Gospodarka łowiecka i pasterska a ochrona wilka i rysia w Bieszczadach
Ryś (Lynx lynx) został objęty ochroną gatunkową na terenie całego kraju w 1995 roku, a wilk (Canis lupus) w 1998 r. Szczególnie dużo emocji budzi ochrona gatunkowa wilka. Objęcie go ochroną na terenie całego kraju zostało entuzjastycznie przyjęte przez domagające się tego organizacje proekologiczne, dla których wilk jest symbolem ich starań o ochronę całej przyrody. Częste jest błędne przekonanie, że obecność wilków w danym siedlisku stanowi dowód na jego naturalność, a skłonność tych drapieżników do atakowania udomowionych zwierząt kopytnych jest negowana.
Na drugim biegunie znajduje się wielu myśliwych, którzy wilka postrzegają jako najbardziej atrakcyjny krajowy obiekt polowań i nie chcą pogodzić się z faktem jego ochrony przy stosunkowo dużej liczebności populacji. Wielu myśliwych uznaje wilka za drapieżnika czyniącego ogromne straty wśród zwierząt łownych, a dla firm i osób czerpiących korzyści z turystyki łowieckiej ochrona gatunkowa wilka spowodowała zubożenie oferty skierowanej do potencjalnych klientów.
Również hodowcy zwierząt gospodarskich nie są zadowoleni z umieszczenia wilka na liście gatunków ściśle chronionych, chociaż dzięki temu wilk został uznany za sprawcę szkód rekompensowanych przez Skarb Państwa. Wielu hodowców postrzega objęcie wilka ochroną jako zapewnienie temu drapieżnikowi „nietykalności”. Hodowcy obawiają się, że podlegająca ochronie lokalna populacja wilków będzie zwiększać swą liczebność i powodować coraz większe szkody.
W niniejszym artykule, na podstawie własnych badań i dostępnych materiałów, przedstawiono obecny stan populacji wilka i rysia w całej Polsce oraz relację pomiędzy tymi drapieżnikami a gospodarką łowiecką i pasterską w Bieszczadach.
Stan obecny i perspektywy rozwoju populacji wilka i rysia w Polsce
W obecnej chwili możemy mówić o ustabilizowanej populacji wilków we wszystkich dużych kompleksach leśnych na wschód od Wisły. Opierając się na naukowych danych dotyczących zagęszczenia wilków w Puszczy Białowieskiej i w Bieszczadach oraz w oparciu o areał zasiedlony przez te drapieżniki, liczebność wilków w Polsce należy obecnie szacować na około 500-600 osobników. Najnowszy raport pt. „Inwentaryzacja wilków i rysi w nadleśnictwach i parkach narodowych, 2001” ocenia liczebność wilków w Polsce na ok. 510 osobników. Natomiast zasięg występowania rysi w Polsce jest znacznie mniejszy niż zasięg występowania wilków i ogranicza się do dużych kompleksów leśnych Polski północno-wschodniej i Karpat, niewielka populacja reintrodukowanych rysi bytuje również w Puszczy Kampinoskiej. Aktualnie szacuje się, że liczebność rysi w Polsce wynosi około 200 osobników. Na zachód od Wisły wilki występują sporadycznie, w niewielkiej liczbie i w dużym rozproszeniu, a ich sumaryczna liczba szacowana jest na około 20-30 osobników. W ostatnim dziesięcioleciu również rysie były sporadycznie spotykane na tych terenach. Tymczasem duże kompleksy leśne Pomorza oraz Polski zachodniej z ich licznymi populacjami jeleni, saren i dzików mogą moim zdaniem utrzymać dodatkowo ok. 500 wilków i 200 rysi.
