DZIKIE ŻYCIE

Strachy

Marta Lelek

Tam, gdzie stoją Strachy nie jest jeszcze aż tak źle. Żeby były Strachy muszą być pola i wróble. Wróble i inne ptaszyska są wtedy, gdy nieopodal rosną drzewa. Wobec tego pola nie mogą być zbyt duże. Są niewielkie, poprzedzielane miedzami, na których rosną krzaki. Tu i ówdzie ciągną się wąwozy, w których stoją wielkie drzewa i przynajmniej raz w roku płynie strumyk. Z wąwozów wychodzą na pola sarny i dziki, by czynić szkody. Pola, miedze i wąwozy otaczają wsie, które są takie jak trzeba: domy, ogrody i sady, sklep, gospoda, czasem kościół. No i jakieś święte drzewo: dąb lub lipa, a na nim kapliczka. Takie drzewo to centrum miejscowego świata, przy którym krzyżują się drogi i wedle którego określa się, kto i gdzie mieszka. Kiedy to wszystko takie właśnie jest, są wróble i inne darmozjady, które mają gdzie mieszkać i co jeść, oczywiście na polach, które uprawia człowiek. Człowiek nie może cały czas chodzić po roli i wymachiwać rękami, żeby przeganiać żarłoczne ptaszyska. Ktoś to musi robić za niego. Od tego jest Strach. Chochoł na podobieństwo człowieka. Strach jest taki, jak ludzie, których ma wyręczać. Powinien przecież przypominać wyglądem gospodarza, by wróble i inne szkodniki myślały, że to on.

STRACHY I

Jan Maciejka ma na swoim polu kilka Strachów. Stoją w szeregu jak żołnierze i pilnują dojrzewającego ziarna. Jan Maciejka jest dobrym, solidnym gospodarzem i nie dopuści do tego, by ptaszyska pomniejszyły jego zbiory. Wierzy w to, że tak właśnie trzeba i na tym polega gospodarność. A powinnością człowieka jest być gospodarnym. Natomiast dzielenie się efektami swojej pracy z dzikim ptactwem to marnotrawstwo, które przecież jest grzechem.
Jan Maciejka widzi Strachy z okien swego domu. Nikt we wsi nie ma tylu Strachów, co on. Niektórzy w ogóle nie mają, a to sprawia, że czuje się lepszy od innych. To uczucie sprawia mu przyjemność. Wie, że Pan Bóg właśnie jego wyróżni na Sądzie Ostatecznym, pochwali i nagrodzi.

STRACH II

Antka Bąka ludzie nazywają Johnnym. Zdarzyło mu się kiedyś wyjechać do Ameryki. Trochę tam zarobił i po powrocie kupił sobie, jako pierwszy we wsi, japoński samochód  Mitsubishi, co prawda 15-letni, ale nikt z jego sąsiadów nigdy jeszcze takiej bryki nie widział. Johnny przejeżdża nim co jakiś czas przez wieś, dzwoniąc panewkami w silniku, a za nim ujadają psy i biegną wszystkie dzieci, krzycząc z podniecenia.

Na polu Johnnego stoi Strach, a jakże. Postawił go jeszcze jego ojciec i tak stoi już ze 30 lat! Tylko odzienie Stracha zmienia się wraz z upływającym czasem. Kiedy Johnny był mały, Strach miał na głowie kapelusz, na ramionach białą (niegdyś) koszulę, stary surdut przewiązany skórzanym pasem. Na wietrze powiewały poszarpane nieco przez wałęsające się psy czarne spodnie. Ojciec Johnnego miał fantazję. Zawsze kiedy wracał z gospody podchodził do Stracha i wkładał mu w butonierkę urwaną komuś przez płot różę. Kiedy był zbyt pijany i matka Johnnego nie wpuszczała go do domu, pod Strachem przesypiał do rana. Był do niego przywiązany i kiedy umarł, Johnny zrozumiał, że w Strachu został kawałek ojca, jakby garść jego duszy. Nie śmiał Stracha  ruszyć, coś go powstrzymywało.

Johnny chce być jednak nowoczesny i kiedy na Strachu do cna podarły się galoty wymienił je na błękitne Levisy, które jeszcze z Ameryki przywiózł, ale się już wysłużyły. Do ramion przywiązał puszki po coca-coli, które dzwonią na wietrze. Ludzie we wsi znowu cmokają ze zdziwienia. Ech, Johnny! - mówią i klepią go po plecach. Z ciebie prawdziwy Amerykan! I tak stoi nadal Strach na polu Johnnego i każdy wie czyj on, nikt by się nie pomylił.

STRACH III

Z dala od wsi, pod lasem stoi chata Józka Przyborka. Kiepska jest już ta chata. Strzecha na dachu wyleniała, dziury po niej łatane blachą, co ją kiedyś wiatr przywlókł z PGR-u. Wapno oblazłe, płot pochylony, za płotem śladu już nie ma po malwach, nagietkach i floksach, które kiedyś migotały kolorami aż do środka wsi. Dzieci Józkowi do miasta odeszły, żona umarła. Już będzie 6 lat, jak Józek sam w chałupie siedzi i chmury na niebie liczy. Tyle, że mu Strach w okna zagląda. Na polu zdziczałym, z chaszczy i trawy wysokiej sterczy. Jest do kogo gębę otworzyć. Józek gada do niego i nie ogląda się za siebie, czy go kto nie słyszy. Nikt go nie widzi i nikt mu do czoła nie popuka. Gada do niego, kiedy chce i takie rzeczy, że nikomu innemu by ich nie powiedział. Ale nie podchodzi. Nie chce wystraszyć siedzących na Strachu wróbli. A one tam siedzą, skaczą i szczebioczą. Wielki ruch robią. Skubią wełnę ze swetra, w który Strach jest odziany i gniazdo z tego plotą. Gdzie? W kapeluszu, co się jeszcze cudem wiatrom oparł. Oj, będzie gwar, jak się pisklaki z jajek wyklują. Patrzy Józek na to wszystko i ciepło mu na duszy. Póki strach stoi i kłębi się w nim życie, to jakby porządek na świecie panował. A jak się kiedyś zwali...?  To on wtedy sam na miejscu stracha stanie, może i w nim wróble zamieszkają? Uśmiechnął się Józek do swych myśli. I porządek dalej będzie trwał na świecie.

Tam, gdzie stoją strachy nie jest jeszcze tak źle. Muszą być i ptaki i drzewa. Muszą być też ludzie, do których strachy są podobne. Tacy, co to swój charakter mają, którzy się spośród siebie wyróżniają.

Sterczą Strachy z pól i gości witają. Jedne chude, inne grube, sianem wypchane. Na niektórych butelki się tłuczą, na innych puszki brzękają. A czasem worki foliowe wiszą u rąk, jakby dopiero co ze sklepu z zakupami przyszły. Ale jakby coraz mniej chochołów w krajobrazie. Im mniej miedz, im rzadsze drzewa na polach, tym trudniej Stracha dostrzec. Nie mają już kogo straszyć. A i ludzie jakby inni się robią. Zamiast stawiać Strachy ludziom podobne - folię na sznurach wiążą. A takie straszydło już duszy nie dostanie. Bez głowy i ciała, bez ubrania, nikomu niepodobne, bez imienia gospodarza swego.

I stają się miejsca do siebie podobne, że jednego od drugiego niczym się nie różni. Jedno pole, jeden kolor, jeden wzór układa się na wietrze. Po horyzont. Nie tak sobie Józek Przyborek porządek świata wyobrażał. Gdzie Strachy nie stoją, tam dzieje się źle, oj, bardzo...

Marta Lelek