Wisły; budowa stopnia wodnego w Nie­szawie na „fantastycznym” projekcie ustawy o ochronie środowiska (sic!) kończąc. Wypowiedzi Ministra w spra­wie roli parków narodowych też nie budzą optymizmu.

Z nowego projektu ustawy o ochronie środowiska, jasno wynika (a może się mylę), że jest ona robiona pod kolejną kampanię organizacji Igrzysk Olimpijskich w Zakopanem, tylko nie wiem, w którym roku: 2010, 2014 czy 2100? To ciekawe, ale kiedyś w TV odbyła się debata w sprawie or­ganizacji igrzysk i większość telewidzów opowiedziała się przeciw, takie samo zdanie wyraziła Państwowa Rada Ochrony Przyrody, poniekąd ciało doradcze premiera RP. Więc pytam się komu służycie posłowie: społeczeństwu czy partiom politycznym. Swoją drogą to ciekawe ilu z was za­poznało się z projektem ustawy. A zresztą może w ogóle zlikwidujemy ministerstwo środowiska, a jego kompetencję przekażemy ministerstwu kultury lub sportu, po co nam ono? Oczywiście są to tylko moje „dzikie myśli”, ale po co powo­ływać różnego rodzaju rady naukowe, pytać społeczeństwo o głos, skoro i tak robi się swoje. Panowie politycy, nie jeste­śmy bezmyślnym motłochem, w końcu to my was wybiera­my, a w takim razie to o nas również podobno świadczy.

Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem słowami, które tu padły, a jeśli tak to z góry przepraszam, bo jak już wyżej nadmieniłem nie o to mi chodziło. Myślę, że dla mnie i nie tylko, tak właśnie przedstawia się sytuacja ochrony przyro­dy w naszym kraju.

Damian Czechowski
Wrocław 11.02.2001

Kwiecień 2001 (4/82 2001) Nakład wyczerpany