DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Na styku kultury fizycznej i filozofii głębokiej ekologii. Rozmowa z Moniką Kowalczyk

Grzegorz Bożek

Na samym początku rozmowy serdecznie gratuluję obrony pracy doktorskiej.

Monika Kowalczyk: Dziękuję.

W mojej pracy głównie piszę o tym, czy w ogóle możliwa jest fuzja pomiędzy kulturą fizyczną a ekologią głęboką. Podczas obrony zwracano uwagę, że to ważny temat, skłaniający do refleksji. Prof. Tomasz Sahaj, jeden z recenzentów mojej pracy, który jest aktywny sportowo, powiedział, że po jej lekturze zaczął pieszo wybierać się na narty zamiast dojeżdżać autobusem. 


Monika Kowalczyk
Monika Kowalczyk

Pracę broniłam na wydziale wychowania fizycznego AWF w Krakowie, mocno związanego ze sportem i wychowaniem fizycznym, odniosłam więc wrażenie, że wiele osób nie znało pojęcia ekofilozofii, ale pojawiły się i takie, które były dobrze zorientowane w ekologii głębokiej. 

Co najbardziej interesowało osoby w twojej rozprawie?

Na pewno kwestie antropocentryzmu i biocentryzmu, na co wskazywał prof. Zbigniew Witkowski, kwestia samorealizacji o czym mówił prof. Jan Blecharz. Pytano o to, co z treningiem zimą przy tak wielkim smogu? Pojawiały się wątpliwości co w sytuacji gdy ludzie będą garnąć się do przyrody, czy wtedy jej nie zadepczą, jakie jest wyjście z takiej sytuacji? 

Czy taka praca może być gdzieś wykorzystana?

Chciałabym, aby ekofilozofia przyrody pojawiła się na uczelniach wyższych, podobnie jak ma to miejsce w Norwegii, gdzie zajęcia z filozofii środowiskowej są obowiązkowe. Na mojej uczelni jest kierunek turystyka outdoorowa, ale w sylabusie nie ma nic z zakresu filozofii środowiskowej. Warto aby takie zajęcia na uczelniach wyższych były standardem. Są plany aby powstał kierunek turystyka przyrodnicza i tam w programie studiów ma być filozofia przyrody. Także w szkołach średnich i podstawowych w podstawie programowej uwzględnione jest jedynie wychowanie zdrowotne, ale nie ma nic o wychowaniu przyrodniczym – to niewykorzystany potencjał kultury fizycznej. Ale można to zmienić bo to nie są rzeczy niewykonalne, wszystko zależy od ludzi, którzy są na uczelni, aby wprowadzili do programu takie przedmioty, oraz od wykładowców, aby takie treści przekazywali. 

Czy ze strony branżowej prasy sportowej lub turystycznej może być zainteresowanie takim tematem?

Jeden z wywiadów mojej pracy pojawi się w monografii, która zostanie wydana na wydziale turystyki i rekreacji AWF.

Ale warto być świadomym tego, że profesjonalnemu sportowi nie jest po drodze z filozofią ekologiczną, co podkreślał np. Gunnar Breivik (emerytowany prof. Norweskiej Wyższej Szkoły Sportowej) mówiąc, że głębokoekologiczna przemiana sportu jest obecnie niemożliwa, co najwyżej jego ekologizacja, i to na poziomie płytkiej ekologii. Zresztą to co działo się na igrzyskach w Soczi w 2014 roku było zaprzeczeniem jakichkolwiek zasad zapoczątkowanych na olimpiadzie w Lillehammer w 1994 roku, która miała cechy zielonej olimpiady, i która ze wszystkich późniejszych była jej najlepszym dotychczasowym przykładem. Jednak, jak podkreśla Breivik, ekologizacja sportu jest niezbędna by mógł się on stać akceptowalny moralnie i ekologicznie. 

Skąd u ciebie zainteresowanie filozofią ekologiczną?

Miłość do natury zawdzięczam rodzicom, zwłaszcza mojemu tacie, który przez wiele lat był dyrektorem Zespołu Szkół Rolniczych. Dużą uwagę zwracał na wychowanie w przyrodzie, sporo czasu spędzałam na wędrówkach, obserwowaniu przyrody. To były zalążki więzi z naturą. Szukając wiele lat później możliwości pisania o ekologii, trafiłam do prof. Andrzeja Matuszyka z Zakładu Alpinizmu i Turystyki kwalifikowanej, humanisty i sportowca, który pozwalał studentom mieć swoje własne pomysły. W domu znalazłam książkę Henryka Skolimowskiego „Filozofia żyjąca. Eko-filozofia jako Drzewo Życia”. Profesora Matuszyka zainteresował temat etyki środowiskowej i ekofilozofii. Zaczęłam na ten temat czytać, zetknęłam się z głęboką ekologią, hipotezą Gai, etyką środowiskową i te wszystkie nurty uwzględniłam w mojej pracy magisterskiej. 


