DZIKIE ŻYCIE

Hej kolęda, kolęda...

Marcin Fiszer

Chodzenie po ulicach i domach w wykonaniu młodych przebierańców w dziwnych strojach, składanie życzeń, przystrajanie drzewka wigilijnego, spożywanie określonych potraw – to niektóre z czynności kojarzących się nam z okresem Świąt Bożego Narodzenia. Tu nie ma przypadku, każdy składnik kultury ma określone znaczenie i jest ściśle powiązany z całą siecią wzajemnie na siebie oddziałujących elementów. By zrozumieć sens różnych zwyczajów, ustalonych norm zachowań obwarowanych często wieloma zakazami, musimy odpowiedzieć na pytanie: Jaki był dawniej związek człowieka z przyrodą?

Człowiek żyjący dawniej na beskidzkiej, trudnej do uprawy ziemi, utrzymywał się przede wszystkim z rolnictwa i pasterstwa. Surowy klimat, odznaczający się dużą ilością opadów, silnymi wahaniami temperatury, w połączeniu z ukształtowaniem terenu i słabą jakością gleb – nie sprzyjał rozwojowi rolnictwa. Każde załamanie pogody przed czasem zbioru plonów mogło być zwiastunem nieuniknionej śmierci głodowej. Głód stanowił podstawę do rozprzestrzeniania się epidemii wielu niebezpiecznych chorób, o czym nieustannie informuje nas Andrzej Komoniecki w „Dziejopisie żywieckim" (napisanym w XVII w.). Jedynym sposobem na to, by odżegnać zbliżające się zagrożenie w postaci gradobicia, przymrozku czy plagi szkodników, było wyproszenie u Boga lub świętego patrona, a wcześniej, u określonego bóstwa, korzystnej aury. Potrzebny był więc dogodny czas mediacji (kontaktu) z zaświatami, światem sacrum, z Bogiem.


Kolędowanie w Bystrej z udziałem członków Pracowni. Fot. Jacek Zachara
Kolędowanie w Bystrej z udziałem członków Pracowni. Fot. Jacek Zachara

Moment ten przypada w okresie Świąt Bożego Narodzenia, które nakładają się na granicę w czasie, jaką jest zimowe przesilenie słońca. Jak wiadomo, miało to znaczenie już w przedchrześcijańskich kulturach niemalże całego świata. U Rzymian było to święto narodzin niezwyciężonego słońca, święto, którego ślady przeniknęły do kultury Słowian. Chrześcijanie nie mogli obrać lepszej daty (25 XII) określającej Boże Narodzenie, gdyż niektóre biblijne proroctwa i teksty Nowego Testamentu mówią o Mesjaszu jako o Słońcu Sprawiedliwości i Światłości świata (np.: Ml 3, 20, Mt 17, 2).

W kulturze ludowej podczas zimowego przesilenia dnia odczuwa się stan „zawieszenia”, oczekiwania na „zwycięstwo” życiodajnej światłości. Jest to doskonały moment kontaktu ze światem sacrum, ponieważ tylko w czasie granicznym możliwa jest mediacja. Zima to pora snu przyrody – jej pozornej śmierci, zawieszenia w czasie, a ponieważ ludzie żyjący w świecie tradycji sugerowali się odwiecznym prawem magii podobieństwa, tak samo ich kultura – zależna od przyrody, musiała podobnie funkcjonować. Okres jesienny i zimowy wpływa na myślenie o śmierci i o zmarłych. Jak się zaraz okaże ma to ogromny wpływ na wiele bożonarodzeniowych zwyczajów. Najważniejszym świętem w roku był i jest do dzisiaj dzień Bożego Narodzenia. Szereg zwyczajów odnoszono do przestrzegania w tym czasie magicznych zakazów, m.in. takich, jak zakaz wykonywania pracy, a nawet prostych czynności, począwszy od zaplatania włosów, wywieszania prania, ścielenia łóżek, obierania ziemniaków, sypiania w ciągu dnia, a skończywszy na zakazie hałasowania i odwiedzania sąsiadów. Z jednej strony odpowiadało to zasadzie: „Jakie Boże Narodzenie, taki cały przyszły rok” – jeżeli gospodarz spał (leniuchował) w czasie świąt, to tak miało być przez cały rok. Z drugiej strony wiele z tych zakazów (zachowanie ciszy, zakaz szycia, przędzenia, wykonywania gwałtownych ruchów, używania ostrych narzędzi itp.) należy wiązać z przedchrześcijańską obrzędowością zaduszną oraz kultem przodków powracających w tym czasie pod dachy rodzinnych domów (stąd pozostawiane do dzisiaj w Wigilię puste miejsce przy stole).


