DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Zmiana prawa ochrony zwierząt jest procesem. Rozmowa z Karoliną Kuszlewicz

Grzegorz Bożek

Jak długo pisałaś tę książkę?

Karolina Kuszlewicz: Prawie 9 miesięcy, ale równoległe pracowałam też nad drugą książką, skierowaną do środowiska prawniczego, która będzie wyjaśniać, w jaki sposób obsługiwać ustawę o ochronie zwierząt, aby jej nie wypaczać.

Praca nad książką „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik” to była lekcja pokory, czym jest pisanie twórcze. W założeniu miała być książką prawniczą, ale z dużym wkładem wrażliwości i wartości. Gdy zaczynałam ją pisać, myślałam, że skoro mam wiedzę i ugruntowane wartości, to bez problemu usiądę i napiszę ją sprawnie, podobnie jak robię to z pismami procesowymi czy felietonami do „Krytyki Politycznej” lub portalu prawo.pl. Okazało się, że to nie takie proste, jest zbyt wiele wątków, ponadto ważne okazały się emocje przy pisaniu. Obcowanie z okrucieństwem wobec zwierząt wymaga dawkowania tego tematu, przepracowania emocji, dlatego miałam trudne momenty w pisaniu, a nawet blokady. Wyjątkowo trudne były tematy dotyczące szczególnego okrucieństwa wobec zwierząt. Zdziwiło mnie to, ponieważ na co dzień pracuję przecież ze sprawami dotyczącymi krzywdzenia zwierząt, ale jednak zebranie tych przypadków z całej Polski i ich studiowanie sprawiało, że czasem było mi po prostu niedobrze fizycznie. To mnie zatrzymało i uświadomiło, jak trudną ścieżkę wybrałam. Potrzebowałam więc czasu, aby zmierzyć się z tym co robimy zwierzętom, z ludzkim okrucieństwem i bezdusznością, aby wybrać do pokazania w książce tylko to, co niezbędne. Nie chciałam pójść drogą frustracji, bo to miała być książka bardziej o nadziei i mocy sprawczej każdej i każdego z nas. Ale nie o ślepej, naiwnej nadziei, raczej o nadziei, która jest, mimo świadomości cierpienia, jakiego doświadczają zwierzęta w związku z ludzką ekspansją.


W schronisku dla zwierząt w Korabiewicach. Fot. Grażyna Saniuk
W schronisku dla zwierząt w Korabiewicach. Fot. Grażyna Saniuk

Czy można powiedzieć, że książka „Prawa zwierząt” jest dla szerokiego odbiorcy?

Tak, jest dla wszystkich. Można ją podzielić na dwie części, w pierwszej prezentuję wartości związane z prawami zwierząt w obowiązującym systemie prawnym, pokazuję czego możemy oczekiwać od obecnego systemu prawnego, a czego on nam dziś  nie zagwarantuje. Pokazuję formy zalegalizowanej przemocy wobec zwierząt. To usystematyzowanie ochrony zwierząt od strony humanitarnej.

Druga część jest bardziej techniczna, pokazuję np. w jaki sposób dokonać interwencyjnego odebrania zwierzęcia, jak złożyć subsydiarny akt oskarżenia, co może zrobić organizacja społeczna w postępowaniu przygotowawczym/sądowym i jakie trzeba zebrać dokumenty. Treści są w ten sposób przefiltrowane, aby ludzie działający na rzecz zwierząt, ale niebędący prawnikami i prawniczkami, mogli je zrozumieć i bez kłopotów wykorzystać.

Chciałabym, aby wymiar sprawiedliwości stał solidnie po stronie zwierząt jako najsłabszych ofiar w systemie, ale wciąż tak nie jest. Co prawda widać pewne zmiany, ale dzieje się to w dużej mierze dzięki determinacji ludzi, którzy nie są prawnikami, wywodzą się z ruchów oddolnych, obywatelskich czy organizacji pozarządowych. Chciałabym aby ci ludzie byli bezpieczniejsi w kontakcie z organami ścigania, aby znali podstawowe przepisy. Jestem przekonana, że po przeczytaniu tej książki będą mieli większą wiedzę niż przedstawiciele policji, którzy po raz pierwszy przybędą na interwencję. Oni też się uczą, jak postępować w takich sprawach i mam nadzieję, że ta książka będzie wykorzystywana również przez służby.

