Pytań kilka
Pytanie 1:
– Czy pani jest wielbłądem?
Odpowiedź:
– Nie, nie jestem wielbłądem!
Pytanie 2:
– może coś pani ukrywa? (np. garby?!)
Odpowiedź:
– ...?!
Oczywiście ów „wielbłąd” to słowo-klucz, słowo, które „zamyka drzwi”, załatwia problem niewygodnych organizacji, słowa, które w dzisiejszych czasach zrobiło olbrzymią karierę – sekta.
Ileż to razy musimy odpowiadać na takie pytania, nieustannie się tłumacząc. Kilka lat temu ówczesny dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w Bielsku-Białej w ten prosty, ale jakże skuteczny sposób „przerzucił” problem z nielegalnej zabudowy kopuły Pilska na „sekciarstwo” Pracowni. Na konferencji prasowej posunął się do tak absurdalnych zarzutów (mamy to zarejestrowane na kasecie wideo) jak to, że odmawiamy modlitwy do drzewa wraz z naszym biskupem! Niestety nie był to odosobniony przypadek. Jakiś czas później znaleźliśmy się razem z Wydawnictwem „Zielone Brygady” na liście sekt opublikowanej przez „Politykę”. Jak bardzo takie działania przyniosły szkodę ruchowi ekologicznemu nie muszę chyba nikomu tłumaczyć.
W rozmowie (a raczej tłumaczeniu się) z pewną pedagog szkolną użyłam wręcz słowa, że jesteśmy organizacją areligijną. Ale przemyślawszy sprawę, muszę się przyznać do błędu. To też bardzo niefortunne słowo. Przecież wnikliwa pani pedagog dopatrzy się namawiania do ateizmu. A przecież nic bardziej błędnego. Wykreślam zatem to słowo z mojego słownika i tłumaczę, że PNRWI nie pyta się członków o wyznanie, nie sprzyja ani nie schlebia żadnej religii a jeśli ktoś usiłuje podciągnąć głęboką ekologię pod na przykład postawę św. Franciszka bądź wprost przeciwnie stawia go w opozycji, to jest to jego indywidualna sprawa. Nie jesteśmy sektą czy nową religią tak samo, jak nie jesteśmy organizacją polityczną i nie udzielamy gotowych odpowiedzi na wszystkie zadawane pytania.
Pytanie: Jakie jest zdanie pracowni na temat aborcji?
Odpowiedź: Nie ma takiego zdania.
Nie ma i być nie może. Nie mamy programu, który ustosunkowuje się do każdego problemu społecznego czy gospodarczego. Możemy jedynie odpowiadać na pytania, Jakie jest zdanie w Pracowni na temat Puszczy Białowieskiej, ochrony wilka czy rysia. Przynależność lub nie do danej religii, stosunek do samotnych matek, aborcji czy antykoncepcji to prywatne poglądy indywidualnych osób.
Piszę to, bo nie mam wątpliwości, że wśród czytelników „Dzikiego Życia” znajdą się i tacy, którzy podejrzewają Pracownię o sekciarstwo. Taka specyfika naszych czasów. Być może należy cieszyć się, że nie grozi nam stos. Dziś takie rzeczy załatwia się o wiele bardziej humanitarnie. Dwa lata temu straciliśmy naszą siedzibę, bo według ówczesnego prezydenta miasta Bielsko-Biała indoktrynowaliśmy młodzież. Rzeczywisty powód usunięcia nas z domku nad zaporą był zupełnie innym, ale czyż ta metoda nie przynosi najlepszych efektów? Kiedy brakuje racjonalnych argumentów pozostaje niewybredna wojna na absurdalne zarzuty. Zarzuty te są o tyle szkodliwe, że często nie wypowiadane wprost nie pozostawiają nam możliwości obrony. Bo jak to tłumaczyć, że się nie jest wielbłądem. Lubię słońce, mam parę oczu, muszę odpoczywać, a pokarm wchodzi i wychodzi u mnie tą samą drogą, co u wielbłąda. Więc czy na pewno nic mnie z nim nie łączy? Taką samą logikę mogę przyjąć – i zapewniam, że to robią – wszyscy, którym nie jest na rękę działalność Pracowni. Oni sieją, my zbieramy kiepskie żniwa.
Jeden z liderów naszej organizacji pisał kilka lat temu, że „w Pracowni nie ma miejsca na żadne ezoteryczne techniki, New Age-owskie masowanie swojego ja, ani udawanie duchowości”. Dopowiedziałabym tylko, że każdy widzi to, co chcę widzieć jeżeli bardzo będzie mu na tym zależało to zrobi z Pracowni sektę tak, jak ze mnie może zrobić wielbłąda.
A może po prostu nie należy się przejmować i robić swoje?
Anna Targiel