O ptakach, puszczy i przyrodzie. Rozmowa z Michałem Książkiem
Ryszard Kulik: Jak to się stało, że zostałeś obrońcą Puszczy Białowieskiej, byłeś tam na pierwszej linii frontu?
Michał Książek: Słowo „front” ogranicza nas do retoryki wojennej i do słownika wojny, a to nie była wojna tylko pokojowe protesty, nie używaliśmy przemocy, nikogo nie obrażaliśmy, wiedzieliśmy, że jesteśmy po stronie prawa, znaliśmy prawo... ale owszem, czasami protesty były bardzo trudne, był to jakiś rodzaj walki.
Moją książkę „Droga 816”, która była wynikiem marszu wzdłuż wschodniej granicy Polski, skończyłem właśnie w Puszczy Białowieskiej rok przed tymi wydarzeniami. Wcześniej przyjeżdżałem tam wielokroć i znałem bardzo dobrze to miejsce. Czym jest Puszcza dla przyrody europejskiej i dla planety mogłem się dowiedzieć na studiach leśnych – uczono nas wtedy zupełnie inaczej, aniżeli teraz słyszymy o Puszczy z ust leśników – miałem więc i powody, i przygotowanie.
Piotr Skubała: Wielu obrońców Puszczy Białowieskiej musi dzisiaj włóczyć się po sądach. Jak jest w Twoim przypadku?
Większość procesów wytoczonych obrońcom Puszczy zakończyła się uniewinnieniem albo umorzeniem, a uzasadnieniem była tzw. konieczność wyższa, którą motywowaliśmy nasze protesty. Ja zostałem skazany za to, że samochodem wjechałem w miejsce niedozwolone i nie mam o to pretensji – nie powinno się jeździć samochodem po lesie. Aczkolwiek wtedy razem z moim 10-letnim synem wiozłem jedzenie i ubranie ludziom, którzy całą noc spędzili przy harwesterze. Miałem 21 wniosków o ukaranie z kodeksu wykroczeń i 1 z kodeksu karnego. Nigdy wcześniej nie złamałem prawa, w szkole zawsze byłem wzorowym uczniem, również w Technikum Leśnym (śmiech). I to leśnictwo z początku lat 90. było zupełnie inną dziedziną, niż teraz. To, co dzisiaj słyszymy z Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych to jakiś skansen poglądów i półzabobonów o przyrodzie – wydaje mi się, że wynika z sytuacji politycznej, w której się znajdujemy.
R.K.: Czy dni kiedy aktywnie broniłeś Puszczy Białowieskiej, stając przed harwesterem, uwieczniłeś w literaturze?
Niezwykle trudno pisać o rzeczach, w które jest się aż tak uwikłanym emocjonalnie. O samych protestach raczej nie piszę, aczkolwiek wydałem w ostatnim roku tomik poezji pt.: „Północny wschód” i jest tam wiersz o blokadzie – sytuacji, w której udaje się tę maszynę zatrzymać. Protestowaliśmy tam, gdzie według umowy z UNESCO nie mogło być pozyskania, w tzw. III strefie, w najstarszych, najcenniejszych drzewostanach, pokrywających się często z lasami chronionymi w ramach programu „Natura 2000”. Znajomy literaturoznawca uświadomił mi ostatnio, że jestem autorem pierwszego w literaturze polskiej wiersza o dzięciole białogrzbietym.
***
Mieszkam na skraju lasu, w którym pracuje harwester.
Chodźcie – mówię do przyjaciół – powstrzymamy go.
Las jest delikatny, jak terytorium lęgowe dzięcioła białogrzbietego.
Jest nietykalny, jak terytorium lęgowe dzięcioła trójpalczastego.
Rodziny i gromady uciekają, całe królestwa przestają istnieć.
Zmysły ptaków porzucają granice terytoriów – już nikt tam nie strzeże starego lasu,
wejścia dziupli pełnej miru domowego sóweczki.
Uciekają wzrok, słuch i nawet instynkt.
Szósty zmysł przestaje się liczyć.
Harwester jest z metalu i huku, operator mówi: „wyp.... stąd, chu...!”
Ale zioła, mchy i drzewa nie mają mięśni, a grzyby zaledwie zarodniki
kolory cienie dźwięki śpiewy zapachy wonie ich wszystkie półtony
Szyja białoszyjej, grzbiet białogrzbieta, sen sóweczki.
