Odpowiedzialność za wilki leży po stronie człowieka. Rozmowa z prof. Krzysztofem Schmidtem
Porozmawiajmy o argumentach, które często padają w dyskusji na temat wilków ze strony środowisk łowieckich. Pierwsza kwestia najczęściej zarysowana jest następująco: wilków w Polsce jest za dużo, zagrażają populacji dzikich zwierząt kopytnych oraz pogłowiu zwierząt hodowlanych. Czy to prawda?
Krzysztof Schmidt: Na początku należałoby się ustosunkować do tego, czy przedstawicieli jakiegoś gatunku może być „za dużo” i na jakiej podstawie to oceniamy? Czy mamy jakieś naukowe opracowania, które nam powiedzą, co znaczy „za dużo”, a co „za mało”?
Nie znam takich danych, więc sądzę, że myśliwi też nie dysponują danymi, które pokazałyby statystycznie lub matematycznie, że wilków jest za dużo. Prawdopodobnie wysuwają takie przypuszczenie w oparciu o to, że kiedyś mieliśmy 500-600 wilków, a teraz mamy 2000, choć i w tę ostatnią liczbę myśliwi nie zawsze wierzą, twierdząc, że mamy wilków 3 lub 4 tysiące. Uważam jednak, że taka opinia jest bezzasadna. Równie dobrze można powiedzieć, że może być tych wilków 10 tysięcy i to dalej nie będzie za dużo.
Sugerowałbym nie oceniać tego kategoriami liczbowymi, bo tak naprawdę nigdy nie policzymy wilków w pełni precyzyjnie. Mamy pewne szacunki. Liczenie drapieżników powinno polegać na tym, że liczylibyśmy je zawsze tą samą metodą co jakiś czas, aby zaobserwować pewien trend. Niestety, nie mamy możliwości stosowania ciągle tej samej metody, bo metody się rozwijają. 20 lat temu liczyliśmy wilki inną metodą, a inną liczymy obecnie. Dlatego te wyniki są trudno porównywalne.
Liczenie zawsze będzie obarczone dużym błędem. Stwierdzenie, że wilków jest za dużo na podstawie jakiejś ustalonej liczby nie może nas prowadzić do żadnych wniosków. Ono nie może wynikać z samej liczby.
A co z zagrożeniem, jakie mają stwarzać wilki dla innych gatunków zwierząt leśnych i hodowlanych? Ten argument pojawia się często w takim matematycznym wręcz ujęciu – jeżeli wilk zjada nawet 10 kg mięsa dziennie, to wkrótce nie zostanie nam ani jedna sarna i ani jeden jeleń.
To jest demagogia. W przyrodzie różne gatunki współistnieją od setek, tysięcy, a nawet milionów lat i jakoś funkcjonują. Na tym polega całe życie na tej planecie, że zwierzęta zjadają się nawzajem. Wśród naturalnych układów typu drapieżnik – ofiara, trudno mówić o tym, że jeden gatunek zagraża drugiemu, chyba, że drapieżnikiem jest człowiek, ale to osobny wątek. Ja nie znam żadnych przypadków, żeby wilk czy inny drapieżnik wytępił całą populację swoich ofiar. Może być tak, że w jakimś momencie jednego gatunku jest więcej, a drugiego mniej. To jest dynamiczna równowaga, która ustala się w zależności od różnych czynników – środowiskowych, pogodowych, chorobowych. Raz może być więcej przedstawicieli gatunku ofiar, raz drapieżnika. Ale nie można tu mówić o zagrożeniu, które stwarza wilk w stosunku do jeleni. One po prostu się nimi odżywiają. Mówiąc o zagrożeniu, wyrażamy ludzki punkt widzenia. Jeśli na przykład myśliwy jest zainteresowany polowaniem na ssaki kopytne, to on może faktycznie upatrywać w wilkach zagrożenia dlatego, że jest zainteresowany pozyskaniem łowieckim saren czy jeleni i nie chce mieć konkurencji.
