DZIKIE ŻYCIE

Styl bukowy. Europa Vincenza

Dagmara Stanosz

O ile bukowinki takie jak u nas na Hołowach, jak w Słobodzie i te, które widziałem na Rozewiu nad Bałtykiem, o ile strzegą granic Europy, odkrywają, a jak dawniej roiłem, przepowiadają także, jej styl. Styl bukowy. Niestety żaden kościół nie pokusił się dotąd o ten styl, ale od razu można go sobie uświadomić wiosną w lesie bukowym, porankiem; gdy tęgie stalowe buki rzucają grube cienie, a tysiące metalowych listków odbijają słońce, podniecając do tak wielu porywów. Także do ciekawości, aby wyruszyć w świat, poznać go i polubić.

Stanisław Vincenz w liście do Czesława Miłosza w odpowiedzi na artykuł „La Combe”, List z Neapolu, Dialog z Czesławem Miłoszem

Wspomnienia o Stanisławie Vincenzie nie ograniczają się do obrazu filozofa, pisarza, poligloty i erudyty, lecz obejmują także wizerunek rozsmakowanego w życiu człowieka gór, przyjaciela, gazdy, który darł na pół prześcieradła, jeśli zabrakło ich dla któregoś z gości. Był człowiekiem dialogu i pogranicza, wędrówki i zakorzenienia. Nazwany przez Miłosza Vincenzem zukraińszczyniałym i zżydziałym dokładnie w tym stopniu, jaki jest niezbędny, żeby w jego osobie dokonał się stop trzech pierwiastków jego ojczyzny1, pozostał przede wszystkim osobą. Jak pisał dalej Miłosz, Vincenz, otwarty na każdy szczegół dnia, czy to będzie zbieranie rydzów, czy kształt chmury, zakochany w Homerze i Platonie, wystukujący laską rytm na górskich ścieżkach, nie marnował energii na żadne polityczne gorączki2.


Tradycja pasterska jest spoiwem łączącym kulturę wielu narodów zamieszkujących Karpaty. Fot. Dagmara Stanosz
Tradycja pasterska jest spoiwem łączącym kulturę wielu narodów zamieszkujących Karpaty. Fot. Dagmara Stanosz

Homer Rachmańskiej Krainy

O dziełach Homera pisał, że znajduje w nich cichą życzliwość dla wszystkiego co żyje, tak jak żyje. Podobnie można powiedzieć o jego twórczości. Jako pisarz był obserwatorem, miłośnikiem karpackiego krajobrazu. Jako czytelnik – smakoszem melodyki heksametru. Jako filozof – uczniem starożytnych i partnerem dialogu dla współczesnych. Jako człowiek pogranicza – orędownikiem pojednania narodów i kultur.

Pozostawił po sobie opowieści o życiu ludzi różnych tradycji związanych z przestrzenią Karpat. W tym miejscu widział też swój środek świata – krzyworównińskie Ateny, czarnohorski Akropol. Łączył wartość tradycji ludów osiadłych z nomadami, kulturę śródziemnomorską z pasterską, chrześcijaństwo z lokalną tradycją ludową, nie pomijając „dopływów” tureckich, żydowskich, romskich.


Świeca jako ekumeniczny symbol życia, śmierci i zmartwychwstania jest obecna w liturgii i obrządkach różnych tradycji. W kościele prawosławnym towarzyszy każdej modlitwie. Fot. Dagmara Stanosz
Świeca jako ekumeniczny symbol życia, śmierci i zmartwychwstania jest obecna w liturgii i obrządkach różnych tradycji. W kościele prawosławnym towarzyszy każdej modlitwie. Fot. Dagmara Stanosz

Kulturową mozaikę Huculszczyzny opisał w swoim największym dziele – „Na wysokiej połoninie”. W licznych esejach poświęconych kulturze żydowskiej, szczególnie chasydom, powracał do tematów bliskich z opowieści Hucułów, spotkań, czasów prawieku, kiedy mądrości Baal Szem Towa przekazywane były z ust do ust bez względu na wyznanie i narodowość. Mniej znane eseje, rozprawki na tematy literackie, historyczne i polityczne mogłyby służyć dziś za podręcznik „dialogu kultur”.

Czesław Miłosz określił jego styl jako pisanie przeciwko temu stuleciu. Wedle idei, że nie przemalowuje się drzewa na mahoń, w równym stopniu cenił tradycję ludową, co kulturę wysoką, znajdując w obu niepowtarzalną wartość i piękno. Drzewo czy koryto rzeki uważał za taki sam pomnik dziejów, jak starą cerkiew, a przekazywane z ust do ust legendy kryły tyle samo treści, co arcydzieła literatury.