Czy masz już jakieś informacje zwrotne?

Jestem zaskoczona ilością informacji zwrotnych – pochodzą one zarówno od większych, jak i mniejszych organizacji np. od Otwartych Klatek, Fundacji Czarna Owca Pana Kota, czy OTOP-u. Dostaję sporo zdjęć z podejmowanych interwencji, gdy ludzie powołują się na jakiś przepis i trzymają w rękach moją książkę.W ciągu pierwszych 4-5 tygodni po premierze sprzedało się ponad 1000 egzemplarzy i trzeba było zrobić dodruk. To sporo jak na książkę, która, choć napisana jest prostym językiem, pozostaje wciąż specjalistyczną publikacją. Dla mnie ta książka jest symbolem zmian, jakie zachodzą w obszarze praw zwierząt. Oto bowiem jedno z największych wydawnictw branżowych/prawniczych w Polsce, Wolters Kluwer, chce wydać taką książkę. Warto podkreślić że środowiska prawnicze, jeszcze nie tak dawno nie bardzo interesowały się takimi tematami jak prawna ochrona zwierząt, nie mówiąc już o prawach zwierząt. Dla mnie bardzo ważne jest też to, że książka ma pozytywny odzew ze strony środowisk prawniczych. Mam odzew od prokuratorów, sędziów, Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, jestem zapraszana na liczne spotkania autorskie.

Spotkałam się także z krytyczną opinią jednego z profesorów prawa, że książka jest napisana zbyt prostym językiem jak na prawniczkę. Nie zgadzam się że jest to wada tej publikacji, uważam że prawo, aby dobrze funkcjonowało musi zejść z piedestału zastrzeżonego dla katedry akademickiej. Zachować profesjonalizm, ale nie odcinać się od zwykłych ludzi. Zresztą sama o sobie czasem mówię, że jestem adwokatką ludową. Dla mnie prawo bez partycypacji społecznej jest niewiele dziś warte, zwłaszcza w obszarach tak wrażliwych jak ochrona zwierząt i przyrody. Powinno być dostępnym narzędziem czynienia zmian i obrony wartości, a nie abstrakcyjnym hermetycznym zbiorem przepisów, których nie sposób zrozumieć bez tłumacza. Życie pokazało, że to jest możliwe, widzę obywateli, którzy pracują oddolnie, widzę ich moc sprawczą, poczucie wpływu – moja książka ma pomóc im w pracy, aby w konsekwencji służyło to dobrostanowi zwierząt. W książce pokazuję zwierzęta, są ich zdjęcia – debata o prawie spłaszcza się, gdy stoi jedynie za paragrafami i formalizmem. To jest bardziej opowieść o prawie i zwierzętach niż recytowanie przepisów.

Czy ta książka już coś zmieniła?

Minęło zbyt mało czasu, aby to stwierdzić. Dostaję natomiast informacje od osób z mojego środowiska, że po jej przeczytaniu podjęli decyzję o niejedzeniu zwierząt, a – warto podkreślić – nie jest to książka o wegetarianizmie czy weganizmie. Niemniej jednak pisałam ją tak, aby pokazać problemy całościowo, nie chciałam kryć spraw za paragrafami, bo wtedy umyka nam to, że wszystko jest ze sobą połączone. Wszak możemy pięknie stawać w procesach dla ochrony zwierząt i przyrody, ale swoją postawą skutecznie przeciwdziałać, np. poprzez swoje wybory na talerzu.

Ludzie pisali też o poszerzeniu patrzenia na zwierzęta, np. o ptakach gniazdujących w budynkach, na które teraz będą zwracać uwagę podczas remontów, czy są ptasie gniazda lub siedliska w budynku, czy zostały wykonane opinie ornitologiczne. Ale to „otwieranie oczu” na poszczególne problemy to były poboczne intencje tej książki.

O książce napisał dr hab. Marcin Urbaniak z Akademickiego Stowarzyszenia Przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, że jest to książka motywująca, o nadziei. Moim zdaniem każdy krok ma znaczenie, i tak jak dzisiaj nie wiemy w jaki sposób rozwinie się sytuacja z koronawirusem, to warto mieć świadomość, że ta sytuacja tworzy przestrzeń do zmiany, a w każdej przestrzeni (nawet trudnej) jest miejsce na „nowe”, aby zrobić coś dobrego.

