DZIKIE ŻYCIE

Bronię Tatr

Barbara Tondos

Czy w programie głębokiej ekologii jest miejsce dla demonów? Sądzę, że tak. Sądzę, że zjeżdżający pod Tatry kawalerowie nie powinni się czuć zupełnie bezpieczni od rusałek. Jakoś tak było, że w świecie nie zniszczonym przez techniczną cywilizację grasowały topielce i utopce, strzygi, wilkołaki, a płanetnicy wcale skutecznie strzegli chmur. W zdewastowanej przyrodzie wcześniej niż zwierzęta padły ofiarą... duchy.

Nie żartuję. Bardzo blisko ekologicznego myślenia leży myślenie o kulturze w kategoriach szacunku dla różnych jej form. A Tatry są wspaniałym tworem przyrody, o ogromnej kulturowej wadze.

Możemy patrzeć na góry jak na tę część przyrody, od której zależy klimat znacznych obszarów, albo jak na teren sportowy. To jest myślenie utylitarystyczne. W wielu miejscach świata wiedzą, że w Polsce jest Warszawa – i Zakopane. I często chodzi wtedy o „stolicę sportu” – ale także „stolicę piękna”, bo Tatry są wyjątkowe, ale i Zakopane jest wyjątkowe, jakoś wyjątkowa jest góralszczyzna. A myślenie w kategoriach estetycznych jest kulturowe.


Artykuł Barbary Tondos ukazał się w „Raporcie” Pracowni z 1990 roku
Artykuł Barbary Tondos ukazał się w „Raporcie” Pracowni z 1990 roku

Z drogi do Morskiego Oka widać Niebieską Dolinkę. Do niej zwabiały rusałki parobków – i żaden nie wracał. Po Tatrach chodzili zbójnicy i czarnoksiężnicy, lęgły się mity, bano się dziwożony – nie tylko liptowskiego strzelca. Potem nastał czas, który też już należy do legendy, w którym stworzony został potężny do dziś działający tatrzański mit. W podtatrzańskiej wiosce zakochali się inteligenci. Nie ślepi. Widzieli skrzenie śniegu i urodę potoku – energicznie mościli swoje legowiska, lecz na ogół zdawali sobie sprawę z wartości „klejnotów”, które dostali w ręce. Warto poczytać, co pisał Jan Gwalbert Pawlikowski rozważający rzeczowo, nie sentymentalnie, wartość kręto płynącego strumyka. Z tych rozważań wynikała mu konieczność zachowania szacunku dla naturalnego biegu wody i dla rosnących nad nią kalin. Tamci ludzie potrafili wygrać wielki proces o swoje prawo do jeziora i paru skalistych szczytów.

Obecnie Tatry (całe, bo jeszcze bardziej po stronie południowej) są śmiertelnie zagrożone. Tak samo kotlina zakopiańska.

Moja wiedza przyrodnicza jest wiedzą człowieka, który lubi las, ale pozwalam sobie sądzić, że sporo wiem o kulturze. Przechodząc do faktów – będę o nich mówić w taki sposób, na jaki pozwalają mi te umiejętności.

W Tatrach mrą lasy, ginie część gatunków roślin i zwierząt. Wprowadzony jest intensywny wyrąb, zwłaszcza w części zachodniej. Wydaje się, że na obszarze lasu należącym do spółdzielni witowskiej (spółka ośmiu wsi) eksploatacja lasu jest jeszcze silniejsza. Jeżeli do tego przypomnieć to, o czym mówią biolodzy i leśnicy – rujnującą gospodarkę Parku Tatrzańskiego – to Tatry jawią się jako obszar świadomie niszczony. Obok wyrębu jest – oczywiście – zatrucie środowiska. Podobno uprawia się tam eksperymenty przyrodnicze, polegające na niszczeniu „szkodliwych” elementów ekosystemu oraz „posiadaniu nadziei” na naturalne do dążenie przyrody do zacierania zniszczeń. Likwidacja pasterstwa przyniosła zachwaszczenie łąk, zginięcie paru gatunków roślin, bądź potrzebujących w rozmnażaniu „współpracy” zwierząt, bądź zagłuszonych przez nadmiernie wybujałe szczaw i pokrzywy. Rzeczywiście, za dużo było tych owiec – ale teraz jakoś „nie szkodzi” Tatrom intensyfikacja ruchu zwanego turystycznym.