Może być bowiem tak, że myśliwi, biorąc pod uwagę fakt występowania drapieżników, będą musieli ograniczyć swoje pozyskanie. Jeśli mamy do czynienia z dwoma dużymi drapieżnikami, z których jeden to naturalny drapieżnik, a drugi to człowiek – może dochodzić do sytuacji, że nastąpi nadmierna eksploatacja populacji ofiar. Mamy na to przykład z Puszczy Białowieskiej. W latach 90. nastąpił taki moment, w którym sumaryczne oddziaływanie drapieżnictwa dużych drapieżników oraz bardzo intensywnych polowań doprowadziło do dramatycznego spadku liczebności jelenia i sarny. Ale to tak naprawdę nie były polowania, tylko bardzo duża redukcja w populacjach kopytnych, prowadzona z uwagi na domniemaną ochronę lasu. Wtedy doszło do tego, że odnotowaliśmy kilkukrotny spadek liczebności populacji kopytnych. Na to złożyło się jednak bardzo intensywne pozyskanie łowieckie, które zsumowało się z drapieżnictwem.
Natomiast jeśli chodzi o zagrożenie dla zwierząt domowych, jest to też bardzo złożony problem. Oczywiście, wilki stanowią zagrożenie zarówno dla zwierząt hodowlanych, jak i domowych, ponieważ mogą je zabijać czy zjadać. Jednak jak to się stało, że te zwierzęta znajdują się w zasięgu dostępności wilków? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć w pierwszej kolejności.
Na pewno też, kiedy wilków jest więcej i występują na większej części obszaru Polski, przypadków ich wchodzenia w pobliże miejsc, gdzie dostępne są zwierzęta hodowlane czy domowe, może być więcej. Pytanie, na ile ludzie są świadomi tego zagrożenia? Jeśli nie są, ryzyko jest rzeczywiste i może dochodzić do sytuacji, w której wilk zabija zwierzęta domowe. Ale to zagrożenie podwójnie generuje człowiek. Po pierwsze: udostępnia wilkom swoje zwierzęta, a po drugie skala hodowli jest ogromna.
Liczebność wilków jest zupełnie nieporównywalna do liczby owiec czy krów. Dostępność zwierząt hodowlanych czy domowych jest wielka. Psów i kotów mamy setki tysięcy. Wilk ma zatem bardzo dużą szansę, że spotka na swojej drodze zwierzęta domowe lub hodowlane. Jeśli człowiek nie zadba o ich bezpieczeństwo, wtedy one rzeczywiście będą zagrożone.
Kolejny argument: wilki będą się rozmnażać ponad miarę, bo nie mają naturalnych wrogów.
To jest argument nieznajdujący oparcia w danych naukowych. Owszem, w ostatnich 20 latach obserwujemy znaczny wzrost populacji wilka. Jest on naturalną konsekwencją wpisania wilków na listę zwierząt chronionych. Wilki rozprzestrzeniły się dzięki temu na większość kompleksów leśnych w całej Polsce. Jeśli człowiek to obserwuje i widzi, że ta liczebność wzrosła czterokrotnie, może wysnuć wniosek, że za kolejne 20 lat będzie znowu cztery razy więcej wilków niż jest teraz. To jednak nieprawda. Obecnie mamy do czynienia z pewnego rodzaju wysyceniem środowiska. Już teraz praktycznie brakuje miejsc, albo jest ich bardzo niewiele, gdzie wilków mogłoby jeszcze przybyć. Z biologicznego punktu widzenia nie ma możliwości, żeby ta liczebność rosła w nieskończoność. W rejonie Puszczy Białowieskiej prowadzimy dokładny monitoring populacji wilka od lat 90. Mamy skalę porównawczą, obserwujemy, co się dzieje w tej lokalnej populacji. Widzimy, że przez ponad 20 lat w Puszczy są cały czas 3-4 rodziny wilków. Ta liczba rodzin się nie zwiększa. To jest po prostu niemożliwe. Każda wataha ma swoje terytorium, a terytoria w większości nie nakładają się na siebie. Tutaj działają mechanizmy regulujące interakcje między poszczególnymi rodzinami wilków. Nie ma takiej możliwości, że na przykład na danym terenie są teraz 4 wilcze terytoria, a za jakiś czas będzie ich 10. Te watahy będą po prostu wzajemnie na siebie oddziaływać. One mogą nawet wykazywać agresję w stosunku do innych rodzin, mogą się zagryzać. Notujemy takie przypadki i one prawdopodobnie są powodowane głównie ograniczeniem przestrzeni czy pokarmu.