W tym sensie pisanie to jest może mniej nowoczesne, ale na tyle „dzisiejsze”, że można mówić o ponadczasowej wartości jego prozy. Wznawiany, przypominany, cytowany, stał się patronem wielu inicjatyw stawiających sobie za cel edukację na rzecz tolerancji, dialogu kultur i ekologii krajobrazu. Do ostatniego tematu powraca szczególnie w zapiskach węgierskich. Pamięć wpisana w miejsce, dopiero wiele lat później i niezależnie od refleksji wysnutych z doświadczenia i pracy literackiej, stanie się przedmiotem zainteresowań geografii humanistycznej. Vincenz intuicyjnie zwracał się w stronę filozoficznej refleksji nad przestrzenią, przyrodą i jej wartością w miejscu życia człowieka. Jako humanista dążył do łączenia, nie dzielenia.

Sprzeciwiał się banałowi masowości, obecności tandety i kiczu, konsumpcjonizmowi, ujednoliceniu i nudzie. Przed jej apokaliptyczną wizją, po zajęciu kraju przez Sowietów, uciekał z huculskiej sadyby na Węgry. Ceną wolności było życie na obczyźnie i tęsknota za Rachmańską Krainą, opisaną później w dumach z wierchowiny. Jak sam pisał, nie stworzył swojego dzieła dlatego, że czuł się doń powołany, ale z obawy, że powołanych nie będzie.

Widoczne od kilkunastu lat zainteresowanie twórczością pisarza wiąże się z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, jak żyć w Europie Małych Ojczyzn, gdzie „Miejsce” tworzą krajobrazy i ludzie. W wymiarze filozoficznym jest też pytaniem o harmonię na gruncie historii Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie ekologia to także życie na pograniczu kultur, ekumenizm, tolerancja i pamięć przeszłości.

Wracanie do Vincenza jest może zwiastunem kolejnych „Nowych Czasów”. Innych niż te opisywane w huculskiej epopei, ale będących efektem sprzeciwu, o którym wspominał Miłosz, przeciwstawiając klasyczny styl pisarza pospiesznej i zdawkowej postmodernie. Wizja „spykniknienia” ducha w stylu Ma se radio, ma se stylo, ma se kino… ma se syćko jak się patrzy. Czego mu trza?, jak pisał Witkacy w „Szewcach”, staje się stylem tracącym dziś na „popularności”. W takie prognozy chce się przynajmniej wierzyć.

Przezwycięża się zachowując


Cerkiew oznacza po staropolsku kościół. Ilość kopuł świątyni jest zmienna i ma określone znaczenie symboliczne. Fot. Dagmara Stanosz
Cerkiew oznacza po staropolsku kościół. Ilość kopuł świątyni jest zmienna i ma określone znaczenie symboliczne. Fot. Dagmara Stanosz

Stanisław Vincenz, wychowany na chasydzkich opowieściach, huculskich pieśniach i starożytnych filozofach, przywiązywał dużą wagę do przeszłości. Pamięć o tradycji nie była tu stuporem pod przykrywką lokalnego patriotyzmu. Głęboko humanistyczna treść vincenzowskich rozmyślań powstawała przecież na wielu drogach i pograniczach.

Historię i Poezję porównywał do sposobu widzenia rzeki, w której Historia chce zbadać jej wybrane zakręty i rozlewy, Poezja zaś widzi najpierw całą Rzekę, a dopiero w szczegółach odbicie całości. Podobnie Vincenz, bliższy w swoim postrzeganiu poecie, w równym stopniu przywiązywał wagę do wydarzeń politycznych, jak do konstrukcji trembity, podpisywanych traktatów, co ludowych pieśni i gawęd. W esejach pisanych na Węgrzech, często przytaczał słowa Arystotelesa: Poezja jest czymś poważniejszym, bardziej filozoficznym od historii. W obliczu wydarzeń, jakie przyniósł XX wiek, nie dziwi, że do tych samych myśli odwoła się współczesny mu pisarz węgierski – Sandor Marai, notując na jednej ze stron „Dziennika” słowa: Trzeba czytać wiersze. Historia ogłupia3.

Vincenz znał ich wiele i w wielu językach, co pozwalało budować pomosty między sąsiadami. Węgrom recytował ich poezję po węgiersku, do końca przywiązując zresztą dużą wagę do języka i kultury sąsiadów, których darzył nieskrywaną sympatią. W Słobodzie Rungurskiej obok pomnika ukraińskiego poety Iwana Franki, kazał wyryć na tablicy cytat z jego wiersza „Wierzę w siłę ducha”. W tym wymownym geście zawarł niejako swoje credo jako filozof i pisarz.

