Wolność albo śmierć
Cała Europa śledziła w zeszłym roku walkę Czechów z ogromnymi powodziami. Po stu latach, po ogołoceniu z lasów górskiego pasma Szumawa, wielka woda znów odwiedziła stolicę – Pragę. Żołnierze, policjanci, strażacy, ale i zwykli ludzie walczyli z żywiołem, pomagali sobie nawzajem, a wzruszające opowieści zapełniały pierwsze strony czeskich gazet.
Mnie zainteresowało coś zupełnie innego. Nie dostrzeżona ucieczka foki – Gastona z ogrodu zoologicznego.
Praskie ZOO zakupiło w 1991 r. od kupca z Namibii rocznego samca foki uchatki, który otrzymał imię Gaston i kolejnych 11 lat przeżył w małym basenie na obrzeżach Pragi.
W sierpniu 2002 r. wielka woda zalała znaczny obszar Pragi i ogród zoologiczny po części znalazł się pod powierzchnią Wełtawy. Gaston, który całe życie nie zaznał niczego więcej niż kilka metrów kwadratowych baseniku w ogrodzie zoologicznym, wiedziony instynktem, wyruszył z prądem Wełtawy, przez Łabę w kierunku Morza Północnego.
Pływał całe dnie w brudnej wodzie, ale w zupełnej beztrosce i wyraźnie spokojny ruszał naprzeciw wolności. Kilka razy usiłowano go złapać, ale dzielna foka się nie dała i przekroczyła granicę czesko-niemiecką. Po przepłynięciu ponad 400 kilometrów Morze Północne było już w jej w zasięgu. I wtedy została schwytana.
W dobrej kondycji, bez zranień, fokę wepchnięto do małej transportowej klatki i dowieziono do Pragi. Po kilku godzinach z niewiadomej przyczyny Gaston zmarł. Sekcja zwłok nie wykazała żadnych wewnętrznych obrażeń ani zatrucia brudną wodą. Gaston zmarł zupełnie zdrowy.
Domyślam się jednak prawdy.
Gaston, po tym, jak po raz pierwszy poznał rzekę, w której mógł się swobodnie poruszać, nie chciał wracać do miejsca swojej niewoli.
Zabił go smutek.
Smutek za utraconą wolnością i dzikością.
Pomyślcie o Gastonie podczas równonocy wiosennej. Zwierzęta nie potrzebują ludzi. Potrzebują wolności i dzikości.
Juraj Lukáč
Tłumaczenie: Karolina Bielenin