Zasadniczym celem ochrony i gospodarowania wilkami i rysiami powinno być umożliwienie na drodze spontanicznej migracji zasiedlenia przez te drapieżniki dużych kompleksów leśnych na zachód od Wisły, a następnie utrzymanie ich żywotnych populacji we wszystkich dużych kompleksach leśnych Polski, przy jednoczesnym minimalizowaniu konfliktów z gospodarką człowieka w krajobrazach rolniczych. Dobrze byłoby, aby do osiągnięcia tego celu przyłączyli się myśliwi. Błędne jest powszechne mniemanie, jakoby celem ochrony wilków i rysi był znaczący wzrost ich zagęszczenia na terenach przez nie już zasiedlonych. Takiego wzrostu nie należy się spodziewać, nie jest on również obecnie obserwowany. Moim zdaniem, nie należy wykluczać, że w przyszłości na znacznej części obszarów zasiedlonych przez te drapieżniki będą one mogły podlegać racjonalnej gospodarce łowieckiej.
Bieszczady stanowią szczególnie ważne siedlisko wilków i rysi w Polsce. Jest to obszar, na którym drapieżniki te nigdy nie zostały całkowicie wytępione i występują w stosunkowo dużym zagęszczeniu. W latach 1991-1995 wykazano, że przy zagęszczeniu jeleni wynoszącym około 4 osobniki/1 km2 zagęszczenie wilków wynosiło 3-5 osobników/100 km2. Autor niniejszego tekstu oraz inni naukowcy oszacowali, że w szeroko rozumianych Bieszczadach leżących w granicach Polski (Bieszczady Zachodnie oraz Góry Sanocko-Turczańskie) populacja wilków liczy 65-100 osobników, a populacja rysi ok. 60 osobników. Bieszczady stanowią bodajże najlepszy w polskiej części Karpat obszar dla utrzymania żywotnej populacji wilków i rysi i powinny stanowić źródło emigrantów zasiedlających spontanicznie inne tereny, mogą też być miejscem pozyskiwania osobników dla reintrodukcji. Ochrona i racjonalne gospodarowanie populacjami wilków i rysi powinny być zintegrowane z prowadzoną gospodarką łowiecką dzikimi ssakami kopytnymi oraz z gospodarką pasterską.
Wilk i ryś a gospodarka łowiecka w Bieszczadach
Bardzo często podnoszonym przez myśliwych problemem są „szkody” czynione przez wilki i rysie wśród zwierzyny łownej, a zwłaszcza wśród jeleni, saren i dzików. Często słyszy się o tym, jak to wilki na jakimś terenie „wybiły” dziki lub wspaniałe byki jelenia.
Wiele czynników może wpływać na zmiany liczebności poszczególnych gatunków kopytnych, w tym jednym z ważniejszych jest pozyskanie przez myśliwych. Myśliwi niechętnie jednak przyznają się do nadmiernego pozyskania i spadek liczebności zwierząt łownych często przypisują drapieżnikom. W świetle obecnej wiedzy ekologicznej, jest rzeczą oczywistą, że zabijanie przez wilki i rysie dzikich ssaków kopytnych to nie „szkody”, lecz naturalna rola tych drapieżników w ekosystemach leśnych. Wiadome jest również, że w warunkach naturalnych (o niskiej śmiertelności spowodowanej przez człowieka) to dostępność pożywienia jest najważniejszym czynnikiem wpływającym na liczebność drapieżników. Udane lub nieudane polowanie to dla drapieżnika kwestia tylko posiłku, ale dla potencjalnej ofiary to kwestia życia lub śmierci. Dlatego w ewolucyjnym „wyścigu” drapieżnik zawsze pozostaje „o krok” z tyłu za swoją ofiarą, a osobniki w najlepszym okresie reprodukcyjnym, „w kwiecie wieku”, są najtrudniejszymi ofiarami. Drapieżniki w warunkach naturalnych (brak lub niska śmiertelność spowodowana przez człowieka) nie