Z poezji ukraińskiej czerpał wiele inspiracji literackich, podobnie jak z lektur i spotkań z pisarzami żydowskimi, by wymienić tu tylko „Poetę Srebrnych Kwiatów”, jak nazywał Nuchima Bomsema, któremu poświęcił esej o takim tytule. Tragedia Holocaustu sprawiła, że o Żydach mówił zawsze ze łzami w oczach4. Za ukrywanie ich na Węgrzech w czasie wojny, został wyróżniony odznaczeniem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.

Wielu pisarzy uważało Shoah za świadectwo upadku kultury europejskiej, moralności wyrastającej z wielokulturowego dziedzictwa i tolerancji. Tragedia II wojny światowej i wydarzenia okresu komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej, dały wyraz braku nauki, jaką domniemywać można z biegu historii. Vincenz piętnował nietolerancję z właściwą sobie ironią: Bo im zawzięciej się unifikuje, im bardziej nieubłaganie i nieorganicznie, tak iż wydaje się, że już nic więcej nie pozostaje do zrobienia, tym łatwiej odpadnie kiedyś taka politura w całości, jak niegdyś wapno z płotów, które nakazywał malować jeden z naszych ministrów5.

Apelował o pamięć, jako o wartość, z którą można iść dalej, wejść do Europy i dążyć do pokojowego życia w różnorodności. Uczyć się i rozwijać, czerpiąc z tradycji, znaczyło rozwijać ducha, pokonując to, co w człowieku zwierzęce, prymitywne, złe.

Cadyk w huculskim kożuchu

Jego ojczyzną były góry i książki. Nieprzypadkowo wiele uwagi poświęcał refleksjom nad postępem cywilizacji i miejscem człowieka w przyrodzie. Wychowany na chasydzkich naukach Baal Szem Towa, między Wschodem a Zachodem, mistyką a historyzmem – szukał odpowiedzi na pytania dotyczące człowieka. Stąd w panteonie autorów, obok Homera, Platona, Dantego Alighieri, pojawiają się Henry David Thoreau, Rabindranath Tagore, Mahatma Gandhi.

Postawa wyrzekająca się przemocy, odwołania do filozofii ahimsy – bezgwałtu i satyagrahy – moralnej czystości i wierności sobie – była mu bliska przez prostotę wychowania w kulturze ludowej, blisko przyrody. Stężałe granice stają się klatką, więzieniem, piekłem – pisał w eseju o twórczości autora „Boskiej Komedii”. Dante Alighieri należał do kanonu autorów-przewodników po świecie ducha – był równie ważny, jak Huculszczyzna, o której dziejach jako pierwsza opowiadała Vincenzowi niania, Połahna Slipeńczuk. Życie, literatura, twórczość były nieustającą podróżą w głąb siebie i w kierunkach, które niósł los uwikłany w historię.

Po wejściu Sowietów w 1939 r. uciekał ze Słobody Rungurskiej przez Przełęcz Tatarską na Węgry. Decyzja o uchodźctwie ze swojej małej ojczyzny zaważyła na dalszych losach, ale utwierdziła też w poszanowaniu tradycji małych kultur, góralszczyzny i pejzażu, jaki przez wiele lat stworzyło poetyckie życie tamtejszych pasterzy. Spotkanie na przełęczy ze swego rodzaju delegacją narodu, miało tę zaletę, że nie ze wszystkimi się mówiło, tylko z każdym6 – odwoływał się do słów Sokratesa. Bez względu na sytuację historyczną, wojnę, ważni byli ludzie i zapisane w pamięci krajobrazy. Pradziadkowie pisarza pochodzili z Prowansji, z Francji, dokąd niczym za porządkiem mitu wiecznego powrotu przywiódł los i Stanisława Vincenza.

Niepolityczny polityk, choć zaangażowany w sprawy społeczne, aresztowany przez NKWD i przetrzymywany przez krótki czas w areszcie w Nadwórnej, później w więzieniu w Stanisławowie, także z sowieckimi politrukami potrafił odnaleźć wspólny język. W każdych okolicznościach historycznych, trzymał się swojej prawdy o wspólnocie i pojednaniu. Tak też wówczas można było sobie roić „na pociechę”, że wojna niwelując różnicę ciśnień, wyczerpie fanatyzmy, zmęczy nienawiść, wypełni doły obcości, złej informacji i uprzedzeń, i zbliży koniec końców sąsiadów, tak że sobie powiedzą, jak ci dwaj chłopi z dykteryjki ukraińskiej: „Iwanie, a po cóż my tę żabę zjedli?”7.

