Czy technika uratuje świat
…psychologa mniemania na głębokie pytania…
Wyobraźcie sobie: samochody na wodór, którego produktem spalania jest czysta woda, szczepy bakterii, które ze smakiem zjadają plastikowe opakowania, rośliny odporne na szkodniki, dzięki czemu nie trzeba stosować trujących pestycydów, nowe, czyste technologie produkcji różnych artykułów. Bądźmy cierpliwi, już za niedługo będziemy żyć w innym świecie: czystym, zdrowszym i ładniejszym. Bądźmy tylko cierpliwie... naukowcy, technika zawsze znajdą jakieś rozwiązanie.
W XIX w. władze Paryża były głęboko zaniepokojone wzrostem ilości koni wykorzystywanych w transporcie miejskim. Wieszczono, że jeżeli koni będzie przybywać, to rozrastające się miasto nie poradzi sobie z ogromną ilością końskich odchodów. I co? Jak wiemy dzisiaj, obawy okazały się niezły nieuzasadnione. Wymyślono przecież samochód i problem się rozwiązał. Przykład ten podają często zwolennicy rozwoju technologicznego, argumentując, że nasze obecne obawy związane z kryzysem ekologicznym są równie nieuzasadnione, jak te dotyczące koni w Paryżu. Zobaczmy jednak, że przykład ten ma bardzo wątłą argumentację. Zakłada się tutaj bowiem, że samochody rozwiązały problem koni. Czy jednak samochody same nie stanowią problemu? Dosadnie można by zapytać, czy lepiej tonąć w końskim gównie, czy w samochodowych spalinach i korkach? Tutaj odpowiedź nie jest już taka jednoznaczna.
Zatem, jeżeli mówimy, że czeka nas świetlana przyszłość, bo technika coś wymyśli, to już się boję. Co też to znowu będzie?
W myśleniu wyrażającym się w haśle „co technika zepsuła, technika naprawi”, kryje się niebezpieczne założenie. To założenie dotyczy nadmiernego przywiązania do wytworów naszego umysłu. Wydaje się nam, że rozumowo jesteśmy w stanie poznać prawdę, że nauka odkrywa przed nami prawdziwy, niezmienny obraz rzeczywistości. Opisując naukowo świat, zyskujemy jednocześnie wiedzę jako narzędzie ingerowania w procesy przyrodnicze. Technologia jest produktem owej wiedzy. Na samym jednak początku jest założeniem, że „wiemy lepiej i na pewno”. Przekonanie to daje nam poczucie siły i skuteczności, przez co rośnie nasza arogancja. Używam określenia „arogancja” nieprzypadkowo. Bowiem bezgraniczne zaufanie do wiedzy, jaką posiadamy jest w dużym stopniu nieuzasadnione i niebezpieczne. Obraz świata, który kreśli nauka nie jest prawdą absolutną, a jedynie konstrukcją człowieka, jego umysłu. Jest cała masa dowodów na to, że powinniśmy z większym dystansem podchodzić do tej wiedzy; powinniśmy na każdym kroku uświadamiać sobie, jak mało wiemy.
Ta świadomość chroni nas przed arogancją i jednocześnie przed nieuzasadnionym przekonaniem, że technika uratuje świat.
Możemy się też zapytać, dlaczego człowiek tak bardzo chce ufać swojej wiedzy i technice? Psycholog odpowie tutaj, że to zaufanie jest wprost proporcjonalne do naszej niepewności, samotności i wyobcowania w świecie. Im bardziej obco czujemy się na tej planecie, tym bardziej kurczowo trzymamy się wytworów naszego umysłu. Oddzielony umysł może polegać tylko na sobie. Wiemy już jednak, że poczucie oddzielenia jest podstawową iluzją, której ulegamy. Nie jesteśmy oddzieleni. W związku z tym niczego nam nie brak. Już mamy całą mądrość ewolucji. Jesteśmy mądrzy naszym ciałem, wszystkimi procesami, które wiążą nas z całą naturą. Nie potrzebujemy żadnych podpórek, protez i ułatwiaczy.
Czy rozwój technologiczny zostanie zatrzymany i czy mamy w związku z tym wrócić do jaskiń? Nie, nie jest to prawdopodobne i nie jest to też konieczne. Nie chodzi też o to, żeby zupełnie odrzucić umysł i jego produkty. Też jest częścią procesu ewolucji. Chodzi jednak o równowagę. O to, aby nie zapominać, że ważną rzeczą jest zapytanie kim jestem? i odkrywanie jedności z całym żywym światem. Wtedy rozstajemy się z ludzką arogancją, nie pędzimy tak do przodu na oślep, nie ingerujemy i nie manipulujemy tak zawzięcie przyrodą i mamy większe zaufanie do naturalnych procesów.
Niech rozwój duchowy idzie w parze z rozwojem technologicznym, a z czasem okaże się że nie ma dwóch rozwojów. I że wszystko już mamy. Że mieliśmy od samego początku.
Ryszard Kulik