doprowadzają do wyniszczenia populacji ofiar. Jednak zbyt duża redukcja ssaków kopytnych poprzez nadmierny odstrzał może doprowadzić do sytuacji, że zwiększenie ich zagęszczenia nie będzie mogło być zrealizowane bez drastycznego zmniejszenia liczby drapieżników. Do takiej sytuacji nie powinno się doprowadzać. Współczesna gospodarka łowiecka nie powinna być „hodowlą” zwierzyny w lasach, z szeregiem negatywnych skutków dla populacji „hodowanego” gatunku i całych ekosystemów leśnych, ale racjonalnym, uwzględniającym mnogość zależności przyrodniczych, wykorzystywaniem bogatych, naturalnie funkcjonujących zespołów zwierząt. Nowoczesna gospodarka łowiecka powinna więc również uwzględniać stałą obecność dużych drapieżników, a nie dążyć do minimalizacji ich wpływu na populację ofiar. Eksperymenty kanadyjskie wskazują, że tylko drastyczna redukcja liczby dużych drapieżników (o około 50%), z całymi jej negatywnym konsekwencjami, jak rozbicie struktury socjalnej i przestrzennej populacji, może spowodować istotny wzrost zagęszczenia kopytnych i możliwości ich pozyskania. Prowadzenie tego rodzaju długoterminowej polityki w stosunku do dużych drapieżników jest jednak nie do przyjęcia nawet ze względów czysto biologicznych. Gospodarka łowiecka ssakami kopytnymi powinna dążyć do renaturalizacji zespołów ssaków kopytnych i utrzymywania ich zagęszczenia na umiarkowanie wysokim, akceptowalnym dla gospodarki leśnej poziomie.
Wpływ wilka i rysia na populację jeleni, saren i dzików w Bieszczadach jest bardzo istotny i musi być uwzględniany w prowadzonej gospodarce łowieckiej tymi gatunkami kopytnych. Drapieżnictwo wilków i rysi jest najważniejszym naturalnym czynnikiem śmiertelności wśród jeleni, saren i dzików w Bieszczadach. Aczkolwiek, jak to wykazał autor niniejszego opracowania, dziki i sarny są łatwiejszym niż jelenie łupem wilków, to jednak ze względu na dominację w zespole kopytnych i duże rozmiary ciała właśnie jelenie stanowią najważniejsze źródło ich pożywienia. Wykazałem też, że średniej wielkości wataha licząca 5 osobników zabija rocznie około 23-52 jelenie powyżej czwartego miesiąca życia, 9-10 saren powyżej 4 miesiąca życia oraz 9-11 dzików powyżej 6 miesiąca życia. Badania prowadzone w Puszczy Białowieskiej donoszą, że liczba zabijanych jeleni, saren i dzików może być nawet dwukrotnie większa. Rozbieżności te mogą wynikać z różnej metodyki prowadzonych badań oraz z różnego stosunku liczby potencjalnych ofiar przypadających na drapieżnika. Wiadomo bowiem, że w przypadku „nadmiaru" ofiar drapieżniki zabijają większą ich liczbę, a stopień wykorzystania tusz ofiar jest stosunkowo mały. Potwierdzają to również obserwacje z Bieszczadów, gdzie w związku ze stałym spadkiem zagęszczenia jeleni stopień wykorzystania tusz jeleni zabitych przez wilki rośnie. Zjawisko to nie jest jednak związane z większym zagęszczeniem wilków i wielkością watah. Prowadzone badania wykazują, że zagęszczenie wilków i wielkość watah na terenie Bieszczadów nie wzrosły po objęciu tego drapieżnika ochroną, a wręcz przeciwnie – wydaje się, że ich liczba nieco zmalała. Wynika to prawdopodobnie ze spadku zagęszczenia jeleni, które wpływa na sukces reprodukcyjny i przeżywalność wilków, a także z nadal dużej śmiertelności powodowanej przez człowieka. Dzięki zastosowaniu telemetrii zaobserwowano