Ważne jest przede wszystkim to, że środowisko prawnicze coraz odważniej mówi o zwierzętach, angażuje się w debaty, dostrzega złożoność tematu i zależność naszych postaw i codziennych wyborów z sytuacją zwierząt, wciąż bardzo złą.

Jaki był cel wydania książki?

Chciałam wyposażyć ludzi, którzy mają gotowość działania dla zwierząt, w wiedzę na temat tego jak funkcjonuje system prawny, po to aby czuli się mniej bezradni w kontakcie z organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości. Piszę zresztą wprost w książce, że jej przesłaniem jest wykorzystywanie wiedzy, by nieść pomoc zwierzętom. Mamy ku temu wszelkie zasoby: internet, książki, dane naukowe, sieci kontaktów, telefony itd. Czasem wystarczy kilka minut, by uratować życie innej istoty.

Czy udało się to osiągnąć?

Jestem przekonana, że ci ludzie którzy przeczytają tę książkę, a będą żądali interwencji od organów ścigania w sytuacji krzywdy zwierząt, będą mieli solidną wiedzę, czego mogą oczekiwać i jakiego wsparcia policja powinna udzielić. Niestety służby wciąż nie mają wystarczającej wiedzy i doświadczenia w tego typu sprawach, część z nich jest lekceważona. Wiedza i pewność siebie są zatem kluczowe, aby nie dać się zbyć. Pamiętajmy, że studia prawnicze czy edukacja przedstawicieli organów ścigania praktycznie nie zawiera nic na temat ochrony zwierząt.


Symulacja rozprawy z okazji Dnia Edukacji Prawnej na kanwie bajki o Czerwonym Kapturku. Mec. Kuszlewicz występowała jako obrończyni wilka. Fot. Klaudia Konsala
Symulacja rozprawy z okazji Dnia Edukacji Prawnej na kanwie bajki o Czerwonym Kapturku. Mec. Kuszlewicz występowała jako obrończyni wilka. Fot. Klaudia Konsala

Dostałam już informację, od osoby która sporządziła i wniosła zażalenie, korzystając z mojej książki. Mam też informacje od znajomego, który składał zawiadomienie o przestępstwie znęcania się nad zwierzętami podczas okresu bożonarodzeniowego (zwierzęta były wystawione jako „żywa szopka”, ale nie były zaopiekowane i z niej uciekły) – postępowanie zostało wszczęte. Nie twierdzę, że skuteczność tych osób to zasługa mojej książki, ale chodzi o to, aby ludzie mieli wsparcie i punkt odniesienia, aby mieli świadomość np. że mogą napisać zażalenie w sytuacji umorzenia postępowania, a warto wiedzieć, że duża część postępowań w sprawach przestępstw przeciwko zwierzętom jest umarzanych bezpodstawnie, błędnie lub przedwcześnie. To, jak napisać zażalenie pokazuję w książce.

W książce jest sporo o zwierzętach oswojonych, domowych. Czy są reprezentowane zwierzęta hodowlane i dzikie? Ludziom zdecydowanie łatwiej zadbać o koty, psy i konie, a gorzej o zwierzęta hodowlane i dzikie.

Chciałam pokazać pełne spectrum zagadnienia jakim są prawa zwierząt, podkreślając że punktem wyjścia w tej książce jest humanitarna ochrona zwierząt, patrzenie na zwierzęta jako indywidualne istoty zdolne do odczuwania cierpienia. Chciałam oderwać myślenie o prawach zwierząt od kojarzenia go jedynie z tymi zwierzętami, które lubimy. A współczujemy niestety wciąż w pierwszej kolejności psom i kotom, ostatnio może coraz częściej zwierzętom hodowlanym, gdy widzimy jak traktowanie są świnie lub krowy. Te zwierzęta na co dzień poddawane są przemocy systemowej. Chodziło mi o oderwanie myślenia o humanitarnej ochronie przed znęcaniem się nad zwierzętami wyłącznie od tzw. pupili. Zresztą, nawiasem mówiąc, to określenie – „pupile” – też jest przejawem przedmiotowego traktowania zwierząt.

