Wyjątkowy koncert dla Puszczy
Kilka dni temu, zbierając materiały do wywiadu z dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, pomyślałam, że warto byłoby sięgnąć do historii koncertów dla Puszczy Białowieskiej (a było ich kilka). Ten pierwszy, pod hasłem „Dla Puszczy i Ludzi” odbył się w Białowieży w 2004 roku z inicjatywy Janusza Korbela. Ale zanim do niego doszło, Janusz założył w Hajnówce stowarzyszenie o nazwie Towarzystwo Ochrony Krajobrazu (TOK), skupiające mieszkańców okolic Puszczy Białowieskiej. Stowarzyszenie miało chronić lokalny krajobraz, tradycję, kulturę i środowisko naturalne.
W 2004 r. TOK sformułował żądania dotyczące większej ochrony Puszczy: przywrócenie zakazu wycinania tam wszelkich ponadstuletnich drzew i drzewostanów, zmniejszenie o połowę ilości wycinanych drzew, przeznaczenie wyciętego drewna w pierwszej kolejności na potrzeby regionu, zaprzestanie wycinania drzew w rezerwatach i parku narodowym, wstrzymanie polowań w celu przywrócenia równowagi oraz ograniczenie ruchu samochodowego na drogach leśnych wyłącznie do ruchu lokalnego.
W ciągu miesiąca udało się zebrać pod apelem TOK blisko tysiąc podpisów okolicznych mieszkańców. W tym samym czasie do Białowieży przyjechała znana w środowiskach ekologicznych aktywistka Ruth Rosenhek, zaangażowana w ochronę lasów tropikalnych, aby wesprzeć lokalne wysiłki dla ratowania Puszczy. Jej przyjazd oraz chęć podziękowania tym, którzy podpisali się pod petycją TOK, stały się pretekstem do wyjątkowego wydarzenia: zaprzyjaźniony z Januszem zespół Czeremszyna z Czeremchy, wsi leżącej na etnicznie ukraińskim skraju Puszczy, postanowił zagrać dla Puszczy pro bono. Do udziału w tym wyjątkowym koncercie zaprosił legendarnego białoruskiego barda Todara (Zmiciera Wajciuszkiewicza). Koncert odbył się w piątkowy wieczór nad stawami białowieskimi, a oprócz muzyki odczytano też kilka wierszy dedykowanych Puszczy, napisanych przez Borysa Russko, potomka białowieskiego rodu od wielu pokoleń.
„Kilka lat temu Białowieża była świadkiem kompromitującego wydarzenia, kiedy to zwiezieni autobusami ludzie obrzucili Ministra Środowiska jajkami, protestując w ten sposób przeciw planom powiększenia parku narodowego, pomimo że wiązało się to z dużymi dotacjami. Tym razem wieczór poezji i muzyki odbył się po to, żeby urzędnicy usłyszeli, iż z tego regionu odzywa się także inny, donośny głos – bez przemocy i z przekazem serca, za prawdziwą ochroną Puszczy” – tak Janusz opisał to wydarzenie. Nie znałam go jeszcze wtedy, nic nie słyszałam o koncercie, a Puszcza była dla mnie jedynie potencjalnym tematem na film.
Parę lat później, gdy już prawie zamieszkałam w domu na Zastawie, opowiedział mi, dlaczego przyjechał tutaj – aby „żyć w otoczeniu, które nigdy nie zawiedzie, nie oszuka, nie ma ukrytych intencji, nie konkuruje i wobec którego można być do końca sobą, a nawet poznawać siebie – takie otoczenie to dzika przyroda”.
Tak naprawdę to głównie on mówił. Niepostrzeżenie przechodził z jednego tematu w drugi, splatał wątki, dostrzegał wartości, szukał związków, relacji, kontekstu... Czasem słuchaliśmy tylko muzyki, bardzo dobrej muzyki. Był z tym „na bieżąco” i to od niego dowiadywałam się o jakimś nowym artyście czy zespole gdzieś w świecie, który był odkryciem ostatnich dni.
Kiedyś opowiedział mi o tamtym koncercie z 2004 roku, pokazał nagrania VHS, bo koncert rejestrowała TVP S.A., chyba dla programu „Animals”. Potem miałam je nawet wykorzystać w którymś z odcinków „Czytania Puszczy”. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam, ale doskonale pamiętam, jaki Janusz był dumny z tego wydarzenia, jak bardzo się cieszył! Powiedział, że warto byłoby taki koncert w Białowieży powtórzyć.
Patrząc na jego roześmiane oczy pomyślałam, że to rzeczywiście dobry pomysł i nie miałam wątpliwości, kto zorganizuje ten kolejny... Bo kto, jak nie on? To przecież Janusz był zawsze „na pierwszej linii”, to jego dom na Zastawie nazywano żartobliwie „centrum dowodzenia”. Jego zdanie było przeciwwagą dla tych, co chcieli Puszczę przerobić na deski, to on brał na siebie ich kolejne ataki.
A ja? Nie byłam i nie jestem aktywistką ekologiczną, choć bliska mi jest idea uczenia się od natury. „Jesteśmy tacy, jakie jest nasze doświadczenie” – powtarzał Janusz. A moim było i jest reżyserowanie filmów dokumentalnych. Gdy się poznaliśmy, okazało się, że jeden z nich, o Wołkowie, jest jego ulubionym. Przywiozłam mu kolejne, a on zaczął je pokazywać swoim studentom kulturoznawstwa. Przyglądał się mojej pracy, wypytywał o nią, a ja przyglądałam się jego Puszczy, bo zabierał mnie do niej za każdym razem, gdy byliśmy razem. Dzielił się za mną tym, co kochał. Prowadził w miejsca, których piękna nie mogły wyrazić żadne słowa. W których było tylko bicie serca i słuchanie własnego oddechu. Uczyłam się kontaktu z Puszczą, rozumienia jej, odczuwania swojej z nią tożsamości. Janusz mówił: „Nie idź do Puszczy, żeby coś z niej wziąć. Pomyśl, co możesz jej dać”.
