Kraina jezior i błot
Od wielu już lat w Polsce, na Ukrainie i na Białorusi prowadzone są prace nad utworzeniem „trójstronnego” Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Polesie Zachodnie”. Polacy i Ukraińcy w pracach tych są mocno zaawansowani. Również sama idea tworzenia rezerwatu jest o wiele lepiej znana szerszym kręgom społeczeństwa na Ukrainie, a jeszcze bardziej w Polsce. Szczególnie miejscową ludność regularnie informuje się o działaniach ukierunkowanych na jego tworzenie, funkcjonowanie i uznanie międzynarodowe oraz o przyrodniczej wartości tego obszaru.
Jednakże o tym, co dzieje się w tej kwestii na Białorusi, a także o walorach przyrodniczych Polesia Zachodniego (na Białorusi jest to fizyczno-geograficzny region Polesie Brzeskie) Polacy nie wiedzą zbyt wiele. Dlatego na łamach „Dzikiego Życia”, w serii artykułów postaram się opowiedzieć Czytelnikom o wartościach przyrodniczych przygranicznych obszarów białoruskiej części Polesia Zachodniego (Brzeskiego).
Tutaj, przy samej granicy z Ukrainą i niedaleko od granicy z Polską, wśród ogromnych osuszonych obszarów uchował się niewielki fragment naturalnej przyrody – niejako całe Polesie w miniaturze. Prawdziwą perłą tego zakątka jest Jezioro Orzechowskie, jeden z większych zbiorników wodnych w białoruskiej części zlewni rzeki Bug, zachowany w niemal całkowicie naturalnym stanie. Powierzchnia jeziora wynosi ok. 500 ha. Przy południowo-wschodnim brzegu znajdują się niewielkie, zabagnione, ujściowe łąki o powierzchni ok. 200 ha. Jednak wiosną, gdy jezioro rozlewa się i cała łąka pokryta jest w całości płytką wodą z wystającymi z niej nielicznymi suchymi wysepkami, miejsce to przemienia się w prawdziwe królestwo wodnych ptaków.
Kogóż tu nie spotkasz. Przyjdź rankiem, a nie zdążywszy nawet wyjąć lornetki zauważysz – a raczej najpierw usłyszysz – charakterystyczne „bekanie” bekasa, który cały dzień tokuje nad łąką, to gwałtownie nabierając wysokości, to ostro opadając w dół. Z rana bekasy grupami zbierają się przy bagienkach i kałużach, w których zdobywają sobie pożywienie przemieszczając się i pracowicie penetrując dziobem ił i muł. A gdy je niespodziewanie przestraszysz, rozlatują się wykonując charakterystyczne gwałtowne rzuty w różne strony i odzywając się wzburzonym „kszyk-kszyk”. Dzięki temu charakterystycznemu głosowi gatunek ten otrzymał polską nazwę – kszyk. Razem z bekasami, lecz rzadziej, można tu zobaczyć również bekasika – północnego siewkusa, którego u nas spotyka się tylko na przelotach. W odróżnieniu od swego temperamentnego rodaka, gatunek ten odznacza się bardzo spokojnym charakterem. Siedzi zwykle gdzieś nad brzegiem jeziorka czy większej kałuży, wśród pożółkłych zeszłoroczny traw i bardzo trudno go zauważyć. Pozwala się podejść bardzo blisko, tak, że niemal można na niego nastąpić, ale i wówczas zrywa się leniwie, odlatuje powoli na niewielką odległość i jak wcześniej stara się znów ukryć w trawie.
Najczęściej można, rzecz jasna, spotkać czajki i krwawodzioby, które jakby rywalizują ze sobą, towarzysząc człowiekowi póki, jak im się wydaje, nie przegonią go ze swego terytorium gniazdowego. I czajki, i krwawodzioby, jak większość siewkowców, gniazdują kolonijnie, a jako że łąka jest niewielka i prawie całe jej terytorium jest podzielone między pary jednego lub drugiego gatunku, opuściwszy rewir jednej pary, trafiasz pod baczną uwagę drugiej. W konsekwencji charakterystyczne głosy siewkowców towarzyszą nam stale nad łąką.