Przywołuję wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który tłumaczy jakie zwierzę jest zwierzęciem domowym – to nie jest zamknięty katalog zwierząt. Sąd tłumaczy, że chodzi o zwierzę, które traktujemy w charakterze towarzysza, pupila, atrakcji mieszkania itd. Więc z jednej strony to dobrze, że świnia nie musi być tylko mięsem, ale z drugiej strony widać nasz szowinizm gatunkowy i wykluczenie, gdyż sytuacja zwierzęcia hodowlanego zależy od naszej sympatii do niego. Jeśli świnia hodowana jest w oborze na mięso to mogę ją legalnie zabić, ale jeśli traktujemy ją jako zwierzę domowe, to nie mogę, ponieważ zabicie zwierzęcia domowego jest przestępstwem. Sytuacja dotyczy tej samej świni, o tych samych uczuciach, tym samym prawie do życia i potrzebach. Starałam się pokazywać te paradoksy bo one istnieją zarówno w poziomie stanowienia prawa, jak i jego wykonywania.

Co do zwierząt dzikich pokazuję, że w dużej części są one niewidzialne jeśli chodzi o prawo do życia. Pokazywałam sytuację ptaków żyjących w miastach, bo tutaj mogłam dać narzędzia prawne czytelnikom, aby mogli interweniować, ale omawiam również sytuację ryb, które są szczególnym przypadkiem zwierząt, zarówno hodowlanych, jak i dzikich. Są fenomenem, jak w soczewce skupiają wszystkie nasze uprzedzenia do zwierząt. Ryby nie wydają słyszalnych dla nas dźwięków, współczucie dla ryb jest praktycznie żadne, traktowane są trochę pół-roślina/pół-zwierzę. Zdarzyło mi się być wyśmianą w procesie sądowym, że sprawa ryb staje przed sądem. Podkreślam, że te „niewidzialne zwierzęta”, a także zwierzęta dzikie, żyjące w lasach, podlegają ochronie przed niehumanitarnym traktowaniem, niezależnie od tego czy są na liście gatunków objętych ochroną ścisłą, częściową, czy też są na liście zwierząt łownych. Mogłam to pokazać, zestawiając prawa zwierząt z ochroną środowiska, podkreślając że prawa zwierząt są jakościowo innym obszarem, gdzie patrzymy na zwierzę jako czującą istotę, niezależnie od jej wartości gatunkowej. Tymczasem w ochronie środowiska i przyrody koncentrujemy się na wartości zwierząt w kontekście ekosystemu.

Odwołuję się do konkretnych przypadków nadużyć wobec dzikich zwierząt, choćby głośnej sprawy gdy w 2018 r. straż miejska w nagonce dotyczącej tępienia dzików przyparła dzika do muru samochodem. Zostało w tej sprawie wszczęte postępowanie o znęcanie się nad zwierzęciem, niestety zostało umorzone. Mam nadzieję, że któraś z organizacji złożyła w niej zażalenie do sądu. Sprawy dotyczące dzikich zwierząt zwykle dotyczą nielegalnego ich zabijania, tych które podlegają ochronie gatunkowej – mało jest zaś takich spraw, które stawiają akcent na kwestię cierpienia zwierząt. Ciekawa sprawa jest we Włocławku, zajmuje się nią Fundacja Greenmind. Chcemy pokazać w niej, że zalanie ptasich lęgów, które miało miejsce w 2018 r. na Wiśle (chciano spławić barkę i podniesiono poziom wody o 1 m, a później obniżono go 30-krotnie, w konsekwencji najprawdopodobniej doprowadzając do tego, że miliony ryb zostało uśmierconych, o czym mówi posiadana przez Fundację ekspertyza). Chcemy wykazać, że oprócz uszczerbku gatunkowego, zwierzęta były narażone na ból i cierpienie, dlatego ten aspekt prokuratura także powinna zbadać. To precedensowa sprawa, sprawdzamy czy Polska jest gotowa na zastosowanie ustawy o ochronie zwierząt do zwierząt dzikich.

