Doświadczanie życia jest ciągłym pytaniem. Rozmowa z Aliną Obidniak
„Jesteśmy naturą i możemy jej zaufać. Ostatecznie to ona wie lepiej niż my” – to słowa zawarte w Twojej książce „Matecznik, świat, kosmos”. W jaki sposób doszłaś do tej prawdy?
Alina Obidniak: Urodziłam się w Krośnie na Podkarpaciu i od dziecka czułam ogromną potrzebę kontaktu z naturą. Gdy w szkole wymykałam się na wagary do pobliskiego lasu, to wspinałam się po drzewach, leżałam na trawie, przyglądałam się różnym żyjątkom, słuchałam śpiewu ptaków i tych parę godzin kontaktu z naturą było dla mnie czymś niewytłumaczalnym. Dziś mieszkam w Jeleniej Górze, a Karkonosze wybrałam dlatego, że ich pejzaż przypomina mi rodzinne Bieszczady. Góry są mi niezwykle potrzebne do tego, żeby istnieć, żeby czerpać z nich inspirację, jakąś szczególną energię. Poza tym moja praca jako twórczyni, aktorki, reżyserki i dyrektorki teatru sprzyjała temu, żeby się otwierać właśnie na to, co jest penetracją wewnętrznego środowiska człowieka. Równocześnie rodziło się zrozumienie, że to wewnętrzne środowisko i dążenie do harmonii jest związane niesłychanie ściśle z tym, w jaki sposób istniejemy, jak układa się nasze przymierze z naturą, z przyrodą. W jaki sposób ją rozumiemy, czego się od niej uczymy. Moje przejście do działań ekologicznych było więc czymś bardzo organicznym.
Kto był dla Ciebie inspiracją na tej drodze?
Myślę, że wszystkie moje spotkania z ludźmi były w jakimś sensie spotkaniami karmicznymi, np. z Jerzym Grotowskim w okresie studiów. Wszystko, co Grotowski zrobił dla teatru, dla odkrycia nowej funkcji kultury i sztuki, poszerzenia ich perspektywy, sprawiło, że stał się jednym z największych reformatorów teatru na świecie. Cieszę się, że razem odkrywaliśmy ten świat. Później w moim życiu pojawił się, w Instytucie Filmowym, Aleksander Piotrowicz Dobrzenko, wielkiego formatu twórca i artysta. Następnie spotkałam swoich buddyjskich nauczycieli, potem Jerzego Prokopiuka, Krystiana Lupę. To był szereg właśnie takich spotkań z ludźmi, wobec których to, co we mnie się gdzieś kształtowało, dochodziło do głosu, zyskiwało ogromną przestrzeń, otwartą perspektywę.
Bardzo ważną osobą był prof. Henryk Skolimowski. Dał mi swój tomik „Z kosmicznego pyłu” (z którego zrobiłam spektakl z młodzieżą) oraz impuls wiary i możliwości, że wszystko, co jest dziedziną ekologii, jest świeże, dlatego nie powinniśmy się bać odkrywania pewnych spraw na własną miarę.
Jeśli jednak spojrzeć na główny nurt kultury, to znajdziemy w nim bunt wobec natury i ogromną chęć podporządkowania przyrody człowiekowi?
Wspaniale mówi o tym w swojej ekofilozofii właśnie prof. Skolimowski: my przez ostatnie 300 lat zatraciliśmy gdzieś naszą duchowość, a skażenie planety jest tego odzwierciedleniem. A przecież to duch ludzki buduje hierarchie wartości. Dlatego nasze działania nazwaliśmy Laboratorium Samorozwoju, bo to właśnie samorealizacja każdego człowieka, zaczynając od osób najmłodszych, zakłada docieranie do tego aspektu duchowości człowieka, który jest nieskończony, a doświadczanie życia jest ciągłym pytaniem. I to był kolejny, bardzo istotny, aspekt naszego programu edukacyjnego. Staraliśmy się stawiać pytania tak, żeby odpowiedzi rodziły się u dziecka czy młodego człowieka w ciągu całego jego życia. Uczestnicy warsztatów musieli spróbować sobie na nie odpowiedzieć w różnych formach: pisząc, malując, tworząc poezje, etiudy. Było naszym zadaniem, żeby do tej emocjonalnej strony dziecka-uczestnika docierać, żeby się otwierało na to, co jest potrzebą czynienia w życiu dobra, dążenia do harmonii i piękna.