Książka dokumentująca wizytę prof. Arne Naessa w Polsce w 1992 roku, wydana przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot.
Książka dokumentująca wizytę prof. Arne Naessa w Polsce w 1992 roku, wydana przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot.

W doktoracie początkowo kluczowe miały być osoby Arne Naessa i Janusza Korbela, lecz sportowy profil uczelni i otwarcie przewodu na wydziale wychowania fizycznego zobowiązywał do połączenia filozoficznych elementów z kulturą fizyczną. Stąd w mojej pracy pojawiło się poszukiwanie fuzji między kulturą fizyczną a głęboką ekologią. 

Co ciekawe, znany w Polsce termin kultura fizyczna dla moich norweskich rozmówców jest całkowicie niezrozumiały. Tam dominuje bardziej kultura dobrostanu, gdzie trening, aktywność sportowa i rekreacja w naturze jest jej częścią. Tożsamość Norwegów oparta jest na naturze, a ona sama obecna jest w zasadzie wszędzie. Tam ważne jest friluftsliv, tradycja życia blisko przyrody, a obcowanie z naturą jest czymś oczywistym. W Polsce coraz częściej mamy do czynienia z outdoodorową rekreacją, ale to są jednak zupełnie inne kwestie.

Warto podkreślić, że w Polsce nadal często błędnie postrzega się kulturę fizyczną jako ćwiczenia fizyczne, oddzielając je od sfery duchowej, emocjonalnej, psychicznej. Na uczelniach sportowych nadal pokutuje myślenie, że kultura fizyczna to głównie człowiek w ruchu. Nie jest to oczywiście regułą, jednak mam wrażenie, że mimo wielu wybitnych przedstawicieli, ta humanistyczna strona kultury fizycznej traktowana jest jako mniej istotna. 

Czy interesował cię sam sport, aktywność fizyczna?

Nigdy nie trenowałam żadnej dyscypliny sportowej, mimo że ukończyłam AWF. Dużo chodziłam po górach, miałam sporo aktywności krajoznawczej, lubiłam jeździć konno – galopowanie po polach, przejażdżki konne w przyrodzie – to dla mnie jedno z ważniejszych doświadczeń. Do dzisiaj uwielbiam konie. Lubię pływać, natomiast nie przepadam za fitnessem, nie przemawiają do mnie ćwiczenia w zamkniętych pomieszczeniach. 

Czy jest coś o czym zwolennicy ekologii głębokiej mogą się dowiedzieć o tym, jak Naess postrzegał kulturę fizyczną?

Dla Naessa i innych Norwegów termin kultury fizycznej jest postrzegany jako sport. Warto pamiętać, że pomimo tego iż Naess w późniejszych latach swojego życia często mówił o zaniechaniu konkurencyjności, preferowaniu współpracy zamiast współzawodnictwa, to jako młody człowiek był bardzo współzawodniczący, o czym wspominał zarówno prof. Gunnar Breivik, jak i prof. David Rothenberg (profesor filozofii i muzyki w New Jersey Institute of Technology, autor książki o Naessie „Is it painful to think?”). Dla młodego Naessa bardzo ważne było wspinanie się – nieprzypadkowo w 1950 roku poprowadził pieszą wyprawę, która pierwsza w historii zdobyła Tiricz Mir (7706 m. n.p.m.)w Hindukuszu. Przy skrajnie innych uwarunkowaniach sprzętowych i logistycznych niż obecnie było to poważne przedsięwzięcie.

Arne Naess miał swoją filozofię sportu, ale dopiero pod koniec życia spisywał swoje przemyślenia na ten temat. Istnieje nieopublikowany artykuł, do którego miałam dostęp dzięki prof. Breivikovi, w którym Naess mówi o istocie wielostronnej aktywności w sporcie, która jest bardzo ważna, podobnie jak ważna jest różnorodność w przyrodzie. Podkreślał, że koncentrowanie się na wąskim zakresie jakichkolwiek aktywności, powoduje utratę radości. Za przykład podawał czynności dzieci, które potrafią być aktywne fizycznie w bardzo wielu kierunkach, ale później gdy zaczynają się specjalizować, np. uprawiają jakąś konkretną dyscyplinę, tracą ogólną radość z tej aktywności. Istotny w postrzeganiu sportu jest także pogląd Naessa, że wszystko jest jednością, a zdolności ciała są również zdolnościami umysłu. W odniesieniu do sportu dla Naessa oznacza to troskę o aktywność umysłową w sporcie.

