DZIKIE ŻYCIE

O sępach raz jeszcze

Anna Stanuch

Z przeogromną radością przeczytałem artykuł Ryszarda Kulika o tybetańskim rytuale grzebalnym i nie mogę nie dopisać kilku uwag do tego pięknego tekstu.

Pięć miesięcy ubiegłego roku spędziłam na izraelskich Wzgórzach Golan biorąc udział w codziennych obserwacjach jednej z najliczniejszych na świecie kolonii sępów płowych. Widziałam sępy latające, żerujące, karmiące młode, kopulujące, wysiadujące jaja i muszę powtórzyć za autorem artykułu – są to ptaki ogromne (mają skrzydła o ponad dwu i pół metrowej rozpiętości), spokojne, dostojne i piękne.

Potrafią siedzieć w oddaleniu wiele godzin zanim zaczną jeść martwą krowę. Zwykle czekają aż inne mniejsze gatunki ptaków obsiądą padlinę, a jedzenie wystawione w specjalnych zbudowanych przez ludzi „feeding stations” jest niemal zawsze ignorowane, z niewyjaśnionych jak dotąd powodów. Skąd więc w naszym języku czasownik „sępić” kojarzący się z pazernością?


Rezerwat Gamla. Fot. Shmulik Amir
Rezerwat Gamla. Fot. Shmulik Amir

Sępy płowe są zupełnie nieagresywne. Panicznie boją się ludzi. Wiele razy widziałam je atakowane w locie przez dużo mniejsze orzełki południowe. Sęp w takiej sytuacji nigdy nie próbuje zabić przeciwnika, po prostu się broni – dość zresztą nieporadnie jak na ptaka o tak potężnym ciele i silnym dziobie – po czym odlatuje właściwym sobie płynnym, żaglowym lotem.

Niestety, bardzo nieskutecznie bronią gniazda przed intruzami. A przecież utrata przez nie pisklęcia lub jaja jest tak wielkim szokiem, że para może przez szereg lat nie założyć gniazda. Któregoś dnia obserwowałam sępa wpatrującego się przez trzy godziny w martwe pisklę. Oczywiście zachowanie takie podyktowane było tym samym instynktem, który każe przypatrywać się leżącej bez ruchu gazeli lub krowie (zamiast sprawdzić, czy jest martwa na przykład siadając na niej). Przysięgam jednak, że widok był rozdzierający i nie mogłam się w żaden sposób powstrzymać przed przypisaniem rodzicowi zupełnie ludzkich uczuć.

Oszczędzę sobie opisu opieki nad potomstwem, reagowania na zagrożenia i innych sępich zachowań budzących mój zachwyt, DŻ nie jest przecież pismem ornitologicznym.

Jestem wdzięczna Ryszardowi Kulikowi za jego artykuł, gdyż od miesięcy poszukiwałam informacji na temat tybetańskiego rytuału pogrzebowego, od kiedy usłyszałam o nim przypadkiem w formie skąpej informacji od kogoś, kto kiedyś znał kogoś, kto był w Tybecie i widział to. Rzeczywiście rytuał ten odzwierciedla głębi szacunek do przyrody i jej praw i jest przeciwieństwem działań współczesnych ludzi Zachodu, których rytuały stały się tak bardzo symboliczne i wyabstrahowane z życia, że zadaję sobie pytanie, po co w ogóle istnieją. I czy w kulturze zachodniej jest jeszcze miejsce na jakąkolwiek transcendencję?

Trzy lata temu w kanionie Gamla na Wzgórzach Golan siedemnastoletnia dziewczyna popełniła samobójstwo skacząc z trzystumetrowego klifu. Zostawiła list, w którym życzyła sobie, aby jej ciało zostało zjedzone przez sępy. Ciało zostało wydobyte z dna kanionu śmigłowcem, a następnie pogrzebane. Dlaczego? Bo tak każę prawo. Ludzkie, państwowe prawo. Jedyne prawo...?

Anna Stanusz

Kwiecień 2002 (4/94 2002) Nakład wyczerpany