DZIKIE ŻYCIE

Pierwotna przyczyna

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Niedaleko miejsca, w którym mieszkam, znajduje się niewielki lasek. Zewsząd otoczony osiedlami, drogami i szkołami, dlatego jest intensywnie penetrowany przez ludzi. Jednak przez kilkadziesiąt lat miasto nie dokonywało w nim żadnych zabiegów, prawdopodobnie z braku pieniędzy. Przez ten czas lasek zdziczał, pojawiło się w nim sporo martwych drzew, wykrotów i zarośniętych chaszczami enklaw dzikości. Niedawno dowiedziałem się, że samorząd wysupłał środki na „rewitalizację” lasku. Plany uczynienia tego miejsca bardziej żywym zjeżyły resztki włosów na mojej głowie. Przestraszyłem się, bo taka rewitalizacja zwykle oznacza wycinanie starych drzew i usuwanie martwych.

Próbuję dociec, co jest przyczyną tego, że część ludzi dostrzega konieczność ciągłej ingerencji w proces naturalny.

Wokół Puszczy Białowieskiej toczy się batalia o to, jak powinien wyglądać ten las. Część leśników i naukowców bije na alarm, że w rezerwacie ścisłym ma miejsce prawdziwa tragedia. Przykładowo, Jan Łukaszewicz z Instytutu Badawczego Leśnictwa uważa, że ma to związek ze zgodą na zaleganie dużej ilości martwego drewna w lesie oraz z bierną akceptacją ekspansji graba, który wypiera inne gatunki drzew. Na dowód tego przytaczane są konkretne dane oraz argumenty naukowe.


Rezerwat naturalny - Świnia Góra. Fot. Ryszard Kulik
Rezerwat naturalny - Świnia Góra. Fot. Ryszard Kulik

Oczywiście są też inne badania, które wskazują na to, że biernie chroniony las ma się lepiej niż ten, w którym prowadzone są zabiegi gospodarcze.

Skoro nauka potrafi udowodnić niemal wszystko, to komu wierzyć i na jakiej podstawie? Kiedy zapytano pewnego filozofa, jakie są kryteria prawdy, odpowiedział, że jest ich wiele, ale nie wiadomo, które są prawdziwe.

Wszystko wskazuje na to, że nauka nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak powinien wyglądać las. To pytanie wprost odnosi się bowiem do naszych wyobrażeń i przekonań na temat przyrody. Jan Łukaszewicz uważa, że Puszcza produkuje złe graby i dobre dęby. Tych pierwszych jest za dużo i dlatego trzeba pomóc przyrodzie i to zło rugować. W moim lasku przyroda wyprodukowała za dużo złych topól i przewróconych drzew. Usunięcie tego, co złe, sprawi, że będzie tam więcej życia.

To niezwykle ważny moment w dociekaniu, o co tak naprawdę chodzi w tym zamieszaniu z lasem. Okazuje się bowiem, że argumenty naukowe są wtórne wobec założeń filozoficznych. To one czynią prawdziwą różnicę. Z jednej strony mamy paradygmat kontroli i dominacji, który daje nam przywilej, a nawet obowiązek ingerowania w naturalny proces, bo przecież wiemy lepiej, jak on powinien wyglądać. Z drugiej strony mamy paradygmat ekologiczny, w którym podporządkowujemy się całości czy procesowi, wierząc, że to „on wie lepiej”.

Ale to jeszcze nie koniec. Można bowiem zapytać, jakie jest źródło takich czy innych przekonań. Co sprawia, że skłonni jesteśmy poddać się przyrodzie albo że uważamy, iż koniecznie trzeba w nią ingerować?

Te pytania wprost odnoszą się do sfery psychologicznej. Okazuje się w końcu, że założenia filozoficzne są wtórne wobec psychologii.

Co zatem znajdziemy, gdy wgłębimy się w psychologiczne mechanizmy odpowiedzialne za przyjmowanie określonych założeń filozoficznych? Uważam, że kluczową rolę w tym mechanizmie odgrywa przymus kontroli. To on nie pozwala nam spokojnie przyjąć tego, co niesie z sobą naturalny proces. Dlatego ciągle trzeba coś robić, zmieniać, ingerować, ulepszać czy zarządzać. Bo jeśli nie, to… może spotkać nas coś złego. Zatem pod przymusem kontroli rzeczywistości znajduje się lęk. To przede wszystkim ta emocja uzbraja nasze cywilizacyjne narzędzia, wykorzystywane następnie w nieustannym procesie dostosowywania świata do naszych oczekiwań.

Gdy rozglądam się teraz wokół siebie, to wszystko w moim otoczeniu jest zmienione tak, by nie było mi źle. Totalna kontrola jest dbaniem o to, by wyrugować cierpienie z życia. Tam zaś, gdzie jest dzika przyroda, nigdy nie możemy mieć gwarancji, że sprawy pójdą tak, jak byśmy chcieli. Zgoda na naturalny proces jest zgodą na cierpienie.

A ludzie różnią się między sobą w zakresie, w jakim gotowi są doświadczać cierpienia. Ci zapobiegliwi ciągle będą coś robić, by minimalizować prawdopodobieństwo pojawienia się niekorzystnego (dla nich) scenariusza. Ci mniej zalęknieni gotowi są zmieścić w sobie większą część tego, co niekorzystne.

Z takimi umysłowo-emocjonalnymi matrycami podchodzimy do przyrody. A ona, co na to? Czy las boi się, że będzie źle rósł? Czy boi się, że martwe drewno wyjdzie mu na szkodę? Czy las martwi się, że jeśli nie będzie wycinany, to zginie? Czy przyroda martwi się, że będzie w niej mniej życia, gdy to życie będzie swobodnie i naturalnie ewoluować?

Nasze lęki nie są lękami przyrody. Woda nie musi się bać, że będzie mniej mokra.

Gregory Bateson mówi w tym miejscu, że „wszystkie nasze problemy biorą się z różnicy między tym, jak działa natura, a jak myśli człowiek”.

Ryszard Kulik