natomiast zwiększenie się areałów zajmowanych przez watahy oraz duży stopień ich wzajemnego nakładania się. Śledzona telemetrycznie od marca 2001 r. wataha wilków (3 osobniki oznakowane) penetruje obecnie areał około 250 km2. Prowadzony od początku lat 90. regularny monitoring zagęszczenia jeleni w czasie rykowiska na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego i na terenie otaczających go nadleśnictw wskazuje, że zagęszczenie jeleni spadło tu do obecnej chwili o około 70%. Natomiast oficjalne dane wskazują jedynie na 20-30% zmniejszenie się liczebności tego gatunku w Bieszczadach. Nadal kontynuowana redukcja jeleni, a nawet utrzymywanie jego populacji na tak niskim poziomie, doprowadzi do nasilenia się ataków wilków na zwierzęta hodowlane oraz do zmniejszenia się liczebności tych drapieżników. Prowadzona polityka w stosunku do jelenia może doprowadzić do sytuacji znanej już z obszarów Europy południowej, że podstawowym pożywieniem wilków nie będą już dzikie ssaki kopytne, lecz zwierzęta gospodarskie, psy, drobne ssaki oraz odpadki znajdowane na wysypiskach śmieci. Niskie zagęszczenie jeleni niewątpliwie odbija się również na liczebności i sukcesie reprodukcyjnym rysi oraz padlinożernych ptaków i ssaków. Dla przykładu, śledzona od trzech lat telemetrycznie rysica, której terytorium obejmuje stosunkowo bogate środowisko, w ciągu kolejnych lat była w stanie wychować tylko po jednym młodym. Celem Administracji Lasów Państwowych nie może być wyłącznie maksymalizacja produkcji drewna bez uwzględnienia konieczności zachowania środowiska leśnego wraz z jego mieszkańcami w stanie równowagi przyrodniczej. Redukcja zagęszczenia jeleni do poziomu około 1,5 osobnika/1 km2 prowadzona przez Lasy Państwowe jest niedopuszczalna, jeśli mamy mówić o zrównoważonym gospodarowaniu zasobami przyrodniczymi w Bieszczadach. Mam nadzieję, a podzielają ją również niektórzy myśliwi i leśnicy, że w sytuacji niewielkich szkód od jeleniowatych, jakie obecnie notuje się w uprawach i młodnikach w bieszczadzkich lasach, Administracja Lasów Państwowych zwiększy stan liczebny jelenia.
Prowadzone w Bieszczadach badania naukowe oraz wieloletnie obserwacje lokalnych leśników i myśliwych wskazują, że w okresie zimowym jelenie, a w szczególności chmary żeńskie koncentrują się w dolinach większych rzek. Powszechnie znanym miejscem koncentracji jeleni jest dolina Sanu, a w szczególności południowe stoki Otrytu. Obserwacje terenowe wskazują, że jest to również miejsce zimowania przynajmniej części populacji jeleni bytujących w sezonie wegetacyjnym na obszarze Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Prowadzona redukcja jeleni do danego poziomu w dolinie Sanu prowadzi faktycznie do ponad dwukrotnego zmniejszenia zagęszczenia jeleni na całorocznym areale ich bytowania. W ten sposób rola jelenia w zakresie podtrzymywania niestabilnych siedlisk otwartych BPN w zasadzie przestaje mieć znaczenie.
Wydaje się, że znacznie wyższe niż obecnie notowane zagęszczenie jeleni jest do pogodzenia z gospodarką leśną prowadzoną w Bieszczadach. Utrzymywanie stałego, umiarkowanie wysokiego zagęszczenia jeleni stabilizowałoby zarówno liczebność dużych drapieżnych ssaków i towarzyszących im padlinożerców, jak i pozwoliłoby lokalnym populacjom wilka i rysia na wysyłanie migrantów.
