DZIKIE ŻYCIE

Dyskusje z wielorybnikami

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Wyspy Owcze, archipelag należący do Danii na środkowym Atlantyku, leżący pomiędzy Islandią a Szkocją. Na stromych klifowych zboczach nie rośnie nic poza trawą, rzepą i rabarbarem. Bez przerwy pada deszcz i wieje. Więcej owiec niż ludzi. Generalnie paskudne miejsce do życia, ale główne bogactwo wysp pozwala 50 tysiącom mieszkańców żyć na wysokim, skandynawskim poziomie. Tym bogactwem jest morze – najbogatsze łowiska dorsza i makreli oraz ogromne hodowle łososi i morskich glonów.


Następnego dnia po mojej rozmowie w Farerczykami i wyjeździe, moi przyjaciele, którzy zostali parę dni dłużej trafili przypadkiem na zakończenie grindapu. W czerwonej wodzie zatoki pływało kilka grindwali, które nie utknęły na płyciźnie, ale nie chciały opuścić swego martwego już stada. Fot. Brian Waitkus
Następnego dnia po mojej rozmowie w Farerczykami i wyjeździe, moi przyjaciele, którzy zostali parę dni dłużej trafili przypadkiem na zakończenie grindapu. W czerwonej wodzie zatoki pływało kilka grindwali, które nie utknęły na płyciźnie, ale nie chciały opuścić swego martwego już stada. Fot. Brian Waitkus

Farerczycy uważają się za jedynych rdzennych mieszkańców Europy, ostatnich wikingów, tych, którzy po podróży z Norwegii wysiedli z długich łodzi przed kolonizacją Islandii, Grenlandii i Ameryki. Na jednej z wysp stoi drewniany dom z zapisaną, ciągłą historią zasiedlenia przez ostatnie 1000 lat. Mieszkańcy tego dziwnego świata są równie przywiązani do swojej historii, jak i do umiejętności życia z morza. Choć pieniądze i dostatek otrzymują z połowów ryb, to najważniejszym elementem tożsamości narodowej Farerczyków pozostaje grindap, czyli społeczne polowanie na grindwale (pilot whales). Dla obserwatora z zewnątrz to zjawisko niezrozumiałe i odrażające. Oto we współczesnej Europie, w bogatym skandynawskim kraju, właściciel luksusowego samochodu i wygodnego domu, na wiadomość telefoniczną od sąsiada, że do fiordu wpłynęły grindwale, rzuca każde zajęcie, którym zajmował się w danej chwili, biegnie do portu, wsiada do motorowej łodzi i wspólnie z kilkudziesięcioma jemu podobnych, zagania stado waleni na lokalną piaszczystą plażę. Polowanie nie jest ograniczone do sezonu ani liczby upolowanych zwierząt. Zapędza się na płycizny każdego grindwala, który pojawi się w odpowiednim do tego miejscu. Czasem pojedyncze sztuki, czasem ponad sto zwierząt. Wolno zabijać tylko zwierzęta leżące na brzegu, dokonują tego licencjonowani obywatele, przy pomocy specjalnej lancy z ostrzem, które powinno od jednego ciosu przeciąć rdzeń kręgowy. Po zabiciu, zwierzęta wyciąga się na brzeg, mierzy i oprawia. Mięso i tłuszcz rozdzielane jest pomiędzy wszystkich uczestników polowania, nie wolno go sprzedawać (choć pojawia się w miejscowym handlu z drugiej ręki). Mięso jest używane do konsumpcji dla ludzi, nie używa się go do produkcji pasz czy karmy dla zwierząt.

Scena polowania wygląda makabrycznie: dzieci, młodzież, turyści, dziesiątki miejscowych, brodzą po kolana w krwawej wodzie zatoki, wszędzie widać ćwiartowane wielkie kilkumetrowe ciała grindwali. Proceder trwa niemal niezmiennie od 1000 lat, był wielokrotnie opisywany i jest powszechnie krytykowany. Farerczycy mają dla krytyków standardowe odpowiedzi – lepsze nasze humanitarne zabijanie wolnych zwierząt niż zabijanie męczonych w przemysłowych hodowlach Europy świń i krów. Grindwale są licznym i nie zagrożonym gatunkiem (z populacji przekraczającej 700 tysięcy sztuk zabija się rocznie około tysiąca). Dla wyspiarzy przez setki lat grindwale były zasadniczym zasobem żywności pozwalającym przetrwać okresy głodu. Dziś mogą sprowadzać dowolne produkty z kontynentu – ale czy zjadanie wołowiny jest lepsze dla środowiska? Tego lata rozmawiałem z Fareczykami i dyskusja zeszła na równość zwierząt – czy zabicie świni jest gorsze czy lepsze od zabicia wieloryba – a może lepiej zabić sto kurczaków? Można dyskutować czy świnia jest bardziej inteligentna i wrażliwa od wieloryba. Dla mnie zwierzęta nie są równe, w ślad za Odumem i jego teorią „emergy” (słowo pochodzi od wyrażenia „emerge” – powstać, wynurzyć się) wartość organizmu jest proporcjonalna do ilości energii słonecznej, która była potrzeba do jego uformowania (energii). Zgodnie z tą teorią trawa czy kurczak są dużo mniej warte niż dąb czy wieloryb, bo na te ostatnie potrzeba było dziesiątków lat dostarczania energii. W takim ujęciu jednym z najdroższych siedlisk są torfowiska, które powstają po setkach lat wegetacji mszaków, oraz żyjące dziesiątki (a nawet ponad 100) lat wieloryby. Dodatkowym problemem jest społeczne – wspólne zabijanie i ćwiartowanie zdobyczy. W kulturze współczesnej Europy wyparliśmy zabijanie ze sfery publicznej, niedopuszczalne są publiczne egzekucje, rzeźnie mają zamknięte drzwi przed turystami. Niektórzy nazywają to hipokryzją, ale przyzwyczajanie się do zabijania i oswajanie cudzego cierpienia to nie są cechy, które chcielibyśmy widzieć u współobywatela i sąsiada. W efekcie nie nabrałem przekonania, że wielorybnicy z Wysp Owczych postępują racjonalnie i moralnie.

Prof. Jan Marcin Węsławski