W mojej ocenie zwierzęta, które nie dzielą z nami środowiska lądowego, nie chodzą jak my po ziemi i nie są na wysokości naszego wzroku są kompletnie wykluczone. Dotyczy to ryb, ptaków, ale też zwierząt w laboratoriach.

Przywołałam sprawę oskórowanej wilczycy w Żernicy w Bieszczadach, którą kilka lat temu prowadziła Pracownia na rzecz Wszystkich Istot carnivores.eu/aktualnosci/51-mysliwi-skazani-za-zabicie-i-oskorowanie-wilka-w-bieszczadach – w tej sprawie był wydany wyrok, ale w kontekście strat w środowisku naturalnym. Pokazuję też historię wilka, który uległ wypadkowi na A1 – został odratowany, wrócił do natury, a następnie brutalnie zastrzelony.

Nie mam jednak przykładów procesów sądowych w których wymiar sprawiedliwości stanąłby wyraźnie po stronie ochrony przed cierpieniem zwierząt dzikich – w Polsce dopiero takie sprawy się zaczynają.


Wieczór autorski w Chorzowie. Fot. Małgorzata Tkacz-Janik
Wieczór autorski w Chorzowie. Fot. Małgorzata Tkacz-Janik

Mówiłaś o sytuacji wyśmiania na sali sądowej. Znasz pewnie historię procesów sądowych z udziałem zwierząt z historii sądownictwa, te sprawy wyglądały kuriozalnie. Czy ich znajomość pozwoliła ci lepiej przygotować się na takie sytuacje?

Chodzi oczywiście o procesy, w których zwierzęta były traktowane podmiotowo, ale w sposób skrajnie wypaczony. Przez podmiotowość zwierząt już przeszliśmy, ale w krzywym zwierciadle, by przypisać zwierzętom ludzką karę.

Procesy zwierząt na szczęście ewoluują. Mimo, że za stołem sędziowskim formalnie siedzi sąd, a nie człowiek, to fizycznie siedzi właśnie człowiek, który ma określony stosunek do zwierząt.

Sytuacja z wyśmianiem miała na szczęście miejsce już dawno i się nie powtórzyła. Dotyczyła jednej z licznych moich spraw karpi, pamiętam komentarz ze strony sędzi, „pani mecenas skończyłaby pani już to, idą święta i każdy chce rybkę kupić”. To pokazało stosunek nie tyle sądu jako instytucji, co człowieka, za którym stoi prawdopodobnie lęk przez zmierzeniem się z własnym uczestniczeniem w cierpieniu zwierząt. Na szczęście widzę zmiany na lepsze, poważne podchodzenia przez sędziów do spraw cierpienia zwierząt, zmienia się język (pojawiają się sytuacje, w których sędzia dyktuje do protokołu, że „zwierzę umarło”, a nie zdechło), co prawda nie jest to kwestia formalna prawa, ale pokazuje metapoziom tych spraw, zmianę wrażliwości, pojawiający się szacunek wobec życia zwierząt jako wartości samoistnej.

Istnieje taki wyrok w Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu, w którym sąd w sprawie toczącej się z ustawy o ochronie zwierząt powiedział, że to prawa zwierząt są najważniejsze w tego typu postępowaniach, ich prawo do życia i realizacji potrzeb. I choć ten wyrok nie wpłynie spektakularnie na poprawę sytuacji zwierząt tu i teraz, ale to ważne zmiany w systemie prawnym. Fakt, że sądy zaczynają nieśmiało operować określeniem „prawa zwierząt”.

Kiedyś, gdy chciałam pisać pracę magisterską o ochronie zwierząt to nikt nie chciał być moim promotorem, a dzisiaj sporo studentek i studentów pisze podobne prace. Na salach sądowych też się zmienia, sądy wysłuchują, czuję, że te sprawy są poważniej traktowane. Media interesują się tymi tematami to także ma znaczenie, te sprawy są słuchane w coraz większą uważnością.

Co jest sukcesem ostatnich lat z Twojej perspektywy?

