DZIKIE ŻYCIE

Szóstka, czyli moc opowieści. Szkic o „Wilczycy” Nate’a Blakeslee

Robert Jurszo

Wypuścił powietrze z płuc i nacisnął spust. Huknęło. Czarny wilk prysnął w krzaki. Szara wilczyca zachwiała się i upadła. [...]

Dzieliło go od niej jeszcze jakieś czterdzieści pięć metrów, kiedy nagle coś przemknęło pomiędzy wierzbami. To wrócił drugi wilk. Wpatrując się w myśliwego, ostrożnie wyszedł z zagajnika i usiadł niedaleko ciała swojej towarzyszki. [...]

Ogłuszający huk wystrzału, śmierć towarzyszki, myśliwy – każdy normalny wilk byłby już półtora kilometra stąd. Tymczasem czarny basior zadarł pysk do góry i zawył. [...] Po chwili rozległ się drugi skowyt, dłuższy i głośniejszy. Spomiędzy wierzb zaczęły się wyłaniać wilki. [...]

Stał bez ruchu, z otwartymi ustami, obezwładniony siłą tego nieziemskiego odgłosu i dźwięczącego w nim czystego, bezbrzeżnego smutku. Ona była ich przywódczynią – pomyślał. [...] To bez niej nie umiały sobie radzić i dlatego nie chcą odejść.

Tak umarła Szóstka – bohaterka reportażu „Wilczyca”. Opowieść o jej życiu i śmierci stała się dla amerykańskiego reportera Nate’a Blakeslee przyczynkiem do opisania historii starań o odrodzenie populacji wilków w amerykańskim Parku Narodowym Yellowstone. A także późniejszej walki naukowców i obrońców przyrody o uratowanie tych zwierząt przed zakusami amerykańskiego lobby myśliwskiego.

„W Polsce, gdzie wilki są chronione i cieszą się powszechną sympatią, tę książkę powinniśmy czytać jako ostrzeżenie przed czymś, do czego nigdy nie powinniśmy dopuścić” – napisał trafnie w okładkowej recenzji Adam Wajrak.

Jak Yellowstone umierał...

Powrót wilków do Yellowstone – niemal dosłownie – uzdrowił ten park narodowy. Wilki wybito tu jeszcze w XIX w. „Jako gałąź nauki ochrona dzikich zwierząt była wciąż w powijakach i zarząd parku szczerze wierzył, że pozostawione samym sobie drapieżniki zdziesiątkują populację zwierzyny łownej” – pisze Blakeslee.

Niestety, stało się to, co dzieje się na ogół, gdy człowiek próbuje poprawiać działające od milionów lat mechanizmy przyrody. „Po zniknięciu wilków kopytne rozmnażały się na potęgę, a jakość środowiska szybko zaczęła się pogarszać. Oskubane zbocza erodowały, ogołocone z krzewów brzegi strumieni zaczęły się sypać, niszcząc siedliska pstrągów. Pasące się swobodnie, nie niepokojone przez drapieżniki wapiti przetrzebiły drzewostan młodych osik i wierzb” – czytamy.

W obliczu tych katastrofalnych zmian, władze Parku w latach 30. ubiegłego wieku zdecydowały się na masowy odstrzał jeleniowatych. Robiono to skrycie, kryjąc ten proceder przed oczami turystów. Szefostwo parku narodowego miało świadomość, że jego skala może oburzyć opinię publiczną.

… i jak wrócił do świetności

W latach 40. padł w końcu po raz pierwszy pomysł: przywróćmy do Yellowstone wilki, by pomogły nam trzymać w ryzach jeleniowate. Ale droga od zamiaru do realizacji była długa, bo pierwszą watahę wprowadzono dopiero w 1995 r. I był to strzał w dziesiątkę.

Najpierw zauważono, że nad brzegami rzek i strumieni pojawiły się na powrót wierzby. A wraz z nimi – więcej bobrów. „Drapieżniki miały wpływ nie tylko na liczebność stad zwierzyny łownej, lecz także – co równie istotne – na jej obyczaje. Wapiti nie mogły już paść się swobodnie nad brzegami strumieni, w związku z czym zjadały mniej wierzb i sporo zostawało dla bobrów” – pisze Blakeslee.

Wilki zahamowały wzrost nie tylko populacji kopytnych, ale również kojotów. A mniej kojotów oznaczało więcej małych gryzoni. A więcej gryzoni – więcej pożywienia dla ptaków drapieżnych.

Po pojawieniu się wilków w Yellowstone takich i podobnych zmian było dużo więcej. „Tamtejsza przyroda ożyła, i to w sposób, jakiego nie przewidzieli najzagorzalsi orędownicy reintrodukcji [wilków]” – pisze Blakeslee. „Greater Yellowstone, największy nienaruszony ekosystem strefy umiarkowanej na świecie, wracał do dawnej świetności”.

