Kim jestem?
...psychologa mniemania
na głębokie pytania...
Jestem człowiekiem, mężczyzną, synem, mężem, nauczycielem... Wielu z nas zapewne tak właśnie odpowie na to pytanie. Pytanie fundamentalne; kto wie, czy nie największe z największych. Jest tak, ponieważ w momencie, gdy określamy siebie, jednocześnie wskazujemy na to wszystko, co nami nie jest. Tak oto rodzi się podstawowy podział, w którym moje „ja” jest swojskie, a świat zewnętrzny jest obcy. To, co znajduje się na zewnątrz może być bardziej lub mniej obce, w zależności od tego, jak duże widzimy podobieństwo między określeniami przypisywanymi sobie i innemu. Tak się składa, że zwykle w tych zabiegach świat naturalny, dzika przyroda znajdują się na szarym końcu, czyli są najbardziej obce.
Sposób, w jaki myślimy o sobie, decyduje o tym, że czujemy się w świecie źle; czujemy się niepewnie, obco i samotnie, a sam świat spostrzegamy jako zagrażający. Co nam grozi? Przede wszystkim to, że stracimy bezpowrotnie siebie, czyli naszą identyfikację z małym „ja”. Śmierć bowiem jest zawsze utratą naszego małego „ja”. Dlatego właśnie tak bardzo się jej lękamy.
Z tego lęku następnie wypływają zachowania, które codziennie przyczyniają się do postępującej degradacji naszej planety. Są to: kontrolowanie rzeczywistości, manipulowanie naturalnymi procesami, nadkonsumpcja czy uzurpacja oparta na przekonaniu, że jesteśmy kimś wyjątkowym i że w związku z tym należą się nam szczególne przywileje. Efektem tego jest ciągła walka i zmaganie się z życiem.
Czy znacie jakiś inny sposób? Czy można się tak ciągle nie bać? Kim w związku z tym jestem? Podobno kondor, o którym myślimy, że składa się wyłącznie z piór, kości, skóry, mięśni i narządów wewnętrznych, jest zaledwie w pięciu procentach kondorem. Gdzie jest jego pozostałe 95%? Ta pozostała część kondora, to skały, rzeki, drzewa, chmury, miejsce, w którym żyje. Pod tym względem niczym nie różnimy się od kondora – my też jesteśmy kimś znacznie większym i szerszym, niż się nam z pozoru wydaje. Bliskie nam przedmioty, ludzie, miejsce, ale też powietrze, deszcz, buczyna porastająca wzgórza, wilk, orzeł czy wreszcie cała Ziemia, to wszystko jestem JA.
Możemy temu zaprzeczać (często tak zresztą robimy – głównie w odniesieniu do przyrody), może się to nam wydawać dziwną spekulacją, ale oczywistość tego faktu dopadnie nas prędzej czy później. Im prędzej, tym lepiej, ponieważ ma to zbawienne skutki zarówno dla nas, jak i dla całego świata. Po pierwsze, pozwala to przestać kurczowo trzymać się naszego małego „ja”. Wolność od tego przywiązania daje jednocześnie wolność od lęku. Nie ma już przecież niczego, co moglibyśmy utracić (wszak poszerzając naszą tożsamość, „tracimy” naszą identyfikację z małym „ja”). Po drugie, w stanie szerokiej identyfikacji, naturalnie i spontanicznie troszczymy się o to, czym jesteśmy i opiekujemy się tym. Jestem lasem, jestem rzeką, więc staję w ich obronie tak samo, jakbym bronił siebie. Nie wynika to przy tym z jakiegoś nakazu, powinności czy przymusu, ale z głębokiego rozpoznania kim naprawdę jestem. W tym stanie (jeżeli jest on prawdziwie głęboki) po prostu działam, nawet gdybym miał być jedynym człowiekiem, który tak właśnie robi.
Ryszard Kulik