Narodziny ruchu: o podziałach i różnicach w polityce zielonych
Wiek dorosły
Lata 2018-2019 to czas, w którym przypada 30-lecie Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Nie ma jakiejś precyzyjnej daty powstania ruchu społecznego skupionego wokół projektu, który w 1989 r. przybrał znaną dzisiaj nazwę.
Narodził się pod koniec lat 80., w czasach schyłku PRL, pośród wielu oddolnych ruchów, ale był jedynym, który za cel stawiał ochronę dzikiej przyrody i popularyzowanie filozofii głębokiej ekologii.
Tamten czas był burzliwy, pełen zapału ludzi, nieograniczonych możliwości, niezbadanych granic – był czasem nadziei i wiary w zmianę społeczną. Za nami wiele doświadczeń, lepszych i gorszych momentów, sukcesów i porażek, pracy wykonanej w przeświadczeniu, że dokonujemy prawdziwej zmiany dla dobra przyrody.
Teraz, patrząc wstecz, warto przyjrzeć się czym żyliśmy w tamtych czasach jako stowarzyszenie, i szerzej jako ruch ekologiczny, który w Polsce był młody i nieokrzepły.
Dla ludzi tworzących w tamtych latach Pracownię ważne były doświadczenia ruchu ekologicznego zza oceanu, zarówno w wymiarze praktycznym, jak i popularyzowania nurtu filozoficznego.
Warto przyjrzeć się artykułom z tamtych czasów, niektóre z nich sami pisaliśmy, inne przedrukowaliśmy z prasy zagranicznej w naszych ówczesnych wydawnictwach. Część przemyśleń w nich zawartych nadal pozostaje aktualna, część jest już historycznym zapisem tamtych lat.
Jedno pozostaje pewne – ta historia jest naszą dzisiejszą siłą.
W kolejnych numerach Dzikiego Życia przywołamy różne teksty z tamtego okresu.
Grzegorz Bożek
Narodziny ruchu: o podziałach i różnicach w polityce zielonych
W miarę, jak w Stanach Zjednoczonych zaczyna powoli dojrzewać Ruch Zielonych, napotykamy problemy, które często wydają się nie do przezwyciężenia. Nie tylko stajemy wobec groźby zgubnego kryzysu o globalnych rozmiarach. Nie tylko Komitetom Porozumienia (Comittees of Correspondence) na tym pierwszym etapie organizacji brakuje jasno sformułowanych rozwiązań i strategii. Jesteśmy ponadto zakorzenieni pod względem politycznym, społecznym i emocjonalnym w panującej tu i teraz kulturze, która stanowi właśnie przedmiot naszej największej troski. Bez względu na to, jak gwałtownie nie sprzeciwialibyśmy się tej niezrównoważonej, opartej na rywalizacji i pogoni za władzą kulturze, wywiera ona na nas – na jednostki i na ruch jako całość – głęboki wpływ. Przymus i ograniczenia zostały zinternalizowane.
Na przykład pracownicy często nawet nie kwestionują zasadności władzy, jaką ich przełożeni mają nad ich życiem. Podobnie, mimo dążenia do zmian, mężczyźni często nie potrafią dostrzec dyskryminujących kobiety konsekwencji powszechnie przyjętych poglądów. Większość z nas zazwyczaj nie dostrzega wpływu naszej osobistej i kulturowej przeszłości na nasze zachowanie, ani wpływu naszego zachowania na innych. Nawet radykalny feminizm, tak ostro krytykujący patriarchat, sam długo był krytykowany za tą samą rodzącą podziały konfliktowość, charakterystyczną dla patriarchatu. Nikt z nas nie jest wolny od tych problemów.
Ruch Zielonych nie ustrzeże się zachowań i konfliktów typowych dla dominującej kultury. Nasze spotkania już zdążyły ucierpieć od konsekwencji wrzaskliwej polityki. Trudno nam słuchać, a różnice uważać za miarę różnorodności; trudno opanować aroganckie i apodyktyczne zachowanie lub uniknąć subtelnych (i mniej subtelnych) form słownej przemocy. Ponownie okazuje się, że więcej energii wkładamy we wzajemne sprzeczanie się niż tworzenie istotnych zmian.
