DZIKIE ŻYCIE

Dąb Andrzejewskiego

Wioletta Wawer

Na południowo-zachodnim skraju Kampinoskiego Parku Narodowego (KPN) znajduje się kilka domostw – tylko jedno z nich funkcjonuje przez cały rok. Powoli cichnie gwar tej XVIII-wiecznej wsi – Famułek Królewskich, której nazwa wywodzi się od „famulusów”, czyli pomocników przygotowujących polowania dla króla. Obszar niegdyś zagospodarowany przez człowieka (pola uprawne, pastwiska) dzisiaj odzyskuje dzika przyroda. Zarastają łąki, na polach pojawiają się dęby lub sosny. Tutejsza przyroda wciąż przyciąga badaczy, chociaż na mniejszą skalę niż kiedyś. Tak o Famułkach Królewskich pisał profesor Roman Andrzejewski: „Stamtąd było kilka kroków do wszystkich typów lasu, jakie znajdują się w Puszczy Kampinoskiej, na łąki i do zespołów wielkich turzyc, na pola położone wewnątrz lasów i nad rzekę Łasicę”.


Prof. Roman Andrzejewski
Prof. Roman Andrzejewski

W jednym z murowanych domów jest usytuowana Stanica Naukowa KPN, gdzie zatrzymują się studenci, pracownicy naukowi uczelni i instytutów badawczych oraz Parku, prowadzący badania m.in. nad populacjami gryzoni, zapoczątkowanymi przez profesora Andrzejewskiego. To właśnie tutaj, 16 stycznia 2019 r., w 60 rocznicę utworzenia Parku, z inicjatywy pracowników KPN odsłonięto kamień upamiętniający Profesora. Kamień postawiono nieopodal liczącego ponad 300 lat dębu, który od tej chwili nosi imię Romana Andrzejewskiego.

Profesor był uznawany za jednego z najwybitniejszych ekologów i to nie tylko w Polsce. O sobie mówił żartobliwie, że jest pierwszym ekologiem (jego nazwisko zaczyna się na literę „A”). Niemniej jego nowatorskie badania nad organizacją i strukturą populacji oraz nad rolą informacji zapachowej u gryzoni czy ekologią krajobrazu potwierdzają słuszność tej tezy. Profesor czynnie wspierał ideę tworzenia działów naukowych przy parkach narodowych. Konsekwencją tych działań była reintrodukcja rysia do KPN i powrót bobrów.


Famułki Królewskie, kamień upamiętniający profesora. Fot. Wioletta Wawer
Famułki Królewskie, kamień upamiętniający profesora. Fot. Wioletta Wawer

Prof. Roman Andrzejewski przekazywał wiedzę w sposób atrakcyjny, zrozumiały, niezależnie od stopnia skomplikowania zagadnienia. Jego wykłady okraszone ciekawymi przykładami i anegdotami oraz charakteryzujące się pozytywnym przekazem przyciągały rzesze studentów. A  klasa i sposób bycia, które on prezentował, są obecnie  deficytowe. Profesor mimo szerokiej wiedzy był człowiekiem bardzo skromnym, nie wygłaszał opinii ex cathedra. Zawsze brał pod uwagę różne zdania, opinie czy wyniki badań i próbował je odnieść do konkretnego przypadku w ochronie przyrody. Co więcej, starał się przekonywać do określonych racji poprzez argumentację i rzeczową rozmowę. Jego stanowisko zawsze miało na względzie ochronę przyrody, a polityczne uwarunkowania uważał za drugorzędne. Chociaż zajmował wysokie stanowiska państwowe (wiceminister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa oraz Główny Konserwator Przyrody w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i Jana Olszewskiego), jego poglądy polityczne nie miały przełożenia na działalność dydaktyczną.

Ci, którzy nie znali Profesora osobiście, mogą nieco poszerzyć swoją wiedzę o tej wybitnej postaci w „Zapiskach Myszołapa”. Tam przeczytają m.in. o kursie, który Profesor zorganizował pracując w Instytucie Ekologii PAN skierowanym do młodych osób, którym zabrakło kilku punktów, żeby dostać się na studia z biologii. „Mogli być wśród nich ludzie zdolni, a nie mieliby możliwości studiowania” – pisał prof. Andrzejewski. Wśród ciekawych opowieści pojawia się historia badań o tym co zrobić by dzików jak najwięcej było w Parku [w lesie – przypis autorka] i jak najmniej szkód wyrządzały na polach? „Dziki w lesie przewracają glebę i leżące na niej liście (buchtują), poszukując owadów i innych bezkręgowców, grzybów, nasion, pędów i kłączy roślin, co przyczynia się do przewietrzania ściółki i gleby, oraz wyjadają te gatunki, które się rozmnożyły najbardziej (…). Z drugiej strony dziki wychodzą na pola uprawne i robią rolnikom szkody (…)”. Jak widać, profesor zauważył zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki działalności dzików.


Dąb i kamień upamiętniający profesora. Fot. Wioletta Wawer
Dąb i kamień upamiętniający profesora. Fot. Wioletta Wawer

Szczególnie dzisiaj, w świetle kontrowersyjnych decyzji dotyczących nieograniczonej redukcji dzików, łosi czy bobrów, brakuje tego typu wyważonych wypowiedzi osób, których horyzont sięga dalej niż doraźne akcje polityczno-obywatelskie.

Profesor ukształtował kolejne pokolenie ekologów, wpływając na ich pojmowanie procesów przyrodniczych i etos zawodowy. W wywiadzie sprzed 16 lat („Dzikie Życie” nr 7-8/2003), Profesor mówił o przyrodzie jako o pewnym wzorcu, całości bez której nie możemy się obyć, nawet jeśli prowadzimy badania na poziomie komórkowym. To holistyczne ujęcie przyrody miejmy nadzieję, że wciąż będzie punktem wyjścia nie tylko w badaniach naukowych, ale także w dyskusji o ochronie środowiska.

Wioletta Wawer

Wioletta Wawer – bada ekologiczne uwarunkowania ekspansji ciepłolubnych bezkręgowców; interesuje się historią kolekcji zoologicznych oraz sprawdza możliwości ich wykorzystania w badaniach genetycznych; pracownik Muzeum i Instytutu Zoologii PAN.

Wszystkie cytaty pochodzą ze wspomnień Profesora Romana Andrzejewskiego, pt. „Zapiski Myszołapa”, Warszawa, 2010.