Ruszyła maszyna...
Wszystko wskazuje na to, że wkrótce nic już nie będzie takie, jak dotychczas. Nowy rząd postanowił bowiem zabrać się za walkę z bezrobociem i rozwój gospodarczy. Jak? To proste – zbuduje autostrady. Podobne pomysły na rozwiązanie tych problemów mieli już Hitler i Mussolini. Metody mieli nieco inne. Inne?
Jak donosi prasa, czeka nas „autostradowy stan wyjątkowy”. Ministerstwo Infrastruktury chce zawiesić na kilka lat niektóre przepisy budowlane, ekologiczne i związane z ochroną dziedzictwa kulturowego. Wszystko po to, aby ułatwić realizację programu przyspieszonej budowy autostrad. Tak właśnie w praktyce wygląda państwo prawa – jest to ni mniej ni więcej tylko prawo pięści, w którym żadne wartości nie liczą się w zestawieniu z planami biznesu samochodowego, naftowego i budowlanego oraz ich rządowych pomocników.
Już skierowano nowelizację prawa budowlanego do Sejmu, na przekazanie tam czeka przyjęty przez ekipę rządową projekt nowelizacji prawa przestrzennego. Minister Infrastruktury Marek Pol stwierdził: „Na kilka lat należy zawiesić wiele przepisów, aby szybciej budować”. O jakie przepisy chodzi? M.in. o te, które dotyczą kosztów ochrony środowiska (opłaty za wycinanie drzew), kosztów zmiany klasyfikacji gruntów z rolnych i leśnych na przeznaczone pod inwestycję oraz kosztów wstępnych prac archeologicznych. Wiceminister Wojciech Jańczyk stwierdził krótko: „Protesty właściciela gruntu lub jakiejś organizacji blokują teraz na długo wiele budów”. Więc żeby nasi cudotwórcy nie musieli się użerać z „jakąś organizacją”, przepisy ekologiczne się usunie i już będzie z górki. Oto społeczeństwo obywatelskie po polsku. Niczym w buszu – gdy kacykowi przeszkadza „jakaś organizacja”, to się zmienia prawo i po kłopocie.
Rządowy program zakłada, że do 2005 r. sieć autostrad, która teraz liczy niespełna 400 km, wydłuży się o 550 km. Dodatkowo rząd Leszka Millera chce rozpocząć budowę aż 500 km dalszych odcinków autostrad i wybudować 200 km nowych dróg ekspresowych.
Mamy już pierwsze efekty tych planów. Ruszyły właśnie prace przy budowie autostrady A-1, o której pisaliśmy w numerze kwietniowym. Wojewoda pomorski Jan Ryszard Kurylczyk wziął udział w rozpoczęciu prac – jak przystało na porządnego przewodnika stada, wsiadł do koparki i dał przykład wykonawcom robót, niczym niegdysiejszy sekretarz partii biorący udział w podobnych pokazówkach w kopalniach, hutach i stoczniach. Ustroje się zmieniają, mentalność trwa w najlepsze.
„Autostradowy stan wyjątkowy” jest kolejnym przykładem daleko posuniętej degrengolady moralnej polskich elit politycznych. Jeśli w imię tzw. „rozwoju” dokonuje się ręcznego sterowania przepisami dotyczącymi dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego, znaczy to tylko tyle, że w tym kraju rządzi głupota, prymitywizm i krótkowzroczność. I każdy normalny obywatel, a zwłaszcza ludzie kultury, sztuki i nauki powinni głośno protestować przeciw takiemu upadkowi wszelkich wartości. Jeśli będziemy milczeć to – jak śpiewał Wojciech Młynarski – przyjdzie walec i wyrówna. A następne pokolenia będą mogły podziwiać już tylko czarne, lśniące wstęgi asfaltu, jak Polska długa i szeroka.
(rem)