Naess preferuje określenie „aktywność” (activeness), a nie „działanie” (activity), gdy opisuje radość ze sportu. Podkreśla jego holistyczny charakter. Jeśli zbyt dużo wagi przywiązuje się do aspektów fizycznych, radość w ze sportu ulega zmniejszeniu.

Można więc być aktywnym będąc zapatrzonym w płynącą wodę w strumieniu, fizycznie w bezruchu, ale nadal być bardzo aktywnym wewnętrznie. 


Okładka norweskiego wydania książki Davida Rothenberga o Arne Naessie
Okładka norweskiego wydania książki Davida Rothenberga o Arne Naessie

Generalnie aktywność fizyczna była dla niego bardzo ważna i ona w znaczący sposób go ukształtowała. Nie był człowiekiem, który siedziałby jedynie za biurkiem. Jak wspominał Rothenberg, gdy przebywał z Naessem w jego hyttcie, ten nagle mówił: „Dość, idziemy na narty”, Rothenberg podkreślał: „ale jeszcze nie skończyłem”, wtedy Naess dobitnie powtarzał: „Idziemy teraz, idziemy się ruszać”. I szli np. na dwugodzinną wspinaczkę. Wysiłek intelektualny był przerywany forsownym, fizycznym ruchem – i była to wspinaczka na dzikiej trasie, tak samo jak zjazd na nartach.

Naess zawsze używał prostego sprzętu, nie lubił być od niego zależny, starał się wykorzystać to co miał i z tego zrobić użytek. Swoje trasy wspinaczkowe starał się dostosowywać do sprzętu, nie było dla niego problemem, że nie wejdzie na jakąś skałę gdyż nie ma odpowiedniego sprzętu. Zawsze wybierał trasę dającą się pokonać z takim sprzętem jaki posiadał. I z tego czerpał radość.

Można czerpać radość za pomocą prostych środków i mieć bogate cele. Ta idea minimalizmu bardzo mi się podobała. 

Jakie przełożenie miał Arne Naess na norweskie społeczeństwo w praktycznym, życiowym ujęciu?

Największy oddźwięk w Norwegii wzbudziła jego książka o emocjach, którą napisał wspólnie z Perem Ingvarem Haukelandem (Life’s Philosophy: Reason and Feeling in a Deeper World), która przez wiele miesięcy utrzymywała się na liście bestsellerów w Norwegii. To była zupełnie inna publikacja niż jego książki o ekologii głębokiej.

W Norwegii Naess znany był przede wszystkim ze względu na swoją osobowość, ludyczność. Był człowiekiem bardzo spontanicznym, wesołym, można powiedzieć, mocno nienorweskim. Był osobowością. Jego filozofia znana była głównie zagranicą.

Tożsamość Norwegów, między innymi, przez wieki kształtowało charakterystyczne ukształtowanie terenu, warunki w których żyli, zamknięte doliny. Dopiero wynalezienie dynamitu spowodowało, że wcześniej zamknięte enklawy były w stanie ze sobą się komunikować i łączyć. Istotne było też niewielkie zaludnienie. Dlatego dzisiaj wyjście do natury, przynajmniej w weekendy, kiedy prawie wszyscy wyjeżdżają do swoich chatek na odludziu, jest normą. Dla nich ideałem spędzenia wakacji jest urlop w swojej chacie daleko od zgiełku miasta, a nie wyjazd do ciepłych krajów. 

Wspomniałaś o filozofach sportu np. o Gunnarze Breiviku…

Filozofia Naessa wpłynęła na kilku myślicieli norweskich, w tym na filozofów sportu. Breivik poznał Naessa w młodości i filozofia głębokiej ekologii miała na niego znaczący wpływ na jego osobistą filozofię sportu. Podobnie było z uczniem Breivika – Sigmundem Lolandem.

Breivik był rektorem Norweskiej Wyższej Szkoły Sportowej w Oslo przez kilka lat, zastąpił go jego uczeń Sigmund Loland. Nie pisałam o nim w swojej pracy, ale to właśnie on jest autorem artykułu „Ekozofia sportu”. Loland starał się przywołać ekozofię Arne Naessa do sportu, normy ekologii głębokiej, które prezentował Naess, interpretował w świetle sportu. To bardzo interesujący aspekt. Loland, który także był rektorem Norweskiej Wyższej Szkoły Sportowej w Oslo jest dowodem na to, że w Norwegii istnieje połączenie ekologii głębokiej z filozofią sportu. 


