DZIKIE ŻYCIE

„Eko i My” – rozstrojenie jaźni

Monika Stasiak

Przed zabraniem się za lekturę kolejnego periodyku ekologicznego zobowiązuję się, że w ramach pracy nad sobą odrzucę malkontenctwo i będę radośnie afirmować tak stronę formalną, jak i merytoryczną pisma. Żeby zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu, omijam wydawnictwa poświęcone gospodarce leśnej i sięgam po periodyk o przyjemnie brzmiącej nazwie „Eko i My”, który – jak głosi podtytuł – jest „Poradnikiem ekologicznym”.

Łatwo wpadającej w ucho nazwie towarzyszy ciesząca oko okładka z pieczołowicie dobranym zdjęciem. Fotografia nawiązywać ma w założeniu do przewodniego motywu danego numeru. Jak się okazuje w trakcie lektury, nawiązuje zazwyczaj do jednego tylko tekstu, bo motyw przewodni wydania jest nader mało uchwytny.


Okładka „Eko i My” z roku 2011
Okładka „Eko i My” z roku 2011

No właśnie – miało być miło, a będzie jak zwykle, czyli słodko-gorzko z dużą domieszką goryczy. O ile bowiem brak motywu przewodniego w danym numerze nie jest czymś karygodnym, o tyle jego nieobecność w całej linii pisma nie rokuje zbyt dobrze. Bo czym właściwie zajmuje się „Eko i My”? Skoro samo siebie określa mianem poradnika ekologicznego, oczekiwałabym, że znajdę tu przede wszystkim wskazówki związane ze zrównoważonym stylem życia. Te trafiają się, owszem, ale z pewnością nie stanowią zasadniczego korpusu treści. Znacznie więcej znajdujemy informacji na temat unijnych dyrektyw i strategii z zakresu ochrony środowiska oraz zamieszczanych przez Ministerstwo Środowiska czy NFOŚiGW odniesień do ich polskich odpowiedników, choć nie ma w piśmie wzmianki o tym, żeby w zamierzeniach stanowiło ono Biuletyn Informacji Publicznej. Całkowicie jednak zaskakujące jest oddanie (czy raczej odsprzedanie) czterech stron pisma Programowi Rozwoju Obszarów Wiejskich. Gdyby jeszcze chodziło o rozwój związany bezpośrednio ze środowiskiem naturalnym… Zarówno jednak odnowiony skwer w gminie Wąsewo, jak i Zakład Przetwórstwa Mięsnego w Sierakowicach nasuwają dość odległe skojarzenia z ochroną przyrody.


Okładka „Eko i My” z roku 2007
Okładka „Eko i My” z roku 2007

Pojmuję motywy, dla których strony sponsorowane przez PROW się pojawiają, podobnie jak na poziomie argumentów ekonomicznych jestem w stanie zrozumieć dofinansowany z programu Infrastruktura i Środowisko, ciągnący się przez wiele numerów serial o przeciwpowodziowej ochronie rzeki Parsęty. Pytanie brzmi jednak: czy można wypracować jakąkolwiek spójną linię przekazu pisma, jeżeli zostaje ono zdominowane przez artykuły sponsorowane? Tym bardziej, że obok tekstów państwowo-unijnych, mamy też regularne propozycje (reklamy?) programów emitowanych przez komercyjne stacje telewizyjne oraz artykuły podpisane już nawet nie nazwiskami autorów, ale nazwami firm zajmujących się eko-biznesem. Trochę za dużo tego wszystkiego jak na czterdziestostronicowy miesięcznik, zwłaszcza, gdy doliczyć jeszcze przedruki z portalu EkoNews czy teksty będące po prostu opisami działań organizacji przyrodniczych. Dobrze, że te ostatnie się pojawiają, ale też nie sposób nie odnieść wrażenia, że jak na „pismo redagowane przez dziennikarzy z Klubu Publicystów Ochrony Środowiska”, „Eko i My” cierpi na poważny niedobór tekstów autorskich.

Na pocieszenie warto dodać, że kiedy takie teksty się pojawiają, ich poziom jest całkiem niezły. Nie znajdziemy też w piśmie zachwytu nad bożkami technokratycznej polityki, takimi jak na przykład GMO. Diabeł tkwi jednak w proporcjach, a te wypadały ze znacznie większą korzyścią dla tekstów autorskich w początkach istnienia pisma niż obecnie.

Wprawdzie trudno oczekiwać, aby periodyk niebędący wewnętrznym biuletynem żadnej organizacji, cechował się taką samą konsekwencją w budowaniu własnej linii przekazu, jak choćby „Bociek” Klubu Przyrodników. Docenić należy sam fakt, że grupka pasjonatów bierze się za wydawanie takiego pisma, nie mając oparcia w zapleczu organizacyjnym. Z drugiej jednak strony, w trakcie lektury „Eko i My” czytelnikowi nieuchronnie towarzyszyć musi pytanie: po co i dla kogo właściwie jest ono wydawane?

Monika Stasiak


Eko i My
Od kiedy: 1994 r.
Istnieje: tak
Wydawca: Mediator
Redaktor: Maria Ciesielska
Częstotliwość: miesięcznik
Format: A4
Objętość: 40 stron
Kolor: tak
Dostępny w Internecie: wybrane artykuły