DZIKIE ŻYCIE

Dźwięk jednej klaszczącej dłoni

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Nasi dalecy przodkowie nie mieli poczucia, że są kimś oddzielnym od otaczającego środowiska. Byli jak ryby w wodzie – nieświadomi tego, że zanurzeni są w czymś, co stanowi warunek ich przeżycia. Ten pierwotny i na swój sposób niewinny stan nieświadomości ekologicznej nie doprowadził, poza nielicznymi wyjątkami, do jakichś katastrofalnych skutków. A to dlatego, że skromne narzędzia i środki gwarantowały zaledwie wystarczająco dobry poziom życia i nie były w stanie totalnie niszczyć środowiska. Ciężkie zimy, choroby, głód, wrogowie i inne naturalne plagi równoważyły nasze (podzielane z resztą innych żyjących istot) pragnienia egzystencji lekkiej, łatwej i przyjemnej. Tak, świat może trwać wyłącznie wtedy, gdy jedna tendencja równoważy się z drugą – przeciwną. To dlatego wilki zjadające sarny tak naprawdę się nimi opiekują. Ofiary potrzebują swoich drapieżców. Życie potrzebuje śmierci.


Obraz. Fot. Ryszard Kulik
Obraz. Fot. Ryszard Kulik

Dzisiaj wielu z nas ciągle jeszcze tkwi w owym pierwotnym stanie nieświadomości ekologicznej. I nie byłoby w tym nic niepokojącego, jeśli bylibyśmy gotowi zdać się na równoważący nasze pragnienia naturalny proces. Przypomnijmy, że gwarantuje on życie zaledwie wystarczająco dobre. Dzisiaj jednak mamy naprawdę dobre narzędzia pozwalające zmienić ten układ i uczynić go zdecydowanie jednostronnym, czyli sprawić, by życie było lekkie, łatwe i przyjemne. W połączeniu z niefrasobliwością wynikającą z nieświadomości ekologicznej daje to destrukcyjną dla świata mieszankę, bowiem prowadzi wprost do realizacji najbardziej niebezpiecznej iluzji. Obiecuje ona, że świat może być jednostronny, to znaczy, że może nie być w nim niewygody, frustracji, cierpienia i śmierci.

Ale jest też w tym pewna szansa. Odrywając się bowiem od ograniczającego nas środowiska, prowokujemy pojawienie się świadomości własnej odrębności od tego, co nas otacza. Nagle przyroda staje się dla nas obiektem. Teraz mamy poczucie, że na nią jakoś oddziałujemy. Ale też potrafimy się nią zachwycać i ją chronić. Żaden wilk tego nie potrafi; żaden nasz daleki przodek nie miał takiej zdolności, takiej perspektywy patrzenia na rzeczywistość. Tak oto rodzi się świadomość ekologiczna.

W tradycji buddyzmu zen istnieje następujący koan: „Jaki jest dźwięk jednej klaszczącej dłoni?”. Dziwne jest to pytanie, bo wiemy przecież, że do klaskania potrzebne są dwie dłonie. I tak jest w istocie. Każda rzecz i zjawisko mają swoją drugą stronę. Natura rzeczywistości (dźwięku) jest taka, że potrzebujemy dwóch stron. My, ludzie chcemy natomiast amputować jedną dłoń, wierząc, że wtedy uzyskamy prawdziwie czysty i dobry dźwięk klaśnięcia. Amputacja części rzeczywistości jest naszym sekretnym pragnieniem, które realizujemy na bazie niewinnej nieświadomości ekologicznej.

Ale jednak… pytamy, jaki jest dźwięk jednej klaszczącej dłoni. Czym jest ta jedna dłoń? To pytanie kieruje uwagę wprost do kwestii tego, kim jesteśmy. Czy jestem kimś oddzielnym od tego, co mnie otacza? Czy mogę istnieć bez żywiołów, zwierząt, roślin, grzybów i bakterii? Jeśli wyodrębniam się ze środowiska, to od razu pojawia się szansa na to, by odkryć i doświadczyć jedności z całym światem. Jedności innej niż ta nieświadoma, pierwotna, bo, oprócz horyzontalnych związków ze wszystkim, posiadającej wertykalną głębię wglądu w to, kim jestem. Towarzyszy temu globalna perspektywa, której nasi przodkowie nie mieli. Paradoksalnie więc w momencie wyodrębnienia się z otoczenia, rodzi się świadomość ekologiczna. To jest ważny potencjał obecnego kryzysu ekologicznego. Tam, gdzie zniszczenie postąpiło najbardziej, tam, gdzie człowiek najbardziej oderwał się od przyrody, tam też najsilniej ujawnia się tendencja ratunkowa w postaci rosnącej świadomości. Tak rozumiana świadomość ekologiczna jest wglądem, poczuciem, że jest się tożsamym z tym, co otacza.

Nieświadoma jedność przy wyrafinowanych narzędziach cywilizacyjnych może prowadzić do katastrofy, bo brakuje jej globalnej perspektywy. Świadomość ekologiczna i towarzyszące jej poczucie jedności prowadzą do akceptacji rzeczywistości takiej, jaka ona jest, z jej zaledwie względnie dobrymi warunkami życia. A to przyczynia się do stopniowej rezygnacji ze stosowania cywilizacyjnych narzędzi, które są tak niebezpieczne dla świata.

Tam, gdzie dwa tworzy jedno, tam pojawia się ten dźwięk.

Tak właśnie brzmi dźwięk jednej klaszczącej dłoni.

Ryszard Kulik