Owszem, może wzrastać liczebność osobników w poszczególnych watahach. Tutaj, w Puszczy Białowieskiej obserwujemy, że tak jak 20 lat temu mieliśmy w każdej rodzinie 6-8 osobników, tak teraz liczba osobników w każdej rodzinie rośnie, nawet do kilkunastu. Ale to z kolei regulowane jest pokarmem. Jeśli pokarm jest dostępny i wilki mają możliwość pozostania na danym terenie przez dłuższy czas, to młode osobniki, które się rodzą w danej rodzinie, pozostają z rodzicami. Jeśli pokarmu zacznie brakować – nie będzie możliwości, żeby młode pozostały z rodzicami. To jest dynamiczna sytuacja. Ale podstawą struktury populacji jest rodzina wilcza. Rodzina i terytorium, na którym ona bytuje. Bazując na tej wiedzy, jak one funkcjonują, wiemy, że nie ma możliwości, by ta liczebność znowu wzrosła w ciągu kolejnych lat o taki sam procent, jak to obserwowaliśmy w poprzednich kilkunastu latach.
Co oprócz pokarmu reguluje wielkość populacji?
Na przykład choroby. Szczególnie w ostatnim okresie, kiedy wzrosła liczba wilków widocznych dla człowieka, obserwujemy, że wilki często są chore, przede wszystkim na świerzb. Na podstawie wielu przypadków widać, że świerzb stał się chorobą, która osłabia wilki, a w efekcie eliminuje. Oprócz chorób, populację wilków ograniczają też wypadki samochodowe oraz kłusownictwo. Pojawiają się co jakiś czas sytuacje, że znajdujemy wilka zastrzelonego. Ostatnio był taki głośny przypadek w Biebrzańskim Parku Narodowym, a 11 marca mieliśmy z policji w Sokółce telefon o zastrzelonym wilku. Dużo wilków ginie też pod kołami samochodów.
Pojawiają się opinie, że kłusownictwo jest odpowiedzią na agresję wilków wobec ludzi. Czy z powodu braku polowań wilki zatracają strach przed człowiekiem i stają się wobec nas agresywne?
Nie. Ja nie znam żadnych empirycznych danych naukowych wskazujących, że jeśli w danej populacji strzelamy do wilków, to one są mniej agresywne, a druga populacja, gdzie nie strzelamy do wilków, jest bardziej agresywna. W jednej z publikacji naukowych1 pojawia się opinia, że jeśli się poluje, to często pierwszą ofiarą myśliwych padają wilki śmiałe, które łatwiej podchodzą pod lufę. Ale taki mechanizm wcale nie musi działać, ponieważ polowania często są przypadkowe. Poluje się z ambon albo zabija się wilki przypadkowo podczas polowań na inne gatunki. Nie wiem, czy sposoby polowania na wilki są mechanizmem, który może wypracować selekcję osobników bardziej śmiałych. Nie ma danych na ten temat.