Bieszczadzcy myśliwi twierdzą, że ochrona wilka spowodowała spadek liczebności dzika. Jak to wykazał autor niniejszego opracowania, dzik jest w Bieszczadach najbardziej podatnym na drapieżnictwo wilków ssakiem kopytnych. Jednak nie status wilka jako gatunku chronionego jest przyczyną spadku liczebności dzików. Jak bowiem już wspomniano, nie obserwuje się w ostatnich latach wzrostu liczby tych drapieżników. Moim zdaniem, niskie obecnie zagęszczenia dzików jest konsekwencją pomoru z początku lat 90., upadku państwowych gospodarstw rolnych (polne żerowiska), zbyt dużych odstrzałów oraz nasilenia się presji drapieżniczej wilków w konsekwencji redukcji liczebności jeleni. Można przypuszczać, że zwiększenie zagęszczenia jeleni i utrzymywanie go na wyższym poziomie zmniejszyłoby presję drapieżniczą na dziki i w konsekwencji, przy jednoczesnym wstrzymaniu odstrzałów, umożliwiłoby wzrost ich zagęszczenia. Faktem jest też fluktuacja zagęszczenia dzików związana z występowaniem lat nasiennych. Należy jednak zaznaczyć, że warunki przyrodniczo-klimatyczne panujące w Bieszczadach generalnie nie sprzyjają dzikom i ich zagęszczenie nigdy nie osiągało tu wysokiego poziomu. Nawet w latach o największej liczebności dzików w Bieszczadach było ono kilkakrotnie niższe w porównaniu z populacjami nizinnymi.
W oparciu o wieloletnie badania określono maksymalne roczne pozyskanie łowieckie jeleni, saren i dzików, które umożliwia zachowanie liczebności tych kopytnych na stałym poziomie w Bieszczadach (obecność silnej populacji wilka i rysia w warunkach górskich).
Wilk i ryś a gospodarka pasterska w Bieszczadach
Na terenach rolniczych otoczonych lub graniczących z obszarami występowanie dużych ssaków drapieżnych dochodzi do powstania konfliktu pomiędzy nimi a hodowcami zwierząt gospodarskich i to niezależnie od tego, czy w danym momencie drapieżniki te są gatunkami łownymi, czy chronionymi. Dzieje się tak, ponieważ w wyniku domestykacji zwierzęta hodowlane utraciły wiele spośród swoich pierwotnych możliwości obrony, a jednocześnie nie przestały być atrakcyjnym łupem dla drapieżników.
Od 1998 r. za szkody spowodowane przez wilki w Bieszczadach odpowiada Skarb Państwa. Specjalnie powołana przez wojewodę podkarpackiego komisja weryfikuje i wycenia wartość zgłaszanych przez hodowców szkód spowodowanych przez wilki. Niestety ryś nie został uwzględniony na liście zwierząt czyniących szkody, za które odpowiada Skarb Państwa. Oficjalnie nie notuje się szkód powodowanych przez rysie, chociaż prawdopodobnie takie się zdarzają. Zebrane dane wskazują, że wielkość szkód powodowanych przez wilki w Bieszczadach utrzymuje się w ciągu ostatnich czterech lat na podobnym poziomie – około 110 zwierząt hodowlanych rocznie. Wśród zabitych zwierząt hodowlanych około 95% stanowią owce. Pozostałe zwierzęta zabijane przez wilki to kozy, bydło (głównie cielaki) i konie (wyłącznie źrebaki). Ataki wilków na zwierzęta gospodarskie nie są równomiernie rozłożone w okresie wypasów. Analiza danych wskazuje na dwa okresy nasilenia się ataków na zwierzęta gospodarskie w ciągu roku: na wiosnę, w maju oraz jesienią, we wrześniu i październiku. Zjawisko to jest całkowicie zrozumiałe, gdyż w okresie letnim (czerwiec-sierpień) wilki mają stosunkowo łatwy łup w postaci nowo narodzonych i młodocianych jeleni i nie muszą poszukiwać pożywienia w pobliżu człowieka. Młodociane jelenie i sarny stanowią blisko 30% pożywienia wilków w okresie letnim. Duże nasilenie występowania ataków wilków na zwierzęta hodowlane wiosną i jesienią oraz stosunkowo niewielkie szkody w okresie letnim wskazują, że w Bieszczadach raczej nie mamy do czynienia z wilkami wyspecjalizowanymi w zabijaniu zwierząt hodowlanych. Przemawia to raczej za bardzo oportunistycznym charakterem drapieżnictwa wilków.