Jednak prawdziwymi arystokratami Orzechowskiej Łąki zdają się być rycyki. Obecnie w Europie są to bardzo rzadkie ptaki, niewielka ich kolonia liczy tutaj 8-15 par. Wielkie, eleganckie, długonogie i długodziobe, z charakterystyczną rudą głową, energicznie spacerujące po kolana w wodzie wśród młodej trawy, od razu zwracają na siebie uwagę. Ale i one są bardzo uważne i ostrożne. Skoro tylko spostrzegą, że ktoś kieruje się w ich stronę, od razu podnoszą wzburzony krzyk. Ich charakterystyczne „utjutju-utjutju-utjutju” bardzo ostro wyodrębnia się z całego chóru głosów mieszkańców łąki.
Kiedy idziesz po kolana w wodzie po wiosennej, póki co jeszcze rudej łące, gdzie młoda zielona trawka dopiero zaczyna odrastać, budzisz się razem z przyrodą z zimowego snu. Wśród trawy, gdzieniegdzie, ozdabiają otaczający krajobraz już rozkwitłe, gorejące jaskrawym złotem kniecie błotne. Wtedy towarzyszą nam setki radosnych głosów dziesiątków gatunków ptaków i setki mieniących się różnymi odcieniami słonecznych błysków, odbijających się od wód roztopowych, dających nowe życie wielu mieszkańcom łąki. Rozumiesz wtedy, że tylko tutaj, na tym drobnym, niewielkim skrawku naturalnej przyrody, wśród jej mieszkańców można prawdziwie poczuć, czym jest wiosna. Odczuć całą jej urodę, piękno i niepowtarzalność.
I jakby w odpowiedzi na budzące się uczucie radości, energiczne samce batalionów, nadzwyczajnie piękne i różnorodne w swoich szatach godowych, starają się zawojować serca niepozornych w porównaniu z nimi samic, urządzają prawdziwe pokazy tańca, przechodzącego czasami w istnie batalistyczne sceny. Lecz nagle ich taniec zostaje przerwany, ptaki gwałtownie wzlatują zwartą gromadą i wykonawszy kilka okrążeń i krętych wiraży, znów siadają na jednej z wysepek. Co mogło je przestraszyć? Podniósłszy głowę, zauważasz wielkiego, drapieżnego ptaka krążącego nad łąką. Charakterystyczny jasny spód, skrzydła lekko zgięte w locie i jasna czapeczka na głowie pozwalają od razu rozpoznać rybołowa. Rybołów jest rzadkim gościem na Orzechowskiej Łące. Znacznie częściej, ale tylko w czasie przelotów, można go spotkać nad jeziorem i Rozlewami. Tu, nad łąką, zwykle głównym, krążącym demonem zmuszającym do trzymania się na baczności wszystkich drobnych mieszkańców jest błotniak stawowy.
Z innych wielkich, pierzastych drapieżców można tutaj spotkać szybującego wysoko na niebie orlika krzykliwego i z rzadka zalatującego z jeziora i Rozlewów orła bielika, który niedaleko, w zabagnionym olsie, na starej, potężnej olszy ma swoje gniazdo. Jednak oba te wielkie, piękne i silne drapieżniki nie są aż tak groźne dla pierzastych bywalców łąki. O ile pierwszy z nich, nie bacząc na swe rozmiary i groźny wygląd, wydaje się być dziwnym smakoszem przedkładającym nad wszystko myszy i żaby, to drugi nie przejawia wyraźnych gastronomicznych uprzedzeń i z ptaków lubi tylko chore, ranne lub osłabione osobniki gatunków pływających. Z nich zaś na łące, kiedy jest jeszcze pokryta wodą, najczęściej spotykane są ruchliwe cyranki i hałaśliwe krzyżówki. Regularnie, wieczorem i rankiem, a niekiedy i w ciągu dnia można tu zobaczyć ostrożne gęgawy. Ptaki zawsze trzymają się parami lub w niewielkich grupach i kiedy większość stadka odpoczywa bądź pożywia się wschodami młodej trawki wśród przeszłorocznego, pożółkłego situ, jedna gęś zawsze stoi na straży i czujnie obserwuje wszystko, co dzieje się na łące.