Natomiast utratę bojaźni przed człowiekiem obserwujemy w sytuacjach, kiedy wilki kojarzą człowieka z pokarmem. Jest wiele raportów mówiących, że w miejscach, gdzie ludzie celowo czy mniej celowo dokarmiali wilki, one tracą bojaźń. Nie czują zagrożenia ze strony człowieka, a wręcz widzą w nim źródło pokarmu. Ale to znowu pokazuje winę ludzką, bo wtedy człowiek świadomie lub nieświadomie stwarza zagrożenie samemu sobie. Trzeba jasno powiedzieć, że w momencie, gdy taki wilk traci bojaźń i zbliża się do człowieka tam, gdzie pojawia się pokarm łatwo dostępny, rośnie pewnego rodzaju zagrożenie. Można sobie wyobrazić, że w pewnym momencie dojdzie do jakiejś sytuacji konfliktowej i człowiek zostanie pogryziony. W Polsce były notowane przypadki, że wilki, które były dokarmiane przez człowieka, pogryzły w końcu jakichś ludzi. Nie można więc mówić, że w ten sposób nie stwarza się zagrożenia. Ale to nasza wina. Nie można po prostu doprowadzić do sytuacji, kiedy wilk będzie zbyt blisko.
Przy okazji ataków przywoływana jest wielokrotnie w mediach społecznościowych tabela z Wikipedii, która mówi o atakach wilka na człowieka. Tam znajdują się dane zarówno współczesne, jak też archiwalne, nawet sprzed kilkuset lat. Czy faktycznie znane są liczne przypadki ataków, w tym ataków śmiertelnych wilka na człowieka?
Jest znana pewna liczba takich przypadków. Większość pochodzi z wieków poprzednich. Historyczne dane z okresu XVII i XIX wieku mówią nawet o setkach zabitych osób w całej Europie. W wieku XX odnotowano łącznie około 270 ataków, z czego 80% stanowiły przypadki wścieklizny. Po II wojnie światowej na kontynencie europejskim odnotowano około 60 ataków (w tym znów większość – ponad 60% z powodu wścieklizny) w wyniku których 9 osób zmarło. Cztery z nich to były rzeczywiście przypadki ataków o charakterze drapieżniczym (nie wynikającym ze wścieklizny). Ten spadek liczby ataków można kłaść na karb tego, że wilki w Europie w znacznej mierze od tamtych czasów wytępiono. Niemniej, dużą rolę odgrywa tutaj zmiana trybu życia i wzrost jego poziomu. Większa świadomość i poziom życia w Europie powodują, że do kontaktów między wilkiem a człowiekiem dochodzi w miarę rzadko.
Współczesne ataki wilków na człowieka są zawsze spowodowane nakładaniem się pewnych konkretnych czynników. Jest taki artykuł2 z Iranu, w którym analizowano przypadki ataków wilków na ludzi z ostatnich kilkunastu lat i stwierdzono ponad 50 przypadków śmiertelnych. W dodatku były to przypadki określone jako drapieżnictwo, związane z tym, że zdrowe wilki zaatakowały człowieka i zabiły w celu pokarmowym. To są fakty. Ale dlaczego tak się zdarzało? Te wszystkie przypadki zostały dość szczegółowo przeanalizowane i okazało się, że doprowadziły do nich: ekspansja człowieka na tereny naturalne, wyniszczenie środowiska, wytępienie naturalnych ofiar, powszechnie dostępne wysypiska śmieci, wypasanie zwierząt hodowlanych bez jakiejkolwiek kontroli oraz powszechny brak opieki nad dziećmi. Wilki są zwierzętami drapieżnymi, ale również w pewnej mierze wszystkożernymi, więc wytępienie naturalnych ofiar nie wyeliminowało wilków. Wilki zostały, ponieważ były w stanie przetrwać na różnych odpadkach dostarczanych przez ludzi.
Iran jest zarazem przykładem, pokazującym coś odwrotnego niż to, co sugerują nasi myśliwi. Mimo że wilk znajduje się tam pod ochroną, jest on w Iranie prześladowany. Powstają konflikty, więc ludzie mszczą się na drapieżnikach w bardzo różny sposób. Wilki są zabijane z broni palnej, przy pomocy wnyków czy trute. Występuje więc silna presja człowieka na ten gatunek. To pokazuje, że wilk, który jest intensywnie zabijany przez człowieka, wcale nie traci z tego powodu bojaźni przed nim. Traci ją natomiast dlatego, że człowiek ciągle kojarzy mu się z pokarmem.