Oczywiście, że się różnimy! Nierzadko polemizujemy z ideami powstałymi w naszym własnym Ruchu, tak, jak czynimy to wobec idei spoza Ruchu. W każdym jednak przypadku musimy pamiętać o niezwykle istotnej potrzebie dążenia do porozumienia, w duchu miłości i szacunku. Czyż nie jest naszym zamiarem przekonanie innych do naszych idei? Nie zmienimy ludzi atakując ich, czy to w Ruchu, czy poza nim. Aby nas wysłuchać, nasi oponenci powinni najpierw sami poczuć, że są przez nas słuchani i szanowani.
W żadnym przypadku nie oznacza to, że powinniśmy wyrzec się własnych idei czy ideałów. Na nich opiera się nasze polityczne istnienie. Ale oręż, którym rozwiązujemy konflikt, musi być orężem miłości i radykalnego niestosowania przemocy. Zmaganie się z kimś w jakikolwiek inny sposób, traktowanie przeciwnika tak, że nie czuje się on w pełni szanowany, może jedynie doprowadzić do katastrofalnych następstw i oznacza, że w gruncie rzeczy nadal tkwimy w odwiecznej pułapce tego pełnego wyobcowania i bólu, nieludzkiego i niezrównoważonego świata.
Podejmujemy ten wysiłek obarczeni wszystkimi odziedziczonymi bliznami, lękami i bagażem emocjonalnym. Wszyscy, bez względu na płeć, jesteśmy zranieni. Nauczyliśmy się oczekiwać od innych pewnych zachowań i opinii, które uważamy za przykre i uciążliwe. I możemy oczekiwać, że będziemy wobec siebie postępować podobnie.
Bardzo łatwo byłoby dopuścić do tego, by nasz Ruch uległ podziałom, drobnym sprzeczkom i postawom obronnym. Mógłby bardzo przypominać wiele miejsc, w których większość z nas próbowała poprzednio pracować. Ale to cała planeta i dzieci naszych dzieci poniosłyby konsekwencje tego.
Problem jedności
Większość Zielonych ulega frustracji spowodowanej trudnościami, jakie ma Ruch z samookreśleniem. Reprezentujemy szeroką gamę poglądów i punktów widzenia. Niektóre z nich kłócą się ze sobą. Na łamach krajowych publikacji rozgorzała dyskusja, w której nie stroni się od obłudnych uwag, wyzwisk i osobistych przytyków. Potrzeba znalezienia jedności i określenia wspólnego stanowiska jest naturalna. Natomiast chęć wykluczenia przeciwników z Ruchu z przyczyn ideologicznych – to całkiem co innego. I na lekceważące zachowanie, bez względu na przyczyny, nie ma miejsca w Ruchu Zielonych.
Jedność jako koncepcja stanowi antytezę rozbicia. Jedność jest tym, czego będzie potrzebował świat, jeśli ma przetrwać z ludzkością na pokładzie. Oznacza ona akceptację różnic. Tam, gdzie istnieje konflikt lub błędy, wymaga ona wsparcia, a nie potępienia.
Pragnienie wypracowania wspólnego stanowiska na bazie ściśle określonych ideologii jest problematyczne. Każdy z nas taką ideologię posiada i powinien ją prezentować. Możemy zrzeszać się w ramach politycznych organizacji i frakcji, które funkcjonują wewnątrz Ruchu. I już to robimy. Ale musimy być przygotowani na to, że czasami wiele z nich będzie ze sobą kolidować. I musimy nauczyć się jak rozwiązywać te konflikty w sposób zgodny z wartościami Zielonych.
Być może większe znaczenie ma jednak to, byśmy zrozumieli, że ten Ruch już istnieje. Nie czeka na to, żeby go zdefiniować. Opiera się na podstawowych wartościach. Inspirację i wiedzę czerpie ze wspólnych źródeł. Wkrótce wypracuje wspólny polityczny mechanizm, umożliwiający demokratyczne, oparte na wzajemnym poszanowaniu współdziałanie. To, czego nie posiada, to wspólna ideologia. Może to być przyczyną frustracji, dopóki nie uświadomimy sobie, że nie tworzymy czegoś nowego w oparciu o jakąś ideę czy przywódcę. Raczej organizujemy już istniejącą rzeczywistość. Pomimo dużych różnic staramy się pracować razem, aby osiągnąć wspólne cele. I, podobnie jak przyroda, nigdy nie stworzymy skończonego dzieła.
