Król Karpackiej Puszczy na nieproszonej uczcie
21 lutego 2009 roku Bieszczady obiegła niebywała wieść. Przy paśniku dla zwierząt płowych w rejonie ciśniańskich lasów żerowało razem aż osiem niedźwiedzi. Dwie dorosłe samice i szóstka młodych objadały się w wielkiej zgodzie kukurydzą i burakami. Pięć dni później kolejna rewelacja! Niezwykłą przygodę z małymi niedźwiadkami i ich mamą przeżył leśniczy z Procisnego w Bieszczadach. Przy doglądaniu karmowiska, zamiast spodziewanych dzików, saren i jeleni, natknął się na niedźwiedzią rodzinę. Zwierzaki żerowały na beli z sianokiszonką i, jak relacjonował leśniczy, zapamiętale wyłuskiwały z siana pojedyncze ziarna kukurydzy.
Te „rewelacje” łączy jedna rzecz – miejsce dokarmiania dzikich zwierząt oraz nietypowe, ze względu na warunki pogodowe, zachowanie niedźwiedzi. W Bieszczadach bowiem zima trwała w najlepsze. W górach leżało grubo ponad pół metra śniegu, temperatura wynosiła zaś –15 stopni. Przy takiej pokrywie śnieżnej i mrozie niedźwiedzie powinny spać.
Czemu zatem zwierzęta nie ułożyły się do snu, narażając się na trudy zimowej egzystencji? I czy faktycznie w naszych dzikich Bieszczadach zima jest wyzwaniem rzuconym przez naturę temu największemu drapieżnikowi? Aby otrzymać odpowiedź, warto spróbować poznać jeden z ciekawszych aspektów niedźwiedziego życia. Prowadzony w ukryciu, niezwykły – sen zimowy.
Niedźwiedzie w naszym klimacie zapadają w sen, gdy temperatura spada poniżej zera. Najczęściej dzieje się to późną jesienią lub wczesną zimą (w Tatrach nawet w październiku). Czas trwania snu zależy od warunków pogodowych. Sen zimowy niedźwiedzi brunatnych nie jest stanem fizjologicznego letargu (jak u świstaków) i zwierzę w każdej chwili może podjąć aktywne życie. Dzieje się tak zwłaszcza w okresie słabych mrozów i dużej dostępności pożywienia. Najczęściej jednak zasypiają ponownie wtedy, gdy tylko zaczyna być chłodniej. Aktywne mogą pozostać także te osobniki, którym nie udało się zgromadzić odpowiednich zapasów tłuszczu.
Zacisze i niedostępność na czas ciężkich zimowych warunków zapewniają niedźwiedziom gawry. Mogą być one zlokalizowane w jaskiniach, zagłębieniach pod wykrotami lub w wypróchniałych pniach drzew. Najciekawsze gawry powstają jednak w gęstych iglastych młodnikach. Niedźwiedź przez naginanie do środka młodych drzewek i narzucanie na nie gałęzi buduje konstrukcję przypominającą szałas. Wnętrze gawry wyściela gałązkami, mchem i trawą.
W jej zaciszu, w czasie kilku miesięcy dzieją się rzeczy niezwykłe. W pierwszej połowie zimy (najczęściej w styczniu) niedźwiedzica rodzi młode. Samica stała się ciężarną podczas rui (maj-czerwiec) jednak za sprawą opóźnionego zagnieżdżania się zapłodnionego jaja, rzeczywisty rozwój płodu trwa tylko dwa miesiące. Najczęściej na świat przychodzi jeden lub dwa, niekiedy trzy niedźwiadki. Noworodki są niewielkie, ważą około pół kilograma. Przez pierwsze tygodnie swojego życia są ślepe i spędzają czas w bezpośredniej bliskości matki, która stale pozostaje z nimi w gawrze. Karmione jej pożywnym mlekiem, szybko przybierają na wadze.
Samica w tym czasie w ogóle nie żeruje. Na skutek zmian metabolicznych, zgromadzony późnym latem oraz jesienią tłuszcz spalany jest w trakcie snu. Przez 5 miesięcy niedźwiedzie mogą „zrzucić” nawet ⅓–¼ masy ciała. Nie muszą także pić, gdyż woda pozyskiwana jest z katabolicznych przemian tłuszczu. Niedźwiedzie budzą się wraz z pierwszym silniejszym, wiosennym ociepleniem, zwykle w marcu-kwietniu i opuszczają legowisko. W gawrze pozostawiają charakterystyczne, walcowate odchody, składające się ze sprasowanej suchej trawy, sierści i smolistej wydzieliny jelita grubego. Ta zbitka resztek kału i włosów tworzy się w okresie snu zimowego z powodu oszczędnej gospodarki wodnej organizmu. Młode pozostaną z matką jeszcze przez 1,5 roku (maksymalnie do 3,5 lat) i będą edukowane w trudnej sztuce przetrwania. Gdy samica ponownie stanie się ciężarna, być może wróci do tej samej gawry, aby wydać na świat kolejny miot.
