DZIKIE ŻYCIE

Ni bóbr, ni wydra. Jak powiększyć i zmniejszyć park narodowy na przykładzie Świętokrzyskiego Parku Narodowego

Łukasz Misiuna

25 czerwca 2020 r. na stronie Rady Ministrów ukazał się projekt rozporządzenia w sprawie zmniejszenia Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Zmniejszenia ale też… zwiększenia1. To już druga próba rządu PiS, mająca na celu usunięcie z granic ŚPN 5 hektarów terenu o unikatowych walorach kulturowych i przyrodniczych. Sprawa ma długą historię, którą szczegółowo opisałem w cyklu tekstów2.

Minister Woś mota

Projekt tego rozporządzenia3 jest dziwnie sformułowany i Stowarzyszenie MOST zajmujące się tą sprawą skierowało do ministra środowiska pismo, w którym wskazano, że w projekcie brakuje kluczowych informacji.

Minister Michał Woś umieścił tam bowiem informację o tym, że planowane jest zmniejszenie obszaru Świętokrzyskiego Parku Narodowego o około 5 ha. Nie było jednak informacji o tym, o które 5 ha chodzi. Przez analogię do poprzedniego projektu rozporządzenia w tej sprawie z kwietnia 2019 r można się było domyślać, że chodzi o działki na Łyścu. Tylko czy w dokumencie firmowanym przez Radę Ministrów jest miejsce na domysły? Michał Woś ogólnikowo informuje w projekcie, że teren ten „utracił wartości przyrodnicze”. Brakuje jednak znowu precyzji i konkretów. Jakie wartości zostały utracone? Z jakiego powodu? Na podstawie jakich ekspertyz stwierdzono utratę wartości? No i kto odpowiada za domniemaną ich utratę? Wszystkie te pytania Stowarzyszenie MOST skierowało do ministra. Ciągle czekamy na odpowiedź. Minister Woś napisał w swoim piśmie do Stowarzyszenia, że z uwagi na złożony charakter sprawy musi zaangażować w odpowiedź kilka komórek organizacyjnych ministerstwa i potrzebuje więcej czasu niż ustawowe 30 dni.

W tym samym projekcie, kilka akapitów dalej, minister informował o planach… powiększenia Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Tu już minister precyzyjnie podał, o jaką okolicę chodzi oraz o jakie konkretnie działki, a także jakie „wartości” ten teren posiada.


Zabudowania więzienne, obecnie teren przeznaczony do usunięcia z granic ŚPN na skutek rzekomej utraty wartości. Zdjęcie z lat 20. XX wieku. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Zabudowania więzienne, obecnie teren przeznaczony do usunięcia z granic ŚPN na skutek rzekomej utraty wartości. Zdjęcie z lat 20. XX wieku. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Minister środowiska doprecyzował swoje plany zmniejszenia ŚPN w projekcie rozporządzenia rozesłanym do kilku organizacji pozarządowych 8 września 2020 r. Jednocześnie minister zaprosił na „konsultacje społeczne” wybrane przez siebie, nieliczne organizacje. „Konsultacje” miały się odbyć 10 września w ministerstwie środowiska. Strona społeczna i przyrodnicy, dodajmy – ludzie wybrani przez Michała Wosia − mieli dwa dni na zapoznanie się z całością sprawy, która swój początek ma w kwietniu 2019 r. O konsultacjach i terminie spotkania oraz pełnym tekście projektu rozporządzenia nie zostało poinformowane Stowarzyszenie MOST, które prowadzi tę sprawę od samego jej początku i koresponduje z ministerstwem. Stowarzyszenie MOST wysłało do ministra środowiska pismo z pytaniem, z jakiego powodu jego przedstawiciele nie zostali zaproszeni na „konsultacje” oraz wysłało zgłoszenie swojego przedstawiciela mimo braku zaproszenia. Do dzisiaj Michał Woś nie odpowiedział na żadne z tych pism. Co do trybu prowadzenia konsultacji społecznych, to zgodnie z art. 10 ust 2 ustawy o ochronie przyrody, „Określenie i zmiana granic parku narodowego może nastąpić (...) po zaopiniowaniu, w terminie 30 dni od dnia przedłożenia tych zmian, przez zainteresowane organizacje pozarządowe”. Nie ma tu mowy o tym, że minister środowiska może sobie dowolnie decydować, z kim się konsultuje. Informacja o konsultacjach społecznych ma być powszechna i dostępna dla wszystkich. Natomiast pozostawienie 2 dni na zajęcie rozsądnego stanowiska to zupełne kuriozum. Tym bardziej, że sobie minister daje mnóstwo czasu na odpowiedzi. Albo nie odpowiada wcale.

