Zen, głęboka ekologia i new age…
„Po lekturze Drogi Zen1 i Raportu Pracowni na rzecz Wszystkich Istot odniosłem wrażenie, że działania Pracowni i zen przeplatają się wzajemnie. Do tej pory nie wiedziałem, że zen w Polsce rozwija się w ten sposób, że ma związek z rzeczami wychodzącymi poza doświadczenie wewnętrzne, poza jakieś nieliczne miejsca ćwiczeń, medytacji. Myślałem, że zen tutaj jest zjawiskiem hermetycznym, nieco egoistycznym, oderwanym od takich problemów jak zatrute powietrze czy rabunkowa gospodarka zasobami Natury. Cieszę się, że odkryłem swój błąd. Cieszę się, że trafiłem na informacje, które mnie z niego wyprowadziły. Myślę, że nadszedł już czas takich właśnie rozwiązań…” [fragment listu studenta medycyny do Pracowni]
Nadszedł czas takich właśnie rozwiązań. Nadszedł czas bezpośredniego działania. W ośrodkach zen, na instrumencie wzywającym do praktyki są napisane słowa Buddy: „… nie marnuj ani chwili!”. Wadżrajanistyczna droga miecza, determinacja wymagana w zen, determinacja ludzi działających w nurcie głębokiej ekologii – energia i determinacja, które biorą swój początek w świadomości wielkiego cierpienia. Codziennie umiera z głodu 40 000 dzieci, codziennie ginie bezpowrotnie 20 gatunków żywych istnień, co sekundę znika z powierzchni ziemi las o powierzchni bliskiej dwóm boiskom do piłki nożnej. Pot i łzy, i uczucie braterstwa i jedności podczas wielodniowych zmagań ze swoim wąskim, dzielącym ego-ja – to na macie w zendō2. Krzyk i śpiew, i poczucie solidarności ze wszystkimi istotami – to wrażenie ludzi, którzy w obliczu buldożerów osłonili drzewa własnymi ciałami. Jesteśmy ostatnimi pokoleniami, które mogą jeszcze uchronić Matkę Ziemię przed zbliżającą się katastrofą. Wymaga to jednak prawdziwej rewolucji i trudno oczekiwać by wszyscy, od razu wzięli w niej udział. Dla ludzi idących drogą duchową, chrześcijańską, buddyjską czy jakąkolwiek inną nadszedł jednak czas prawdziwego wyboru: czy świat wewnętrzny i zewnętrzny to dwa różne światy? Jaka jest moja odpowiedzialność za ginący świat, co mogę uczynić? Głęboka ekologia nie proponuje łatwych odpowiedzi. A co proponuje tak modny ostatnio nurt new age?
W magazynach new age trudno znaleźć informacje o ginących lasach, umierających z głodu społecznościach, Czukotach ginących bezpowrotnie w rezultacie akumulacji radioaktywności w ich kościach, gonadach, nerkach. Nie pisze się tam o zagładzie wilka, a Chiny są atrakcyjne ze względu na tajemnicę nieśmiertelności, a nie największe katastrofy ekologiczne i tortury w więzieniach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że new age to nurt tworzony przez najbogatszych – izolowanych dzięki eksploatacji uboższych, od bezpośrednich skutków kryzysu ekologicznego – dla najbogatszych.
Nie byłoby w tym nic szczególnie godnego uwagi, gdyby nie jeden aspekt nurtu nowej ery: powoływanie się na Jedność ciała i umysłu i tzw. „alternatywne” propozycje urzeczywistniania tej jedności. Mamy więc to samo założenie: świat wewnętrzny i zewnętrzny nie są dwoma, a zupełnie inne, niż w przypadku ekologii głębokiej, wnioski.
John Martin, recenzent miesięcznika „The Deep Ecologist”, tak pisze o new age: „Nie jestem zwolennikiem tego nurtu. Nie jestem fanem myślenia new age. Unikam jak potrafię tego ducha radosnego optymizmu i narcyzmu, który przepełnia artykuły charakterystyczne dla nowej ery. To naprawdę bardzo narcystyczny nurt, kochający się w problemach swojego zdrowia, astrologii, myśleniu ciałem, płytkiej medytacji, tzw. pozytywnym rodzicielstwie, zdrowej żywności, anielskiej muzyce i swoistej intelektualnej masturbacji”. New age nie jest jednak jednoznacznie zdefiniowanym nurtem, a to co go wyróżnia to może właśnie ów punkt wyjścia: nie rozpacz i determinacja w obliczu cierpienia, lecz samozadowolenie i szukanie przyjemności. I nic w tym złego. Zawsze będą ludzie zwracający się w kierunku mistycznych ciekawostek, odkrywania atrakcyjnych możliwości swojego ciała i umysłu, zainteresowani fizycznym, psychicznym lub intelektualnym masażem i inni, których życiowe okoliczności i sposób postrzegania siebie i świata postawiły przed sytuacją bez wyboru. Ci ostatni praktykują zen, bo nie mogą nie praktykować, uczestniczą w bezpośrednim działaniu dla ratowania jakiejś części przyrody, bo nie mogą tego nie robić. W obu przypadkach potrzebna jest determinacja, odwaga i wiara. Wiara w ostateczną wartość takiego postępowania. Ani zen, ani ekologia głęboka nie rodzi się w wygodnych fotelach tłumiących wstrząsy zwiastujące zbliżającą się katastrofę. „Czasami żałuję, że nie mogę, nie potrafię podyskutować sobie spokojnie o tym i o owym, co możemy zrobić żeby nam było przyjemniej” – mówi John Martin – „Idący drogą ekologii głębokiej znajdują się na bardzo niewygodnej i nieprzyjemnej drodze. To uparta, trudna, brutalna droga zarówno na poziomie intelektualnym, jak też duchowym i w codziennym życiu. Wymaga znacznie więcej niż tylko przechodzenia przez dzień z uśmiechem na twarzy. Tego dnia przybyło bezdomnych dzieci, miliardy cierpiały głód, ubyło lasów, powiększyły się oleiste plamy na oceanach, nadal padał kwaśny deszcz a śmiertelnie zanieczyszczone wody wpadały do mórz, na których dokonano mordu waleni, fok i innych ginących gatunków. Sercem jestem więc z mężczyznami i kobietami ruchu Earth First! podczas ich bezpośrednich akcji i ulicznych demonstracji – specyficznych spektakli, jestem z ludźmi z Greenpeace i z filozofami, którzy odważnie kreśląc wizję świata harmonii z Naturą realizują ją w swoim życiu”.
Czasami w magazynach new age przewija się tematyka ekologiczna. Czasami omawiana jest ekologia głęboka, wówczas jest okazja żeby ktoś jeszcze dowiedział się o losie jaki ludzie zgotowali Ziemi. Jest okazja do zapytania się: co ja mogę uczynić? Można potem zająć się rozpaleniem zdrowego ognia ze skorup orzechów włoskich albo ćwiczyć uśmiech lub sposoby komunikowania się ze sferami astralnymi, można zajmować się szansą genetycznego udoskonalania ludzi…
Do końca tego wieku wyginie ponad milion gatunków. Tyle, ile wyginęło podczas ostatnich 200 milionów lat. Przejście przez życie w uśmiechem na twarzy jest bardzo miłe i wartościowe, ale nie wystarczy.
Janusz Korbel
Tekst opublikowany w „Raporcie” nr 3 Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, zima 1989/1990.
1. „Droga Zen” czasopismo ukazujące się w Polsce w latach 80. XX wieku.
2. Zendō – miejsce, pawilon lub część świątyni przeznaczona do studiowania zen.