DZIKIE ŻYCIE

Dwie ekologie – polemika z artykułem „Ekologia i »ekologia«, czyli rozum i godność człowieka contra ideologia”

Ryszard Kulik

Dominik Ćwikła opublikował na stronie wSensie.pl artykuł „Ekologia i »ekologia«, czyli rozum i godność człowieka contra ideologia”, w którym przekonuje, że filozofia głębokiej ekologii jest „filozoficzno-ideologicznym oszołomstwem, o którym szkoda gadać”.

Jak na kwestię, która nie zasługuje na poświęcenie jej czasu, autor całkiem sporo go wydatkował, by zdyskredytować nurt filozoficzny i stojący za nim ruch społeczny, który ma spore zasługi w obszarze ochrony przyrody. Niestety poświęcił go zbyt mało, by rzetelnie zebrać podstawowe informacje na temat głębokiej ekologii i by wyciągnąć na tej podstawie trafne wnioski. Tak oto otrzymaliśmy tekst z wieloma przekłamaniami oraz przejawami intelektualnego niechlujstwa.

Płytka ekologia i jej owoce

Z jednym bezsprzecznie trzeba się z Ćwikłą zgodzić: istnieją dwa zasadnicze podejścia do spraw związanych z ochroną środowiska; jedno określane jest mianem płytkiego, drugie – głębokiego. Ten pierwszy nurt, jak słusznie wspomina autor, jest obecny np. w rozwiązaniach prawnych dotyczących ochrony przyrody. Dzięki niemu mamy parki narodowe, rezerwaty przyrody, chronione gatunki zwierząt, roślin i grzybów. Mamy też programy unijne Natura 2000 chroniące siedliska i ptaki. Do tych przykładów można też dorzucić regulacje związane z produkcją przemysłową, emisją zanieczyszczeń, ochroną krajobrazu czy postępowaniem z odpadami. Generalnie chronimy przyrodę na wiele różnych sposobów. To powinno, jak chce autor, zapewnić „harmonię na linii człowiek – natura”. Czy zapewnia? Chciałoby się powiedzieć: po owocach ich poznacie.

Te owoce, niestety, nie są wcale dobre. Raporty takich prestiżowych instytucji, jak Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu, Europejska Agencja Środowiska czy niedawno opublikowany dokument „Ostrzeżenie dla ludzkości” sygnowany przez kilkanaście tysięcy naukowców, z niemal wszystkich krajów świata, nie pozostawiają złudzeń. Żyjemy w czasach szóstej katastrofy, związanej z wymieraniem gatunków na niespotykaną skalę, w czasach niepokojących zmian klimatycznych i załamywania się usług ekosystemowych. To nie są bajania ideologów, jak może chciałby Ćwikła, tylko fakty, wobec których nie można pozostać obojętnym. Jeśli zatem sytuacja jest zła, a perspektywy na przyszłość są równie pesymistyczne, to trzeba wyraźnie powiedzieć, że stosowane do tej pory zabiegi związane z płytką ekologią zawiodły. Modele i rozwiązania, które wypracowaliśmy w głównym nurcie podejścia do problemów środowiskowych okazały się nieskuteczne.

Koniec wojny z przyrodą

Dlatego zdrowy rozsądek podpowiada, że trzeba poszukać rozwiązań gdzie indziej. Głęboka ekologia jest taką alternatywą dla rozwiązań głównego nurtu. Przede wszystkim proponuje spojrzenie docierające do istoty problemu i nie zadowala się powierzchownym jego rozpatrywaniem. Jeśli chodzi np. o problem odpadów, to zachęca do poszukiwania przyczyn produkcji nadmiernej ilości dóbr konsumpcyjnych, z których jak dowodzą analizy, po pół roku od zakupu w użyciu pozostaje zaledwie 1%. Oczywiście trzeba też mieć sposoby na utylizację odpadów, co proponuje płytka ekologia, jednak dobrze jest uświadomić sobie, że świata nie da się posprzątać. Płytki nurt proponuje jedynie przestawianie mebli w tym samym pokoju, natomiast głęboki, docierając do przyczyn, szuka rozwiązania problemu u źródła. To zaś ostatecznie prowadzi do refleksji nad istotą relacji człowiek – przyroda, w której naruszona jest równowaga na rzecz dominującej pozycji człowieka.