Działacze i przyrodnicy Stowarzyszenia ogłosili też w mediach społecznościowych pikietę pod ministerstwem środowiska, która miała się odbyć w dniu spotkania. Na dzień przed planowanym spotkaniem ministerstwo poinformowało zaproszone organizacje o zmianie adresu spotkania. Stowarzyszenie MOST znowu zostało w tym pominięte.

Ostatecznie na spotkanie z ministrem Wosiem przybył zgłoszony przez Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot jeden człowiek. Ja. Reprezentowałem stanowisko Pracowni, ale też… Stowarzyszenia MOST, którego jestem prezesem. Poinformowałem o tym fakcie przedstawicieli ministerstwa. Bo samego ministra nie było. Na piśmie i w wystąpieniu zgłosiłem szereg uwag do projektu rozporządzenia. Pierwszą uwagą była ta o niezgodnym z prawem trybie ogłoszenia konsultacji społecznych w sprawie zmiany granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego. W świetle prawa konsultacje nie odbyły się, a spotkanie było okazją do wygłoszenia stanowiska dwóch organizacji pozarządowych w tej sprawie. Cały komentarz dyrektora Departamentu Ochrony Przyrody Ministerstwa Środowiska Łukasza Rejta można skrócić do zdania: muszą się teraz zająć tym nasi prawnicy. Żadne konsultacje więc się nie odbyły.

Swoje uwagi na piśmie złożyły też dwie inne organizacje: Klub Przyrodników i Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”. Interpelacje poselskie w tej sprawie złożyli też posłowie Koalicji Obywatelskiej4 i Lewicy5.

Rzeczywistość ministra i rzeczywistość

Minister Woś po byłym ministrze Henryku Kowalczyku i dyrektorze ŚPN Janie Reklewskim jest już trzecią osobą, która uważa, że fragment ŚPN na Łyścu „bezpowrotnie utracił wartości przyrodnicze i kulturowe”. Wprawdzie żaden z nich nie wspomniał w swoich dokumentach i wypowiedziach o wartościach kulturowych, ale tak właśnie, nierozłącznie należy traktować wartości Łyśca zgodnie z ustawą o ochronie przyrody. Uderzające jest to pomijanie wartości kulturowych Łyśca. Ale nie da się ich pominąć. Ustawa wprost mówi o trzech warunkach, które muszą zajść łącznie, aby móc planować wyłączenie danego terenu z granic parku narodowego. Jeśli chodzi o „bezpowrotność” utraty wartości, to minister środowiska i dyrektor parku narodowego powinni jednoznacznie udowodnić, że na danym terenie, tu na Łyścu, wartości przyrodniczych nie da się przywrócić. Zgodnie z art. 8.1. ust. 2. „Park narodowy tworzy się w celu zachowania różnorodności biologicznej, zasobów, tworów i składników przyrody nieożywionej i walorów krajobrazowych, przywrócenia właściwego stanu zasobów i składników przyrody oraz odtworzenia zniekształconych siedlisk przyrodniczych, siedlisk roślin, siedlisk zwierząt lub siedlisk grzybów”. To oznacza, że pierwszym krokiem, jaki powinien zostać podjęty w przypadku domniemania utraty wartości jakiejś części parku narodowego, jest podjęcie prób przywrócenia tych wartości. Jeśli jednak faktycznie jest to niemożliwe, to minister powinien podjąć kroki mające na celu ustalenie, co zaszło i kto za to odpowiada. Kiedy w 2019 r. zadałem to pytanie dyrektorowi Reklewskiemu, odpowiedział w piśmie, że nie podjęto kroków w celu ustalenia tego. Natomiast były minister środowiska Kowalczyk w odpowiedzi na interpelację poselską w tej sprawie starał się przekonać społeczeństwo i przyrodników, że już w XIX wieku Austriacy i Benedyktyni poddawali Łysiec antropopresji. Tyle, że rezerwat przyrody powstał w tym miejscu w 1924 r., a park narodowy w 1950 r. Przez kolejnych 69 lat nikt nie sygnalizował, że dzieje się tu coś złego z przyrodą. Ciekawe też, że po okresie wielowiekowej obecności Benedyktynów, następnie zaborców, którzy mieli tu swoje więzienia, po zburzeniu wieży klasztornej przez Austriaków, po okresie istnienia na Łyścu sanacyjnego, ciężkiego więzienia, po bombardowaniu niemieckim w 1939 r. kiedy to zniszczeniu uległa część klasztoru oraz po okresie istnienia hitlerowskiego więzienia przez czas wojny, już w 1950 r powołano tu park narodowy. A przecież pierwszy postulat jego powołania pochodzi z 1908 r. Mimo tak trudnej historii oraz stałej, intensywnej i zapewne uciążliwej dla przyrody i klasztoru ludzkiej obecności dopiero w 2019 r. okazało się, że… teren ten utracił swoje wartości. Co więcej, nikt wcześniej tak nie uważał i nikt nie domagał się usunięcia tego terenu z granic parku narodowego. Ani wcześniejsi ministrowie środowiska, ani wcześniejsi dyrektorzy ŚPN. Zadziwiające.