Tylko aktywne zarządzanie populacją wilka, może zapewnić akceptację społeczną i długofalową skuteczną ochronę wilka – mówi prof. Henryk Okarma. Przez aktywne zarządzanie rozumiana jest tutaj także kontrola populacji przez odstrzał.
To uproszczony sposób patrzenia na rozwiązanie tego konfliktu. Jeśli chodzi o akceptację społeczną zgodzę się, że zaistnienie odstrzału może sprzyjać akceptacji w sytuacji, kiedy społeczeństwo widzi, że ten odstrzał istnieje, ale gdy jest nakierowany na konkretne przypadki. Odstrzeliwane są zwierzęta, które są problemowe, np. zabijają psy czy zbliżają się do ludzi. I istnieje możliwość ich odstrzału. Wówczas w społeczeństwie może rosnąć poczucie zaufania do procedury i jej skuteczności. Natomiast obawiam się, że wprowadzenie odstrzału, w wyniku którego myśliwi będą strzelać do wilków w sposób losowy, będzie prowadzić do eskalacji konfliktu. Odstrzeliwane będą osobniki zupełnie przypadkowe. A jednocześnie mogą to być osobniki, które pełnią kluczową rolę w strukturze wilczej rodziny. Zaobserwowaliśmy to na przykładzie tej sytuacji z Brzozowa, gdzie do pilarzy podchodziły wilki, które najprawdopodobniej zostały pozbawione rodziców. One pokazały ten mechanizm. Wilki bez rodziców, które są niedojrzałe, niedoświadczone, nie są w stanie poradzić sobie w naturalnym środowisku i to one stwarzają problemy. Pozwolenie myśliwym na losowy odstrzał spowoduje rozbicie struktury populacji i eskalację problemu. Myśliwi, odstrzeliwując pewną liczbę osobników, zauważą, że szkody rosną i powiedzą „skoro tak, to musimy odstrzelić jeszcze więcej”. Jednocześnie będą narastać napięcia między lobby myśliwskim a ochroniarskim. To będzie generować kolejne niepotrzebne konflikty społeczne.
Mamy przykłady z innych krajów, które pokazują, że takie częściowe odstrzeliwanie wilków wcale nie pomaga w likwidacji problemu. W Estonii odstrzeliwuje się kilkadziesiąt, a nawet 100 czy 200 osobników rocznie, a szkody ciągle występują. Czasami bywa nawet tak, że kiedy zaplanowane są większe odstrzały, w kolejnym roku tych szkód jest więcej. Można więc zaobserwować, że odstrzały zwiększają szkody. Im więcej wilków jest odstrzelonych, tym więcej rodzin jest rozbitych, tym więcej młodych jest pozostawionych samych sobie. Dlatego tych szkód może być więcej.
Są też badania z USA3, w trakcie których porównywano sytuację, kiedy odstrzeliwano całe watahy albo tylko część osobników z sytuacją kiedy nie prowadzono żadnych działań. Okazało się, że kiedy wilków odstrzelono tylko niewielką część, nie zmieniło to rozmiarów szkód. Owszem, zabicie prawie wszystkich watah spowodowało spadek problemów z wilkami. Ciągle jeszcze jakieś problemy istniały, ale to pewnie dlatego, że nie wszystkie osobniki zostały zastrzelone. Odstrzał jest zatem w pewnym sensie sposobem na poradzenie sobie z wilkami, ale to musi być odstrzał na ogromną skalę. Należałoby znów ograniczyć populację wilka w Polsce o połowę albo o dwie trzecie i wówczas faktycznie nie będziemy mieć z wilkami problemu. Ale czy po to chronimy wilki, żeby je znów zabijać do takiego poziomu, jaki mieliśmy ponad 20 lat temu?
