Dzieci, czyli przyszłość
Polska bez polowań
Złożony pod koniec ubiegłego roku przez Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Krzewienie Tradycji Łowieckiej” projekt przywracający bierny udział dzieci w polowaniach trafi do sejmowej komisji środowiska, gdzie posłowie zadecydują o jego przyszłych losach. Tak 16 kwietnia zdecydował Sejm. A konkretnie PiS pospołu z Konfederacją, przy wsparciu części posłów PSL-Kukizʼ15 oraz – co akurat może dziwić – dwunastu posłów Lewicy.
Zakaz udziału nieletnich w polowaniach obowiązuje od kwietnia 2018 r. Był jedną z najbardziej rewolucyjnych zmian – obok zakazu szkolenia psów i ptaków myśliwskich na żywych zwierzętach – jakie znalazły się w nowelizacji prawa łowieckiego sprzed dwóch lat. I też chyba najbardziej bolesną, ponieważ zdecydowanie utrudnia przekazywanie tradycji łowieckiej w rodzinach. Nic więc dziwnego, że ostatnia decyzja Parlamentu bardzo ucieszyła środowisko łowieckie, które zobaczyło w niej szansę na powrót ich pociech na polowania.
Odezwali się też publicyści łowieccy. Znany z ataków na ekologów i naukowców broniących Puszczy Białowieskiej przed wycinką Artur Hampel na portalu „Świat Rolnika”1 wypalił z grubej rury. Jego zdaniem, celem „ekoaktywistów” jest „odizolowanie dziecka od zainteresowań łowiectwem, od świadomości ekologicznej i samodzielności, również w myśleniu”. Dlaczego? Bo, przekonuje Hampel, „ludzi świadomych nie da się naciągnąć finansowo na wątpliwej natury cele podkręcone emocjami”, co „uderza w budżet wielu organizacji” potrzebujących „coraz więcej i więcej środków finansowych”, w tym „na swoje gigantyczne niejednokrotnie wypłaty”.
Nie dowiemy się niestety od publicysty, o jakie organizacje i pieniądze chodzi, ale dajmy temu spokój. Przyjrzyjmy się celom, jakie przypisuje Hampel tymże organizacjom. Z jedną rzeczą nie będę się spierał: z pewnością wiele organizacji zatroskanych o przyrodę chciałoby, aby wychowywane w rodzinach myśliwskich dzieci nie wchodziły na łowiecką ścieżkę rodzicieli. Nie wiem tylko, co to ma wspólnego z „izolowaniem od świadomości ekologicznej”. Myślę, że jest wręcz przeciwnie. Do polskiego modelu łowieckiego jest sporo zastrzeżeń, które artykułowali niedawno m.in. naukowcy z Polskiej Akademii Nauk. Wskazywali m.in. na polowanie na gatunki ptaków, których populacje zniżkują2. Zabieganie więc o to, by dzieciaki od małego nie uczyły się traktowania takich praktyk jako oczywistych i dopuszczalnych, wydaje się być właśnie częścią budowania krytycznej świadomości ekologicznej. W tym kontekście oskarżanie zwolenników zakazu uczestnictwa dzieci w polowaniach o to, że nie chcą dzieci myślących samodzielnie jest po prostu nieporozumieniem.
Głos zabrał też Paweł Gdula, były naczelny „Łowca Polskiego”, dziś szef portalu „Wildmen”. Napisał tam3, że „długofalowym i nadrzędnym celem wszystkich antyłowieckich organizacji jest doprowadzenia do całkowitego zakazu polowania, a potem zakazania przemysłowej hodowli zwierząt i na końcu wprowadzenia wysokiego podatku od mięsa”. Bo, tak naprawdę, „aktywiści nie walczą o prawa zwierząt tylko chcą wprowadzić obcą kulturowo ideologię!”.
Nie jestem wcale przekonany, czy – wbrew temu, co pisze Gdula – całe środowisko krytycznie patrzące na polowania chce ich całkowitego zakazu. Pewnie tak jest w odniesieniu do licznych w Polsce ruchów antyłowieckich. Ale już w zrzeszającym naukowców Akademickim Stowarzyszeniu Przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu jest świadomość, że w tym momencie najprawdopodobniej nie możemy zrezygnować z odstrzału dzikich zwierząt jako narzędzia rozwiązywania konfliktów z nimi. Choć raczej powinni to robić nie „hobbystyczni” myśliwi, ale opłacani ze skarbu państwa profesjonalni łowczy.
Uwagę Gduli o „obcej kulturowo ideologii zmilczę”. Dodam może tylko, że wrażliwość na cierpienie i los zwierząt odwołuje się do pokładów empatii, które są czymś ponadkulturowym, bo obecnym w naszym dziedzictwie ewolucyjnym. I tylko od nas zależy, czy tą empatią chcemy otoczyć „zwierzynę” i zwierzęta rzeźne.
I tutaj dochodzimy do sedna sporu o udział dzieci w polowaniach. Jego istotą jest tak naprawdę spór o przyszłość naszego społeczeństwa. O to, jakie ono ma być: czy wrażliwe na zwierzęta, traktujące ich zabijanie – jeśli już naprawdę trzeba to zrobić – raczej jako smutną konieczność, wobec której mamy moralny obowiązek szukać alternatywy?; czy może takie, w którym zabijanie zwierząt jest nie tylko czymś bezproblemowym, ale może być nawet powodem do dumy (vide: uśmiechnięte myśliwskie „selfiki” z ustrzelonym „medalowym” bykiem czy odyńcem)? To są właśnie pytania, które powinni zadać sobie posłowie na komisji środowiska, gdy już pochylą się nad projektem nowelizacji ustawy.
Robert Jurszo
Przypisy:
1. Artur Hampel, „Polujące dzieci – ekoaktywiści nienawidzą ludzi świadomych”, Świat Rolnika, 18 kwietnia 2020 r., wildmen.pl/slider/skazani-na-porazke.
2. Szerzej te argumenty omawiałem na portalu OKO.press w tekście „W tej debacie nie mogą brać udziału tylko myśliwi! Naukowcy z PAN apelują o pilną reformę łowiectwa” (oko.press/w-tej-debacie-nie-moga-brac-udzialu-tylko-mysliwi-naukowcy-z-pan-apeluja-o-pilna-reforme-lowiectwa) oraz na łamach „Dzikiego Życia” w felietonie „Fałszywa alternatywa” (marzec 2020 r.).
3. Paweł Gdula, „Skazani na porażkę”, Wildmen, 14 kwietnia 2020 r., wildmen.pl/slider/skazani-na-porazke