Książka „Life’s Philosophy: Reason and Feeling in a Deeper World”, którą Arne Naess napisał wspólnie z Perem Ingvarem Haukelandem
Książka „Life’s Philosophy: Reason and Feeling in a Deeper World”, którą Arne Naess napisał wspólnie z Perem Ingvarem Haukelandem

Filozofia sportu w Norwegii cały czas się rozwija w ekofilozoficznym kierunku. Breivik, Loland piszą o fair plair, w perspektywie bliskiej ekofilozofii. Oczywiście to nie jest ich jedyna część działalności, ale to część bardzo ważna.

W Polsce brakuje mi spojrzenia szerszego, pokazania przyrody, jej wartości dla samej siebie, a nie tylko przez pryzmat użyteczności dla człowieka. W polskiej filozofii sportu mimo, że przyroda się pojawia, wciąż dominujący jest kontekst jej korzyści dla człowieka. 

Jaka konkluzja wypływa z twojej pracy? Co jest największą jej wartością?

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że na człowieka można spojrzeć z szerszej perspektywy, w tym na jego relacje z przyrodą. Nawet najmniejszymi działaniami możemy dać początek zmianom i, że te zmiany musimy zacząć od siebie. I tutaj właśnie widzę płaszczyznę dla związków między ekologią głęboką a kulturą fizyczną.

Obecnie dużo mówi się o kulturze fitness, o tym, że mamy być fit, dla swojego zdrowia, dla siebie. Brakuje mi przełożenia tego postrzegania dbania o nasze ciała na inne elementy, nie tylko te duchowe, ale także na dbałość o naturę. Ważne jest dbania o swoje ciało jako element przyrody, ważne jest aby stworzyć sylwetkę człowieka, który będzie nie tylko fit, albo nie tylko eko, ale będzie i fit, i eko

Czy temat etyki w sporcie jest obecny w twojej pracy?

W pracy swojej wspominam o karcie etycznej Dzikie Życie RunTeam, odwołuję się zresztą do waszego teamu bardzo mocno. Ale pragnę podkreślić, że etyka jest ważna jako podbudowa każdej strefy życia. Jeśli jest się etycznym w sporcie to będzie się etycznym w każdej innej części życia. Modelowy człowiek ekologiczny w kontekście sportu będzie zwracał szczególną uwagę na kwestie fair play czy doping. Breivik podkreślał szczególnie temat dopingu genetycznego, trudno wykrywalnego, który obecnie pojawia się w sporcie coraz częściej.

Według mnie sport zawodowy traktowany w kontekście biznesu i wielkich pieniędzy rodzi obecnie coraz większe dylematy etyczne. 

Jak postrzegasz zauważalną w Polsce modę na bieganie, aktywność ludzi w naturze?

To głównie kwestia chęci dbania o siebie, odnalezienia własnej pasji. Ludzie siedzący w pracy wiele godzin w bezruchu, chcą odreagować stres, sprawdzić się, polepszać swoje wyniki, ale też spotkać się z innymi uczestnikami. Obserwuję, że dla wielu ludzi takie wydarzenia są spotkaniami towarzyskimi. Myślę, że jest to potrzeba więzi, pewnej kultury, przynależności do kręgu ludzi aktywnych fizycznie. 

Czy da się to nazwać friluftsliv, tak jak Norwedzy określają swoją aktywność?

Nie, to nie jest friluftsliv, i tylko w niektórych przypadkach może się do niego wydawać podobne. Friluftsliv jest outdoorową aktywnością w naturze, ale to nie jest outdoorowa rekreacja czy sport, ale życie blisko przyrody, taka norweska tradycyjna i wiejska część życia. Poza tym we friluftsliv nie jest konieczne działanie razem z ludźmi, śmiało można realizować je indywidualnie. W nim ważny jest kontakt z przyrodą, naturą bardziej niż z drugim człowiekiem. 

Monika Kowalczyk – podchodzi z Opolszczyzny, od wielu lat mieszka w Krakowie. Absolwentka wydziału Turystyki i Rekreacji na Akademii Wychowania Fizycznego (2002 r.) Przez wiele lat związana zawodowo z branżą turystyczną, w zeszłym roku ukończyła studia doktoranckie na wydziale Wychowania Fizycznego. Doktorat obroniła w lutym tego roku, analizując związki między filozofią ekologii głębokiej a kulturą fizyczną. W wolnym czasie spaceruje z córkami po lesie i fotografuje.