Refleksje nad myszołowem
Płaskowyż Głubczycki w województwie opolskim to typowy teren rolniczy. Cechuje się przeszło stuhektarowymi polami i marnymi skrawkami lasów, pochowanymi w pagórkowatym terenie. Działań na rzecz ochrony resztek naturalnej przyrody tu niewiele, a gospodarstwa wielkoobszarowe sprawiają sporo kłopotów. Należymy do osób wrażliwych na piękno przyrody i gotowi jesteśmy podejmować różne działania, aby to piękno chronić. Z niewielkiego lasku niedaleko wioski postanowiliśmy uczynić obiekt objęty ochroną. Wzięliśmy się do załatwiania formalności i mierzenia drzew. Nie podejrzewaliśmy, że przy tej okazji doświadczymy przygody, która zmieni nasz pogląd na temat ogrodów zoologicznych i skłoni do kilku refleksji.
Pewnej styczniowej mroźnej niedzieli poszliśmy do lasku, aby dokonać pomiarów drzew. Na śniegu zobaczyliśmy leżącego dorodnego myszołowa, jednego z tych ptaków, które jeszcze w naszym rejonie występują w dość dużej ilości. Ptak przymarzał do podłoża, jedno skrzydło miał prawdopodobnie złamane. Postanowiliśmy mu jakoś pomóc i przynieśliśmy ptaka do domu. W czasie marszu myszołów przenikliwie wpatrywał się nam w oczy i pod wpływem jego wzroku gubiliśmy poczucie, kto nad kim panuje i kto od kogo zależy. Umieściliśmy go w komórce pod żarówką. Warunki mieszkalne wystarczające dla kur okazały się zbyt małe dla ptaka. Zasięgnęliśmy porady weterynarza, który jednak nie był w stanie udzielić pomocy. Nie udało się oddanie ptaka pod opiekę leśnika.
Szukając pomocy uznaliśmy, iż tylko skonsultowanie się z pracownikami opolskiego ogrodu zoologicznego może pomóc nam rozwiązać problem fachowej opieki nad ptakiem. Nie mogliśmy patrzeć na cierpienia myszołowa, który w międzyczasie odzyskał siły i dumnie spoglądał na nas z kurzej grzędy. Okazało się, że w ogrodzie jest oddział do spraw opieki nad zranionymi zwierzętami. Skoro uratowaliśmy mu życie, musieliśmy być konsekwentni i odbyliśmy 100-kilometrową podróż z myszołowem w pudle na tylnym siedzeniu auta. Na miejscu oddaliśmy ptaka w ręce pracowników działu hodowli zwierząt, którzy nareszcie fachowo się nim zajęli. Niestety okazało się, że ptasia kontuzja jest bardzo poważna i konieczna jest amputacja skrzydła. W tej sytuacji ptak miał dożyć swoich dni na oddziale zwierząt niepełnosprawnych wraz z innymi pobratymcami o analogicznej sytuacji. Cóż, nie takiego zakończenia sprawy spodziewaliśmy się przynosząc zamarzającego ptaka do domu.
Do ogrodów zoologicznych odczuwaliśmy niechęć. Dzwoniliśmy tam z mieszanymi uczuciami, szukając ostatniej deski ratunku. Jednak nowa formuła funkcjonowania ogrodów jako przytułku dla niesprawnych zwierząt przyjemnie nas zadziwiła. Wydaje nam się, że jest to droga, którą te przybytki mogą pójść. Ta nowa misja ogrodów to również (a w długim okresie przede wszystkim) działania prewencyjne, mające na celu utrzymanie na danym terenie zagrożonych populacji, a ostatecznie wprowadzenie ich do naturalnego środowiska.
Z wypowiedzi szefostwa ogrodu wynikało, że funkcję tę traktują priorytetowo i w tym kierunku zamierzają dalej prowadzić działalność. Poza tym, co smutne, funkcja ta staje się coraz bardziej konieczna. Liczba zagrożonych gatunków niestety wzrasta. Tutaj warto zwrócić uwagę na kolejny problem. „Odrestaurowane” gatunki mają wrócić do pierwotnych siedlisk. Pytanie tylko, czy będą miały dokąd. Czy równolegle z reformą ogrodów będą szły działania realnie wspierające zachowanie i powiększanie siedlisk? Obawiamy się, że niestety nie. Łatwiej zmienić formułę ZOO i sposób jego działania niż powiedzieć „nie” wszystkim niszczycielom przyrody.
Piszemy to z perspektywy terenów wiejskich, typowo rolniczych. Chcemy zwrócić uwagę na rolę „pracy u podstaw”, która dokonywana jest przez nauczycieli. To na tych ludziach spoczywa ciężar edukacji ekologicznej. Poza tym warto przedefiniować edukacyjną rolę wycieczek do ZOO. Nauczyciele mogą dzięki ogrodom uwrażliwiać dzieci na wartość otaczającego je środowiska i pokazać, że w świecie roślin i zwierząt kryterium wartości nie wynika z egzotycznego pochodzenia. Naszą smutną refleksją jest bowiem to, że na terenach wiejskich ludzie nie mają poczucia wartości, cenności tego, co ich otacza.
Bożena Lewandowska, Piotr Lewandowski
Bożena Lewandowska, nauczycielka SP Włodzienin.