Przyjmowanie odpowiedzialności
Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że nasze wartości powinny znajdować odzwierciedlenie w naszym działaniu, a szczególnie w naszym zachowaniu. Oznacza to dawanie świadectwa naszym wizjom przyszłości poprzez podejmowane obecnie. Jeśli mamy stworzyć aktywny ruch, który przyjmuje na siebie odpowiedzialność za zmienianie świata, musimy rozpocząć od przyjmowania odpowiedzialności za sposób, a jaki działamy. A to wypływa ze sposobu, a jaki nawzajem się do siebie odnosimy.
Wielu dąży obecnie do zainicjowania nowego politycznego mechanizmu decyzyjnego. Jest to istotnie niezbędne. Równie niezbędne jest doprowadzenie do tego, by wszelkie instytucje w pełni reagowały na ludzkie potrzeby. Ale kwestia odpowiedzialności jest zasadniczo ważniejsza od samego mechanizmu. Struktury i mechanizmy muszą wypływać z postaw i wewnętrznego życia tych, którzy je wykorzystują. Odpowiedzialności nie da się zadekretować.
Mówimy tu o rzeczach podstawowych. „To, że działamy” w ramach danego ruchu, wiąże się ze sposobem funkcjonowania jednostek w grupach. Nasza kultura nie uczy nas jak dobrze sobie z tym radzić. A najtrudniejszą rzeczą jest nauczenie się jak mieć obiektywny stosunek do naszego własnego, osobistego uczestnictwa.
Niektórzy z nas zbytnio się angażują, bojąc się, że nasze potrzeby nie zostaną zaspokojone lub sądząc, że wiedzą, co jest dla innych najlepsze. Niektórzy z nas angażują się niedostatecznie – z powodu niewystarczającej wiary w wyznawane idee lub zdolności ich wyrażania. Niektórzy ludzie często wpadają w złość lub przyjmują postawę obronną. Inni są z natury nieśmiali i łatwo się poddają. Jednak zawsze, każdy pogląd i punkt widzenia jest bezcenny i istotny. Każdy z nas winien przyjąć odpowiedzialność za zapewnienie innym pełnego udziału w tym procesie politycznym. Każdy z nas, zarówno podczas spotkań, jak i poza nimi, winien dowieść swej samodyscypliny, polegającej na obserwowaniu własnego zachowania pod takim właśnie kątem. Możemy zadawać sobie niektóre z poniższych pytań:
- Czy jest sprawą priorytetową, byśmy w pełni rozumieli poglądy i punkt widzenia innych, i byśmy potrafili wyobrazić sobie jak w sposób twórczy połączyć je ze sobą?
- Czy idee i pomysły wszystkich obecnych są w pełni wykorzystywane, czy każdy, bez względu na swoją nieśmiałość, czy poczucie niekompetencji, czuje się zachęcony do współuczestnictwa?
- Czy myśląc, w warunkach ograniczenia czasowego, o swoim ewentualnym osobistym wkładzie, dokładnie stwierdziliśmy, że jest on naprawdę konieczny? Czy grupa może się bez niego obejść? Czy to samo jest w stanie zaproponować ktoś inny, kto dotychczas angażował się mniej od nas?
- Czy odczuwamy gniew – jaki jest jego powód?
- Czy ktoś nas uraził, czy to my sami oczekujemy tego?
- Czy czujemy się odrzuceni, ignorowani lub kontrolowani przez kogoś silniejszego od nas? Czy ten gniew pochodzi z przeszłości, czy też naprawdę istnieje teraz?
- Czy gdy pojawia się konflikt, naprawdę słuchamy? Ci z nas, którzy pochodzą z klasy średniej, mają tendencję do mniemania, że jeżeli pojawia się różnica poglądów, przyczyną jej może być tylko to, że oponent nas źle zrozumiał. Innymi słowy wzbraniamy się przed przyznaniem, że istnieją prawdziwe różnice. Tymczasem inni mogą się z nami naprawdę nie zgadzać i musimy sprawić, by to oni poczuli się zrozumiani przez nas. Damy sobie z tym radę, nieprawdaż?
- Czy jesteśmy ufni i otwarci? Czy wszyscy są traktowani w sposób zachęcający do ufności i otwartości? Co można robić, by wciąż przywracać równowagę temu procesowi?