Nigdzie stąd nie pójdziemy!
***
Zanim ułożą widok w stosy
I przywołają świerki do porządku
Zanim ukradną olsom wodę
i nawpuszczają linii prostych
Zanim zabiorą grądom dziuple
i nawieszają w borach budek
Przekażcie sobie znak niepokoju:
Niepokój nam wszystkim.
***
To nie łabędź synku, to folia.
to nie księżyc, to lampa uliczna.
To nie stumilowy las, to nadleśnictwo.
To nie biedronka, to dyskont spożywczy.
(…)
P.S.: Bywasz ostatnio w Niemczech. Powiedz, jaki jest stosunek ludzi na zachodzie Europy do przyrody?
Tam przyroda została w dużym stopniu przekształcona, stąd może tak duży nacisk na jej ochronę, chociażby drzew i zadrzewień w miastach. To, co rzuca się w oczy w literaturze niemieckiej czy angielskiej, to cały nurt „nature writing” czyli przyrodopisania. Jest tam bardzo dużo poezji, esejów, książek o łąkach, o owadach, drzewach. Wszyscy już chyba znamy „Sekretne życie drzew” czy „Duchowe życie zwierząt”... Zastanawiające, czemu w Polsce powstaje ich tak mało?
R.K.: Czy to oznacza, że w Polsce czujesz się jako poeta głosem wołającego na puszczy?
Nie, nie myślę tak dużo o sobie. Mamy jednak w Polsce kilku autorów, którzy piszą o przyrodzie, jak Staszek Łubieński czy Adam Robiński. Ale wydaje mi się, że pod tym względem ciągle jesteśmy w powijakach. Któryś z myślicieli na zachodzie stwierdził, że stan przyrody odzwierciedla poziom kultury danego narodu.
Przyrodopisanie, które chciałbym uprawiać w kraju, gdzie ochrona przyrody została zniszczona, jest niezwykle trudne. To niebezpieczne zachwycać się czymś czy podziwiać coś, co lada dzień może zostać zniszczone. Nie możesz się emocjonalnie wiązać z jakimś fragmentem krajobrazu, ponieważ nikt tego nie chroni. Lipa, która ma 200 lat, to dla mnie przedmiot literackiego namysłu i refleksji, a dla wójta gminy to jest problem. Warto chronić krajobraz także z tego powodu, że bywa kulturotwórczy, kryją się w nim inspiracje. Kultura nie jest w sprzeczności z przyrodą i naturą, raczej stanowi z nią pewną całość.
Sam wyraz chrząszcz – doskonała onomatopeja, dudek – to również przepisany do języka dźwięk z krajobrazu brzmień, czyli krajogłosu, który nas otacza.
P.S.: A jakie masz wspomnienia z kilkuletniego pobytu w Jakucji? Czy to doświadczenie jakoś cię zmieniło i ukształtowało?
Badałem tam historię polskich zesłańców i uczyłem się języka jakuckiego. To, co uderza mnie w językach z tego rejonu, to duża ilość synonimów, rzeczowników nazywających przyrodę na podstawie części ciała człowieka, np. noga – odnoga jeziora, nos – nochal góry; góra ma też podnóżek, głowę i wątrobę (część środkową); drzewo ma główkę. Krajobraz syberyjski w ich języku jest ciałem, a ludzie żyją na tym organizmie – jak można sądzić na podstawie folkloru niektórych syberyjskich narodów – niczym rodzaj żyjątek na skórze Ziemi i lada dzień, lada epoka, mogą zostać strząśnięci z jej grzbietu.
W polszczyźnie też korzystamy z przyrody, żeby wyrazić swoje myśli, np. mówimy, że coś nam kiełkuje w głowie.
R.K.: A jak postrzegasz relację tych ludzi do przyrody, czy jest podobna do naszej, czy również są odcięci i obojętni?