Czy obecna procedura radzenia sobie z wilkami w sytuacjach konfliktowych jest nieskuteczna, jak mówią myśliwi?
W Polsce mamy mechanizm radzenia sobie z osobnikami problemowymi. Jego elementem jest również możliwość odstrzału najbardziej konfliktowych wilków (pod warunkiem spełnienia wielu innych wymogów, jak zapewnienie bezpieczeństwa zwierzętom hodowlanym i wypróbowanie środków alternatywnych). Ten mechanizm, który mamy, jest dobry i powinien być kontynuowany. Wilk jest gatunkiem chronionym, ale w sytuacjach, kiedy dochodzi do poważnych konfliktów i nie potrafimy sobie z nim poradzić, po prostu musimy zabić takiego wilka.
Problem polega też na tym, że w takich sytuacjach konfliktowych dokonywać odstrzału muszą obecnie myśliwi. W tym momencie nie ma innych służb, które mogłyby to zrobić. Chroniony gatunek może zabić także policjant, ale to raczej w sytuacji dobicia zwierzęcia, gdy zostało ono na przykład potrącone przez samochód. Natomiast odstrzału mogą dokonać wyłącznie myśliwi. Jeśli w tej grupie społecznej panuje przekonanie, że wilk nie powinien być zwierzęciem chronionym, wówczas powierzamy odstrzał interwencyjny ludziom, którzy podważają zasadność przepisów leżących u jego podstaw. Dlatego dochodzimy do propozycji, by odstrzałem interwencyjnym nie zajmowali się myśliwi. Powinny to być jakieś specjalne służby, których celem jest interwencja w sytuacjach konfliktowych, które mają określone obowiązki i cel działania. Celem działania myśliwych nie jest odstrzał interwencyjny. Myśliwi są powołani do tego, żeby pozyskiwać zwierzynę łowną. To należy do ich obowiązków. Oni mogą się nie czuć zobowiązani do wykonywania odstrzału interwencyjnego w skuteczny sposób. Pojawia się tutaj pewnego rodzaju problem związany z misją tych działań. Stąd potrzeba utworzenia służb dedykowanych interwencjom w sytuacjach konfliktowych.
W kontaktach człowieka z wilkami potrzebujemy przede wszystkim odpowiedzialności?
Tak. Przede wszystkim powinniśmy zapobiegać zmniejszaniu się dystansu między wilkiem a człowiekiem. Kiedy już taki konflikt się pojawia, korzystajmy z istniejących procedur postępowania. Powołajmy także specjalną służbę interwencyjną, która będzie dedykowana wilkom.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Schmidt – prof. dr hab., biolog, specjalista w zakresie ekologii zwierząt. Kierownik Zakładu Ekologii Populacji oraz zastępca dyrektora w Instytucie Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk. Jego główne zainteresowania badawcze to problemy związane z ekologią i naukowymi podstawami ochrony ssaków drapieżnych. Jest współautorem planów ochrony rysia i wilka w Polsce.
Przypisy:
1. Linnell i in. 2002. The fear of wolves: A review of wolf attacks on humans. NINA Oppdragsmelding 731. Wyrażony przez autorów pogląd ma jednak wyłącznie charakter opinii.
2. Behdarvand N. and Kaboli M. 2015. Characteristics of Gray Wolf Attacks on Humans in an Altered Landscape in theWest of Iran. „Human Dimensions of Wildlife”, 20:112–122, ale także np.: Behdarvand et al. 2014. Spatial risk model and mitigation implications for wolf–human conflict in a highly modified agroecosystem in western Iran. „Biological Conservation”, 177 (2014) 156–164.3. Bradley i in. 2015. Effects of Wolf Removal on Livestock Depredation Recurrence and Wolf Recovery in Montana, Idaho, and Wyoming. „The Journal of Wildlife Management” 79(8):1337–1346.