DZIKIE ŻYCIE

Tolkien kontra dzika przyroda

Joanna Matusiak

Są książki, które wypada przeczytać, są też takie, które przeczytać warto. Trylogia Tolkie­na „Władca pierścieni” powszechnie zaliczana jest do obu kategorii. W wielu środowiskach uchodzi wręcz za kultową.


Dziewczęciem bę­dąc pochłonęłam wszystkie opasłe tomiska, z których pozostał mi w pamięci klimat magii, Image dzikości i przygód. Jako że powstaje film opar­ty na tej powieści, postanowiłam bardziej już świadomie zgłębić to dzieło i zbadać, czemu jest ono uznawane za kanon wśród „Zielonych”. Przyznam, że po lekturze jestem tak samo mą­dra jak przed nią. Fakt, akcja toczy się pośród dzikich lasów, łąk, gór i pustkowi. Bohatero­wie zgłębiają górskie otchłanie, spływają rwą­cymi rzekami, przedzierają się przez knieje. Ale u Tolkiena dzikie często równa się wrogie. Przy­kłady? W malowniczych scenach autor opisuje ataki wilków - sług Złego - na dzielnych pod­różników, którzy na szczęście - uzbrojeni po zęby - szybko wybijają watahę co do łapy. Da­lej możemy wyczytać, że Canis lupus to: „ple­mię nikczemne, pobratyńcy orków”. Dla niewtajemniczonych: orkowie to paskudne, nie­okrzesane, śmierdzące stwory, których zabija­nie to popularny sport wśród szlachetniejszych istot. Również widok krążących po niebie pta­ków napawa bohaterów grozą, gdyż są one często na usługach czarownika-zdrajcy i donoszą mu o każdym kroku podróżnych. Nikt nie jest bezpieczny także w górach, bo w ich wnętrzach czają się różne niebezpieczne stwory, które wprawiają w panikę nawet najdzielniejszych mężów. Szczyty górskie próbują zgładzić wę­drowców za pomocą śnieżyc i lawin.

Najczarniejszym jednak widmem jest las. Nie podziwia się tu piękna starych jak świat drzew, wykrotów, źródełek. Każdy omija knieję sze­rokim łukiem, jeśli zaś tam wejdzie, to na wła­sne ryzyko i wyszedłszy z niego żywy budzi powszechne zdziwienie i podziw. Drodzy moi, niech was nie zwiedzie pozorny spokój drze­wiastych postaci! Potrafią być one bardzo zło­śliwe np. zamykają nieopatrznego wędrowca w swoim wnętrzu. Mogą też być śmiertelnie niebezpieczne. To las załatwił całą bandę or­ków, co tym razem było chwalebne, bo pomo­gło bohaterom. Ale drzewom zdarzały się i inne próby morderstwa. Raz ork, raz hobbit.

Przykłady takie można by mnożyć. W powie­ści powszechnie wychwalanej jako „eko” nie unikniemy starego jak ludzkość podejścia do przyrody jako czegoś niezrozumiałego a więc wrogiego, z czym należy się zmagać. Stereo­typ goni tu stereotyp: zły wilk, podstępne ko­rzenie, groźna głusza, dzikie stwory.
W powieści krainą szczęśliwą, bezpieczną, idealizowaną jest Shire - kraj zamieszkiwany przez hobbity. Do złudzenia przypomina on an­gielską wieś. Są tu żywopłoty, trawiaste wzgó­rza, wypielęgnowane ogródki. Graniczy on z wielkim lasem, o którym krążą mrożące krew w żyłach opowieści i do którego żaden zdrowy psychicznie hobbit dobrowolnie się nie zbliży.

Tolkien pisał swą powieść kilkadziesiąt lat temu. Nikt wtedy nie mówił o zagrożeniach ekologicznych, jakkolwiek minęła już wów­czas fobia ujarzmiania dzikiego. Najwidocz­niej jednak ta niechęć do dzikości zakotwiczyła się głęboko w umysłach, skoro tak mocno wi­dać jej piętno w książce o generalnie mądrym przesłaniu. Fobia ta istnieje również dziś, o czym może świadczyć chociażby popular­ność filmów typu „Blair Witch Projekt” (hor­ror, w którym drzewa zabijają ludzi).
Dziwi takie nakreślenie tła przyrodniczego przez autora, z którego biografii można wywnio­skować, że był on człowiekiem głęboko świa­tłym, o nowatorskich poglądach na temat cywilizacji, techniki, postępu. Sceptycznie odno­sił się do żywiołowo rozwijającego się przemy­słu motoryzacyjnego, krytykował gęstniejącą w Anglii sieć dróg. Sam nigdy nie kupił sobie lo­dówki, do pracy - będąc uniwersyteckim profeso­rem - dojeżdżał rowerem, a z prowadzenia samochodu na trwałe zrezygnował, gdy uświado­mił sobie, jak wielkie spustoszenia w przyrodzie i krajobrazie wyrządził rozwój motoryzacji (już wcześniej za podobny wpływ krytykował linie ko­lejowe). Nie był to człowiek negatywnie nastawio­ny do dzikiej przyrody, lecz powieści pisał w oparciu o staroceltyckie mity i wierzenia powstające w cza­sach, gdy człowiek w konfrontacji z nierozumiany­mi i groźnymi żywiołami czuł się bezradny.

Jakkolwiek by nie było, czytelnik nie znają­cy historii powstawania dzieła ani poglądów jego autora, może odnaleźć w powieści kolejne potwierdzenie pokutującego od dawna poglą­du, że od dzikiej kniei lepszy jest przystrzyżony trawnik i równe grządki, a wyregulowany po­tok z licznymi mostkami od rwącej, wylewają­cej na wiosnę rzeki. Kolejne pokolenia dzieci będą słuchały do snu bajek o Czerwonym Kap­turku, kolejne rzesze nastolatków będą z zapar­tym tchem śledzić zmagania prawych obrońców Dobra z wilkami i drzewami, przerażone tłumy obejrzą film z wiązem-mordercą w roli głów­nej. Ziarnko do ziarnka. Wszyscy oni będą na co dzień decydować o losie wycinanego wła­śnie lasu, betonowanej rzeki, góry zamienia­nej w narciarski stok. Tak odejdzie dzikie.

Joanna Matusiak