Brudna strona podróżowania
W zeszłym roku wyruszyliśmy w dłuższą podróż po Azji południowo-wschodniej. Miało być bardziej ekologicznie, na rowerach, niestety życie pokazało jak jest naprawdę. Poznaliśmy śmieciową twarz podróżowania we współczesnym świecie.
Brudne strony podróżowania to coś czego zazwyczaj nie pokazuje się na Facebooku, Instagramie czy w folderach reklamowych biur podróży. Owszem czasem ktoś udostępni film lub zdjęcia pływających lub leżących śmieci na plaży, ale przeważnie nie są to zdjęcia z własnych wakacji. Gdy jedzie się na wakacje ma być pięknie, a nawet jeśli gdzieś jest brudno można odwrócić wzrok, nawet wykadrować fotografię stojąc w śmieciach, żeby nie było ich widać.
Wyruszyliśmy w podróż, ale już w samolocie wiedzieliśmy, że spotkamy się ze śmieciami, w końcu brudno jest również też w Europie, nawet w polskich lasach nielegalne wysypiska śmieci są częstym widokiem. To co zobaczyliśmy przerosło nasze wyobrażenia. Doświadczenie rajskiej błękitnej plaży, z pięknym białym piaskiem, wskoczenie do pięknej lazurowej wody, w której jest się oblepionym przez plastikowe worki i inne śmieci, to koszmar. Jedyne co przychodzi do głowy to się popłakać. Owszem ktoś może powiedzieć, że przecież można zakasać rękawy, zacząć sprzątać, ale okazuje się że to nie jest takie proste. Postaram się to wyjaśnić. Za każdym razem gdy zbieraliśmy śmieci, często nie było gdzie ich wyrzucić. Co więcej, zbierając je na plaży z innymi turystami na Lomboku na plaży Pantai Ana do wystawionego na plaży kartonu, widziałam kobietę z pobliskiego sklepiku z napojami, która wzięła ten karton, wysypała zawartość na pole, gdzie było już mnóstwo innych śmieci, i które przy pierwszym wietrze z powrotem wpadały do wody. Nie była to wyjątkowa sytuacja, wiele razy miałam wrażenie, że to co pozbieraliśmy, wcześniej czy później znów trafi do morza.
W Azji ze względu na duże problemy z utylizacją własnych śmieci, nie wspominając już o tych importowanych, częstą praktyką jest wyrzucanie ich do oceanów, rzek czy zostawianie w rowach przydrożnych lub w dowolnym innym miejscu. Śmieci często są spalane, czasem w małych ogniskach zawierających przydomowe odpady zagrabione na podwórku razem z liśćmi. Przy tych ogniskach radośnie bawią się dzieci, niejednokrotnie w biedniejszych miejscach są to spore stosy śmieci zebrane z całej wioski.
Część, a może nawet większość, pływających w oceanie i leżących na plażach śmieci pochodzi z Europy, Stanów Zjednoczonych czy Australii. Przez brak regulacji prawnych południowo-wschodnia Azja stała się dosłownie wysypiskiem śmieci krajów wysoko rozwiniętych.
Więcej ludzi, mniej śmietników
W Kambodży, goszcząc u pewnej rodziny, przy wspólnej kolacji mieliśmy okazję poruszyć temat śmieci w tym kraju. Gospodarz powiedział, że na wsi nikt śmieci nie wywozi i nie segreguje, zbiera się jedynie butelki PET, po które regularnie ktoś przyjeżdża, bo można je sprzedać, resztę się pali, gdyż nie ma co z nimi robić. Opowiadał, że dawniej myli plastikowe worki, bo musieli za nie płacić, ale teraz nikt już tego nie robi, bo dostaje się je za darmo. Dochodzimy tu do problemu jednorazówek. W Azji na każdym kroku można kupić jednorazowe mydło, szampon, odżywkę, krem, płyn do naczyń, nawet wodę w plastikowym kubeczku z wieczkiem. Dochodzi do tego powszechność używania jedzenie na wynos. Wszystko, podobnie jak w Polsce, pakuje się w jednorazowe reklamówki, nawet zupy. Różnica jest taka, że w Azji ludzi jest więcej, a śmietników mniej. Przy braku recyklingu (jedynie w większych miastach stoją kosze na śmieci do segregacji) i technologii, większość z tych opakowań kończy tam, gdzie ktoś skończył je użytkować.
