DZIKIE ŻYCIE

Bieszczadzki klin

Dariusz Matusiak

Wieś Wołosate w Bieszczadach znów stała się głośna w regionie. Tym razem za sprawą odgrzanego pomysłu utworzenia drogowego przejścia granicznego łączącego polskie Podkarpacie z ukraińskim Zakarpaciem. Nie byłoby w tym nic godnego uwagi, gdyby nie fakt, że samo przejście i droga dojazdowa do niego miałyby zostać umiejscowione w środku Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Genezę tego pomysłu i dalsze jego losy warto więc prześledzić.

Dawna wieś Wołosate – obecnie osada BPN o tej nazwie – leży u podnóży góry Tarnica i przełęczy Beskid. Jej nazwa wywodzi się od terenów wołosatych, co oznaczało w tutejszej terminologii – włochaty, porośnięty. W XVII w. wieś zasłynęła jako jedno z najgroźniejszych, obok Jaworca, bieszczadzkich bastionów zbójnictwa. Tutejsi ondraszkowie napadali na podróżnych przejeżdżających traktem przez przełęcz Beskid, odbierając im pieniądze, a czasem i życie. Późniejsze wieki były pod tym względem spokojniejsze i do XIX w. ludność Wołosatego trudniła się hodowlą siwego bydła węgierskiego, które wypasano latem na połoninach, a jesienią sprzedawano na rzeź. Na początku XX w. Wołosate było najliczniejszą wsią w południowo-wschodniej części ziemi sanockiej – zamieszkiwało ją w 1913 r. 1040 mieszkańców (obecnie ok. 30). II wojna światowa i jej następstwa były okresem najtragiczniejszym w historii wsi. W czasie okupacji hitlerowskiej mieszkańcy Wołosatego nie chcieli przyjmować kennkart ukraińskich, dających im znaczne uprawnienia w porównaniu z dokumentami polskimi, za co spotykały ich liczne represje. Jednak dopiero rok 1946 przyniósł zagładę temu miejscu. W wyniku przeprowadzonej przez komunistów „Akcji Wisła” mieszkańcy z całym swoim dobytkiem musieli opuścić wieś.


Fot. Dariusz Matusiak
Fot. Dariusz Matusiak

Do lat 60. pod Tarnicą nie było żywej duszy i dopiero PRL-owskie plany uczynienia z Bieszczadów centrum hodowli bydła ściągnęły ponownie w to miejsce ludzi. Utworzono małą osadę przy powstającej wielkiej fermie hodowlanej, której budowy nigdy nie ukończono. Droga prowadząca po wojnie w to miejsce, początkowo wytyczona przez leśników do zwózki drewna, a następnie w okresie panowania IGLOOPOL-u utwardzona asfaltową nawierzchnią, obecnie z trudem jest przejezdna.

Pomysł budowy przejścia granicznego na przełęczy Beskid pojawił się już w okresie międzywojennym, jednak szybko odszedł w niepamięć wraz z wyludnieniem się tych ziem. Dodatkowo przemawiało przeciw niemu objęcie tego obszaru w 1973 r., najwyższą forma ochrony w postaci Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a następnie Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie”. Jednak pomysł został znów odgrzany przez lokalnych decydentów, dla których zbliżający się czas wyborów jest okazją do szermowania populistycznymi hasłami mającymi zjednać elektorat. Otwarcie granic, rozwój ekoturystyczny regionu, pokazanie przyjezdnym uroków przyrody są pięknymi hasłami, którymi chce się przysłonić niszczenie parku narodowego. Obawy te nie są nieuzasadnione, jeśli zrozumiemy, że chodzi o zwykły handel przygraniczny, na którym mogłyby zarobić okoliczne gminy. Jeśli obecnie w każdym miejscu Bieszczad można bez problemu kupić od ukraińskiego „turysty” tanie papierosy i alkohol, to aż strach pomyśleć jak wyglądać będzie park narodowy, przez który przejeżdżać będą dziennie tysiące „turystów” obładowanych tego rodzaju produktami. Choć opinia Rady BPN wypracowana na październikowym spotkaniu z samorządami lokalnymi była negatywna, to zapewne temat ten jeszcze nie raz powróci na nasze łamy.

Dariusz Matusiak


Wojomir Wojciechowski (dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego): „Jest to temat może trochę przedwczesny, bo nie ma jeszcze w tej sprawie podpisanych żadnych umów przez stronę polską i ukraińską, ale oczywiście warto już teraz na ten temat rozmawiać. Na temat przejścia drogowego są różne zdania, jednak chcielibyśmy zachować park narodowy w stanie nienaruszonym. W ramach Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery »Karpaty Wschodnie«, dobre kontakty ze stroną ukraińską i Uzhańskim Parkiem Narodowym są dla nas niezwykle ważne. Natomiast co warte jest podkreślenia, dla ochrony przyrody jakiekolwiek przejście graniczne na terenie parku narodowego jest bardzo niekorzystne. W związku z tym szukamy kompromisu i chcielibyśmy, aby przejście znajdowało się poza terenem parku narodowego. Może ono być w najbliższym sąsiedztwie Lutowisk, ale nie na Wołosatym”.

Prof. Stefan Skiba (wiceprzewodniczący Rady BPN): „Jako wieloletniego członka Rady BPN, a także członka Państwowej Rady Ochrony Przyrody, moje stanowisko jest negatywne z racji tego, że rozumiem jakie zagrożenia może przynieść budowa przejścia granicznego w tym miejscu. Kiedy uczestniczyłem w pracach nad tworzeniem planu ochrony przyrody dla BPN, robiliśmy wszystko, żeby zrenaturalizować ten teren, zdewastowany przez wieloletnią działalność IGLOOPOL-u, więc w momencie, kiedy udało się nam to wszystko, tworzenie przejścia granicznego na przełęczy Beskid uważam za nieporozumienie. Ponieważ sprawami parku narodowego zajmuję się od 10 lat, to widzę, że przy okazji każdych wyborów samorządowych odżywa sprawa przejścia granicznego w Wołosatym. Tą sprawę traktuje się jako kiełbasę wyborczą dla społeczności lokalnej, która widzi w tym receptę na szczęście, nie wiedząc czym to grozi. Warto odwołać się tutaj do przykładu przejścia drogowego w Tatrach na Łysej Polanie, gdzie wcześniej przyrodnicy też wnosili swoje zastrzeżenia. Nie posłuchano ich i teraz sami górale zapowiadają blokady drogi, bo nie chcą mieć przejścia pod swoim domem”.