Czy jednak potrafimy jeszcze uczyć się od przyrody? Dzikość w naszej kulturze nie ma dobrych notowań. Jest utożsamiana z kolebką zła, czymś, czego należy się bać.
To są ciągle pokutujące stereotypy. Jeżeli nie wartościujemy żadnego zjawiska, a próbujemy je zrozumieć, równocześnie wytwarza się w nas pozytywna energia i wtedy nie sprowokujemy dzikiego zwierzęcia do jakiegoś aktu agresji; to jest działanie, które się sprawdza. I myśmy próbowali pójść tą drogą: dzika przyroda jest ważna, ma ona swoje prawa, a my powinniśmy być opiekunami i równocześnie obserwatorami życia, podpatrując je i ucząc się praw natury. Wycieczki do lasu z dziećmi były tak przygotowane, że nie bały się one pobytu w lesie, po prostu były ciekawe i miały poczucie bezpieczeństwa, poczucie jedności.
Mieliśmy zróżnicowane pod względem wiekowym cykle pt. „Człowiek w związku z sobą”, w ramach których psychologowie, socjologowie i artyści współpracowali z nami właśnie nad pogłębieniem wrażliwości, wyobraźni, poznawania siebie. Później w ramach naszego laboratorium dochodził drugi cykl tematyczny: „Wszystko jest energią, wszystko jest zależne od wszystkiego, wszystko jest jednością”. I tu docieraliśmy do pytań natury filozoficznej. Były to cykle bardzo znaczące; młodzież wypowiada się, że te warsztaty zmieniły całe jej życie, rozumienie sensu życia, stosunek do przyrody, do siebie samych. Chcemy, żeby w tej postawie, nazwijmy to ekologicznej, jedna rzecz, bardzo istotna, doszła do głosu, żeby te wartości, które są wartościami duchowymi, były najważniejsze w naszym życiu, żeby one powoli wyparły konsumpcyjny styl życia ufundowany na agresywnym kapitalizmie, który na nas żeruje, ogranicza i okalecza. Co ciekawe, wielu rodziców pod wpływem własnych dzieci zaczęło uczestniczyć w naszych warsztatach i to jest dowodem, jak dalece nie doceniamy otwartości i wrażliwości dziecka. Jeżeli w tym najwrażliwszym okresie jego życia takie wartości się podkreśla i wyzwala, to jest szansa na to, że coś takiego zostanie w jego świadomości na zawsze.
W wielu kulturach mity wskazywały człowiekowi kierunek jego rozwoju, łącząc go mocno ze światem przyrody, natomiast rytuały starały się wprowadzać w życie zawarte w nich przekazy. Współczesne mity stawiają człowieka w opozycji do przyrody, a „rytuałem” stały się zakupy w hipermarketach i oglądanie telewizji...
Muszę powiedzieć, że to był temat wielu moich rozmów z Januszem Korbelem, z którym się od lat przyjaźnimy. To on zaproponował kiedyś nazwę dla naszych Jeleniogórskich Spotkań Ekologicznych, święta młodych ekologów: „Rytuały dla Matki Ziemi”. Do spotkań w Lubaniu, Bogatyni, później w Jeleniej Górze, które trwały kilka godzin, dzieci te przygotowywały swoją cząstkę prezentacji na ponad czterystu warsztatach odbywających się w szkołach. Spotykaliśmy się na dużej przestrzeni i dzieciaki prezentowały swoje rytuały. Bardzo wiele inspiracji czerpaliśmy właśnie z warsztatów Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, np. przedstawienie procesu ewolucji od momentu powstania życia w wodzie, poprzez okres pierwszych narzędzi, do okresu rolniczego w cywilizacji człowieka, z rozwojem cywilizacji przemysłowej włącznie. A kończyło się to zobrazowaniem niszczącej siły, jaką niesie ze sobą cywilizacja. To była inwencja i praca dzieci – pokazać jak wszystko, co dziewicze, dzikie i naturalne zostało gdzieś zaprzepaszczone na rzecz dymiących kominów. Najważniejsze jednak, że inicjatywa i pierwsze pomysły wychodziły od dzieci. Słowa z pięknego hymnu do Matki Ziemi, który stworzyły – „Obronimy, obronimy cię Matko Ziemio” – są, jak sądzę, podsumowaniem naszych działań i naszego przesłania.