I w tym miejscu Ćwikła wytacza naprawdę potężne działo oskarżając nurt głębokoekologiczny o to, że walczy „o powstrzymanie albo wypędzenie człowieka z danego miejsca w imię zwycięstwa natury. W mniemaniu zwolenników tego nurtu, należy chronić przyrodę nie ze względu na dobro człowieka, ale właśnie dobro przyrody”.

Cóż, przeciwstawianie sobie interesu przyrody i interesu człowieka jest przejawem intelektualnego niechlujstwa. Podstawową zasadą psychologii środowiskowej – naukowego podejścia do relacji człowiek – środowisko jest stwierdzenie, że „człowiek stanowi jedność ze środowiskiem fizycznym”. Autorzy (również naukowcy) raportu „Środowisko Europy 2015. Stan i prognozy. Synteza” piszą zaś, że „wzrost gospodarczy jest bezpośrednio i całkowicie uzależniony od stanu usług ekosystemowych. Bez przyrody nie ma gospodarki”.

Krótko mówiąc: bez przyrody nie ma nas, nie ma naszej gospodarki, technologii, cywilizacji. Dbając o przyrodę, zawsze dbamy jednocześnie o człowieka. Natomiast dbanie o człowieka w wąskiej perspektywie, co przejawia się przeciwstawianiem go przyrodzie prowadzi wprost do katastrofy. Paradoksalnie, takie właśnie płytkie nastawienie najbardziej szkodzi człowiekowi, co obserwujemy dzisiaj w postaci szeregu objawów kryzysu środowiskowego. Ostatecznie jego konsekwencje obracają się przeciwko nam. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że w obliczu „szóstej katastrofy” czyli masowego wymierania gatunków przyroda sobie w końcu poradzi. Wszystkie wcześniejsze załamania w historii biosfery zakończyły się odrodzeniem życia. Jeśli zatem bronimy przyrody, to przede wszystkim ze względu na nas samych. To my możemy nie przetrwać.

Zewsząd czyha wróg

Ćwikła w swoim tekście niedwuznacznie sugeruje, że ekolodzy stają się sojusznikami obcych interesów politycznych. To przypomina zarzuty władz Rosji wobec własnych organizacji pozarządowych, że stanowią agenturę zachodnich rządów albo niegdysiejsze oskarżenia władz komunistycznych, które wszędzie węszyły spisek wrogich sił. Oczywiście działania chroniące przyrodę zawsze w jakiś sposób wpisują się w kontekst polityczny. Jeśli ekolodzy bronią Arktyki przed planami eksploatacji jej zasobów przez np. Rosję, to tamtejsze władze mogą odczytywać takie działania jako zagrywkę konkurencji. Czy ekolodzy mają coś z tym wspólnego? Prawie na pewno nie. Ale ponownie, bardzo łatwo rzucać oskarżenia o sprzyjanie obcym interesom. Czy rzeczywiście przeciwstawianie się polskim hodowcom zwierząt na futra jest działaniem na rzecz firm z Niemiec, Rosji i Ukrainy, jak chce Ćwikła? Spisek można oczywiście węszyć wszędzie, ale wtedy bardzo łatwo o paranoidalne szaleństwo. Ćwikła niebezpiecznie balansuje na tej granicy.

Prawdziwym intelektualnym szpagatem jest również sugerowanie jakoby przeciwstawianie się eksterminacji dzików przez myśliwych prowadziło do większej ilości kolizji drogowych z ich udziałem, co może „zagrażać całym rodzinom [ludzkim]”. Nieśmiało zauważmy, że tego rodzaju zagrożenie stwarzają też inne duże zwierzęta: sarny, jelenie, żubry, łosie, a także drzewa. Czy to oznacza, że wszystkie powinniśmy wybić i wyciąć w pień, by jeździło się bezpieczne? Doprawdy przewrotna to logika.

