DZIKIE ŻYCIE

Pieniądze i Przyroda

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że ochrona Przyrody musi kosztować. Wydatki na ochronę dzikich obszarów to przede wszystkim koszty uwolnienia ich od presji człowieka – eksploatacji, przekształceń, zagospodarowania. Ponieważ produkcja taniej żywności wymaga wielkich areałów ziemi wolnej od niechcianych gatunków, tak więc za ideę oddania połowy Ziemi Przyrodzie trzeba będzie zapłacić albo drogą żywnością, albo zmianą priorytetów. Na razie proporcje wydawanych dziś na świecie pieniędzy są takie, że globalne wydatki na ochronę Przyrody wynoszą mniej niż premie wypłacane dla szefów korporacji finansowych na świecie.

Przyrodę oceniamy z punktu widzenia własnego pokolenia – „powinno być tak, jak pamiętam z czasów mego dzieciństwa”. Na przykład alarm na temat ginięcia pszczół warto postawić w kontekście chwili, w której oceniamy tę konkretną grupę gatunków. Dziś, według Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach, liczba zarejestrowanych pszczelarzy w Polsce to ponad 74 tysiące, opiekują się oni ponad 1,6 mln uli (tzw. pni). Liczebność pszczół zależna jest od zasobności pokarmu, który dają głównie wielkie sady owocowe i inne uprawy. Ile pszczelich rodzin żyło na naszym terenie zanim nie rozpoczęto masowej uprawy drzew owocowych? Zanim z nielicznych gnieżdżących się w starych dziuplach owadów zamieniliśmy pszczoły w miliony robotów napędzające warty setki miliony dolarów rynek? Teraz choroby, zmiany klimatu i pasożyty doprowadzają liczebność pszczół bliżej ich naturalnego zagęszczenia. Dramat dla sadowników i poważne problemy na rynku owoców – jasne, tak będzie. Ale to nie dramat gatunku ani jego funkcji w przyrodzie.


Piaszczysty cypel na otwartym wybrzeżu Bałtyku. Naturalnie ubogie i mało różnorodne, dynamiczne miejsce. Poprawiaczy Przyrody aż kusi, żeby go wyrównać, dodać sztuczną rafę i co roku przesypywać na nowo. Rzecz w tym, że opcja „zostaw w spokoju” nie generuje pieniędzy, natomiast aktywność, to przepływ gotówki, miejsca pracy i rozwój gospodarczy wg dzisiejszych miar. Fot. Jan Marcin Węsławski
Piaszczysty cypel na otwartym wybrzeżu Bałtyku. Naturalnie ubogie i mało różnorodne, dynamiczne miejsce. Poprawiaczy Przyrody aż kusi, żeby go wyrównać, dodać sztuczną rafę i co roku przesypywać na nowo. Rzecz w tym, że opcja „zostaw w spokoju” nie generuje pieniędzy, natomiast aktywność, to przepływ gotówki, miejsca pracy i rozwój gospodarczy wg dzisiejszych miar. Fot. Jan Marcin Węsławski

Pojawiają się też oczekiwania, że pieniądze trzeba wydawać na poprawianie Przyrody. Znakomicie jeżeli to oznacza naprawę zniszczeń (np. programy renaturalizacji rzek, usuwania z nich zbędnych umocnień i betonu), gorzej, gdy ktoś chce Przyrodę „kształtować” – posługując się argumentami ochroniarskimi. Typowe przypadki to „zwiększanie różnorodności biologicznej” – brzmi ładnie, ale w praktyce, to najczęściej sztuczne wprowadzanie większej liczby gatunków na ubogie naturalnie siedliska – np. budowa sztucznych raf na piaszczystym dnie. W dyskusji o ochronie brzegów morskich Polski przed erozją i podniesieniem poziomu morza co chwila przywołuje się argumenty „należy to robić dla ochrony wartości przyrodniczych”. Jeden z najstarszych w Polsce rezerwatów (od 1939 r.), piękna Kępa Redłowska pod Gdynią z malowniczym klifem, co chwila jest „ratowana” przed atakami morza. Klif ma to do siebie, że istnieje tak długo, jak długo podmywa go morze, w końcu wypłukiwany przez fale klif sam usypuje sobie falochron i zamienia się w łagodne zbocze. W przypadku gliniastego klifu w Redłowie, ten proces jest szybszy, bo fale atakują nie litą skałę, ale mieszaninę piasku i gliny. Niemniej, jakakolwiek interwencja człowieka będzie zaburzeniem naturalnego procesu i można argumentować, że chcemy mieć plażę określonej szerokości dla turystów, ale nie, że chronimy jakiś zasób przyrodniczy.

Po spaleniu Katedry Notre Dame w Paryżu, w ciągu kilku miesięcy zebrano ponad miliard dolarów na jej odbudowę. Czy ostateczna strata Katedry – lub brak decyzji o jej odbudowie spowodowałyby czyjąś śmierć albo coś co można określić jako katastrofę dla ludzkości? Nie, po prostu powszechnie uznano ten obiekt za symbol, ważny dla nas element naszej historii i nikt nie miał wątpliwości, że za utrzymanie go trzeba zapłacić. Według mnie Puszcza Białowieska jest cenniejsza od Katedry – po prostu dlatego, że jest nieporównanie bardziej złożonym systemem, którego nie sposób po zniszczeniu odtworzyć (odbudować jak zabytek). Nikt nie usprawiedliwiał się ze zbiórki pieniędzy na Katedrę, argumentami w rodzaju: „jak stracimy Katedrę to w 4 lata później skończy się cywilizacja”, albo „w ciągu najbliższych lat stracimy połowę katedr”. Na świecie jest ponad 10 obrazów wycenianych na ponad 100 mln dolarów za sztukę. Mało kto potrafi je wymienić, a niewielu będzie cierpieć, jeśli ktoś je spali. Niemniej nikt nie usprawiedliwia się z powodu ich ceny ani kosztów ochrony jakich wymagają. Tak jest, bo tak chcemy, a nie bo zmusza nas do tego walka o przetrwanie. Dokładnie taką rolę powinna dla nas odgrywać dzika przyroda i sposób myślenia o jej ochronie.

Prof. Jan Marcin Węsławski