Mam swoją opowieść mocy, która dotyczy ochrony karpi. Sprawę zaczęłam prowadzić jeszcze jako aplikantka adwokacka, na początku sprawa wydawała mi się stosunkowo prosta. Zgłosiła się do mnie przedstawicielka małej organizacji pozarządowej, przekazała informację, że postępowanie w sprawie znęcania się nad tymi rybami zostało umorzone, pokazała nagrania, na których było widać jak karpie są chwytane przez sprzedawców za skrzela, pakowane po kilka osobników do foliowych worków bez wody. Ta sprawa nauczyła mnie najwięcej. Przez 6-7 lat przegrywaliśmy wszystko, musieliśmy wystąpić z subsydiarnym aktem oskarżenia, bo prokuratura w ogóle nie chciała prowadzić tej sprawy. W pierwszej instancji przegraliśmy po 3-4 latach, przegraliśmy też w drugiej instancji. Po prawomocnym wyroku, w którym sąd uniewinnił oskarżonych, zakładałam że jeśli złożymy kasację do Sądu Najwyższego, to mamy góra 5% szans. Rozprawa wyznaczona była na 13 grudnia, symboliczna data, a przy okazji ruszał sezon sprzedaży ryb, dlatego nie zawiadomiliśmy mediów, mimo że wiedzieliśmy, iż chcą o tej sprawie informować. Pomyślałam jednak, że porażka będzie wyraźnym sygnałem dla branży, iż dalej może postępować ze zwierzętami jak dotychczas. Tymczasem Sąd Najwyższy uchylił wyrok pierwszej i drugiej instancji jako wydane z rażącym naruszeniem prawa i niezrozumieniem ustawy o ochronie zwierząt. Poinformował, że mieliśmy rację. Ten wyrok jest ważny dla stosowania ustawy o ochronie zwierząt, mówi m.in. o tym, że fakt, iż jakieś zwierzę jest w stanie przeżyć w jakiś warunkach nie oznacza, że nie cierpi, a ustawa chroni właśnie przed cierpieniem.

To był sukces utwierdzający w przekonaniu, że stawanie w obronie zwierząt, krzywdzonych w sposób systemowy, jest procesem długofalowym, procesem trudnych zmian, w który wpisane są też porażki.

Druga strona medalu jest też i ta, że system jest niewydolny. Ta prosta sprawa nie powinna trwać 7 lat. Co więcej ona wciąż nie jest zakończona, bo SN nie może orzekać co do meritum w sprawach karnych, mówi jedynie że tamte wyroki rażąco naruszały prawo i daje sądowi pierwszej instancji wiążące wskazania co do naprawienia tych błędów. SN wyrok wydał w 2016 r., od tamtego czasu sprawa w pierwszej instancji nie została rozpoznana, mimo że jest tylko czterech świadków i jeden biegły. Jeśli tak dalej pójdzie, sprawa najprawdopodobniej ulegnie przedawnieniu.

To mało optymistyczne…

To zwycięstwo przed SN jest ważne, bo przekłada się na rozumienie ustawy w bardzo wielu innych sprawach. Będzie zatem pomocne w kolejnych sprawach, bo Sąd powiedział, jak należy rozumieć przestępstwo znęcania się nad zwierzętami, które do tej pory często było źle rozumiane, gdyż było porównywane do przestępstw znęcania się nad osobą najbliższą i wąsko traktowane. Tego nie można tak prosto porównywać z kilku powodów. Przede wszystkim chodzi o to, że przestępstw przeciwko życiu lub zdrowiu człowieka jest zasadniczo wiele, więc samo znęcanie się nad osobą najbliższą może być wąsko rozumiane. Tymczasem przestępstwa przeciwko ochronie zwierząt przed niehumanitarnym traktowaniem są jedynie dwa. Znęcanie się nad zwierzętami jest zatem kategorią znaczenie szerszą pojęciowo niż znęcanie się nad osobą najbliższą, do jego zaistnienia nie jest konieczne stwierdzenie złej woli po stronie sprawcy, nakierowanej wprost na skrzywdzenie zwierzęcia.

Nad czym teraz pracujesz?

Interesują mnie zmiany systemowe i legislacyjne, jestem zaangażowana w temat feralnej ustawy #LexArdanowski, chcę mocniej zająć się ochroną dzikiej przyrody i dzikich zwierząt, aby chronić zwierzęta z listy gatunków łownych także przed niehumanitarnym traktowaniem. Będę się angażować w obronę ludzi, którzy stają w obronie dzikich zwierząt, chodzi o procesy w sprawie przestępstw o rzekome blokowanie odstrzałów sanitarnych, a obecnie też każdego zwykłego polowania. Przypuszczam, że tych spraw będzie przybywać.