Pomyślałam... i tak powstały filmy: „W ostatniej Puszczy Europy” (o śladach bartnictwa w Puszczy), „Pamięć domu” (o dramacie krajobrazu wsi puszczańskich, tworzonego przez pokolenia, według ustalonych wzorców), „Dąb dla Agnieszki” (o historyku od kilkudziesięciu lat mierzącym puszczańskie olbrzymy), „Miejsce w raju” (o Simonie Kossak), „Carska Białowieża” (o związku natury i kultury) i cykl dziesięciu odcinków pt. „Czytanie Puszczy”, którego bohaterowie (pasjonaci, artyści, naukowcy, pisarze, ekolodzy, dziennikarze, przewodnicy, filozofowie etc.) po swojemu „czytali” i doświadczali Puszczę Białowieską – dziedzictwo ludzkości. Nie był to to cykl stricte przyrodniczy, raczej filozoficzne opowieści o przyrodzie, stosunku człowieka do niej i naszego w niej miejsca. Chciałam otworzyć drogę do przyrody, do tej pierwotnej przyrody, jak największej liczbie osób. Podzielić się z nimi swoim zachwytem, a jednocześnie zadać pytania, na które nie umiałam znaleźć odpowiedzi: dlaczego ludzie gotowi są poświęcić nawet swoje życie w obronie np. wyznawanej przez siebie ideologii, kraju czy religii, a gdy niszczone jest życie naszej planety czy życie ostatniego europejskiego lasu o cechach pierwotnych, tak niewielu staje w obronie tego życia?
Wszystkie filmy robiliśmy wspólnie, bo przecież nikt nie znał tego lasu lepiej niż on! Codziennie, przez 15 lat mieszkania w Białowieży, był w rezerwacie ścisłym, o czym świadczą wpisy z Białowieskiego Parku Narodowego (każdy, kto wchodzi na teren rezerwatu, musi to zgłosić). Planowaliśmy kolejne filmy, w tym biograficzny o nim, mieliśmy całe mnóstwo innych planów – nie na film, a na życie – ale przyszedł 7 sierpnia 2015 roku i Janusz odszedł...
Ciągle próbuję odnaleźć w tym „bez niego” jakiś sens. Odzyskać utraconą harmonię ze swoim życiem... Czuję, że Białowieża i Puszcza Białowieska to jest moje miejsce, które on mi zostawił. Zrozumiałam, że został też i we mnie, że stałam się niejako przedłużeniem jego życia, przenosząc – niby most – jego wartości. Że moje dalsze, puszczańskie filmy to nasza wspólna sprawa!
Zrobiłam trzy kolejne odcinki „Czytania Puszczy”, film pt. „Środek puszczy najbliżej absolutu”, robię zdjęcia Puszczy jego aparatem, chodzę po naszych śladach w Puszczy i wciąż pamiętam te roześmiane oczy.
Dlatego, kiedy zbliżał się sierpień, pomyślałam o koncercie, choć nie sądziłam, że stanę się jego organizatorką, że potrafię! Wymyśliłam hasło: „Koncert dla Puszczy, koncert dla Janusza”. Dla Puszczy – bo jej integralność, trwałość i piękno są wciąż zagrożone, no i dla Janusza – bo zawsze mówił, że on i Puszcza to jedno i że „gdy dzieje się z nią coś złego, to ja fizycznie to czuję...”. Nie wiedziałam nawet, że koncert też będzie się składał z dwóch części, bo wykonawców miało być początkowo więcej. Ale ostatecznie (pro bono!) zagrali Todar i Kapela ze Wsi Warszawa.
Pewnie nigdy jeszcze droga z Zastawy do Pogorzelec nie była tak zastawiona samochodami jak w piątkowy (jak tamten sprzed 12 lat) wieczór 12 sierpnia! Miejsce na koncert okazało się najlepsze z możliwych, choć wcześniej szukałam innych lokalizacji. Ale tak chyba miało być: duża, otwarta przestrzeń skansenu z rozrzuconymi swobodnie starymi, drewnianymi budynkami, za nimi rozlewająca na przedwiośniu rzeka Narewka, a w tle ściana rezerwatu ścisłego! Janusz bardzo lubił to miejsce i często je fotografował w porannych lub wieczornych mgłach. Kiedy zapowiadając koncert spojrzałam przez otwarte wrota stodoły na rezerwat ścisły, to wiedziałam, że Janusz tam jest! I fotografuje! Nie mógłby przecież zmarnować takiego światła!
Powstrzymując łzy patrzyłam na jego zdjęcia wyświetlane na dużym ekranie i z twarzy tych, którzy przyszli, aby być kolejnym mostem, czerpałam siłę. Zawsze możemy coś zrobić dla tych, których kochamy i dla tego, co jest dla nas najważniejsze, a każdy, nawet najmniejszy gest, ma przecież znaczenie.
Beata Hyży-Czołpińska
Beata Hyży-Czołpińska – reżyserka filmów dokumentalnych
PS. Ogromnie dziękuję wszystkim, którzy pomogli przy organizacji koncertu. Bez Was nie byłoby tego wszystkiego!