Po Słobodzie Rungurskiej, Bystrzecu, miejscem-symbolem stała się miejscowość La Combe pod Grenoble. Oddalona od miast podalpejska wioska, do której nie przyjeżdża się ani nie przychodzi, lecz pielgrzymuje przez dzikie góry i pustkowia, z wysiłkiem, za który zapłatą jest obecność człowieka. Tam spędził ostatnie lata życia.

Wykształcony w gimnazjum w Kołomyi, na Uniwersytecie Wiedeńskim, gdzie studiował prawo, biologię, slawistykę, sanskryt, filozofię, potrafił w każdym zagadnieniu znaleźć punkt bliższy ducha niż naukowego dyskursu. Sięganie w głąb ludzkiej duszy, w dantejskie inferno, traktował na równi z nauką czerpaną od ludzi autentycznych w swoim odczuwaniu i indywidualizmie – chłopów, pasterzy.


Trzecia poprzeczka w krzyżu greckokatolickim symbolizuje przeznaczenie. Fot. Dagmara Stanosz
Trzecia poprzeczka w krzyżu greckokatolickim symbolizuje przeznaczenie. Fot. Dagmara Stanosz

Vincenz nie przychodził nawracać ani nie rościł sobie praw do opisu miejsca z perspektywy „uczonego pana”. Przeciwnie – jako gawędziarz, słuchacz i opowiadacz, sprawiał, że obrazy mające wartość etnograficzną, stawały się jakby baśnią, w której zaczyna się żyć i tęsknić razem z Vincenzem. Żmudna praca, bezczas, zależność od sił przyrody, prostota życia, zwyczaju, przywiązanie do tradycji – pieśni, tańców, opowieści, a wreszcie – żywa mowa i pamięć zastępująca pismo, nadawały huculskiemu życiu koloryt poezji. Przez jej pryzmat można było dostrzec historię. Mądrość, jaką wyniósł z rodzinnych stron, kształtowała się na styku kultur, wśród ludzi biednych stanem, lecz bogatych duchem. Spod płaszcza polskiego szlachcica wyzierał cadyk w huculskim kożuchu8, chassidim pośród goim.

Co zostało z chasydzkich mądrości, ducha gór i gazdowania w bliskości z przyrodą, co z filozofii Vincenza, tłumaczonej na wiele języków, także dla tych, którzy dzisiaj decydują o krajobrazie pod Czarnohorą? Pisarzowi stawia się pomniki, od których stronił na rzecz odczytywania historii z naturalnego krajobrazu.

Wracanie do Vincenza, czy to przez literaturę, czy spotkania, festiwale, wystawy poświęcone tradycjom Huculszczyzny, łączącej narody, wyznania, idee, to jednak za mało, by ocalić krajobraz opisany w książkach.

Przed dwustu laty powstawały szyby naftowe, obecnie buduje się na Czeremoszu szpecące krajobraz elektrownie. Pytanie, gdzie w tych, wpisanych w upływ czasu, przemianach, jak i w widocznym renesansie twórczości – miejsce na spełnienie refleksji Vincenza w praktyce?

Szepty przechadzają się po bukowinkach na Monte Faito nie inaczej niż u nas w Jasienowie, tylko nie zauważyłem, aby miały skłonność do zgodnego chóru, jak u nas, bo widocznie powiewy tutejsze nie są takie śmiałe, poza tym ta wspaniała zresztą bukowinka nie ma takich gęstych podściółek i takiej bogatej asocjacji roślinnej jak u nas, znanej panu także zapewne z Litwy. Przecie niech Pan nie myśli, że Faito ma coś wspólnego z francuskim – faillite – to jest bankructwo. Nie, jest to neapolitańskie dialektowe słowo używane zamiast – faggito – bukowy, gdyż – faggito – pochodne od łacińskiego – fagus – oznacza buk. I Monte Faito jest przykładem i dowodem, że buki i bukowiny są ramami Europy, czy tu na południu, czy też w Karpatach i prawdopodobnie na Żmudzi9.

Dagmara Stanosz

Przypisy:
1. Czesław Miłosz, La combe, s. 26, w: Stanisław Vincenz. Po stronie dialogu, Warszawa 1983.
2. Ibidem, s. 23.
3. Sandor Marai, Dziennik, Warszawa 2009.
4. Wspomnienie Jean Hersch.
5. S. Vincenz, Dialogi z Sowietami, Kraków 1986, s. 171.
6. Ibidem, s. 18.
7. Ibidem, s. 36.
8. Cz. Miłosz, La Combe, op. cit.
9. List z Neapolu, Dialog z Czesławem Miłoszem, w: Stanisław Vincenz. Po stronie… op. cit.