Moja misja w kontekście najbliższych lat to wspieranie ludzi i tworzenie sieci rzeczników i rzeczniczek działających na rzecz ochrony zwierząt. Chodzi mi zarówno o formalne rzecznictwo (aby państwo wzięło na siebie ciężar finansowy i organizacyjny jego powołania) i stworzenie sieci dla ludzi, którzy mają serce i determinację, ale nie mają wiedzy i doświadczenia w tym zakresie. Pracuję nad stworzeniem przestrzeni do kształcenia takich ludzi i zagospodarowywania ich do prowadzenia spraw na rzecz zwierząt, ale jeszcze nie mogę mówić o szczegółach.

Pracuję także nad książką, o której wspominałam wcześniej, ukaże się niebawem w wydawnictwie Wolters Kluwer. Będzie to specjalistyczny komentarz do ustawy o ochronie zwierząt. Uważam że będzie to cenna publikacja, pierwsza z komentarzami, które jasno stoją po stronie zwierząt, i w tym duchu w którym mówił Sąd Najwyższy.

Czy nie lepiej dla Ciebie byłoby wybrać inną drogę kariery prawniczej? Zajmowanie się zwierzętami to nie są ani duże pieniądze, ani sława? Skąd ten wybór?

Uważam, że pieniądze to nie wszystko. I choć brzmi to banalnie, wiem co mówię, bo w swojej pracy byłam już po tej stronie, gdzie są duże pieniądze. Pracowałam dla spółek Skarbu Państwa i dla sektora biznesowego. Sektor biznesowy był mi bliski, moja pierwsza książka była zresztą o prawie gospodarczym, ale zawsze chciałam czuć, że moja praca ma głęboki sens. A ten odnajdywałam w pracy z zagadnieniami, nad którymi pracuję teraz.

To rzeczywiście są inne pieniądze niż w biznesie, ale ten wybór jest świadomy. Pracuję z ludźmi, z którymi dzielę wartości, uczę się więcej o przyrodzie, o jej funkcjonowaniu.

Od dzieciństwa miałam w sobie coś ze zmieniaczki świata, już jako kilkuletnia dziewczynka nie godziłam się na okrucieństwo rówieśników w stosunku do zwierząt (dzieci często tak się zachowują, że np. łapią zwierzęta, zamykają je w słoikach, eksperymentują, czego skutkiem jest cierpienie zwierząt). Byłam wychowywana przez babcię, która zaszczepiła mi współodczuwanie z innymi istotami i przyrodą, sama nie jadła mięsa. Tę postawę przekazał jej ojciec, doświadczony ciężkim losem wojennym – mój pradziadek po wojnie nie chciał już śmierci widzieć nawet na swoim talerzu. Ale będąc małą, nieśmiałą dziewczynką nie mogłam za wiele zrobić dla tych zamykanych ślimaków, więzionych żab i zasypywanych w piaskownicy pasikoników. Dlatego dzisiaj tym bardziej nie mam wątpliwości, że wybrałam dla siebie dobrą drogę, mam wiedzę i odwagę, by wyraźnie stawać w obronie istot innych gatunków.

Współcześnie, gdy bańka konsumpcjonizmu jest tak wielka, warto iść w inną stronę, za skromniejszym życiem. To ma sens. W czasie gdy wychodziłam z biznesu, założyłam bloga „W imieniu zwierząt i przyrody głosem adwokata”, zaskoczył mnie spory odzew, co dało mi jeszcze większą motywację by zajmować się prawami zwierząt. Dzisiaj 100% moich spraw to tematy dotyczące zwierząt, przyrody czy szerzej – problematyki ekologicznej. Dla mnie prawo to nie cel sam w sobie. Nigdy nie zamierzałam być prawniczką dla samego zawodu, prestiżu, tytułu. Prawo to narzędzie do obrony istotnych dla mnie wartości, takich jak poszanowanie zwierząt i przyrody, ich ochrona oparta na wiedzy naukowej i empatii, zamiast uzurpacyjnego traktowania ich jako zasobów. To praca na rzecz bardziej sprawiedliwego świata dla wszystkich istot. I myślę, że mimo wszystkich trudów, a czasem jest naprawdę mi ciężko zmagać się ze skostniałym systemem, mam szczęście, iż mogę zajmować się zawodowo tym, na czym mi zależy. To powoduje, że nie mam wątpliwości co do słuszności swojej ścieżki adwokackiej.