Najbardziej szkodliwa jest nasza tendencja do wzajemnego oceniania się i do przypisywania innym naszych intencji – bez żadnej próby wykazania zrozumienia i współodczuwania. Dzieje się tak, gdy zbyt jesteśmy pochłonięci własnymi emocjami. Gdy nie czujemy się w pełni bezpieczni lub szanowani, przepuszczamy swoje wrażenia przez filtr własnych uczuć. Wiele w ten sposób tracimy. Jest to całkiem naturalna i właściwa nam, ludziom trudność. Ale musimy zmagać się z nią i, dojrzewając, przekraczać ją. Musimy brać odpowiedzialność za własne uczucia i uczyć się myśleć jasno, nie ulegając im. Wówczas możemy zacząć wspierać zarówno przeciwników, jak i przyjaciół i sprzymierzeńców. Nie jest to łatwe zadanie. Może to być najtrudniejsza i najistotniejsza próba ze wszystkich. Ale stanowi to samo sedno polityki Zielonych.
W tej nowej i rewolucyjnej polityce jednostka odpowiada wobec zbiorowości w takim samym stopniu, w jakim zbiorowość odpowiada wobec jednostki. Odpowiadamy za wszystko, co dotyczy sposobu, w jaki wpływamy na innych i otaczające nas okoliczności. W polityce Zielonych wzajemne powiązanie wszystkich rzeczy rozumiane jest jako zasada leżąca u podstaw wszelkiej ludzkiej działalności. Wszystko co robimy oddziałuje na wszystkich wokół nas, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy też nie.
To trudne sprawy – nie dla samolubnych i niezdyscyplinowanych. Musimy najpierw przygotować się do zmiany samego siebie. Nasz ruch i nasz świat mogą scalić się gdy my sami osiągniemy pełnię. Proces dążenia do tego wymaga, by kierunek wskazywały nam podtrzymywane przez nas wartości naszego Ruchu – ten właśnie kierunek nadaje kształt naszemu działaniu: realność wzajemnego powiązania, konieczność zrozumienia, troski i równowagi.
Akceptacja różnic
Pomimo wspólnej płaszczyzny stanowimy różnorodny i barwny Ruch. Reprezentujemy szeroką gamę różnych możliwości. I właśnie te różnice stanowią dla nas pierwszą próbę w procesie przemiany. Dominująca kultura przyzwyczaiła nas do tego, że zezwala ona na to, by różnice pojawiły się jedynie w okaleczonych, akceptowanych przez nią formach. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że różnice stają się przyczyną podziałów i alienacji. Wszyscy nauczyliśmy się funkcjonowania w niesprzyjających, konfliktowych okolicznościach.
My, Zieloni, robimy coś zupełnie innego. Polityka Zielonych nie potępia różnic, uważając je za dowód bogactwa i siły. Uczymy się rozwiązywać konflikty w sposób godny i humanitarny. To wymaga łagodności oraz uczciwości. Uszczypliwe uwagi za czyimiś plecami mogą przynieść więcej szkody, niż otwarcie wypowiedziane zastrzeżenia. Podobne skutki może wywołać unikanie sytuacji konfliktowych.
Dyskusja jest potrzebna, a gniew jest naturalną emocją. Ale musimy radzić sobie z uczuciami w sposób odpowiedzialny. Gdy złościmy się, musimy szczególnie uważać, by nie dać się porwać destrukcyjnemu zachowaniu. Konstruktywna postawa niesie ze sobą szczerość i bezpośredniość, a jej pierwszą charakterystyczną oznaką jest poczucie szacunku dla innych. Zwracanie się do swoich towarzyszy w sposób agresywny czy drwiący z pewnością może sprawić wrażenie wrogości. Nie ułatwi to poszukiwań wspólnej płaszczyzny i współpracy, szkodzi rozwojowi ruchu.
Ale to nie wszystko. Dla znacznej większości z nas zachowanie rodzące antagonizmy stoi w sprzeczności z najgłębszą istotą polityki Zielonych. Takie zachowanie pokazuje nam tylko, że dana osoba ma jakiś problem, że odczuwa ona gniew, lęk lub potrzebę bronienia się. Ale nie dowiadujemy się wiele więcej. Gdy dialog zostaje zakłócony, jego treść zostaje zniekształcona lub zaprzepaszczona, a cała zbiorowość zmuszona jest zintensyfikować swoje wysiłki w celu opanowania sytuacji.
Takie wrogie zachowanie jest szkodliwe na poziomie praktycznym, gdyż zraża oponentów, których w przeciwnym przypadku można by było przekonać. Jest szkodliwe na poziomie filozoficznym, gdyż powoduje przemoc, szczególnie przemoc słowną, która od samego początku stała się problemem w Ruchu Zielonych w Stanach Zjednoczonych. Przemoc słowna wynika z języka (lub tonu głosu), który drwi, piętnuje lub w jakikolwiek inny sposób zaprzecza inteligencji lub godności innej istoty ludzkiej. W polityce Zielonych jest to po prostu niedopuszczalne.