Troska o przyrodę jest troską o człowieka

Ostatecznym argumentem na rzecz dominującego w ochronie środowiska paradygmatu płytkiej ekologii jest wiara katolicka. Ćwikła pisze, że „zgodnie z nauką Kościoła, mamy dbać o przyrodę – lecz nie wolno nam stawiać jej ponad najwyższe stworzenie na tej ziemi – człowieka”. Rzekomo to jedynie człowiek ma wartość, a inne stworzenia są wartościowe o tyle, o ile są istotne dla człowieka. Jakże inaczej w tym kontekście brzmią słowa papieża Franciszka, który w encyklice Laudato si' pisze: „nie wystarczy myśleć o różnych gatunkach jedynie jako ewentualnych zasobach, które można by eksploatować, zapominając, że mają one wartość samą w sobie” [podkreślenie: R.K.].

Odwoływanie się do starotestamentowego wskazania „czyńcie sobie ziemię poddaną” jako uzasadnienia eksploatacji przyrody, w obecnych czasach wydaje się coraz bardziej anachroniczne. Tym bardziej, że naukowa ekologia kreśli obraz rzeczywistości, w którym to nie rywalizacja i panowanie jednych nad drugimi jest istotą życia, ale współpraca i symbioza. Zatem to, czego mamy się nauczyć jako ludzie, to współdziałać z przyrodą uważnie jej słuchając, a nie rzucać ją na kolana, by wydzierać coraz więcej dla siebie. Tym bardziej, że coraz wyraźniej dociera do nas (choć ciągle w niewystarczającym stopniu), że żyjemy na planecie o skończonych zasobach.

Dosadnie można powiedzieć, że przyroda nas nie potrzebuje, to my potrzebujemy przyrody. A jeśli tak, to działając na jej rzecz zawsze i bezpośrednio działamy na rzecz ludzkiego dobrostanu.

Wąski i szeroki antropocentryzm

Tekst Dominika Ćwikły jest apoteozą antropocentryzmu. Dodajmy antropocentryzmu wulgarnego i prostackiego – izolującego człowieka od natury, a co więcej, przeciwstawiającego go naturze. W tej wojnie człowieka z przyrodą ostatecznie wszyscy przegrywają. Bo to tak, jakby wątroba nagle wypowiedziała posłuszeństwo całemu organizmowi i uznała się za najważniejszy organ o przeciwstawnych interesach do reszty.

Na pocieszenie dla autora mam dobrą wiadomość: antropocentryzm może być również szeroką i głęboką perspektywą. Nawet jeśli człowiek jest na pierwszym planie, to wszystko wokół jest równie ważne i cenne, bo wspólnie tworzy sieć powiązań, od których zależymy. Płytki nurt ekologiczny wciąż zdaje się nie dostrzegać tych powiązań. Tak czy owak nowe myślenie stopniowo toruje sobie drogę do głównego nurtu, o czym świadczy chociażby wspomniany raport „Środowisko Europy…”. Jego autorzy piszą bowiem: „Wyzwaniem w kolejnych dekadach będzie przekształcenie rolnictwa, energetyki, rozwoju obszarów miejskich, systemów mobilności i innych podstawowych systemów zaspokajania potrzeb w taki sposób, by globalne systemy naturalne zachowały trwałość, ponieważ to one są podstawą godnego życia”. Czeka nas zatem głęboka rewolucja obejmująca każdą sferę życia, rewolucja wymuszona dramatyczną sytuacją, w jakiej znalazło się środowisko naturalne poprzez forsowanie wzrostu za wszelką cenę.

To właśnie tego rodzaju ideologia jest rzeczywistym zagrożeniem dla naszego świata.

Ryszard Kulik