DZIKIE ŻYCIE

Agenci Zmiany

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Kiedy jeździłem przed otwarciem granic na Zachód (zawsze na konferencje naukowe, na wycieczki nie było mnie stać), najważniejszym punktem podróży była, zwykle późnym popołudniem, wielogodzinna wizyta w dużej księgarni, często otwartej do 22 w nocy, z kawą i herbatą. Były tam rzędy półek z literaturą w Polsce wówczas praktycznie nieobecną a określaną jako „Nature writing”.

Tam poznawałem najgłośniejsze nazwiska jak Steven Jay Gould, Edward O. Wilson, Jared Diamond i dziesiątki innych – od dawnych klasyków jak Aldo Leopold, po mnogość reportażystów, piszących eseje popularne naukowców czy literatów zafascynowanych Przyrodą. Największe wrażenie robiła wielkość i różnorodność tej oferty – to nie były wyjątkowe, schowane w najdalszym kącie dziwactwa, tylko pierwszoplanowa, masowo produkowana i kupowana literatura. Jak pisał jeden z czołowych przedstawicieli tego nurtu Robert Macfarlane „kultura Przyrody zmienia nasz styl życia”. Dobrze napisany artykuł lub książka zasiewa w naszej świadomości potrzebę refleksji, najczęściej dowiedzenia się czegoś więcej i wreszcie zmiany zachowań. Widziałem ten efekt w domach moich amerykańskich, skandynawskich i brytyjskich kolegów – najbardziej powszechnymi przedmiotami nieużytkowymi – ozdobami domu były obiekty inspirowane Przyrodą – kopie ilustracji z dawnych atlasów ptaków, rzeźby kaczek, zdjęcia starych drzew. W Polsce wówczas (chyba dziś też) na ścianach przeważa zdobnictwo z motywami historycznymi, rodzinno-religijnymi lub tzw. „czysta sztuka”, nie odnosząca się do Natury. Oczywiście nie pozostawaliśmy w kompletnej izolacji, najbardziej znane nazwiska, w niewielkich nakładach, ukazywały się co jakiś czas, choć nie sądzę, żeby np. polskie tłumaczenie „konsyliencji” Wilsona osiągnęło jakiś zawrotny księgarski sukces.


Jedna z czterech półek wydanych po polsku książek z nurtu „nature writing” w ostatnich latach. Fot. Jan Marcin Węsławski
Jedna z czterech półek wydanych po polsku książek z nurtu „nature writing” w ostatnich latach. Fot. Jan Marcin Węsławski

Zmiana nastąpiła mniej więcej 10 lat temu – i dziś w dużych księgarniach eseje przyrodnicze można liczyć w dziesiątkach tytułów, a wiele staje się krajowymi bestsellerami jak choćby „Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena czy „Wilki” Adama Wajraka. Staram się śledzić ten rynek, ale nie nadążam kupować wszystkich nowości, bo z ostatnich lat mam ponad 100 polskich tłumaczeń z tego kiedyś marginalnego u nas nurtu w literaturze. Co było przyczyną tej zmiany? Uważam, że spowodowała to nowa generacja polskich dziennikarzy, którzy zaczęli inaczej pisać o Przyrodzie. Większość poważnych czasopism wprowadziła jako stały element edycji działy lub regularne artykuły na temat Nauki (najczęściej Przyrody i Klimatu), a kilka wybitnych nazwisk dziennikarzy przyrodniczych, jak Adam Wajrak czy Tomasz Ulanowski stało się powszechnie znane. Autorzy pierwszoplanowi, dawniej nie kojarzeni z „Nature writing”, jak Olga Tokarczuk czy Szymon Hołownia odegrali bardzo ważną rolę pokazując, że nie jest to dziedzina zarezerwowana dla naukowców z ambicjami literackimi.

„Agentem zmiany” w tej przyrodniczej narracji i zmiany zachowań społecznych jest oczywiście internet – platformy, blogi etc. – o tej sferze wiem mało, ale widzę, jak pozytywny i masowy ma oddźwięk.

W Polsce obserwuję z nadzieją i optymizmem zmianę, którą znałem od lat z Zachodu. Do sfery kulturowo-cywilizacyjnie pożądanych zachowań zaczyna należeć rozpoznawanie ptaków, troska o środowisko, rozumienie zjawisk klimatycznych. To czytanie, nieważne czy klasycznej książki czy bloga na smartfonie, buduje w nas zmianę świadomości. Ważne, żeby pogodzić dwa skrajnie różne sposoby opowiadania o Przyrodzie. Pierwszy to konkretna informacja o zagrożeniu, wymagająca działań i praktycznych rozwiązań (np. budowa wyciągu narciarskiego na chronionym obszarze górskim). Drugi to odwołanie się do istoty naszych relacji z Przyrodą, filozofii i etyki (promowanie idei głębokiej ekologii). „Dzikie Życie” przez swoje 25 lat istnienia pokazuje jak należy to robić. Wobec tego, Życzę dalszych 100 lat!

Prof. Jan Marcin Węsławski