Nasza polityka jest polityką wspólnoty, opartą o zasady niestosowania przemocy. Punktem wyjścia jest dla nas zasada miłości, szacunku, a nawet czci – dla Ziemi, naturalnego porządku Wszechświata oraz dla wielkiego piękna i potencjału naszego własnego istnienia. Wszyscy, wraz z całym stworzeniem, jesteśmy dziećmi tej samej matki. Nie może być nikogo, bez względu na jego opinie, kto byłby nam obcy. Nie może być żadnego wroga, bez względu na jego zachowanie.
Przeciwników trzeba przekonać do naszej prawdy przez zdolności intelektu oraz prawość i opiekuńczość. Jeśli nie nauczymy się kochać, pracować i zmagać we własnym gronie, jak możemy myśleć o dotarciu do reszty ludzkości?
Nowa polityka
Większość Zielonych podziela pogląd, że nie czujemy się dobrze ze starym sposobem „robienia polityki” w tym kraju. Jest on agresywny, stwarza konflikty. Nie stanowi odpowiedzi na ludzkie potrzeby, nie przystaje do rzeczywistości i, jak powiedzieliby niektórzy, nie zważa nawet na swoje własne przetrwanie. Wiemy, czego nie chcemy. Ale nie mamy pod ręką żadnej alternatywy. Tak naprawdę nie wiemy, jak „robić politykę” bez stosowania przemocy. Będziemy musieli wymyśleć politykę, polityczny proces decyzyjny, w którym rozwijałyby się swobodnie wartości Zielonych.
Ten proces musi sprostać wymogom skuteczności i humanitaryzmu, wydajności i demokracji. Trzeba mu od samego początku nadać priorytet, potrzebujemy bowiem środka, umożliwiającego prowadzenie zdyscyplinowanego dialogu i podejmowanie decyzji. Będziemy musieli nauczyć się, jak prowadzić dobrze zebrania, organizować skutecznie działające, demokratyczne instytucje i tworzyć trwałe społeczności. I nie możemy spodziewać się wyników bez procesu, który do nich doprowadza, ani humanitarnych rezultatów niehumanitarnego procesu.
Nie napawa to otuchą. Nie jesteśmy pewni jak się do tego zabrać. Tym niemniej musimy coś wymyśleć, zaproponować coś nowego. Musimy być przygotowani na popełnianie błędów i na ich naprawianie. I musimy ruszyć z miejsca. Początek to jedyna rzecz, która nie może dłużej czekać. Będziemy jednak musieli opanować nieskoordynowane, wynikłe z niepewności posunięcia. Zajmie nam to wiele czasu., będzie wymagać cierpliwości, odwagi i nade wszystko – solidarności. Bo tworzymy to nie dla siebie, lecz dla przyszłych pokoleń.
Powoli zaczynamy sobie uświadamiać, że natura ludzka jest częścią natury jako takiej i podlega tym samym ograniczeniom i fluktuacjom. Posiadając świadomość tego faktu wypracowujemy obecnie politykę, która wykracza poza ludzką społeczność. Swą prawdę czerpie z faktu, że nasz wszechświat powiązany jest siecią wzajemnych zależności.
Patrzymy na świat, na rzeczywistość, w sposób tak rewolucyjny, że przekształci on wszystko – od rządów po związki międzyludzkie, od instytucjonalnych struktur po naturę ludzkiej świadomości. Nie możemy z góry określić, dokąd zmierzamy. Plany nie zdadzą się na nic.
Wiemy jednak, że punkt zwrotny leży na przecięciu wartości stanowiących podstawę naszego Ruchu: godności i szacunku, z jakim odnosimy się do siebie nawzajem oraz sposobu, w jaki działamy. Forma wynika z funkcji: zmieniamy moralny imperatyw w dziejach naszej kultury. Nasza rewolucja zaczyna się najpierw w nas samych, a jej oblicze pojawi się najpierw w dziedzinie naszych wzajemnych stosunków.
David Butter Perry
Tłumaczenie: Jacek Majewski
Artykuł opublikowany został w Zeszycie Pracowni Architektury Żywej i polskiej sieci głębokiej ekologii, nr 5, jesień 1988.
Oryginał został opublikowany w piśmie „Synthesis”, Issue No. 27, kwiecień 1988. „Synthesis” było wydawane w USA w San Pedro w Kalifornii.