Nikt tego nie widzi, nikt tego nie używa, a prawo to chroni
Widziane z morza
W tytule chodzi o głębinowe, zimne rafy koralowe. U nas, w państwie oddalonym mentalnie od morza, wobec narzuconej przez obecnego ministra środowiska narracji mamy czynić sobie ziemię poddaną, eksploatować według swego uznania oraz przycinać naturę do naszego wyobrażenia. Ministerstwo dobiera ilość i rodzaj drzew w lesie, ustala odgórnie liczbę łosi i dzików, dzieli gatunki na szkodliwe i pożyteczne i co najważniejsze użytkowe – czyli te, które możemy zjeść lub przerobić.
Kilka krajów leżących nad Północnym Atlantykiem (m.in. Kanada, USA, Norwegia i Wielka Brytania) dostrzegło fenomen morskiej natury – wyrastające na podmorskich grzbietach górskich rafy wolno rosnących korali pozbawionych symbiotycznych glonów. Te zwierzęta (kilkadziesiąt gatunków kolonijnych organizmów, głownie z rodzaju Lophelia) obserwowane są od 50 do 2000 m głębokości, i podobnie jak ich kuzyni z ciepłych i płytkich wód tropikalnych tworzą ogromne struktury o wysokości kilkudziesięciu metrów i długości wielu kilometrów. Największa zmierzona rafa w Północnej Norwegii ma ponad 40 km długości i kilka km szerokości. Rafy zimnych korali znane były od dawna – pierwsi obserwowali je rybacy łowiący głębinowe, najcenniejsze na rynkach ryby – karmazyny, halibuty i żabnice. Pomimo tego, że rybackie trały wyrywały fragmenty raf, to zagrożenie nie spowodowało mobilizacji opinii publicznej ani polityków. Dopiero, kiedy okazało się, że instalacje naftowe i gazowe rurociągi są budowane coraz głębiej, wprowadzono strefy ochronne wokół największych raf i zakazano ich przekraczania. Do tego kroku trzeba było co najmniej trzech niezwykłych w warunkach Polski zjawisk – po pierwsze rozpoznano bardzo dokładnie środowisko głębokiego dna w miejscach możliwego występowania raf. Te badania naukowe, bardzo kosztowne, prowadzono z dużych statków oceanicznych, z użyciem podwodnych robotów – nie robili tego nafciarze ani rybacy, ale musieli za te badania zapłacić.
Wyobraźmy sobie w Polsce Lasy Państwowe fundujące niezależne badania naukowe w Puszczy Białowieskiej. Drugi fenomen to fakt, że rafy nie są przez nikogo eksploatowane, nikt ich nie ogląda i nie ma ich bezpośredniego przeniesienia na dobra rynkowe. Typowy przykład tego, co w teorii gospodarowania przyrodą nazywa się „no take value”, czyli wartość czegoś co jest nieeksploatowane. Tu znowu odniesienie do sytuacji w Polsce i trudne do przełknięcia przez zarządzających koncepcje powstrzymania się od interwencji i eksploatacji. Trzecia niezwykła sytuacja to pełna akceptacja społeczna i polityczna dla takiej ochrony. Pomimo tego, że ochrona raf koralowych stawiała bariery i utrudniała działania rybaków i nafciarzy, dramatyczne zdjęcia zniszczonej przez ciężkie trały głębinowej rafy, które pokazała norweska telewizja w 2005 r., wywołały tak dużą reakcję społeczeństwa, NGO-sów i polityków, że w niecały rok od upublicznienia problemu wprowadzono w Norwegii prawną ochronę wokół raf – przy pełnym poparciu społecznym. Według analityków, główna przyczyna sukcesu to pokazanie konkretnych, niezwykłych organizmów i wyraźnych dowodów ich zniszczenia. Społeczeństwo uznało, że należy chronić coś czego nie widzą a wartość wyraża się nie w użytkowaniu, ale w samym fakcie niezwykłego istnienia. O ile łatwiej jest nam z Puszczą Białowieską – sami możemy ją odwiedzić, dotknąć starych drzew i poczuć jej zapach.
Prof. Jan Marcin Węsławski