Edukacją społeczeństwa na szeroką skalę zajmują się również firmy, które dążą do zwiększenia konsumpcji i utwierdzenia takiej postawy w człowieku. W jaki sposób może nastąpić zwrot od takiego wzorca, skoro wszystko, czym się człowiek otacza, zdaje się potwierdzać taki kierunek?
Bierzmy przykład i stwórzmy takie lobby i taki ośrodek, żebyśmy mieli swój własny kanał tematyczny poświęcony edukacji ekologicznej i duchowym aspektom życia. Niech to będzie kanał tak mocny, żeby stał się opozycją do tego, czym jesteśmy karmieni. W tym leży siła naszego działania. Chodzi o to, żebyśmy mieli swój głos. Ja wierzę, że gdzieś na świecie miliony ludzi tę swoją energię przyjaźni, miłości i zrozumienia w tej chwili gromadzi i że w jakimś momencie ona, jak mówi Sheldrake, stanie się prawdą o nas i w nas samych. Musimy jej zgromadzić tak wiele, żeby stała się nabojem, który wybuchnie i dotrze do każdego z nas.
Stoimy również przed problemami demograficznymi, przeludnieniem wielu rejonów świata. Jest nas 6 miliardów...
Warto przeczytać książkę pewnego angielskiego autora pt. „Wyścig między edukacją i katastrofą”. Jest w niej kilka scenariuszy dalszych losów naszej cywilizacji. Jeżeli teraz jest nas sześć miliardów, być może za 30-50 lat będzie nas dziesięć miliardów, i jeśli dalej świat będzie się rozwijał w tym kierunku, to grozi nam, że my tę planetę „zjemy”, zniszczymy. Trzeba mieć świadomość, że bomba demograficzna jest ogromnym ciężarem i zagrożeniem dla życia planety. Może stać się tak, że zniknie pojęcie pracy fizycznej, wszystko będzie rozwiązywała technika i technologia. Wobec tego, co pozostanie człowiekowi? Samorealizacja, czas na życie duchowe, życie wewnętrzne, na uczestnictwo w kulturze i przejawianie wszystkich swoich możliwych talentów i zdolności. I takie jest posłanie tej książki, mówiące, że twórcy edukacji we wszystkich dziedzinach, artyści, intelektualiści, pedagodzy, to będzie elita świata, najwyżej opłacana. Dlatego, że ona będzie formować duchowość młodego człowieka i nowe potrzeby ludzkości jako takiej.
Przed kilkoma laty otrzymałaś tytuł „Kobieta Europy”. Jaką widzisz rolę kobiet w tych przemianach i we współczesnych czasach?
Uczestniczyłam w pięciu wspaniałych spotkaniach laureatek „Kobiet Europy”, to było w Madrycie, dwa razy w Szwecji, w Atenach i na wyspie Rodos, dwa lata temu. Z wszystkich możliwych komisji Unii Europejskiej i Rady Europy dostajemy raporty o sytuacji kobiet, sytuacji rodziny, dzieci itd. Z raportów tych wynika, że jeśli chodzi o Europę, przeważającą część wykształconych ludzi stanowią w tej chwili kobiety, nie mężczyźni. Ale pełnienie jakichkolwiek wyższych stanowisk czy reprezentacje w rządach zarezerwowane są dla mężczyzn, kobieta prawie zawsze jest w cieniu. Jeżeli chcemy coś znaczyć, to musimy być wykształcone, musimy być niezależne ekonomicznie, musimy stać na własnych nogach, mieć poczucie siebie i swojej wartości.
Tematem powracającym był także problem globalizacji, nowej tożsamości Europy i roli kobiet w tych procesach, a także pytanie, co zrobić z największym problemem współczesnego świata, to znaczy, jak zapobiec wojnom i zbrodniom. Odpowiedź jest jedna: należy zmienić męski punkt widzenia. Kto ma jednak postawić to pytanie? Kobieta, która daje życie i chroni życie. Mężczyzna tego nie zrobi, będzie w opozycji. Natomiast jeżeli wśród nas, kobiet, ciągle będzie strach, że to jest zbyt trudne, to kto ma się tym zająć?
