Polska bez polowań
„Niniejszym oświadczamy, że Ludzie Przeciwko Myśliwym oraz Fundacja »LPM – Ruch na rzecz Obrony Praw Zwierząt i Ludzi« nie są członkami Koalicji Niech Żyją!, ani też z nami nie współpracują. LPM posługuje się zwrotem „my” sugerując wspólne działania w ramach naszej koalicji. Żadnych wspólnych działań jednak nie prowadzimy” – zakomunikowała1 na swojej stronie koalicja Niech Żyją!.
Przyznam, że przyjąłem te słowa z uczuciem dawno oczekiwanej ulgi. Odcięcie się szeroko rozumianego ruchu antymyśliwskiego od LPM to rzecz kluczowa dla dalszych zmian w polskim łowiectwie.
Tym bardziej, że na takie zerwanie jest teraz moment idealny. Jest nim oczywiście nowelizacja Prawa łowieckiego, która uwzględniła szereg postulatów organizacji przyrodniczych i prozwierzęcych zrzeszonych w Niech Żyją!.
LPM próbowali odcinać kupony od tego sukcesu koalicji Niech Żyją! „Nasze wieloletnie działania, setki artykułów i tysiące wysłanych maili przyniosły efekt. [...] Podsumowując możemy śmiało powiedzieć że naszymi działaniami zmieniliśmy los tysięcy zwierząt w Polsce!” – napisali2 LPM na Facebooku. Tyle, że to nieprawda.
Tegoroczna dobra zmiana prawa łowieckiego nie dokonała się przy pomocy LPM, ale przede wszystkim dzięki zaangażowaniu kilku osób z organizacji zrzeszonych w Niech Żyją!. Głównie z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze i Fundacja na Rzecz Prawnej Ochrony Zwierząt i Kontroli Obywatelskiej LEX NOVA.
I wcale nie chodzi mi tu o jakąś buchalterię zasług. Tylko o zwykłą uczciwość, ponieważ LPM nie brało udziału w mozolnych pracach nad kształtem ustawowych zapisów. Przypisywanie sobie cudzych sukcesów jest po prostu nie fair.
Nie zamierzam całkowicie odbierać zasług LPM. Niewątpliwie w jakimś stopniu uwrażliwili oni polskie społeczeństwo na problem łowiectwa. Przede wszystkim przez pokazywanie jego drastycznego oblicza, często wprost i „bez znieczulenia”.
Problem leży raczej w stylu, w jakim LPM walczą z myśliwymi i polowaniami. A jest to styl agresywny, nie uciekający od słownej agresji. „Myśliwscy popaprańcy” to tylko jeden z przykładów bogatego słownika epitetów tej formacji. Przypomnę tylko, że takim „popaprańcem” był przecież kiedyś Zenon Kruczyński, dziś ikona ruchu antymyśliwskiego i jeden z głównych jego animatorów. I być może jeszcze wielu takich przyszłych Kruczyńskich jest wśród myśliwych. Język LPM nie pozwala na prowadzenie rzetelnej i merytorycznej debaty o myślistwie, a raczej żeruje na emocjach i narastających w Polsce antymyśliwskich nastrojach.
Rozchodzi się też o to, że LPM posuwają się do manipulacji. Zwykle polega ona na tym, że jakiś drastyczny film – albo zdjęcie – przedstawia rzekomo bestialstwo rodzimych nemrodów, a w rzeczywistości został zrobiony za granicą. To zaś daje myśliwym amunicję do tego, by prezentować całe środowisko krytykujące ich krwawe hobby jako bandę manipulatorów, którzy celowo kłamią i wprowadzają w błąd społeczeństwo. W polskich polowaniach jest wystarczająco wiele rzeczy złych i oburzających, by nie trzeba było posuwać się do – trzeba to napisać – zwykłych oszustw.
Kolejna sprawa to problem z transparentnością działań LPM, którzy zbierają pieniądze na swoje działania (prawie pod każdym postem na Facebooku zachęcają do wpłat). Tego wątku szerzej nie będę rozwijał, ale faktem jest, że – jak pisze Niech Żyją! – „brak jest przejrzystych informacji o prowadzonej przez LPM działalności i finansowanych przez tę Fundację przedsięwzięciach”.
Reasumując, LPM symbolizują niemal wszystko to, czym środowiska krytycznym okiem spoglądające na polowania być nie powinny. Agresję, mowę nienawiści, dezinformację, całkowity brak merytoryki i nie do końca jasne – również finansowo – działania.
Tymczasem ruch antymyśliwski w Polsce nie powinien agresywnie atakować myśliwych. Powinien za to pokazywać moralną wątpliwość łowiectwa. A także bardzo rzetelnie, w oparciu o ustalenia naukowe, informować o tym, jaką cenę płaci środowisko przyrodnicze za łowieckie hobby garstki Polaków. I z taką wiedzą musi wchodzić do szkół, by dawać odpór łowieckiej propagandzie, która wpaja dzieciom i młodzieży, że bez polowań przyroda „nie da sobie rady”. A nie wdawać się w wirtualne pyskówki w mediach społecznościowych, które niczemu nie służą, poza nakręcaniem spirali złych emocji.
I – to być może najważniejsze – spróbować pokazać, że świat bez polowań będzie po prostu światem lepszym. Dla wszystkich, również myśliwych.
Robert Jurszo