Kolędowanie. Fot. Archiwum Teatru Wiejskiego Węgajty
Kolędowanie. Fot. Archiwum Teatru Wiejskiego Węgajty

Już od drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, od św. Szczepana, po wsiach karpackich zaczynały chodzić różne grupki kolędników oraz większe grupy przebierańców przedstawiających okolicznościowe widowiska obrzędowe. Trwało to do święta Trzech Króli, albo do święta Matki Boskiej Gromnicznej (2 II). Motywy kolędnicze nawiązywały do biblijnego opisu przyjścia na świat Jezusa Chrystusa w betlejemskiej stajence, powitania Go przez pasterzy, pokłonu Trzech Króli oraz zbrodni Heroda i poniesionej kary. Podobnie jak w innych regionach Polski, w Beskidach chodzą kolędnicy z szopką lub gwiazdą, choć zwyczaj ten uległ już społecznej degradacji. Oprócz grup kolędniczych nawiązujących do wydarzeń biblijnych, mamy też świeckie grupy obrzędowe, jako pozostałość przedchrześcijańskich wierzeń. Przykładem jest znana w dorzeczu górnej Soły grupa przebierańców zwanych „dziadami”, którzy przemierzają wieś w Sylwestra i w Nowy Rok, wchodząc do kolejnych zagród. Liczą oni średnio 20 osób (samych mężczyzn i chłopców), przebranych za różne postacie. Mamy więc dwóch debłów – czarnego i czerwonego, Żyda, śmierć, co najmniej dwa konie oraz pachołków do koni, co najmniej jednego niedźwiedzia i kominiarza, druciorza albo blachorza bądź też garnkorza, dziechciorza, snurkorzy (chodzi o przedstawicieli wędrownych zawodów) zwanych strzępkorzami lub macidulami, Cygana i Cygankę, młodą panią, czasem dziada i dziadówkę, księdza i tzw. sietnioki. Poprzez ciągły ruch, hałas, a nawet obsceniczne zachowanie, cała ta grupa odzwierciedla chaos panujący w świecie. Do dawnej magicznej symboliki należą sceny z końmi, które w tanecznym rytmie skaczą przez ognisko z płonącej słomy. W ognisku kulają się również niedźwiedzie, gasząc je własnym ciężarem, po czym kładąc się brzuchem do ziemi, wykonują ruchy ciała, w których można się dopatrzyć śladów magicznego aktu zapładniania. Konie przeskakują przez leżące niedźwiedzie, w końcu pośród tańca padają jak martwe, by po chwili na dany sygnał „ożyć” i poderwawszy się z ziemi, podjąć tańce ze zdwojoną energią. Dopatrzyć się tu możemy, jak opisuje to Krystyna Kwaśniewicz, kilku głównych wątków: magicznego rytuału wspomagania witalnych sił przyrody w przezwyciężeniu śmierci-zimy („zapładniające” gesty niedźwiedzi, symboliczna śmierć i zmartwychwstanie koni), pogańskiej obrzędowości zadusznej (wypłaszanie przez spotęgowany hałas i maski błąkających się w tym czasie na ziemi dusz), wreszcie prastarej magii wegetacyjnej i hodowlanej (składane gospodarzom życzenia na progu starego i nowego roku). Oprócz „dziadów”, mamy jeszcze „jukacy”, „szlachciców” z samej tylko Żywiecczyzny.

Pozostaje mi jedynie zachęcić wszystkich mniej i bardziej zainteresowanych do zobaczenia tradycyjnych grup obrzędowych „w terenie”. Już pierwszego lutego w gminie Milówka będzie okazja zobaczyć autentycznych i niespotykanych w innych regionach Polski „dziadów” podczas kolejnego plenerowego przeglądu „Żywieckich Godów”.

Marcin Fiszer

Literatura:
- Stomma L., Słońce rodzi się 13 grudnia, Warszawa 1981.
- Janicka-Krzywda U., Rok karpacki – obrzędy doroczne w Karpatach Polskich, Kraków 1988.
- Kwaśniewicz K., Zwyczaje doroczne polskich górali karpackich, Bielsko-Biała 1998.

Powyższy artykuł powstał w ramach projektu „Ścieżkami tradycji”, realizowanego przez Stowarzyszenie Olszówka. Projekt jest wspierany finansowo przez Narodową Agencję Programu „Młodzież”. Niniejszy projekt został zrealizowany przy wsparciu Wspólnoty Europejskiej w ramach Programu Młodzież. Treści samego projektu lub materiałów niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko Komisji Europejskiej czy Narodowej Agencji w danej sprawie, a w związku z tym ani Komisja Europejska, ani Narodowa Agencja nie ponoszą za nie odpowiedzialności.

Luty 2003 (2/104 2003) Nakład wyczerpany