Tu znów będzie o kulturze. O dwóch sprawach: nieszczęściu ludzi i tępym, jałowym uprawianiu mało zabawnej rozrywki. Pasterstwo tatrzańskie było współżyciem ludzi z naturą tak długo, póki nie zostały naruszone naturalne proporcje między stałymi i czasowymi mieszkańcami gór – czyli od średniowiecza do połowy XX wieku. Zastąpienie naturalnej gospodarki masową turystyką oprócz znanego efektu „zadeptania” Tatr przyniosło dwa skutki: zniszczenie, a przynajmniej uśpienie ważnej i żywej dziedziny ludowej kultury, do dziś potrzebnej rodowitym mieszkańcom Podhala oraz zapędzenie olbrzymich ludzkich gromad w fałszywą w gruncie rzeczy dokuczliwą dla nich procedurę chodzenia po Tatrach. To ostatnie wymaga wyjaśnienia.

W jednym z „Raportów” opisała Czytelniczka rzewny obrzęd będący wyrazem współczucia dla zniszczonej rzeki. Włożyli w to uczestnicy swoją serdeczność, przeżyli wzruszenie. W przeciwieństwie do nich „zorganizowany” turysta jest przywożony do Zakopanego, upychany w miejscu noclegowym, biega po sklepach, pije wódkę – i to stanowi główny cel wyprawy. Obowiązkowe wyjście w góry ma wartość alibi dla, zazwyczaj odczuwanej jako impreza o wątpliwej wartości, wycieczki. Przejście po górskim szlaku jest wydarzeniem towarzyskim, w którym góry mało uczestniczą. Z równym powodzeniem większość „turystów” mogłaby spacerować po miejscach mniej utrudzających. Czyli jest to obłuda i fałszywa gra, której ofiarą padają nasze najpiękniejsze góry.

Na tej grze wygrywa zakopiański chciwiec: buduje coraz więcej hoteli, zaopatruje sklepy w najrozmaitsze gadżety, stwarza jak najlepsze warunki pociągnięcia pieniędzy z przyjeżdżających, nie czując żadnych zobowiązań zarówno w stosunku do krajobrazu, w którym żyje, jak i wobec innych. Tym bardziej nie obchodzi go tatrzański mit, wykorzystywany jako tandetna przyprawa, ułatwiająca handel. Podobno już podpisano z Argentyną umowę o zbudowanie olbrzymiego hotelu na Antałówce. A więc ciepłe źródła zostaną „właściwie” wykorzystane! Jeszcze jedna zakopiańska górka zostanie zwyczajnie zapaskudzona. Na Równi Krupowej planowane jest powstanie ośrodka sportowego!

Zakopane jest wyjątkowym tworem kultury. Ta jego nietypowość i silny związek miejscowości z przyrodą stanowią o jego wartości. Związek ten wyraził się i w fakcie, że jest to jedyne miasto na świecie, które zbudowano wokół łąki – terenu dość płaskiego, a przecież ukształtowanego przez nasypy kamieni (ślady dawnych upraw), przez widok na Tatry, przez normalne w tym rejonie sfalowanie gruntu. Jedyne to miasto, gdzie parę kroków dzieli ulicę od lasu i gór. Wartość Równi jest szczególna w sensie urbanistycznym i krajobrazowym, i kulturowym, a pewnie z punktu widzenia przyrodniczego też przedstawia jakiś problem...

Dzieje Zakopanego były co najmniej malownicze i zostawiły wyraźne ślady w polskiej kulturze. „Letnia stolica Polski” była silnym ośrodkiem twórczym. W latach międzywojennych o to, by pozostało Zakopane „dla ducha” walczył Jan Gwalbert Pawlikowski – najbardziej cięty i rzeczowy spośród wielu innych. Po niecałych czterdziestu latach niszczenia struktury przestrzennej, na którą składają się Tatry i Podtatrze z kotliną zakopiańską na czele, obecnie kotlinie zagraża ostateczne zabetonowanie, a Tatrom – rola słupów na sali widowiskowej.

Proponuję wszczęcie wielkiej, trudnej wojny a uratowanie Tatr! Zniszczenie ich również po południowej stronie wymaga nawiązania współpracy ze Słowakami.

Barbara Tondos

Artykuł „Bronię Tatr” pierwotnie ukazał się w „Raporcie” nr 4, wiosna 1990 wydanym przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot.

Barbara Tondos (1936-2012) – polska historyk sztuki, konserwator zabytków, od 1980 r. działaczka opozycji solidarnościowej, doktor nauk humanistycznych w Instytucie Sztuki PAN. W 2005 r. jej praca doktorska została wydana drukiem pod tytułem „Styl zakopiański i zakopiańszczyzna”. Współorganizowała Ruch „Wolność i Pokój” w Rzeszowie, zainicjowała reaktywację Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Zakopanem, na przełomie lat 80/90. była związana z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot, przez ponad 20 lat pracowała w Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie. W 2011 r. otrzymała Nagrodę Województwa Małopolskiego im. Mariana Korneckiego, przyznawaną „za osiągnięcia w dziedzinie ochrony i opieki nad zabytkami architektury drewnianej Małopolski”.