Wieloma głosami. Rozmowa z Karoliną Cichą
Ryszard Kulik: Jaka jest historia Twoich pieśni? Jesteś kompozytorką, piszesz teksty, ale też pozyskujesz pieśni z różnych miejsc? Jak to wygląda?
Karolina Cicha: Nie jestem typowym zbieraczem pieśni, etnomuzykologiem, ponieważ to wymagałoby wielu podróży i zbierania nagrań w terenie. Ja pozyskuję materiały dostępne w różnych archiwach, np. w Instytucie Sztuki PAN albo w zbiorach Polskiego Radia – to są dla mnie najpierwsze źródła. Ale jak już mam jakąś upatrzoną pieśń, to żeby znaleźć dobre tłumaczenie i dowiedzieć się, jak się wymawia dany tekst, żeby go nie kaleczyć, faktycznie szukam kogoś, kto rozumie ten język, używa go, jest mieszkańcem. Spotykamy się na kawę, np. z Panią Faridą, Tatarką, która przeprowadziła się do Warszawy i wtedy nagrywam taki materiał.
Podlasie jest tyglem kulturowym i nie trzeba daleko jechać, żeby się spotkać z różnorodnością kulturową.
Odkryłam to dopiero po studiach, kiedy wyprowadziłam się stamtąd – kilkadziesiąt lat mieszkałam w Białymstoku i dopiero po wyjeździe doceniłam bogactwo tego regionu. Oczywiście byłam świadoma tego i wszystkie wagary spędzałam na wschód od Białegostoku, te rejony są mi dobrze znane, bo tych wagarów było bardzo dużo... Dzięki nim poznałam piękno przyrody mojego ojczystego regionu. Zachęcam do takiego wagarowania.
To niesamowite, że wagarująca uczennica ostatecznie obroniła doktorat i została naukowcem.
Wagary są bardzo płodnym czasem i trzeba młodym ludziom dać szansę się wyżyć i wypowiedzieć!
Piotr Skubała: A dlaczego zrobiłaś doktorat, a potem zostawiłaś literaturę i zajęłaś się muzyką?
No właśnie, za każdym razem, jak redaguję swój biogram w Wikipedii, usuwam informację o tym doktoracie, ale zawsze ktoś to potem dopisuje i muszę się tłumaczyć. Praca naukowa jednak wymaga bardzo dużo poświęcenia i moja muzyka też wymaga dużo trenowania, chociażby „głupi” ruch, żeby noga chodziła tak samo jak ręka. A to niekoniecznie idzie w parze z rozwojem intelektualnym [śmiech].
Bycie naukowcem jest chwalebne, mam parę tytułów naukowych i cieszę się z tego powodu.
Ja się też absolutnie cieszę, ale nie czuję się kompetentna, żeby się wypowiadać jako doktor bądź co bądź literaturoznawstwa.
R.K.: Ale czy Twoje wykształcenie w zakresie literatury jakoś pomaga?
Tak, moje podejście do tekstu literackiego zawdzięczam jednak temu, że kilka lat poświęciłam na zgłębianie i analizę języka. Cały strukturalizm i wszystkie narzędzia polonistyczne pomagają mi w jakiś sposób. Gdzieś mi się to ułożyło – teraz zamiast wykładów mogę komponować i układać muzykę do tekstu.
P.S.: A ten Twój głos taki zawadiacki, kozacki, zaczepny jest wyćwiczony czy masz tak od urodzenia? On mi się bardzo podoba, zostaje w pamięci!
Oczywiście, kiedy byłam dzieckiem, śpiewałam inaczej: „Klaun, zakochany klaun…”. Mój tato mi to śpiewał. Potem uczyłam się śpiewać estradowo, jeździłam na różne warsztaty śpiewu tradycyjnego i połączyłam to sobie, żeby to było jednocześnie i moje, nie takie zupełnie pierwotne, puszczańskie, krzyczane, ale żeby też było trochę poezji, liryki, żeby to było prywatne, zwykłe. A czasami niezwykłe.
R.K.: Słyszę dużą różnorodność ekspresji w Twoim głosie, całe spektrum możliwości i bogactwo...
Były też moje próby poetyckie. Jak się tak naczytałam tych tekstów, to pomyślałam, że może by coś zacząć pisać. Na początku byłam bardzo krytyczna, ale stopniowo któreś z nich czasem przechodzą do mojego repertuaru.
P.S.: Wiem, że poznałaś Janusza Korbela, legendę polskiej ekologii; przez wiele ostatnich lat swojego życia silnie związanego z Puszczą. Na ile to podejście głęboko-ekologiczne jest Ci bliskie?
Żyję teraz w centrum Warszawy i mamy 5 różnych koszy na śmieci – trochę to upiorne dla nas, ale zrobiliśmy to ochoczo. Mówię o codziennej praktyce, żeby nie mówić wielkich słów, ale o konkretach, bo o to tu chodzi. Żeby w supermarkecie nie kupować warzyw opakowanych, tylko luzem. Teraz to dla mnie dekalog. Można to robić mniej lub bardziej radykalnie i myślę, że im więcej radykalizmu, tym lepiej!
Janusz Korbel to rzeczywiście mityczna postać; kiedyś zabrał mnie do lasu, do Puszczy. On był absolutnym mistykiem Puszczy, tak oddany idei ochrony, wiedział o tym tak wiele i jednocześnie z każdego tematu dało się z nim skręcić w temat Puszczy. Bardzo ciekawie opowiadał o tym, jak funkcjonują poszczególne warstwy lasu.
R.K.: Podczas koncertów mówisz o czym są pieśni śpiewane w innych językach niż polski, podkreślasz, jaka była rola przyrody w tych tekstach. Czy przyroda inspiruje Twoją twórczość?
Zanim poznałam kulturę, poznałam las wokół Stelmachowa pod Tykocinem, gdzie moi dziadkowie mieszkali; ogromny teren otoczony lasem. Chodziłam tam często z psami. Kiedyś uratowałam sarnę z wnyków.
U mnie najpierw jest kontakt z przyrodą, potem świadomość kultury. Znałam rytm przyrody, będąc w rolniczej rodzinie, wszystkie wakacje musiałam spędzać na zbieraniu porzeczek. Nie znałam tak bardzo obrzędowości, śpiewów, ale znałam przyrodę. Włóczyłam się po lasach, sporo kleszczy nałapałam, drzewa znosiłam do domu, np. taką wierzbę szopenowską przy fortepianie. Tam się zaczynała moja muzyka. W czasie koncertu o tym nie mówię, ale ta natura jest w głosie, w energii.
Karolina Cicha – kompozytorka, wokalistka i multiinstrumentalista, rozpoznawalna dzięki oryginalnej technice gry na kilku instrumentach jednocześnie. Jest laureatką Grand Prix i Nagrody Publiczności na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja”. W 2015 r. znalazła się w oficjalnej selekcji na WOMEX – największym festiwalu World Music na świecie. Ze swą muzyką odwiedziła kilkadziesiąt festiwali w Europie, Azji i Ameryce.