Inne kraje, te same argumenty

Ale nie podobało się to myśliwym, dla których wilk był niechcianym konkurentem. Zjadał im wapiti, które chcieli zjadać nie dzieląc się z wilkiem. Larum zaczęli też podnosić ranczerzy. Karmiąc swoją i publiczną wyobraźnię wizją krwiożerczych wilków, choć realne szkody – np. zagryzienia bydła – były mniej niż marginalne. A do tego refundowane. Na tej fali społecznych lęków przed wilkiem chcieli wypłynąć niektórzy politycy. W wyniku ich działań w 2011 r. zniesiono zakaz polowań na wilki w stanie Wyoming, gdzie leży Yellowstone.

Książka Blakeslee uświadamia, że argumenty zwolenników polowań na wilki za Wielką Wodą i w Polsce niewiele się różnią. I tu, i tam mamy ciągłe straszenie, żerujące na fałszywych antywilczych mitach. I w Polsce, i w USA głowę wciąż podnosi argument, że więcej wilków to mniej jeleni i saren dla myśliwych. Jego niedorzecznej mocy ulegają w Polsce nawet naukowcy.

„Po objęciu wilka ochroną myśliwi poczuli, że stracili kontrolę nad tym gatunkiem” – mówił w wywiadzie1 dla Dzikiego Życia prof. Henryk Okarma, ekspert od wilków i jednocześnie czynny myśliwy. „Kiedyś na wilki polowali, czyli w jakiś sposób wpływali na ich liczebność, a więc zmniejszali ich drapieżnictwo na dużych ssakach kopytnych, czyli obiekcie bezpośredniego zainteresowania myśliwych. Obecnie, myśliwi czują się w jakiś sposób bezradni: wilki zabijają zwierzęta stanowiące przedmiot ich gospodarowania, czyli w bezpośredni sposób wpływają na ekonomię kół łowieckich, a oni nic nie mogą zrobić” – żalił się.

Ale dlaczego to, że myśliwi chcą polować na jeleniowate stanowi jakikolwiek istotny argument za tym, by można było strzelać do wilków? Dlaczego dla komfortu 120 tys. myśliwych – a więc garstki Polaków – mielibyśmy polować na gatunek będący jednym z symboli dzikiem przyrody? Nikt na te pytania nie odpowiedział: ani w USA, ani w Polsce.

Moc opowieści

Tytułowa wilczyca o imieniu Szóstka zginęła w wyniku zniesienia wspomnianego zakazu, tak jak wiele innych wilków z Yellowstone. Ślepy traf chciał, że była jednym z najbardziej znanych. Jej losy w internecie, na łamach gazet i popularnych magazynów śledziło wielu Amerykanów. Zżyli się z nią i kibicowali jej wysiłkom jako matki kolejnych wilczych pokoleń i przewodniczki watahy. Jej śmierć od myśliwskiej kuli była dla nich szokiem. Ruszyła lawina sprzeciwu społecznego, w wyniku którego przywrócono zakaz polowań na wilki z Yellowstone.

Śmierć Szóstki – choć sama w sobie będąca niepowetowaną stratą – nie poszła więc na marne. Ale tylko dlatego, że wcześniej media uczyniły z niej bohaterkę masowej wyobraźni. Udowodniły, że życie wilka można opisać tak, jak pisze się ludzką biografię, która zdolna jest poruszyć serca i umysły. Po śmierci Szóstki „New York Times” wydrukował nawet nekrolog.

„Wielka moc drzemie w prostym akcie snucia opowieści” – pisze Blakeslee. W Polsce wciąż się zapomina, że nie mniejsze znaczenie dla ochrony zagrożonych gatunków – obok wysiłków naukowców i aktywistów – ma praca dziennikarzy i pisarzy.

I taką też dobrą dziennikarską robotę zrobił w „Wilczycy” Blakeslee. Żywy i emocjonalny styl książki pozwala nam wejść w złożony świat wilczych trosk, ambicji i uczuć. Kibicować waderze, która próbuje odciągnąć od nory ze szczeniakami liczącego na łatwy posiłek niedźwiedzia. Emocjonować się walką dwóch wilczych watah o teren łowiecki. Albo irytować się brutalnością jednej z samic, ostatecznie zagryzionej przez członków własnej grupy, którzy nie byli w stanie dłużej znosić jej prześladowań.

Na kartach „Wilczycy” opatrzone numerami wilki z osobników stają się osobowościami.

Robert Jurszo

Nate Blakeslee, Wilczyca. Opowieść o sile natury i ludzkiej obsesji zabijania, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2018, www.otwarte.eu

1. Docelowo myśliwi muszą aktywnie gospodarować wilkiem. Rozmowa z prof. dr. hab. Henrykiem Okarmą, Dzikie Życie 6/2011.