Brudny kapitalizm
Za taki stan rzeczy w głównej mierze odpowiadają korporacje, przedkładające zysk ponad wszystko inne – jakość środowiska, zdrowie ludzi. Biedni ludzie ze względu na mniejsze środki finansowe są bardziej skłonni wydać pieniądze na to na co ich stać w danym momencie. Ponadto takie sieci jak np. Starbucks, choć posiadają w swoich lokalach tabliczki informujące o tym, aby dbać o środowisko, nie brać słomek itp., to praktycznie wszystko sprzedają w jednorazowych opakowaniach, nawet gdy ktoś pije w kawiarni. Należy dodać, że mają kubki wielorazowego użytku, ale trzeba o nie poprosić. Dodatkowo każdy napój na wynos z osobna pakują w foliowe worki – i jest to powszechna praktyka w wielu innych kawiarniach.
Wiele miejsc, które odwiedziliśmy było zdominowanych przez śmieci – pięknym widokom zawsze towarzyszyły ich ogromne ilości i moje poczucie bezradności.
Często zwracając uwagę na problem śmiecenia i śmieci, spotykałam się z brakiem zrozumienia, nawet na forach podróżniczych. Gdy pod kolejnymi wymuskanymi zdjęcia z Wietnamu zatytułowanymi „prawdziwy Wietnam”, zadałam pytanie gdzie są wszystkie śmieci, zostałam skrytykowana, zarzucono mi dramatyzowanie, że przecież każdy widzi świat inaczej i niektóry wolą patrzeć na piękno. Jest to popularne zachowanie nazwane przez naukę dysonansem poznawczym. Skoro już zapłaciliśmy tyle pieniędzy za podróż to musi być ona piękna i wspaniała, nawet jeśli rzeczywistość była inna, dlatego tak trudno znaleźć w miarę neutralne relacje z podróżowania. Ja nie potrafię w ten sposób patrzeć na sytuację, u mnie jest wręcz na odwrót – śmieci przykryły całe piękno. Widzę że zniszczyliśmy naszą planetą, a przyszłe pokolenia nie będą miały możliwości obcowania z piękną i nieskażoną przyrodą. Ostatnio czytałam nawet o deszczu zanieczyszczonym mikrodrobinami plastiku, i że dociera on w miejsca, w których nie ma ludzi.
Podróż za wysoką cenę
Podróżowanie jest moją pasją, ale zrozumiałam, że ma zbyt wysoką cenę. Z jednej strony niektóre miejsca zmieniły się na plus – ludzie bardziej dbają o środowisko, bo wiedzą, że jak będzie brudno i śmieci, turyści nie przyjadą, ale z drugiej strony widzę, że śmieci produkowanie przez przemysł turystyczny trafiają również w miejsca, gdzie masowy turysta nie dociera.
Co prawda w Europie mamy już odpowiednie narzędzia, aby skutecznie odchodzić od używania plastiku, częściowo moglibyśmy poddawać go nawet recyklingowi. Niestety nie realizujemy tego zamysłu skutecznie. Dlaczego? Chyba główną przyczyną jest lenistwo, brak edukacji ekologicznej i globalnego myślenia o przyszłości, które będzie uwzględniało jakość życia kolejnych pokoleń. Wielu ludziom wydaje się chyba, że pet zakopany na plaży czy butelka wyrzucona do lasu, magicznie znikną, lub zostanę posprzątane przez elfy, gdy odwróci się od nich wzrok. Rządzący myślą głównie o tym, aby zostać wybranym w kolejnych wyborach, a radykalne zmiany i ograniczenia, które są potrzebne naszej planecie nie dają popularności. Mimo tego że nasz potencjał technologiczny coraz bardziej daje możliwość dokonania transformacji w kierunku zamkniętego obiegu surowców, nie jest on odpowiednio wdrażany.
Na razie balansujemy na krawędzi katastrofy, czas dokonać zmiany. Również w myśleniu o przemyśle turystycznym.
Aneta Szczepańska
Aneta Szczepańska – ur. w 1984 r. w Dąbrowie Górniczej. Obecnie mieszka w Norwegii. Z wykształcenia grafik komputerowy, z zamiłowania podróżniczka, pasjonatka spania pod namiotem, dzikiej przyrody oraz jazdy na rowerze. Przez 5 lat aktywnie działała w Greenpeace Polska w obronie przyrody. Chętnie bierze udział w akcjach bezpośrednich i trochę mniej bezpośrednich w obronie zwierząt.