Musimy tworzyć własne struktury, poza tymi, które istnieją, takie, które będą wypracowywały zupełnie nowy model gospodarki, ekonomii, kultury i oświaty; które będą absolutnie na zasadzie opozycji do modelu już istniejącego, bo tylko wtedy, być może, ustanowimy jakąś przeciwwagę. To jest prawdziwy proces emancypacji, tutaj widzę rolę feminizmu. Jeżeli nasza energia miłości ochraniająca życie dotrze do świadomości ogółu kobiet, a przecież nas jest połowa ludzkości, to spójrzmy, jaki mamy potencjał do uruchomienia! Miłość, zrozumienie, chęć czynienia dobra ? tych elementów brakuje we wszystkich ważnych gremiach decyzyjnych. I to się musi zmienić.
Wiele osób wiąże obecnie dużo nadziei z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, jednak nie dostrzega się tego, że dobrobyt UE jest oparty na eksploatacji innych rejonów świata. Czy nie obawiasz się, że chęć zapewnienia dobrobytu materialnego pociągnie za sobą całkowite już zniszczenie tkanki duchowej?
Rozmawiałam z prof. Borysem, który jest z wykształcenia ekonomistą, na temat tzw. „problemu globalizacji". Globalizacja, jaką nam się lansuje, jest chora. Bo to będzie tylko globalizacja kapitału spekulacyjnego, dążącego do najwyższych zysków. Tymczasem powinniśmy dążyć do globalizacji pojętej w ten sposób, że cała uwaga i środki finansowe pójdą na ochronę zdrowia, na edukację, oświatę i kulturę. I tutaj globalizacja w sensie objęcia nią całości planety jest jak najbardziej potrzebna. Żeby nie było głodu w Afryce, żeby nie było chorób, żeby podnosić stopień świadomości, wiedzy, oświaty, nawet w krajach islamskich, wyprostować nierówności ekonomiczne; tak pojęta globalizacja, takie myślenie holistyczne jest kierunkiem, w którym warto podążyć.
Ale jak mówił mądry nasz Młynarski, zróbmy swoje na swoją miarę tu, gdzie możemy i jak możemy. Ja teraz prowadzę warsztaty na ten temat i w tym widzę swoją społeczną pracę na resztę mojego życia. To jest mój dar serca.
Czy chciałabyś coś jeszcze przekazać ludziom, którzy bronią dzikiej przyrody?
Mimo wszystkich kłopotów i problemów, jakie spotykają działaczy ekologicznych, również Pracownię, trwacie, jesteście, czujemy skuteczność waszych działań. Pracownia jest dla mnie jakąś busolą światła, podziwiam waszą determinację, wasze czyste intencje. Eugenio Barga, mój przyjaciel, który otrzymał niedawno doktorat honoris causa, mówił, że jesteśmy „pływającą wyspą”, i że jeżeli te pływające wyspy będą się poszerzać, będzie ich coraz więcej, to w końcu staniemy się jednym kontynentem, który będzie rzeczywiście przeważającą i znaczącą siłą.
Dziękuję za rozmowę.
Alina Obidniak (ur. 1931) – studiowała w Krakowskiej Szkole Teatralnej (Wydział Aktorski), na Wydziale Reżyserii w Moskwie i w Łódzkiej Szkole Filmowej. Animatorka kultury, inicjatorka Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, założycielka Laboratorium Samorozwoju, prezeska Stowarzyszenia Centrum Inicjatyw Kulturotwórczych, pomysłodawczyni projektu „Karkonosze 2000 – Święto Gór” (pod honorowym patronatem Sekretarza Generalnego Rady Europy). Laureatka kilkudziesięciu nagród i odznaczeń krajowych i zagranicznych, m.in. Medalu Komisji Edukacji Narodowej (1980), Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski (1981), nagrody Kobieta Europy (1995), Złotej Odznaki Ministra Ochrony Środowiska (1998), Nagrody Marszałka Województwa Dolnośląskiego za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury (2003). W latach 1964-1970 dyrektor i kierownik artystyczny Teatru im. W. Bogusławskiego w Kaliszu, a w latach 1973-1988 oraz w roku 2000 dyrektor i kierownik artystyczny Teatru im. Cypriana Norwida w Jeleniej Górze. Jej dorobek reżyserski obejmuje ponad 60 pozycji z dramaturgii polskiej i światowej. Członkini Rady Programowej Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.