Do tej pory nie odnotowano w Bieszczadach, aby wilki podczas jednego ataku zabiły więcej niż jedną sztukę bydła lub źrebaka. Atakując owce, wilki w większości przypadków zabijają jedną sztukę (57% ataków wilków na owce). Jednak stosunkowo często zabijane są dwie (26% ataków) lub trzy (10%) owce. Sporadycznie zdarza się, że wilki uśmiercą jeszcze większą liczbę owiec.
Dzikie gatunki owiec (np. owca Dall'a Ovis dalli) bytują zwykle w wysokogórskim środowisku obfitującym w liczne skały, a ich ucieczka przed dużymi drapieżnikami polega na uciekaniu w górę skalistych zboczy, po których poruszają się sprawniej niż drapieżniki. Otłuszczone, dźwigające grubą wełnę, niezdolne do ucieczki, wypasane na rozległych łąkach, owce domowe są praktycznie bezbronne w przypadku ataku wilków. Zabicie owcy nie stanowi dla wilków dużego wysiłku, a spanikowane stado nieporadnie uciekających owiec prowokuje wilki do atakowania kolejnych sztuk. Dobrze znanym biologicznym faktem jest to, że w przypadku licznie występujących, łatwych do uśmiercenia ofiar drapieżniki zabijają ich większą liczbę, a konsumują tylko jedną. Dlatego owce muszą być przez hodowców specjalnie chronione przed atakami dużych drapieżników, a szczególnie wilków. Wydaje się, że większość watah wilków w Bieszczadach ma dostęp do stad owiec i od czasu do czasu je atakuje. Należy jednak sobie zdawać sprawę z tego, że nawet usunięcie całej watahy wilków często atakującej owce rozwiąże problem powstawania szkód tylko na krótki okres czasu. W ciągu kilku miesięcy zwolniony areał zostanie zajęty przez nową parę wilków, która prędzej czy później zacznie atakować owce, jeśli te nadal pozostawać będą bez opieki.
Niemal nie istnieją takie sposoby zabezpieczania wypasanych zwierząt, które całkowicie eliminowałyby możliwość ataku drapieżników. Pewne metody są jednak skuteczniejsze od innych. W Polsce jedynie hodowcy potocznie nazywani „góralami” zgodnie ze swoją prastarą tradycją w sposób zorganizowany chronią owce przed atakami wilków i niedźwiedzi, wykorzystując w tym celu owczarki podhalańskie, a szkody przez nich ponoszone są ponad dwukrotnie mniejsze niż szkody ponoszone przez hodowców nie chroniących swoich stad. Od lat 70. pasterskie psy stróżujące (do których zalicza się również nasz owczarek podhalański) importowane z Europy i Azji Mniejszej wykorzystywane są w Stanach Zjednoczonych, gdzie przede wszystkim chronią stada owiec przed atakami kojotów. Dzięki prowadzonym tam wieloletnim badaniom i praktyce, wypracowano metodę wychowania i szkolenia psów, dzięki której wiele psów samodzielnie chroni owce przed atakami dzikich drapieżników W latach 1995-2001 wprowadziłem 12 szczeniąt do lokalnych gospodarstw owczarskich i koziarskich (w tym szkolenie 9 psów było finansowane przez Ministerstwo Środowiska), dwóch dalszych znanych mi gospodarzy wprowadziło kilka psów z własnej inicjatywy, a od 1998 r. prowadzone są również obserwacje w gospodarstwie eksperymentalnym prowadzonym przez autora. Celem tych prac było eksperymentalne sprawdzenie skuteczności wypracowanej w Stanach Zjednoczonych metody wychowania i szkolenia pasterskich psów stróżujących oraz jej adaptacja do warunków bieszczadzkich. Wychowanie i szkolenie owczarków podhalańskich miało na celu uzyskanie psów, które: (1) będą stale przebywać ze stadem bez obecności człowieka, (2) nie będą atakować zwierząt ze stada oraz (3) będą agresywne w stosunku