DZIKIE ŻYCIE

Siostra bieda

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Pośród zalewu informacji związanych z epidemią koronawirusa jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Otóż zdruzgotani handlowcy, licząc straty, zauważyli, że ludzie przewidując nadchodzącą biedę kupują teraz jedynie potrzebne rzeczy. To bardzo zła wiadomość dla handlu. Jeśli bowiem ludzie kupują tylko to, czego rzeczywiście potrzebują, niechybnie grozi nam katastrofa gospodarcza.

Można zapytać: a po co produkować coś, co jest niepotrzebne? A jednak jak się okazuje, cały system ekonomiczny zbudowano na tym paradygmacie. Gospodarka karmi się produkcją w większości niepotrzebnych rzeczy, a ludzie karmią się kupowaniem tego, bez czego mogą się spokojnie obyć. Z innej strony można także powiedzieć, że wielu z nas wykonuje pracę, bez której świat spokojnie da sobie radę. Albo że poświęcamy swoje cenne życie po to, by zarobić pieniądze, które w większości przeznaczamy na zakup rzeczy, które są nam zbędne.


Siostra bieda. Fot. Ryszard Kulik
Siostra bieda. Fot. Ryszard Kulik

Teraz – gdy wirus chwieje w posadach całym tym systemem – widać, na jakim kłamstwie jest on zbudowany. Z jednej strony jest to kłamstwo systemowe, bo wszyscy udajemy, że ma sens to, co w dużym stopniu go nie ma, a z drugiej strony wielu z nas okłamuje siebie, że poświęca swoje życie na tworzenie rzeczy czy dawanie usług, które najzwyczajniej nie są potrzebne.

Zatem całe to zamieszanie jest dobrą okazją, by sprawdzić, czego tak naprawdę potrzebujemy i w jakiej ilości. Można by to nazwać powrotem do normalności, gdyby nie to, że dla większości z nas normalność kojarzy się właśnie z owym kłamstwem, w którym tkwiliśmy do tej pory po uszy. Politycy na całym świecie obiecują nam, że po ustaniu pandemii wrócimy do tych starych, sprawdzonych sposobów oszukiwania siebie i innych. Żeby to zrobić, proponują nam kolejne prawdziwie niebotyczne oszustwo. Sposobem na powrót ma być wpompowanie ogromnych ilości pieniędzy w niestabilny system. Skąd te pieniądze się wezmą? Ano znikąd. Dosłownie. Zostaną wydrukowane przez banki centralne i przekazane „potrzebującym”. Najdalej w tej strategii poszły Stany Zjednoczone, znosząc wszelkie limity kreacji gotówki. Podobno z pustego i Salomon nie naleje, ale współcześni spece od ekonomii – i owszem.

W sytuacji, gdy wielu z nas biednieje, firmy bankrutują i rośnie bezrobocie, państwo da nam pieniądze, żeby było jak dawniej. Byleby tylko nie doświadczyć biedy, która zagląda nam w oczy. Byleby tylko powrócić do festiwalu konsumpcji i poczuć złudny blichtr pustego życia. Ale jak wiadomo, kłamstwo ma krótkie nogi. W tym przypadku oznacza to, że tylko odraczamy w czasie biedę, która i tak nas dopadnie.

Drukowanie pieniędzy jest niczym innym jak zaciąganiem długu, czyli odsuwaniem w czasie biedy, która ma postać koniecznych do spłaty odsetek. Ekonomia uczy, że jeśli produkcja spada i wolumen usług maleje, a ilość pieniądza w obiegu rośnie, to w końcu pojawia się inflacja. Jest ona niczym innym jak zakamuflowanym podatkiem albo odsetkami od długu, który zaciągnęło państwo, czyli my wszyscy. Dlatego koszty również poniesiemy wszyscy. Za pieniądze, które dostaniemy od państwa, trzeba będzie zapłacić wyższymi cenami. Z pustego leje się tylko puste – tak brzmi niewygodna prawda.

Biedy nie da się oszukać. Możemy myśleć, że państwo jest jak dobry rodzic, który wybawi z opresji dziecko, ale ten rodzić musi się w końcu przyznać, że nie daje rady i czekają nas chude lata. Nie ma żadnej magicznej różdżki, która posprzątałaby rozlane mleko. Ono się już wylało. I tyle.

Co nam zatem pozostaje? Będziemy klepać biedę. Trzeba to przyjąć na klatę, tym bardziej, że jest to poniekąd dobra wiadomość. W końcu będziemy kupować tylko rzeczy naprawdę potrzebne i żyć jak należy: lokalnie, prosto i skromnie. Uciemiężona przyroda o niczym tak bardzo nie marzy jak właśnie o takim scenariuszu, który daje jej oddech. A jako społeczeństwo musimy zadbać o to, by w tych szczególnych okolicznościach nikomu nie stała się wielka krzywda. To znaczy, żeby nikt nie cierpiał głodu, żeby każdy miał gdzie mieszkać i czym ogrzać się na zimę. I żeby w sytuacji wzrostu bezrobocia dać ludziom sensowną pracę, którą mogą wykonywać dla dobra wspólnego – np. regenerację ekosystemów. Bo cały czas jest wiele do zrobienia, by nasz świat był lepszym miejscem do życia.

To wszystko wymaga ludzkiej solidarności i sprawnego państwa, które nie tyle drukuje puste pieniądze, ile sprawiedliwie dzieli wypracowany dochód między swoich obywateli, dbając szczególnie o tych, którzy są w najcięższym położeniu.

Ciągle jako społeczeństwo jesteśmy nieprzyzwoicie bogaci, co ma dramatyczne konsekwencje dla przyrody. Przyda się nam więc dawka biedy, byśmy odkryli, na czym polega wystarczająco dobre życie i dbanie o dobro wspólne.

Ryszard Kulik