Wartości kulturowe Łyśca występują tu bezsprzecznie w postaci Rezerwatu Archeologicznego „Łysa Góra”, który chroni sanktuarium pogańskie na terenie szczytu i w strefie podszczytowej 300-metrową strefą ochronną. 19 listopada 2015 r. wpisano do rejestru zabytków całe otoczenie Rezerwatu Archeologicznego „Łysa Góra”, obejmując ochroną w zasadzie cały masyw Łyśca. Ten sam obszar został uznany rozporządzeniem Prezydenta RP z dnia 15 marca 2017 r. za Pomnik Historii. No i oczywiście znajduje się tu słynny pobenedyktyński klasztor, mający swoje korzenie w XII wieku i będący do XVI wieku najważniejszym sanktuarium w Polsce, odwiedzanym przez królów. Trudno uznać, że obiekty te utraciły swoje wartości kulturowe.

Łysiec ze swoją unikatową warstwą historyczną i kulturową wpleciony w wyjątkowe warunki przyrodnicze stanowi jeden z najważniejszych i najcenniejszych obiektów przyrodniczo-kulturowych w Polsce.

Jeśli chodzi o kontrowersje co do obszaru planowanego do wyłączenia z granic ŚPN, to najpierw mówiono o około 5 ha. Obecnie minister Woś mówi już tylko o około 1,3 ha. Co to za teren? W większości to… działki, na których posadowiono fragment klasztoru, obecnie będący w rękach Skarbu Państwa. Wchodzą tu też zadrzewienia strefy ekotonowej oraz trawnik z parkingiem i fragmentem drogi pod Muzeum Przyrodniczym ŚPN. Może się wydawać, że tak mały fragment to mała strata dla ŚPN. Ale… na tych działkach od kilkuset lat stoi klasztor, a trawnik i zadrzewienia wyglądały podobnie jak dziś, zanim powołano tu rezerwat. Łysiec to całość. I jako całość był i ma być częścią Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Te 1,3 ha mają nieocenioną wartość jako część unikatowej całości chronionej w ramach najwyższej krajowej formy ochrony przyrody.

Handel własnością Państwa i wszystkich Polaków

Tuż przed wyborami prezydenckimi minister Woś pojawił się na Łyścu w towarzystwie prezydenta Andrzeja Dudy oraz dyrektora ŚPN Jana Reklewskiego. Minister w Radio Kielce ogłosił, że zamierza powiększyć ŚPN o około 60 ha lasu pod Grzegorzowicami. Nie było mowy o planach wycięcia z granic ŚPN Łyśca z klasztorem. Co to za 60 ha pod Grzegorzowicami6? Kto słyszał o tym wyjątkowym kompleksie leśnym, cenniejszym niż wzgórze Łyśca i wartym włączenia do ŚPN? I z jakiego powodu nigdy wcześniej nikt tego lasu do parku nie włączył? No więc ten las stanowi izolowaną enklawę znacznie oddaloną od zwartego obszaru ŚPN. Włączenie tego lasu w granice parku narodowego niesie ze sobą potencjał konfliktów społecznych oraz problemów przyrodniczych trudnych do rozwiązania. Ponadto zgodnie z istniejącą dokumentacją, obszar ten w najmniejszym stopniu nie nawiązuje wartościami przyrodniczymi i kulturowymi do terenu na Łyścu, który został przeznaczony do usunięcia z granic parku. Las pod Grzegorzowicami wymaga wielospecjalistycznego, długotrwałego przebadania przyrodniczego oraz analizy z punktu widzenia problematyki planowania i zagospodarowania przestrzennego, a także potencjalnych trudności z zachowaniem spójności i integralności parku narodowego oraz skutecznej możliwości ochrony jego przedmiotów ochrony. Stwierdzono tu… bobra, wydrę i grąd subkontynentalny. Kiedy przyrodnicy alarmują, że jakiś teren jest cenny, bo jest tam bóbr i wydra, leśnicy i urzędnicy kpią z nich, mówiąc, że te zwierzęta są pospolite i czynią rozmaite szkody. Tym razem jednak, z jakiegoś nieodgadnionego powodu las, na skraju którego jest bóbr i wydra, wart jest z tego powodu włączenia w granice parku narodowego.


