Jak pogłębiać swój związek z przyrodą?
...psychologa mniemania
na głębokie pytania...
Grudzień. Idą święta. Narodziny Chrystusa. Choinka, wigilijna kolacja, prezenty. Ale też szał zakupów, pośpiech, napięcie, objadanie się bez umiaru, przesiadywanie przed telewizorem całymi dniami, konfrontacja z problemami rodzinnymi...
Pod tym całym zamieszaniem: wielkim, religijnym wydarzeniem oraz małymi (może tylko z pozoru) ludzkimi sprawami, kryje się jednak coś bardzo podstawowego, coś, o czym większość z nas nie pamięta.
21 grudnia, po raz kolejny zupełnie niepostrzeżenie, w naszej szerokości geograficznej będzie rodziło się światło.
Ziemia, po łagodnym i pełnym, półrocznym wydechu, delikatnie zacznie dokonywać wdechu. Przesilenie zimowe.
Na samym dnie ciemności, w czeluściach chłodu, uśpienia, śmierci i wycofania zakiełkuje światło i powoli będzie rosło w siłę, stopniowo wypierając ciemności. Tam, gdzie zwycięża i tryumfuje ciemność, tam też już rozpoczyna się świetlisty pochód, który zakończy się dominacją jasności oraz jednoczesnymi narodzinami ciemności. Tak oto światłość i ciemność nie tyle walczą ze sobą, ile wzajemnie się przenikają, dopełniają, przemieniają jedno w drugie oraz ostatecznie razem tworzą zupełnie nową całość, w której może rozkwitać życie.
Jakaż to cudowna lekcja! Wszystko tutaj jest potrzebne, wszystko ma swoje miejsce i wszystko zależy od wszystkiego. Bo gdy spojrzeć głęboko w ciemność, dostrzeżemy światło, a gdy spojrzeć głęboko w światło – zobaczymy ciemność.
Na tej organicznej mądrości, nasi chrześcijańscy przodkowie ufundowali historię narodzin Boga, czyli Światłości oraz przekonanie, że pojawia się Nowe, które odmieni świat (stąd bliskość świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku).
Dzisiaj już niewielu z nas pamięta, co kryje się pod narodzinami Pana Jezusa i obrządkiem Nowego Roku. Prawie nikt nie świętuje przesilenia, choć to właśnie ono jest sprawcą całego tego zamieszania. Tak, zapomnieliśmy już, że słońce i Ziemia w swym cyrkularnym tańcu podtrzymują nasze kruche życie. Świadomość naszego związku z tym odwiecznym, przyrodniczym procesem (przy którym historia chrześcijaństwa, jak i każdej innej religii, jest zaledwie mrugnięciem powieki) zastąpiliśmy wzruszającą historią narodzin dzieciątka oraz konsumpcyjnym rozpasaniem. Tak oto zrobiliśmy kolejny krok, który oddala nas od tego, co podstawowe, istotne, organiczne i przyrodzone.
Nasi dalecy (przedchrześcijańscy) przodkowie przywiązywali ogromną wagę do przesileń i równonocy. To właśnie te momenty były podstawowymi kotwicami stabilizującymi wszechświat, dającymi poczucie porządku, cykliczności i przewidywalności. Świętowanie tych momentów było jednocześnie podkreślaniem własnych głębokich związków z procesem przemian, było deklaracją przynależności do porządku większego od czegokolwiek, co człowiek wymyślił. Było aktem wiary i nadziei w mądrość egzystencji, w sakralny i tajemniczy porządek, dzięki któremu pojawiło się życie i dalej mogło trwać.
Dzisiaj traktujemy to jak nieszkodliwy zabobon, pogańską herezję lub też ciekawostkę antropologiczną. A przecież ciągle w zakamarkach naszej psychiki potrzebujemy kultywowania tego momentu w jego ekologicznym wymiarze. Głęboko tęsknimy za powrotem do tej organicznej i dosłownej prostoty przesilenia. Tak jak nasi przodkowie, potrzebujemy celebracji i rytuałów, które pozwalają nam czuć własną przynależność do odwiecznego porządku życia i śmierci. I nie chodzi tutaj o to, by zanegować Święta Bożego Narodzenia lub żeby nie świętować Nowego Roku. Jeśli jest to część naszej tradycji kulturowej, to uczestniczmy w tym w sposób świadomy i zrównoważony. Ale też nie zapominajmy o Ziemi i Słońcu! Nie zapominajmy o tym cudownym planetarnym oddechu wszystkich istot, o tym, że sami jesteśmy tym oddechem i wpisujemy się w kolisty taniec światła i ciemności, życia i śmierci.
Zatem pozwólmy sobie w ten szczególny dzień, by zrobić coś wyjątkowego, coś, co da wyraz naszym głębokim związkom z naturą. Pójdźmy do lasu lub parku, ale inaczej niż na zwykły spacer. Niech każdy krok, każdy nasz oddech będzie ruchem i oddechem Ziemi. Połóżmy się na śniegu i poczujmy, jak całe nasze ciało jest przyciągane przez planetę. Pokłońmy się z wdzięcznością słońcu oraz księżycowi i gwiazdom, bo w końcu jesteśmy dziećmi wszechświata. Przygotujmy uroczystą kolację w intencji przyrody, dziękując jej za to, że możemy być i oddychać. Złóżmy sobie życzenia, ale tak, jakby przemawiała przez nas Ziemia, a nie nasze małe, egoistyczne „ja”. Rozpalmy ogień, po to by rozświetlić mrok, bo czas go właśnie rozświetlić. I podzielmy się swoją intencją bycia blisko z Ziemią; bycia nią samą.
To prawdziwy przywilej spędzić taki czas z innymi, bliskimi ludźmi, którzy podobnie czują i przeżywają ten dzień. Bycie razem z innymi w takiej chwili daje szczególną głębię związku nie tylko z przyrodą, ale też z innymi ludźmi. To prawdziwy czas radości, cieszenia się własną bliskością oraz dawania sobie wzajemnie siły w trudnej drodze pracy dla przyrody, dla samego siebie. Wspólne siedzenie przy ogniu, śpiewy, tańce oraz ucztowanie pozwalają naszej świadomości na dostrojenie się do planetarnego rytmu, pozwalają na odkrycie właściwego punktu odniesienia.
Praktykujmy przesilenie. Praktykujmy samotnie, a jeszcze lepiej w grupie. Potrzebujemy tego jak nigdy. Potrzebujemy tego i my, i Ziemia.
Ryszard Kulik