Przedstawiony powyżej zimowy aspekt życia niedźwiedzi odnosi się do sytuacji idealnej, bo naturalnej. Oto jednak w lesie pojawia się pokarm, w ilości i dostępności o niespotykanej skali. I to pokarm nie byle jaki, bo pożywny i kaloryczny. Tony buraków, kukurydzy i owsa wysypywane punktowo, znaczą odtąd trasy leśnych roślino- i wszystkożerców. Szczodrymi gospodarzami miejsc dokarmiania są nadleśnictwa i lokalne koła łowieckie, które nie szczędzą środków i pracy na rzecz dobrostanu leśnej zwierzyny. A jak to się ma do wspomnianych na początku artykułu doniesień?
Widok niedźwiedzia jedzącego kukurydzę i stada łań pasących się spokojnie nieopodal to już w Bieszczadach widok niemal powszechny. Zwierzęta, których nigdy w naturalnych warunkach nie obserwowano razem, ponieważ się unikają lub zwyczajnie w poszukiwaniu naturalnego pokarmu rozproszyłyby się po lesie, teraz gromadnie przebywają do leśnych, suto zastawionych stołówek. Jelenie, sarny i dziki płacą za to własnym życiem, bo nie dokarmia się ich bezinteresownie. Stołówki to nic innego jak nęciska łowieckie, a dbanie o dobrostan zwierzyny stanowi kamuflaż do krwawego hobby, nastawionego na zaspokojenie egotycznych potrzeb. I w tym wszystkim swoje miejsce znalazł i niedźwiedź.
Będąc generalistą pokarmowym, je wszystko, co jest akurat dostępne i nadaje się do jedzenia. Nie jest przy tym wybredny. Buraki, kukurydza czy marchewka wydają się być tak samo kuszące jak dzikie, leśne owoce czy nasiona bukowe. Nie trzeba się przy tym zbytnio namęczyć – pokarmu jest dużo, jest on dostępny o każdej porze i tak naprawdę nigdy go nie ubywa. Coraz częściej obserwuje się niedźwiedzie aktywne w ciężkich warunkach zimowych, które wędrują od nęciska do nęciska. Nie muszą już szukać zacisznego miejsca na przetrwanie zimy, bo zima nie jest już wyzwaniem. Coraz częściej widuje się niedźwiedzie przebywające stadnie. Dorosłe samce nie są już samotnikami przemierzającymi las jak duchy. Coraz częściej widuje są niedźwiedzie matki prowadzące po trójce młodych. Z pozoru to wielki sukces – rozrodczość u niedźwiedzi jest niska, a młode narażone są na liczne niebezpieczeństwa. Jeśli więc samica ma dużo potomstwa, możemy być spokojni o losy gatunku. Przyszłość jest jednak niepewna, także dla niedźwiedzi. Istnieje bowiem ciemna strona dokarmiania dzikiej leśnej zwierzyny.
Bieszczady są jedyną ostoją tego gatunku w Polsce, która może utrzymać żywotną populację niedźwiedzi. W dodatku to, co wiemy o tych drapieżnikach, jest zaledwie powierzchowne. Nie wiadomo jak korzystanie ze sztucznie dostarczanego pokarmu wpłynie na ich kondycję w przyszłości. Głosy dochodzące z Bieszczadów są niepokojące. Mówią one, że niedźwiedzi jest coraz więcej, że już nie unikają człowieka, że będzie z nimi problem jak z wilkami. Nasz największy drapieżnik, pomimo że objęto go ochroną prawną, zawsze był zaledwie tolerowany i do tej pory nie posiada zabezpieczonych warunków przetrwania. Nie podejmując żadnych działań w kwestii dokarmiania dzikiej zwierzyny być może świadczymy mu teraz największą z niedźwiedzich przysług.
A ciężka zima? Jest gdzieś pod niedźwiedzimi łapami, ociera się o grubą brunatną sierść, z silniejszymi podmuchami zawiewa śniegiem w ciemne oczy. W zastygłym zimowym krajobrazie tylko sznur tropów znaczy kierunek wędrówki króla karpackiej puszczy. Od nęciska do nęciska.
Sylwia Szczutkowska