Fragment terenu przeznaczony do usunięcia z granic ŚPN, obecnie Muzeum Przyrodnicze ŚPN. Sierpień 2020 r. Fot. Łukasz Misiuna
Fragment terenu przeznaczony do usunięcia z granic ŚPN, obecnie Muzeum Przyrodnicze ŚPN. Sierpień 2020 r. Fot. Łukasz Misiuna

Teraz zdradzę wszystkim tajemnicę: mówi się, że w Polsce nie da się powołać ani powiększyć parków narodowych. Hej, w Projektowanym Turnickim Parku Narodowym albo w Puszczy Bukowej! Macie tam jakieś bobry? To do dzieła! Minister Woś pomoże. To oczywiście niewybredny żart powodowany zażenowaniem i bezradnością. Bo okazuje się, że konsekwencja superiora Oblatów i dobry klimat polityczny to wystarczające warunki, aby zmniejszyć park narodowy o unikat na skalę Polski i jednocześnie są to wystarczające warunki, aby leśnicy z ochotą oddali ponad 60 ha lasu pod ochronę w ramach parku narodowego. Taki pomysł ogłoszony niemal w przeddzień wyborów prezydenckich to zwykła próba przekupienia Polaków. Przecież nie ma o co się kłócić. O 5 ha albo o 1,3 ha? Dajemy ponad 60 ha. Kto by na to się nie zgodził dla świętego spokoju?

Zwracam jednak uwagę, że Świętokrzyski Park jest Narodowy, zabudowania na Łyścu należą do Skarbu Państwa, a las pod Grzegorzowicami też jest państwowy. Nie partyjny, nie rządowy, nie kościelny. Narodowy. Minister środowiska Michał Woś chce okraść Polaków z ich własności i to dwukrotnie. Planując przekazanie całego klasztoru i ziemi zakonnikom oraz wyłączając z gospodarki leśnej 60 ha lasu. To jest podwójna niegospodarność, podwójna strata dla budżetu państwa, podwójna strata dla przyrody i kultury tego kraju.

Skutki

Kiedy podejmuje się jakieś działanie, warto zastanowić się nad jego długoterminowymi skutkami. Łysiec, Łysa Góra, Święty Krzyż − to ciągle symbol Świętokrzyskiego Parku Narodowego, jego serce. To także jeden z głównych symboli całego województwa świętokrzyskiego.

Wygląda jednak na to, że nowymi symbolami mają szansę stać się bóbr i wydra.

Jeśli ministrowi środowiska uda się usunąć z granic ŚPN fragment Łyśca, to dojdzie do nieuzasadnionej i bezprawnej ingerencji w polski system ochrony przyrody. W wielu, może we wszystkich parkach narodowych znajdują się tereny prywatne, parkingi, budynki, kościoły. Powstanie precedens, który może spowodować lawinę roszczeń i falę destrukcji. Jeśli nie da się powołać Turnickiego Parku Narodowego, ale da się włączyć las pod Grzegorzowicami do granic parku narodowego, to jest to dowód na to, że prawo traktowane jest instrumentalnie, a argumenty naukowe nic nie oznaczają. Jeśli poseł Mariusz Gosek publicznie twierdzi, że nie musi się tłumaczyć z tego, że lobbuje za zmniejszeniem ŚPN, bo jest Polakiem katolikiem, to oznacza, że w Polsce nie obowiązuje prawo.

Jeśli minister środowiska wybiera sobie, z kim chce rozmawiać, zamiast stosować odpowiednie ustawy i procedury, to nie ma już miejsca na społeczeństwo obywatelskie i żyjemy w kraju o systemie autorytarnym, a nie demokratycznym. To wszystko oznacza także, że nie ma takiej wartości, której nie byliby w stanie zlekceważyć i zniszczyć politycy z obecnej koalicji rządzącej. A to jest bardzo zła wiadomość dla wszystkich, nie tylko dla przyrodników.

Łukasz Misiuna