Ostatnie tygodnie są wyjątkowe. Czego nauczy nas wirus?

Mam nadzieję, że obecna sytuacja w ogóle nas czegoś nauczy. Zmagamy się zarówno z wirusem, jak i reakcją na wirusa. O dziwo zatrzymaliśmy świat, gospodarkę – co w „normalnych” warunkach nawet w niewielkim stopniu nie było do wynegocjowania, mimo że zaczynamy zmagać się z katastrofą klimatyczną, ale jako społeczeństwo na pewno będziemy liczyć straty i starać się z nimi uporać. Obawiam się, że „odkuwanie się” zdominuje rynek po tym, jak wirus ustąpi. Czy będzie tam miejsce na oddech, na lekcję? Nie wiem, dużo zależy od naszych indywidualnych postaw, na ile z powrotem wjedziemy w te tryby maszynowe. Ja sama zresztą prowadząc kancelarię też liczę straty, mój dochód z najbliższych 6-8 tygodni odpadł. W ostatnich dniach przeszłam od goryczy, że zostaje z tym problemem niemal bezsilna do zgody na nieznane. Bliska jest mi książka Rebbeki Solnit „Nadzieja w mroku”. Jej autorka pisze, że ryzyko i niebezpieczeństwo są siostrami możliwości. I choć nie wiem, co będzie dalej, w jaki sposób ta sytuacja wpłynie na prawo, środowisko, przyrodę, jestem pewna że otwierają się przed nami możliwości, aby dokonać jakichś zmian. Na pewno pilnie musimy przemyśleć nasz stosunek do zwierząt, ponieważ zarówno AIDS, SARS, i Ebola w Afryce były związane z wykorzystywaniem przez ludzi.

Ale czy dostrzeżemy związek tego co robimy zwierzętom z obecną sytuacją? I co z tym zrobimy? Trudno powiedzieć, dlatego że w przypadku katastrofy klimatycznej mamy pełną wiedzę, a robimy niewiele. I chyba w zależności od tego jak mocno tąpnie nam system, będziemy skłonni do przeorganizowania życia. Obawiam się, że dopiero dojmujący kryzys gospodarczy, spowoduje iż dokonamy realnej zmiany, podjętej niestety w trwodze a nie w oparciu o spokojną, głęboką wewnętrzną zmianę postaw. Jestem pewna, że jako ludzie mamy zawsze wybór co do tego, co jest istotą naszego życia. Czy gromadzenie zasobów, czy dbanie o wartości związane ze współistnieniem. Podsumowując, nie wierzę zatem w to, że po tym kryzysie system sam z siebie będzie chciał się uzdrowić, bo zbyt wielu podmiotom jest wygodnie w tym systemie. Wierzę jednak, że zwykli ludzie nie muszą czekać zawsze na system, żeby przeorganizować swoje życie. I tu pojawia się ta szczelina, przez którą można przejść i zacząć żyć skromniej, bardziej lokalnie, w oparciu o budowanie wspólnoty, a nie konkurencję i dominację.

Dziękuję za rozmowę.

Karolina Kuszlewicz – adwokatka, ekspertka w zakresie prawnej ochrony zwierząt i przyrody. Członkini Komisji Legislacyjnej przy Naczelnej Radzie Adwokackiej i Zespołu ds. Kobiet przy NRA. Od czerwca 2018 r. pełni funkcję Rzeczniczki ds. ochrony zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym. W listopadzie 2017 r. zajęła pierwsze miejsce w rankingu Rising Stars – Prawnicy Liderzy Jutra. Prowadzi bloga wimieniuzwierzat.com, jest publicystyką na portalu prawo.pl. Autorka książki „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik”. Prowadzi Kancelarię Adwokacką w Warszawie.

Karolina Kuszlewicz „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik”, Wolters Kluwer Polska, Warszawa 2019, wolterskluwer.pl.
Księgarnia internetowa: profinfo.pl.