Trudno mówić o całej Syberii. Sama Jakucja jest 10 razy większa od Polski, mieszka tam niespełna 1 mln ludzi, a mają tylko jedno miasto. Więc póki co są zachłyśnięci urbanizacją i tymi dobrami, które oferuje rynek. Trudno mówić o głębszej refleksji ekofilozoficznej; ślady głębszych związków z przyrodą można znaleźć o dziwo w towarzystwie myśliwych, ludzi umiarkowanie świadomych, aczkolwiek zabijających zwierzęta. Jakucja jest podzielona na dwie połowy rzeką Leną i do dziś nie ma tam mostu. To też pokazuje, jakie warunki kształtują ich postawę wobec przyrody, tam ona jest ciągle do zdobycia, do zagospodarowania. Miał powstać most, były na to pieniądze, ale zbudowano most na Krymie. Jakutom za to biura turystyczne oferują wycieczkę pod nazwą „Krym nasz”...
P.S.: Żyjemy w takim szczególnym momencie zagrożenia cywilizacji, jak Ty to postrzegasz? Jesteś zatroskany, pełen wiary czy zrezygnowany?
Kiedy słyszę, że czekają nas ciche wiosny i nie będziemy już słyszeć potrzeszczy, zięby, trznadla czy skowronków, to mnie to przygnębia i bardzo zasmuca. Kiedy słyszę, że liczebność owadów maleje i następują związane z tym inne śmierci, to mnie to przeraża. Kiedy słyszę zapowiedzi kolejnych niemądrych działań w przyrodzie, to są to trudne wiadomości, ale uważam, że nie można zrezygnować z aktywności, że powinniśmy coś robić i wierzyć w możliwość zmiany. Słyszę, że to nie ma sensu, że rezygnuję z mięsa albo jeżdżę rowerem, ale to jest potrzebne też mnie samemu, żebym mógł funkcjonować. Poza tym coraz więcej ludzi wokół robi tak samo, więc ja wierzę, że to ma sens, bo jeżeli założymy, że to jest koniec, to wszystko można – zostaje jakiś nihilizm. Musimy więc działać, być dobrej myśli i wspierać się nawzajem. Dla mnie symbolem najlepszego stosunku do przyrody, do łąki, do lasu, do jeziora jest lornetka, z którą się nie rozstaję. Przyroda przede wszystkim jest do oglądania, podziwiania, przeżywania i opisywania, a nie tylko do użytkowania.
R.K.: Jesteś z wykształcenia leśnikiem. W oczach leśnika las jest plantacją. Jak to się stało, że znalazłeś się po drugiej stronie? Skąd ta wrażliwość, inne spojrzenie na las?
Nasze lasy znalazły się w innej strefie klimatycznej, więc te stare obowiązujące reguły już nie działają, myślę że nasi decydenci nie zdają sobie z tego sprawy. Co tu ukrywać, nie powinno mnie być na tych studiach, mnie zawsze interesowały estetyczne wartości lasu i przyrody. Nie umiemy ich wyrażać; o tym, ile drewna możemy w danym roku pozyskać, mówi nam plan urządzania lasu, ilość metrów sześciennych drewna na hektar, a satysfakcja, którą z lasu można mieć, nie jest w żaden sposób opisywana ani mierzona. W 1982 r. dyrektor generalny lasów państwowych w Japonii stwierdził, że część lasów powinna być przeznaczona na spacery leśne, które powinny być przepisywane jako antidotum na różne choroby miejskie – meteopatię, depresję, itp. I tak dzisiaj jest, działa tam Japońskie Towarzystwo Lasów Terapeutycznych. Bardzo bym chciał, żeby część naszych lasów była takim miejscem dla ludzi, gdzie nie będą słyszeć piły, buldożerów, harwesterów i nie będą spotykać agresywnej straży leśnej.
Michał Książek – poeta, ornitolog, leśnik, obrońca Puszczy Białowieskiej. Publikował głównie w „Polityce”, „Lesie Polskim” i „Twórczości”. Laureat wielu nagród literackich, m.in. nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2014 w kategorii eseistyka za książkę „Jakuck. Słownik miejsca”. Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2015 w kategorii debiut roku za „Naukę o ptakach”. Za ten tom był również nominowany do Nagrody Literackiej Nike 2015 oraz do nagrody w XI Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” 2015 na najlepszą debiutancką książkę poetycką roku 2014. Wraz z osobami tworzącymi „Obóz dla Puszczy” mieszka w Teremiskach, w siedzibie Fundacji Edukacyjnej Jacka Kuronia.