do drapieżników. Wychowanie i szkolenie psów składało się z dwóch etapów. Pierwszy etap, trwający do około 4 miesiąca życia psów, miał na celu wytworzenie silnej więzi emocjonalnej pomiędzy psami a owcami lub kozami. Drugi etap polegał na wytworzeniu nawyku stałego przebywania psa ze stadem na pastwisku. Podczas szkolenia i wychowania szczeniąt napotkano na szereg problemów wynikających z popełnionych przez hodowców błędów wychowawczych i negatywnych wpływów otoczenia oraz charakteru poszczególnych psów. Podstawowe błędy popełniane przez hodowców to: (1) przekonanie, że owczarek podhalański, gdy dorośnie bez konieczności odpowiedniego wychowania i szkolenia, będzie skutecznie chronił wypasane zwierzęta, (2) socjalizacja szczeniaka z kilkoma owcami zamiast z całym stadem, (3) pozostawianie psa w izolacji od owiec w fazie jego socjalizacji, (4) pieszczenie psa przez hodowcę i pozostałe osoby, w tym spoza gospodarstwa, (5) przetrzymywanie szczeniaka razem z agresywnymi owcami, (6) nie uczenie psa wykonywania takich poleceń, jak: przychodzenie na zawołanie, pozostawanie na miejscu, chodzenie przy nodze. Podstawowe problemy związane z otoczeniem to: (1) destruktywny wpływ na wychowywane szczenięta niepracujących psów hodowców oraz psów z sąsiedztwa, (2) destruktywny wpływ zachowania sąsiadów oraz turystów (przywoływanie szczeniaka, bawienie się z nim, karmienie). Pomimo napotykanych trudności socjalizacja psów z owcami i kozami została zakończona pełnym sukcesem za wyjątkiem jednego przypadku. Wytworzenie nawyku pozostawania ze stadem okazało się jednak dosyć trudne. W czterech przypadkach ostatecznie doprowadzono do stałego przebywania psów z wypasami zwierzętami, w dalszych czterech istnieje jeszcze możliwość, że cel ten zostanie osiągnięty. Pozostałe psy pilnują owiec jedynie w nocy w pobliżu zabudowań i na odległych pastwiskach razem z pasterzem, a jeden pies ostatecznie zmienił właściciela i pilnuje zabudowań.
Aczkolwiek nie we wszystkich przypadkach udało się osiągnąć zamierzony cel, to jednak po wprowadzeniu psów odnotowano znaczący spadek lub nawet brak występowania szkód. W jednym gospodarstwie szkody pojawiły się ponownie od momentu, gdy pies został wiązany na łańcuchu z powodu swojej agresywności w stosunku do ludzi. Zdobyte doświadczenia, zarówno własne autora, jak i poszczególnych hodowców, pozwalają na skuteczniejsze szkolenie i wykorzystanie owczarków podhalańskich, wzrasta również zainteresowanie użytkowaniem tych psów wśród lokalnych hodowców owiec. Prace związane z wykorzystaniem owczarków podhalańskich powinny więc być i są kontynuowane. Równolegle we współpracy z lokalnymi hodowcami prowadzone są eksperymenty z wykorzystaniem wysokich siatek ogrodzeniowych oraz ogrodzeń elektrycznych. Wypracowanie skutecznych sposobów ochrony owiec przed atakami wilków w Bieszczadach wymaga jednak czasu oraz wsparcia finansowego.
Dr Wojciech Śmietana
Powyższy artykuł jest skróconą wersją opracowania pod tym samym tytułem, które ukazało się drukiem w „Rocznikach Bieszczadzkich” tom 10, 2002. Na potrzeby publikacji w DŻ pominięto aparat naukowy i bibliografię oraz wprowadzono drobne skróty w tekście. Autor artykułu jest pracownikiem Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, od lat specjalizuje się w badaniach populacji bieszczadzkich drapieżników, ze szczególnym uwzględnieniem wilka. Opracowanie wykorzystano za zgodą autora.