To dziwne, ale ostrożne gęgawy, które zwykle wzlatują mimo swego ciężaru, widząc człowieka nawet z 200 metrów, tutaj zachowują się zupełnie inaczej. I kiedy otwarcie kierujesz się w ich stronę, próbując podejść bliżej, by zrobić zdjęcie, one zamiast odlecieć, leniwe i niespiesznie starają się ujść pieszo. Jakby rozumiały, że nie zrobisz im nic złego. I tylko wówczas, gdy poczynasz sobie natrętnie, wręcz skandalicznie i nie przestajesz ich prześladować, głośno i z oburzeniem „gęgając” odlatują dalej od natrętnego paparazzi.
Wśród innych rzadkich bywalców łąki wiosną można tutaj zobaczyć, niegdyś bardzo rzadkiego u nas, łabędzia krzykliwego, typowego mieszkańca tundry, żółtodziobego i – w odróżnieniu od łabędzia niemego – obdarzonego niezłymi wokalnymi zdolnościami. Swoje imię zawdzięcza właśnie gromkiemu, tubalnemu głosowi, bardzo przypominającemu ryk zachrypniętej strażackiej syreny.
Niczym drogowe znaki, niewidoczne na tle dopiero co ożywiającej się i odziewającej w delikatne zielone barwy wiosennej łąki, nieruchomo stoją, przyczaiwszy się w oczekiwaniu na zdobycz, czaple siwe. A w nieco dalej w dół linii brzegowej stoją dobrze widoczne z daleka czaple białe, wśród których energicznie biegają, to tu to tam, ruchliwe szpaki. Z błękitnej wysokości nieba „leje się” niekończącym się, nieprzerwanym potokiem wesoła piosnka skowronka. Tutaj też na suchych wysepkach, wiosną można niekiedy spotkać skromnego i milczącego, ale odróżniającego się ekstrawaganckim upierzeniem jego północnego rodaka – górniczka. Siewki, siewnice, liczne bataliony, łabędź krzykliwy, górniczek, świergotek rdzawogardlisty – czasami wiosną Orzechowska Łąka bardziej przypomina fragment tundry niż poleski kraj.
Obok łąki położone jest Jezioro Orzechowskie, a nieco na północ za jeziorem, oddzielone od niego wąskim pasmem olszyny zalanej wodą przez większą część roku, znajduje się stare wyrobisko torfu – Uroczysko Rozlewy. Samo jezioro jest płytkie, o silnie zabagnionych brzegach z szerokim pasmem przybrzeżnych trzcinowo-pałkowych zarośli. Wyrobisko zatopione wodą po wybraniu torfu, ma wyjątkowo korzystne ekologiczno-morfologiczne warunki i jest miejscem, gdzie dziś występuje wiele ptaków rzadkich w Europie.
Najbardziej skrytym, a jednocześnie najbardziej słyszanym wiosną bywalcem trzcinowych dżungli jest bąk. Czasami na Rozlewach z jednego punktu można usłyszeć do pięciu odzywających się samców. Pewnego razu, gdy wraz z polskimi kolegami byliśmy na wycieczce na Rozlewach i nad jeziorem, i niejednokrotnie tuż spod samych nóg podrywały nam się bąki, po obserwacji kolejnego z nich jeden z Polaków powiedział słowa, które według mnie doskonale charakteryzują miejscową przyrodę: „Cóż to za kraina, gdzie ptaki trzeba odpędzać od siebie”. W trzcinowych zaroślach można również usłyszeć „kwak-kwak” zielonki, cały dzień słychać trzeszczenie brzęczki i żałosny świst remiza. Pływając łódką, z zarośli ciągnących się pasmem wzdłuż brzegu można usłyszeć nawet bączka, a niekiedy zobaczyć i samego ptaka. Wczesną wiosną, kiedy jeszcze w lesie nie stopniał śnieg, z otaczających jezioro i Rozlewy olszyn dochodzi głuche pohukiwanie puchacza. A kiedyś, jakieś 20 lat temu, widziany był tu także puszczyk mszarny.
Tutaj na obszarze ok. 1000 ha znajdują się unikalne przyrodniczo zespoły, przy czym tak naturalne, jak i przekształcone przez człowieka ekosystemy są ze sobą harmonijnie połączone. Niestety, utworzenie tu form ochrony jedynie się planuje, co trwa już ponad 10 lat. A jeszcze bardziej żal, że obszar ten nie wszedł w skład białoruskiej części Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Polesie Zachodnie”.
Andriej Abramčuk
Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski