DZIKIE ŻYCIE

Góry i świat człowieka. Perspektywy relacji

Agata Jóźwiak

W mediach społecznościowych nieraz nadarza się okazja, by zobaczyć znajomych i nieznajomych chwalących się zdobyciem wysokich gór. Nie jest to nic niezwykłego, dość powszechny dziś powód do dumy i radości. Niektórych jednak może dziwić swoisty pęd do wysokości. Najprawdopodobniej podjęcie takiego ryzyka i wysiłku zostało spowodowane „presją na szczyty” – zjawiskiem dobrze znanym w wysokich górach. Pęd do „sukcesu – szczytu” i przeżycia ekstremów jest ogromny. „Szczytowanie”, jak coraz częściej mówi się o tym zjawisku, jest jedną z bardziej pożądanych czynności wykonywanych przez turystów w górach bez względu na ich stopień wtajemniczenia.


Ruiny klasztoru Skellig Michael. Fot. Jan Lackowski
Ruiny klasztoru Skellig Michael. Fot. Jan Lackowski

W książce „Japonia utracona” Alex Kerr z nutą smutnej ironii dzieli się stwierdzeniem wypowiedzianym przez znajomego: „Iść w góry tylko po to, by popatrzeć na naturę – co za – nuda! Natura jest interesująca tylko wtedy, kiedy jest coś do zrobienia. No wiesz, mam na myśli grę w golfa albo narty”1. Gdy to przeczytałam, przypomniała mi się sytuacja gdy rysowałam Dolinę Goryczkową zimą w drodze na Kasprowy Wierch, tuż nad moją głową przefrunęli snowboardziści. Byłam mało widoczna, a snowboardziści rozpędzeni. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale drobne przesunięcie w czasoprzestrzeni i niefortunne spotkanie sportu ze sztuką skończyłoby się wizytą w szpitalu.

Narty, golf, uzależnienie?

Ta sytuacja dała mi do myślenia. Czy była tylko zwykłym zdarzeniem z gór w sezonie zimowym, czy jednak pokazywała szerszą sprawę? A może nie tylko mnie się zdaje, że aktywność i sport górski przybiera coraz częściej formę narkotycznego ciągu, prowadzącego nie do równowagi, ale do otępienia? Film „Mountain”2 ze spektakularnymi, wspaniałymi zdjęciami ukazuje skrajności sportu graniczącego z szaleństwem. Na filmie przeżywamy zarówno euforię bohaterów filmu, jak i ciemną stronę ekstremów górskich, do których ciągnie współczesnych ludzi. Trudno nie zastanowić się jeszcze nad inną rzeczą. Dziś góry, jedynie w niewielkiej części chronione prawnie, są traktowane przede wszystkim jako tereny eksploatowane turystycznie. Ludzie z bogatszych rejonów świata, przesyceni dobrami materialnymi, wykonujący najczęściej prace w zamkniętych pomieszczeniach, bardziej niż widoków sielskiej wsi z krowami i innymi zwierzętami, jak to miało miejsce w osiemnastowiecznej i jeszcze dziewiętnastowiecznej Europie, szuka miejsc dzikich, niebezpiecznych oraz podniety w przeżyciu ryzyka. Stąd wspinaczka bez asekuracji, biegi po wysokich górach, kolarstwo górskie. Postrzeganie gór oraz styl przebywania w nich ulega przemianie.

Istnieje coraz wyraźniejszy podział na kult celu i kult piękna. Problem jest głęboki, wykraczający poza kwestię adrenaliny i uprawiania ekstremalnych sportów. Nie chodzi tylko o aktywność fizyczną w górach, niezależnie od wysokości nad poziomem morza. Kwestia dotyczy stosunku człowieka do swojego życia, codzienności i także – co bardzo istotne – do umiejętności odczuwania przyrody, w tym przyrody górskiej. Komu wystarczają wakacje pod gruszą albo spacer pod reglami? Kto idzie w Karpaty oglądać kolor śniegu, albo wędruje kilometrami w celu samej wędrówki, niekoniecznie wchodzenia na znany szczyt, którym może pochwalić się w mediach społecznościowych? Model współczesnego życia często wiąże się z ciągłą aktywnością, podejmowania ryzyka. Czy taki model życia stanie się dominującym w kolejnych dekadach XXI wieku?


Prorok Eliasz na pustyni, ikona, Szkoła pskowska, Galeria Trietiakowska, Fot. Wikipedia
Prorok Eliasz na pustyni, ikona, Szkoła pskowska, Galeria Trietiakowska, Fot. Wikipedia

Jest on jednak sprzeczny z aspiracjami tych ludzi, którzy w przyrodę wyjeżdżali, po to aby, tak jak pisał Roger Scruton, kultywować piękno naturalne: „Opanowanie natury, przekształcenie jej w bezpieczny dom dla naszego gatunku i pragnienie ochrony zanikającej dzikiej przyrody – wszystko to wpłynęło na gotowość postrzegania natury jako przedmiotu kontemplacji, a nie środka do osiągnięcia jakiegoś celu”3. Filozof podkreślał też, że kontemplacja jest bezinteresowna.

Towarzyszy nam zgiełk, chaos, dominują hasła: szybciej, mocniej, więcej. Jest zatem coraz więcej szlaków turystycznych i śmieci pozostawionych przez turystów, coraz szybsze niż kiedyś samochody, głośna muzyka w przestrzeni publicznej. Świat hałasu to świat współczesnych ludzi. Ale istnieje też świat w górach, gdzie trzeba „zmagać się” z ciszą, gdzie istnieje twarde prawo naturalnej selekcji słabszych organizmów. Tamtejszy świat nie jest tworzony przez człowieka, ale dyktowany prawami natury. Tam znaczenie ma cisza, podział na dzień i noc, świt, zmierzch, pory roku. Człowiek współczesny otoczony sztucznym światłem, elektroniką, innymi ludźmi, znalazłszy się na nowo na wsi, zmuszony jest uczyć się tego, co to oznacza być ograniczonym przez naturę i ciszę, bo ich prawie nie zna.

Ukazuje się wiele książek o podróżach w odludne miejsca, o wędrowaniu daleko i samotnie. W tej literaturze zazwyczaj dominuje temat przekraczania swoich granic, chęci zrozumienia siebie. Przez to współczesne podróże po świecie w dużym stopniu są skoncentrowane na samym podróżującym, są jego stylem życia, a mniej źródłem poznania i zrozumienia świata.

Moda na górską dzikość przyszła do świata białego człowieka wraz z epoką Oświecenia, a została rozpropagowana przez romantyzm. Podróże po rubieżach Europy realizowali odkrywcy, badacze, zamożniejsza część społeczeństwa, ambitni poeci i malarze. W literaturze również ten wątek pojawia się dość często i to nie tylko u lorda Byrona. Elżbieta Bennet, bohaterka „Dumy i uprzedzenia” (powieść Jane Austin wydana w 1813 r.), upodobała sobie zabłocone pola i lasy. Niczym wypuszczona z klatki, reagowała entuzjastycznie na propozycję wycieczki w angielski interior: „Żegnaj, smutku i nudo! Czymże są ludzie w porównaniu ze skałami i górami!”4. Można przywołać też inny fragment, tym razem z nowszej powieści z roku 1877, autorstwa Henry’ego Jamesa, gdy główny bohater wyrusza w podróż wakacyjną i spotyka się z aprobatą młodej entuzjastki wszystkiego, co modne: „Szwajcaria. To piękny kraj. Oddałabym parę moich nowych rękawiczek, aby móc ją zobaczyć! Jeziora, góry, romantyczne doliny i ośnieżone szczyty! Och, gratuluję panu”5. Druga połowa XIX wieku to był ten czas, gdy przebywanie w górach stało się ważnym elementem podkreślania swojej pozycji społecznej. Nastała, nie pierwsza w historii, moda na naturę.


Przed pustelnią Karola De Foucauld w górach Ahaggar. Fot. Dzięki uprzejmości Małych Sióstr Jezusa
Przed pustelnią Karola De Foucauld w górach Ahaggar. Fot. Dzięki uprzejmości Małych Sióstr Jezusa

Zamożna część społeczeństwa, przesycona uporządkowanym stylem życia, wypracowała rodzaj spędzania letnich wakacji. Edith Wharton w „Wieku niewinności” ciekawie opisuje świat elit rozwijającego się Nowego Jorku i sprzeczności jaka towarzyszyła tym ludziom, lawirującym pomiędzy monotonnym, wygodnym życiem, a potrzebą doświadczania natury i spontaniczności. Był to swego rodzaju obraz stłamszenia człowieka w obliczu praw cywilizacji. Główny bohater, przygnieciony i trochę znudzony dobrostanem swojej rodziny, namawiał żonę do pobytu w miejscu oddalonym od dużych miast, tak by mogli się cieszyć większą swobodą. „Archer próbował wytłumaczyć May, by spędziła lato na dalekiej wysepce na wybrzeżu Maine (nazywanej stosownie Pustynią Górską), gdzie kilku wytrwałych bostończyków i filadelfijczyków koczowało w »wiejskich« chatkach i skąd nadchodziły wieści o zachwycającym krajobrazie i dzikim, wręcz traperskim życiu pośród wód i lasów”6.

Wątki opisujące przebywanie w górach, jako ucieczkę od problemów, oczyszczającą izolację znaleźć można również w polskiej literaturze. W powieści Marii Rodziewiczówny „Czahary” z 1905 r. jeden z głównych bohaterów w drodze do kraju odpoczywa w alpejskiej wiosce: „Motold w powrocie wstąpił do Szwajcarii i spędził w jakimś górskim zakątku, zupełnie sam, trzy dni. Nie było tam nawet hotelu, mieszkał u chłopa, o świcie szedł w góry, leżał gdzieś nad potokiem cały dzień, czytał lub zamknąwszy oczy, słuchał szumu wody…”7. Taki sposób spędzania czasu w drugiej połowie XX i XXI wieku stał się dostępny nie tylko dla bogatych.

Historia turystyki, czy tej rezydencyjnej, sanatoryjnej, letniskowej czy związanej z eksploracją zabytków i gór jest złożona. Zjawisko turyzmu w historii Polski jest szczególne, na przykład losy turystyki górskiej czy wodnej, w przededniu odzyskania niepodległości i w międzywojniu mają wymiar patriotyczny, mocno wychowawczy. Turystyka jako rozwijająca się gałąź działalności gospodarczej i sportowej miała duże znaczenie dla formacji charakterów młodego pokolenia, wzmocnienia ducha polskiego, rozwijania więzi międzyludzkich i poznania krajobrazu własnego kraju. Jak podkreślał generał Mariusz Zaruski góry oraz żeglarstwo morskie, miały na celu wypracowanie w młodych Polakach hartu ducha.

Ale to co się dzieje na przełomie XX i XXI wieku i na dobre w XXI w. w ulubionych przez Polaków i Polki Tatrach dobrze ilustruje fragment powieści Antoniego Libery: „Mam może trzynaście lat i pewien przyjaciel rodziców, alpinista starej daty, zabiera mnie ze sobą w Tatry, na prawdziwą górską wyprawę. Bywałem już wcześniej w Zakopanem, lecz moje turystyczne doświadczenie ogranicza się ledwie do mieszkania w wygodnych letniskowych pensjonatach i spacerowania ścieżkami dla »ceprów« po dolinach i halach. Tym razem mam mieszkać w prawdziwym schronisku i iść w prawdziwe góry. Istotnie, lądujemy z moim wytrawnym przewodnikiem w samym sercu Tatr, w jednym ze znanych, a nawet legendarnych ośrodków PTTK. Śpimy nieźle: w zarezerwowanej przezornie – z odpowiednim wyprzedzeniem – »dwójce«. Znacznie gorzej jest już jednak z jedzeniem: czekamy na posiłki w tasiemcowych kolejkach. To samo powtarza się przy korzystaniu z urządzeń sanitarnych. Wreszcie, pokonawszy te wszystkie przeszkody i niedogodności, wyruszamy na upragniony szlak – na spotkanie z mityczną przestrzenią i majestatem milczących masywów. Lecz oto upragnioną ciszę i pustkę coraz to zakłóca jakaś rozkrzyczana i rozbrykana wycieczka szkolna, a kontemplację otchłani, otwierającej się na szczytach i turniach, udaremniają śpiewy i harce zorganizowanych grup turystycznych z rajdu »szlakiem Lenina«. I mój wytrawny przewodnik – w starym, ciemnozielonym skafandrze, w brązowych spodniach z grubego sztruksu o nogawkach sięgających nieco poniżej kolan i tam ściągniętych specjalnymi paskami, w wełnianych skarpetach w kratę ściśle opasujących łydki i w schodzonych, lecz dobrze zachowanych, francuskich wibramach, przysiadłszy z fasonem na skale, zaczyna z goryczą w te słowa:


Pustelnia Karola de Foucauld. Fot. dzięki uprzejmości Małych Sióstr Jezusa
Pustelnia Karola de Foucauld. Fot. dzięki uprzejmości Małych Sióstr Jezusa

– Nie ma już gór! Nie ma już taternictwa! Nawet i to wykończyli! Nie można zrobić kroku, by się nie natknąć na tę cholerną stonkę. Masowa turystyka! Kto to widział! Przecież to nie ma żadnego sensu. Gdy ja chodziłem w góry, przed wojną, ma się rozumieć, inaczej to wyglądało. Przyjeżdżałeś; ze stacji szedłeś naprzód na zakupy: kasza, makaron, boczek, herbata, cukier, cebula. Nie było to wybredne, lecz za to tanie i pewne. Następnie: do Roztoki lub do Morskiego Oka. Pieszo lub autobusem, ale nie pekaesem, lecz takim małym, prywatnym, odkrytym samochodem, co jeździł, kiedy chciał, gdy zebrali się chętni. W schronisku »na Roztoce« rodzinna atmosfera. A przede wszystkim pusto. Najwyżej piętnaście osób. Z tej bazy wypadowej robiło się wycieczki, nawet i kilkudniowe. Sypiało się po szałasach, a wyżej, w kolebach skalnych… Bo o co w tym wszystkim chodzi? O samotność i ciszę. O »sam na sam« z żywiołem i z własnymi myślami. Idziesz i jesteś sam, jak pierwszy człowiek na świecie. Na styku ziemi i nieba. Z głową w błękicie… kosmosie. Ponad cywilizacją. Spróbuj teraz to zrobić, przynajmniej tu i teraz, w tym tłumie gonionych »ceprów«, wycieczek i »przewodników«. To jest parodia, jarmark, że się niedobrze robi…”8.

Moda na dziką przyrodę, w tym na góry, kwitnie i najprawdopodobniej będzie się rozwijać. Jednak przebywanie człowieka wśród dzikiej przyrody górskiej nie stanowi kanwy sympatycznej opowieści. Zdaje sobie z tego sprawę każdy, kto próbował spędzić choć jedną zimę w górach w wymarzonym przez siebie domku pod lasem. Pragnienie kontemplacji natury współistniało również z chęcią eksplorowania środowiska i przekraczania własnych granic. Wraz z rozwojem rewolucji przemysłowej, oprócz odkrywania niedostępnych terenów polarnych czy tropikalnych lądów, zainteresowania człowieka skierowane były na zdobycie gór. Powoli rozkręcała się spirala ambicji i rywalizacji. Alpy, Kaukaz, a w końcu nastąpiło „oblężenie” Tien Szanu i Himalajów. Dzika przyroda stawała się „dostępna” dla szerszego grona śmiałków i zaczęła pochłaniać ofiary.

W XIX wieku podróżnicy i zdobywcy zmienili nasze postrzeganie gór, przyczyniając się do tego, że góry są dziś miejscem uprawiania głównie turystyki i sportu. Przyzwyczailiśmy się do określonego obrazu gór jako pola walki o dobry wynik sportowy. Jednakże wśród niemałej grupy ludzi chodzących po górach znajdują się nadal tacy, dla których główną motywacją nie jest zdobycie korony Himalajów czy Tatr, ale filozofia, religia, geografia i biologia.

Himalaizm i alpinizm wzbudzają emocje, rywalizację, dają prestiż i satysfakcję. Często można usłyszeć, że pobity został kolejny rekord, najmłodsza kobieta stanęła na szczycie Everestu, ktoś zdobył bez asekuracji najtrudniejszą pionową ścianę, ktoś niepełnosprawny pojawił się na Kilimandżaro, ktoś inny przebiegł wysokie pasmo górskie, itp. Co z ludźmi, którzy przez pokolenia żyją w górach lub u ich podnóża, ale - nie zdobywają szczytów, nie śrubują rekordów ? Co z ich mentalnością i z górami? Oni zazwyczaj nie stają się bohaterami i nie zostają autorami bestselerowych książek.

Nasze myślenie oraz wyobrażenia o górach i miejscach niecywilizowanych w dużym stopniu kształtują nadal ludzie, którzy są tam przez krótki czas. To wpinacze, podróżnicy, dziennikarze, etnografowie, socjologowie, którzy po swoich – wyprawach najczęściej wracają do bezpiecznych, przytulnych domów. Wzbudzają nasze emocje ich kolejne rekordy, opowieści, przygody. Zastanawiamy się nad ich teoriami i odkryciami. Jednak zbyt rzadko jesteśmy „dopuszczani” do codzienności górskiego życia ludzi i natury. „Dzikie miejsce”, gdy staje się codziennym losem człowieka jest czymś innym niż jest dla przyjezdnych, zwykle skupionych na gorączce walki o zwycięstwo nad szczytem czy innym sukcesem wyprawy.

Wartości ludzkie, otwierające horyzonty

Wyjazdy surwiwalowe czy próby życia w odległych zakątkach planety budzą coraz większe zainteresowanie. Chyba mało kto w XIX wieku mógł przypuszczać, że popularność alpinizmu doprowadzi w XXI wieku do tłumów wspinaczy i turystów kłębiących się w najwyższych górach świata, a wszystko to przeistoczy się w gałąź gospodarki i przyniesie zyski wielu osobom. Mało mówi się o etyce wspinaczki, większą uwagę przykuwa bicie kolejnych rekordów, wyznaczanie nowych celów. Do czego prowadzi ten wyścig? Gdzie w tym wszystkim podziały się góry? Śmiertelne wypadki w czasie zdobywania Mount Everestu, tony śmieci i rozkładające się ciała na topniejących lodowcach, to współczesne pocztówki z najwyższych gór. Te makabryczne obrazy są przejawem stosunku człowieka nie tylko do natury, ale do samego siebie i drugiego człowieka. Jednocześnie wiele osób zauważa, że coś się zmienia. Na przykład coraz więcej mówi się o sposobie podróżowania leave no trace, który znany jest w Polsce m.in. dzięki wyprawie Marka Kamińskiego pod nazwą „No Trace Tatra” w 2017 r. czy o slow travelling.

W 2019 r. alpinizm został wpisany na Listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości. W swoich ideach, jakiekolwiek tragiczne miał początki, jak wiele ma na swoim koncie ofiar i jak zmienił nasze postrzeganie gór, jest zdumiewającą, fascynującą dyscypliną sportową, która wykształciła wiele wybitnych osobowości i także kontemplatyków gór. Wspinaczka wysokogórska z perspektywy laika łączy sport z estetyką i wartościami humanistycznymi, które przejawiali liczni wspinacze. Postawę taką reprezentował Wawrzyniec Żuławski czy Andrzej Zawada. Filozoficzne i czyste sportowe podejście do wspinaczki przejawia na przykład Wojciech Kurtyka. Taki rodzaj bycia z górami wspierał Jan Paweł II. – W historycznej depeszy do zdobywców zimowego Mount Everest w 1980 r. napisał: „Niech ten sport, wymagający tak wielkiej siły ducha, stanie się wspaniałą szkołą życia, rozwijającą w Was wszystkie wartości ludzkie i otwierającą pełne horyzonty powołania człowieka”9. Dziś ta wypowiedź brzmi jak głos z odległych czasów.

Zatem jakie są te wartości ludzkie? Od lat 80. XX wieku wiele się zmieniło w świecie wspinaczki wysokogórskiej. Oto przypomnienie fragmentu wywiadu z himalaistą Maciejem Pawlikowskim zamieszczonego w czasopiśmie Tatrzańskiego Parku Narodowego „Tatry”, gdzie padło pytanie o etykę współczesnej wspinaczki: „Zauważyłem, że powoli zanika poczucie wspólnoty i więzi partnerskiej, każdy chce odnieść własny sukces. Najlepiej, żeby to był sukces maksymalny i wyłącznie mój. Zaczęło zanikać poczucie drużyny, wyprawy, zespołu. Lansować tylko siebie i swojego sponsora – okazuje się, że na wyprawie jest jeden człowiek, a pozostali właściwie nie istnieją. (…) Cały dzisiejszy wyścig polega na zaliczaniu tłumnie obleganych gór”10. Jeśli zanika poczucie wspólnoty ludzkiej w górach, to znak, że jest z nią źle także na nizinach. Góry zbyt często w historii stawały się lustrem społecznym, miernikiem poziomu jaki osiągnęła cywilizacja, by teraz miało być inaczej.


Edward Lear, Góra Athos i Monaster Stavronikétes. Fot. Google Art Project, domena publiczna
Edward Lear, Góra Athos i Monaster Stavronikétes. Fot. Google Art Project, domena publiczna

Widząc w telewizji czy „na żywo” tłumy osób podążających na szczyty nie raz przychodziły mi do głowy pytania o etos wspinaczy i turysty górskiego. Czasami podczas wędrówek górskich spotykałam osoby, które mając większą wiedzę o górach, pilnowały napotkanej osoby, nie raz tracąc na tym z tempa swej własnej wycieczki. Decydowały się jednak na towarzyszenie drugiemu, by spełnić ten górski obowiązek opieki nad osłabionym czy bardziej podatnym na zgubienie się w górach. Czego uczą zatem dziś góry? Czym jest nasza obecność w przyrodzie i jaka może być w XXI wieku? Chęć panowania nad górami jest pewną stałą, ale spotyka się z rzeczywistością, gdzie człowiek osiąga stosunkowo niewiele. Człowiek walczy nadal z twardą skałą, lodem, śniegiem, wiatrem, niepogodą, własnymi ograniczeniami. Uważa siebie za zwycięzcę. Ale jest to tytuł chwilowego zwycięzcy. Większość wspinaczy zaraz po zdobyciu wierzchołka, musi szybko schodzić ze „szczytu tronu”. Jeśli zejdą cali i zdrowi, mogą czuć się wybrańcami losu. Na czym zatem polega to krótkie zwycięstwo? To zwycięstwo nad własną słabością, własną naturą.

Góry są matecznikiem natury i ekstremalnej pogody, kumulacji nieprzewidywalnych zmian atmosferycznych. W takim środowisku spotykają się ludzkie pragnienia, wysiłek fizyczny w walce o zwycięstwo nad wysokością i skałą. Stykają się tam piękno i ekstremalna cisza. Góry są równocześnie miejscem wyzwalania wielkich ambicji w człowieku. O uzależnieniu od nich otwarcie mówią niektórzy wspinacze. Ale kontakt człowieka z górami to coś więcej niż sporty ekstremalne. Często gdy mówi się o historii kontaktu człowieka z górami, zapomina się o historii pasterstwa czy związku gór z religią.

Góry religii – nowa czy stara droga do natury i samego siebie

Religia istniała przed turystyką i sportem. W górach ludzie oddawali hołd Bogu, spotykali Go, doznawali życiowej przemiany, oddawali też kult siłom natury. W góry oddalali się prorocy, zarówno ludzie majętni i ubodzy, ludzie poszukujący i pragnący odnaleźć sens życia w atmosferze skupienia i ciszy. Góry stanowią w wielu kulturach miejsca święte. Taką rolę góry pełnią w judaizmie, chrześcijaństwie, buddyzmie, taoizmie i shintoizmie. Moria, Synaj, Ararat, Karmel, Góra Oliwna, Tabor. W Azji: Kailash, Taishan, Hashan, Nanshan, Hengshan, Songshan, Fuji i wiele innych.

Dla człowieka religijnego to miejsce wyjątkowej podróży. W buddyzmie góry, przede wszystkim Himalaje, to siedziba bogów. Taoizm postrzega je jako połączenie między niebem a ziemią, gdzie człowiek tkwi jako pomost pomiędzy dwoma potęgami. W tradycjach judaizmu to przestrzeń intensywnej przemiany człowieka, miejsce odosobnienia i rozmowy z Istotą Najwyższą. Życie monastyczne chrześcijaństwa narodziło się na pustyni, w górach Synaju i w Egipcie. Chrześcijanie góry uważają za teren walki duchowej. Na Bliskim Wschodzie pobyt w górach nie był nigdy postrzegany idyllicznie. Tam, gdzie każda istota walczy o skrawek cienia, wodę, pożywienie, ludzie są zmuszeni do życia w skupieniu. Przed pustelnikiem górskim istniał prosty wybór, utożsamiany z wiarą, modlitwą i pracą fizyczną. Podejmowany musiał być codzienny, monotonny trud albo śmierć z wycieńczenia czy pomylenia zmysłów.

Klasztor świętej Katarzyny na Półwyspie Synaj jest położony na wysokości 1570 m n.p.m., fundowany w IV wieku n.e., jest najstarszym funkcjonującym klasztorem chrześcijańskim. Jest ważnym zabytkiem znajdującym się od 2004 r. na liście UNESCO. O wczesnej obecności pustelników w górach lub na innych ekstremalnych terenach świadczy w Europie do dziś istniejący klasztor Grande Chartreuse, który został założony w 1084 r. we francuskich Alpach na wysokości 1000 m n.p.m. Często tego typu miejsca, nawet gdy były to miejsca zalesione nazywano je pustyniami z racji specyficznego sposobu życia ich mieszkańców. Pustelnicy górscy i mnisi byli obecni w historii chrześcijańskiej Europy również wcześniej. O życiu monastycznym mówią liczne ruiny pierwszych klasztorów na obrzeżach Europy. Niezwykły relikt opactwa z szóstego wieku na wyspie Skellig u wybrzeży Irlandii został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1996 r. Chociaż zespół wysepek Skellig nie należy do gór to skały o niewielkiej powierzchni, które przekraczają nieco 200 m n.p.m. mają wyjątkową specyfikę i można powiedzieć w wielu aspektach jest to przestrzeń górska. Trudno dziś wyobrazić sobie, jak ludzie przeżywali wśród skał, sztormów, w monotonii odgłosu uderzającej o brzeg wody, szumu wiatru. Jak dużą wykazali determinację, by znaleźć sposób na skupienie i pokonanie samego siebie, a zarazem jak duże musiały być zagrożenia płynące nie tylko od natury, ale od innych ludzi. Skellig było ważnym miejscem kultu religijnego. Miejsce to owiane legendami stanowi niezwykły przykład współistnienia religii z naturą.

Wśród nich byli tacy, którzy wyróżniali się swoim radykalizmem. Gdy pod koniec XIX wieku elity Starego Kontynentu masowo opanowało zwątpienie i rozpacz, miejscem przeznaczenia dla Karola de Foucauld (1858-1916) okazała się pustynia. Francuz z barwnym życiorysem, arystokrata, żołnierz, podróżnik w pewnym momencie swego życia zrezygnował z fortuny i hulaszczego trybu życia. Przemiana De Foucauld zaczęła się podczas wyprawy geograficznej po Maroku w latach 1883-1884, gdy wędrując w przebraniu rabina zbierał wiadomości o kulturze arabskiej. Na pustyni zobaczył modlących się gorliwie muzułmanów. Wywarło to na nim tak wielkie wrażenie, że uwierzył w istnienie Boga. W 1890 r. został pustelnikiem chrześcijańskim. Na nowo w XX wieku w Europie Zachodniej wyznaczona została droga do pierwotnego monastycyzmu. Gdzie scenerią spotkania człowieka z Bogiem nie było bezpieczeństwo miasta, ale dzika natura i jedno z najniebezpieczniejszych miejsc do życia – pustynia.

Porzucenie hedonistycznej postawy i oparcie swego życia na całkowitym zaufaniu Bogu pomogła odnaleźć wewnętrzny pokój. Nie dość, że De Foucauld wybrał szaleńczy w ocenie wielu los, to jeszcze zamieszkał w głębi pustyni algierskiej, by znaleźć się jak najbliżej najuboższych. Był jedynym chrześcijaninem wśród społeczności muzułmańskiej i koczowniczej. Po latach szukania swojego miejsca m.in. w Syrii, Ziemi Świętej osiadł w Tamanrasset w Algierii oraz w górach Ahaggar. W 1911 r. w listach do swojej wspólnoty zakonnej pisał: „…od lipca jestem w Ahaggarze i nie przebywam w swojej pustelni w Tamanrasset, lecz w innej położonej o pięćdziesiąt kilometrów od niej, w samych górach na wysokości 2700 metrów, w samym sercu kraju. To miejsce bardzo sprzyja nawiązaniu ścisłego kontaktu z Tuaregami, ale nie służy korespondowaniu, gdyż nie leży na szlakach pocztowych”11. I dodał:„…należy żyć z tego, z czego żyją ludzie w tym kraju – ze zboża, daktyli i nabiału”12.

Ciekawy jest los De Foucauld, z utracjusza stał się uosobieniem uległości, serdeczności i pogody ducha. Życie w górach pomogło w tej przemianie. Brat Karol żył wśród Berberów na pustyni przez kilkanaście lat. Prowadził proste życie, naśladując sposób życia Jezusa, z okresu gdy mieszkał jeszcze w Nazarecie, nieznany nikomu. Swoją nieugiętą postawą brat Karol uczynił pustynię miejscem pielgrzymek. Świadectwo jego życia wpłynęło na wiele osób. Zainspirował do życia skromnego, opartego na tworzeniu małych grup, które żyją w zgodzie z lokalnymi mieszkańcami, szczególnie muzułmanami. Dziś kontynuatorzy drogi wyznaczonej przez Karola De Foucauld są często doradcami w sprawie dialogu między chrześcijanami i muzułmanami, bowiem znają oba światy w sposób rzeczywisty, a nie akademicki.

Po wielu latach śladami de Foucauld podążał inny Europejczyk Carlo Carretto. Tak bez ogródek opisywał życie na pustyni: „Spanie pod gołym niebem, życie w zabójczym klimacie, odwiedzanie naprawdę ubogich szczepów i znoszenie ich smrodliwego zapachu to jeszcze nic w porównaniu z zatraceniem własnej osobowości, na skutek odcięcia się od dotychczasowego życia i pełnej zgody na przyjęcie warunków obcych naszym krajom i kulturom.[…] Jest to całkowite zaprzeczenie europejskiego stylu życia, do którego byłem przyzwyczajony od dawna”13. U tych ludzi wyrzeczenie, jako część przemiany życiowej stało się codziennością. Nie są to nowe „modele” życia z górami. Ikona przedstawiająca „Eliasza na pustyni” (ikona szkoły pskowskiej, XIII/XIV wiek, Galeria Trietiakowska, Moskwa), mówi dokładnie o podobnym modelu pustelniczego życia w odległych od miasta górach.

Nie raz taka forma życia kończyła się dla pustelnika tragicznie, tak się też stało w historii brata Karola, albo w XI wieku u Benedykta Pustelnika żyjącego na górze Zobor (586,9 m n.p.m. na Słowacji), który został zamordowany przez złodziei.


Hermann David Salomon Corrodi, Mnisi idący do górskiego klasztoru na Athos, 1905. Fot. Wikipedia commons, domena publiczna
Hermann David Salomon Corrodi, Mnisi idący do górskiego klasztoru na Athos, 1905. Fot. Wikipedia commons, domena publiczna

Przemiana z turysty w pielgrzyma

O Górze Athos wspomina się zazwyczaj w kontekście tego, jak wiele istnieje tam klasztorów, przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn. Góra cieszy się dużą popularnością zarówno wśród pielgrzymów, jak i turystów. Jednak każdy, kto przekroczy teren Republiki Mnichów otrzymuje status pielgrzyma. Musi się podporządkować regułom gospodarzy miejsca. Athos jest miejscem wyjątkowym, nie tylko w świecie chrześcijańskim, ważnym przyczółkiem prawosławia, jest twierdzą na rubieżach Europy. Przed wiekami stała się między innymi miejscem ocalenia dla uciekających chrześcijan z Azji Mniejszej. Obok Tybetu nie ma drugiego takiego miejsca w świecie, gdzie ludzie zgromadziliby się w górach w takiej liczbie dla wspólnego życia mniszego. Góra została wpisana na Listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.

Na Athos w przeszłości mieszkało nawet kilka tysięcy mężczyzn jednocześnie. Obecnie jest ich około dwóch tysięcy. Dzielą oni życie na czas modlitwy i pracy, uprawiają poletka, wykonują codzienne obowiązki przyklasztorne. To wszystko wydarza się w pobliżu dyskotek, barów i plaż. Izolacja, wycofanie z pędu życia, powściągliwość wobec nowoczesności, oddawanie kultu Eucharystii przebywającej w darochranitielnicy budzi często we współczesnym świecie zdziwienie i niepewność. W takim miejscu jak Athos chodzenie po górach nabiera zupełnie innego znaczenia. A obecność przyrody odczuwana jest inaczej. Na Górę Athos w poszukiwaniu mądrości i pocieszenia ciągną ludzie z całego świata z prośbą o duchową opiekę. To wciąż siedziba starców, spadkobierców praktyk i mądrości słynnych ojców pustyni. Taką osobą był na przykład Paisjusz z Góry Athos (1924-1994). Stał się jednym z najpopularniejszych mnichów prawosławnych w XX wieku.

Athos to miejsce cudów i niewytłumaczalnych dla lekarzy, fizyków, inżynierów i wojskowych zdarzeń. Jak to się dzieje, że prosty mnich (chodzi o świętego Starca Porfiriusza z Kafsokaliwii, żyjącego w latach 1906-1991) nie znający się na geografii, tym bardziej na oceanografii był w stanie wskazać okrętowi podwodnemu, by omijał niebezpieczne podwodne skały w newralgicznym punkcie… Ów prosty człowiek rozpoznawał gatunki ptaków po głosie, nie będąc ornitologiem i nie studiując wcześniej atlasu ptaków. Znał historie życia ludzi widząc ich pierwszy raz w życiu. To może zadziwiać, pociągać lub zniechęcać.

Mnisi „górscy” na obrazach

Niewiele jest w historii sztuki obrazów przedstawiających modlących się ludzi w górach. Hermann David Salomon Corrodi (1844-1905) był włoskim malarzem zajmującym się przede wszystkim malarstwem historycznym i tematyką Orientu. Wzbudzał podziw arystokracji, zyskał nawet uznanie królowej Wiktorii. Obraz „Nokturn z Góry Athos” (1905 r.) był jednym z ostatnich, o ile nie ostatnim z dzieł malarza. To nokturn składający się ze skontrastowanej kompozycji przedstawiającej górę i sąsiadujące z nią morze. Ukazał mnichów nie jako czcigodnych ascetów, stojących wysoko w hierarchii społecznej. Zostali oni przedstawieni jako anonimowi pielgrzymi zmierzający na nocne modlitwy. W oddali zostało zaznaczone żarzące się światłem świec, święte miejsce całej wspólnoty. Oczywiście ten obraz jest efektem pracy studyjnej, jest wyobrażeniem życia na Górze Athos. Jednak niesie w sobie uniwersalne przesłanie o sile niezwykłego miejsca, gdzie góry i izolacja od świata stają się niezbędne w uświęceniu ludzi. I stanowią ich codzienność.

Edward Lear (1812-1888) to angielski rysownik, malarz i poeta oraz pedagog, między innymi nauczyciel rysunku królowej Wiktorii. W trakcie swoich licznych podróży trafił na Athos. W obrazie „Widok na Górę Athos i Klasztor Pantokratora” na wschodnim brzegu półwyspu ukazuje jesienny zachód słońca i moment, gdy starszy mnich zatrzymał się na odpoczynek. Od zimnych błękitów, szarości, po ośnieżony wierzchołek góry nasz wzrok kierowany jest na gasnący fragment nieba. Światło słoneczne jeszcze zdąża opromienić twarz starca i skałki, na których siedzi. Z kolei na obrazie „Góra Athos i Monaster Stavronikétes” (1857, Yale Center for British Art) prezentuje ponownie szeroką perspektywę, na morze, górę i las, gdzie ludzie są tylko niewielkimi punktami, ale istotnymi bohaterami obrazu. Tak jak i obecny w oddali jeden z klasztorów.


John Sell Cotman, Krajobraz z północnej Walii, 1802. Fot. Google Art Project, domena publiczna
John Sell Cotman, Krajobraz z północnej Walii, 1802. Fot. Google Art Project, domena publiczna

Tym razem mnisi zmierzają w kierunku widza. I ponownie, jak u Corrodiego przypominają oni pielgrzymów. Wędrówki mnichów po masywie góry są zresztą koniecznością. Piękna, skąpana w delikatnym, różowym świetle góra stanowi klamrę całej kompozycji. W blasku słonecznym znajduje się klasztor. Artysta bawi się rozplanowaniem światłocienia, akcentowaniem miejsc, których znaczenie chce podkreślić. Obrazy te charakteryzują się spokojem i wystudiowaną, sprawdzoną formą. Jeśli obrazy mają mieć podtekst symboliczny, to tylko delikatnie zasugerowany. Najważniejszy jest spektakularny pejzaż. Trudno bowiem powiedzieć, by był to religijny obraz.

W tym kontekście dzieło Alfonsa Muchy (1860-1939) „Święta Góra Athos” (1926, Muzeum Alfonsa Muchy w Pradze) jawi się jak kaprys rozmarzonego ilustratora. Mucha znany przede wszystkim z grafik przedstawiających wyidealizowane kobiety z naręczami kwiatów, reklamujące mydło i czekoladę, jest mistrzem secesji. Mucha, oprócz uprawiania grafiki użytkowej, pracował nad niezwykłym wątkiem swojej twórczości poświęconej duchowości i historii Słowian. W pracy nad tym cyklem obrazów pomagały mu podróże po Europie i Rosji. Górę Athos przedstawił jako miejsce mistyczne. Do wnętrza jednego z kościołów, wypełnionego zmęczonymi i rozmodlonymi pielgrzymami wpada potężna smuga światła. Nad postaciami unoszą się aniołowie i święci. Stanowią jakoby kolumny kaplicy. Albo święty trybunał. Nie wiadomo, czy jesteśmy świadkami jawy czy snu. A może wyobrażenia-wizji niewidomego, który prowadzony jest przez drugiego mężczyznę w prawym rogu obrazu. Obraz nawiązuje do symbolizmu i stanowi przykład przedstawienia świętego miejsca położonego w niesamowitym krajobrazie. Dziś Athos może być dla miłośników gór, turystów i sportowców znakiem szczególnym. Ludzie rdzennych kultur i tych, które żyją religijnie mieli i mają święte góry, bowiem wyczuwali, że w naturze są siły większe od nich, a góry miejscem niezwykłego spotkania człowieka z transcendencją. Athos może być śladem, po którym wróci się do gór kultu, rytuału, gór pokornego człowieka.

Artyści w górach

Poruszając wątek kontemplacyjnej postawy względem gór, nie mogę nie wspomnieć o Dalekim Wschodzie. Nie istnieje sztuka, która ma większe tradycje malarskie w przedstawianiu gór niż sztuka chińska. Zhu Ruoji zwany Shitao (1630-1707?) był mnichem o arystokratycznym pochodzeniu. Na jego skromnym obrazie „Pustelnik w domu nad urwiskiem” (Kolekcja Państwa C.C. Wang, Nowy Jork) widać specyfikę nie tylko stylu artysty, ale również cywilizacyjną koncepcję Dalekiego Wschodu w przedstawianiu gór. Jest to model ścisłego związku człowieka z naturą. Oto widzimy samotnego kontemplatyka, który przebywa w sercu gór, w malutkim pawilonie i obserwuje rozległy krajobraz. Obraz mówi o ideale stopienia z przyrodą, spójności świata, które są możliwe do odczucia u ludzi o czystym sercu.

„Góry są początkiem i końcem naturalnego krajobrazu” twierdził John Ruskin14. To romantyczne, a zarazem zgodne z opartymi na badaniach geologicznych stwierdzenie jest pełne znaczeń. Można uznać, że każdy krajobraz zakończy się w przyszłości mniejszą lub większą stertą kamieni. To będzie zarazem początek innego krajobrazu, który może kiedyś, w dalekiej przyszłości zamieni się w portowe miasto. Góry dla malarzy mogą stanowić symbol krajobrazu, tak jak jest w chińskiej tradycji. Określenie „shan shui”, czyli krajobraz, oznacza górę i wodę. Zawiera zatem w sobie niezbędny pierwiastek – góry.

Góry w tradycji Zachodu stanowiły przez wieki „niechciany” fragment świata. Jak pisał Robert Macfarlane w interesującej książce „Góry – stan umysłu”: „Pejzaż mógł poruszać ortodoksyjną wyobraźnię ludzi żyjących w XVII i na początku XVIII wieku głównie ze względu na swą żyzność. Łąki, sady, pastwiska, głębokie bruzdy pól uprawnych – to były idealne składniki krajobrazu. Inaczej mówiąc: atrakcyjny był krajobraz ujarzmiony, krajobraz, któremu człowiek narzucił swój porządek za pomocą pługa, żywopłotu, rowu. Jeszcze w 1791 roku William Gilpin zauważył, że „większość ludzi” nie przepada za dzikimi terenami. »Tylko nieliczni – pisał – nie przedkładają ruchliwych widoków przetworzonych przez człowieka terenów nad najwspanialsze z surowych wytworów natury«. Górskie masywy nie tylko opierały się rolnictwu, ale wydawały się odpychające z estetycznego punktu widzenia; panowało poczucie, że ich nieregularne i gargantuiczne kształty kłócą się z naturalnym duchowym wymiarem umysłu”15.

Jeśli trzy wieki temu ludzie Zachodu mieli negatywny stosunek do gór, to obecnie dokonała się przemiana i zaczęli się nimi zachwycać i do nich powracać. Z zapałem zdobywali szczyty, coraz lepiej poznając dziewicze tereny, „zadeptując” przy okazji lokalne zwyczaje mieszkańców. Niektórzy podróżnicy widząc narastające negatywne skutki turystyki i nieodporność górskiej kultury na zmiany, pomagali ją ocalić. Znawcy gór, oprócz uprawiania geologii i botaniki, pisali książki o chłopskiej architekturze, rękodziele, zdobnictwie, opowiadania np. „Na przełęczy” (1891 r.) pióra Stanisława Witkiewicza. Wykonywano rysunki dokumentujące rękodzieło góralskie, z których do dziś można czerpać wiedzę. Przygotowywano przewodniki ilustrowane rysunkami i grafikami pejzaży tatrzańskich. Dziś te publikacje stanowią bezcenne źródło wiedzy.

Nie bez powodu wartościowe prace malarzy powstawały w miejscach, do których wielokrotnie jeździli. Nie da się też ukryć, że najwięksi pejzażyści gór często byli związani z krajobrazem ojczystym, z tym co bliżej i lepiej poznane. John Constable (1776-1837) swego czasu wygłaszał opinię o krainie Lake District, którą wielokrotnie portretował, jako najpiękniejszy krajobraz świata. Był do ojczystych gór bardzo przywiązany. W 2017 r. Krainę Jezior wpisano na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tym samym kolejny obszar świata górskiego został uznany za wspólne dziedzictwo kulturowe. Walijskie góry przedstawiał między innymi John Cell Cotman (1782-1842), wybitny akwarelista angielski. Akwarela „Pejzaż górski z Północnej Walii” z 1802 r. mogłaby posłużyć za ilustrację do powieści gotyckich tego okresu. Góry te są pełne majestatu i grozy. Ukazują kruchość człowieka wobec żywiołu. Cotman jest piewcą Snowdonii, choć jak William Turner, malował w wielu miejscach Europy. Ze skrupulatnością utrwalił jeden z najbardziej uroczych zakątków swego kraju.


Andrzej Wróblewski, Tatry, 1952. Fot. materiały autorki
Andrzej Wróblewski, Tatry, 1952. Fot. materiały autorki

A co działo się w Polsce? Jednymi z najciekawszych zjawisk w historii polskiego malarstwa górskiego są niewielkiego formatu prace Andrzeja Wróblewskiego (1927-1957). Wybitny malarz i krytyk sztuki, był również zapalonym taternikiem. W latach 1950-1952 za pomocą czarnego tuszu, gwaszu i temper wykonał cykl rysunków obrazów poświęconych Tatrom. 57 tych prac znajduje się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego, inne znajdują się w kolekcjach prywatnych. Wśród nich są przedstawienia najsłynniejszych szczytów i dolin górskich: między innymi Mnicha, Kościelca, Świnicy, Orlej Perci, Doliny Pięciu Stawów, Czarnego Stawu pod Rysami, Czarnego Stawu Gąsienicowego. Prace te mają format nie większy niż A4. O wyjątkowym uroku tych prac mówi bardzo wiele osób, które znają Tatry z autopsji. Cykl Wróblewskiego jest nadal popularny wśród środowisk taternickich, pomimo tego, że niektóre prace wcale nie przedstawiają realistycznego krajobrazu. Autor czasami łączył w jednej pracy różne, wyimaginowane przestrzenie gór. Wróblewski przedstawił góry grozy i samotności. Są to wizje natury górskiej zupełnie inne niż najsłynniejsze obrazy młodopolskie, romantyczne czy te z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Obrazy Wróblewskiego wyróżniają się ascetyzmem i surowością, a zarazem starannym, teatralnym wręcz reżyserowaniem dramaturgii kompozycji. Jedno jest pewne, to właśnie w tym cyklu góry zaczęły grać pierwszorzędną rolę. Ujrzeć można było dążenie artysty do wniknięcia w „serce” Tatr. Przecież góry były wyspą wolności w piekle reżimu komunistycznego, tak jak za czasów zaborów i odradzającej się Polski… przyciągały wolne duchy.

Poruszone w artykule tematy mają zwrócić uwagę na problemy dotyczące współczesnego postrzegania gór, jak i w szerszej perspektywie krajobrazu pozamiejskiego oraz przypomnieć o potencjale duchowym i etycznym, który w górach istniał i cały czas istnieje. Wyzwania w tym zakresie stoją zarówno przed kulturą, sztuką, jak sportem i turystyką. Zostawiam Państwa z pytaniem o przyszłość współczesnego człowieka i gór.

Agata Jóźwiak

Agata Jóźwiak – malarka. Należy do grupy malarskiej Ścieżka Tuszu. Stypendystka Narodowego Centrum Kultury w 2018 r. Autorka albumu: „W głąb krajobrazu. Pejzaże Karpat Polskich” oraz artykułów popularyzujących tematykę malarstwa pejzażowego. Interesuje się relacjami artysty i natury na przestrzeni wieków, historią malarstwa pejzażowego, sztuką Chin i Japonii, sztuką polską XIX wieku. Prowadziła warsztaty plastyczne dla góralskich dzieci w ramach ogólnopolskiego programu „Kultura-Interwencje” w 2019 r. Współpracowała z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze oraz Ogrodem Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, wykorzystując swoje prace do działań służących ochronie przyrody.

Przypisy:
1. Alex Kerr, Japonia utracona, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019, s. 143-144.
2. Jennifer Peedom, Mountain, film dokumentalny, Stranger Than Fiction Films Pty Ltd., Australia 2017.
3. Roger Scruton, Piękno. Krótkie wprowadzenie, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2018, s. 63-64.
4. Jane Austen, Duma i uprzedzenie, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, s. 158.
5. Henry James, Amerykanin, Wydawnictwo Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2016, s. 98.
6. Edith Wharton, Wiek niewinności, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1981, s. 224.
7. Maria Rodziewiczówna, Czahary, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2020, s. 159.
8. Antoni Libera, Madame, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 9-10.
9. Jan Paweł II. Papież, Watykan 1980, cytat ze strony: wspinanie.pl/2011/08/andrzej-zawada-1928-2000.
10. Maciej Pawlikowski, Maciej Krupa, Moje serce zostało w Nepalu, w: „Tatry TPN”, nr 71, 2020, s. 124-125.
11. Karol De Foucauld, Umiłowane ostatnie miejsce. Listy do braci trapistów, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2011, s. 389.
12. Tamże, s. 387.
13. Carlo Carretto, Listy z pustyni, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1989, s. 91.
14. Robert Macfarlane, Góry. Stan umysłu, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, s. 75.
15. Tamże, s. 25-26.