Wieści ze świata
Na mongolskich stepach nauka współpracuje z tradycyjną wiedzą
Tereny pasterskie (stepy, półpustynie, sawanny, tundra) zamieszkuje prawie ¼ ludzkiej populacji i dostarczają paszy dla 75% zwierząt gospodarczych na świecie. Stanowią niedoszacowany bank węgla (głównie w glebie) oraz są ważnym elementem gospodarki w krajach rozwijających się. Potencjał takich ekosystemów w mitygacji zmian klimatu jest wciąż niedoceniany, podobnie jak tradycyjna wiedza ekologiczna ludów pasterskich.
Mongolska ekolożka Tunga Ulambayar rozpoczęła gromadzenie danych naukowych z terenów pastwiskowych Mongolii w oparciu o tradycyjną wiedzę ekologiczną i pomoc mongolskich pasterzy – dane na temat zmian w środowisku, wegetacji itp.
W Mongolii przenikają się stepy, pustynia Gobi, syberyjska tajga i górskie łąki. Lokalna ludność wciąż utrzymuje się z pasterstwa i prowadzi koczowniczy tryb życia. Jednak na skutek zmian klimatycznych i nadmiernego wypasu obserwuje się szereg niekorzystnych zjawisk. Susze i topniejąca „wieczna” zmarzlina to wybrane z tych zmian, które zagrażają tradycyjnej gospodarce koczowników i ekosystemom stepowym. Jednak w Mongolii nadal krytyczne punkty nie zostały przekroczone.
Tunga Ulambayar zbiera od koczowników dane o występowaniu dzikich zwierząt i kłusownictwie, a także angażuje ich w ochronę dzikich zwierząt W efekcie zmienia się podejście pasterzy do swoich terytoriów, ponieważ zaczynają się czuć ich strażnikami.
Ulambayar uważa, że nadszedł czas, aby docenić wartość tradycyjnej wiedzy ekologicznej. Zabiega o ustanowienie Międzynarodowego Roku Pasterstwa. Mówi, że istnieje przekonanie, iż pasterstwo nie jest nowoczesne, że jest reliktem starego świata.
Naukowcy wskazują, że jest to wydajna forma zarządzania zasobami, która przyczynia się do prowadzenia mniej uprzemysłowionych gospodarek. 90% systemów pasterskich znajduje się w krajach rozwijających.
(Mongabay
Stracona szansa na ochronę różnorodności biologicznej w Europie
W ubiegłym roku Unia Europejska postanowiła zainwestować około 670 mld euro w odbudowę gospodarki po pandemii. Europejski Plan Odbudowy zakładał zainwestowanie ogromnej sumy pieniędzy w ochronę i regenerację przyrody. Jednak plany poszczególnych państw UE w tym zakresie nie napawają optymizmem, np. praktycznie brak środków budżetowych na ochronę różnorodności biologicznej, mimo że ta, w wielu krajach Europy Środkowej i Wschodniej, jest w krytycznym stanie z powodu niezrównoważonego leśnictwa lub intensywnego rolnictwa. Państwa nie ustanowiły również strategii dla ochrony różnorodności biologicznej. To stracona okazja, by zatrzymać dramatyczną utratę bioróżnorodności również w tej części kontynentu.
Przyroda jest wciąż niszczona, ponieważ wszystkie plany zachowują szkodliwe dla środowiska cele, często pod przykrywką ochrony klimatu. Na przykład Słowenia chce zbudować na Sawie kontrowersyjną elektrownię wodną Mokrice przy pomocy unijnych funduszy rozwojowych. Ponadto w większości krajów brak przejrzystości w procesie planowania, a uwagi i konstruktywne propozycje projektów organizacji ekologicznych zostały zignorowane.
(Euronatur)
ONZ wzywa do rewitalizacji powierzchni planety do 2030 r. o wielkość Chin
Realizacja wezwania ONZ jest konieczna, aby wypełnić zobowiązania dotyczące przyrody i klimatu.
Obecnie podejmowane wysiłki konserwatorskie są niewystarczające, aby zapobiec powszechnej utracie bioróżnorodności i załamaniu się ekosystemów.
Ludzie zużywają około 1,6 razy więcej zasobów, niż natura może odnowić każdego roku, a krótkoterminowe zyski gospodarcze mają pierwszeństwo przed zdrowiem planety. Renaturyzację należy postrzegać jako inwestycję infrastrukturalną w dobrobyt kraju. Raport ONZ „Ecosystem Restoration for People, Nature and Climate” stwierdza, że chociaż nauka o odbudowie jest w powijakach, agroleśnictwo i inne zrównoważone praktyki rolnicze są już dobrze poznane i można je zwiększać. Należy jednak unikać błędów przeszłości, jak tworzenie monokultur i wprowadzanie gatunków obcych.
Raport ONZ o stanie finansów na rzecz przyrody wykazał, że świat musi czterokrotnie zwiększyć swoje roczne inwestycje w przyrodę, jeśli kryzysy klimatyczny, bioróżnorodności i degradacji gleby mają zostać rozwiązane do połowy stulecia.
(„The Guardian”)
Wydobycie węgla niszczy lasy południowej Syberii
Zanieczyszczenie tajgi i rzek szkodzi ludom Shor i Teleut. Ludzie, którzy przeciwstawiają się rządowi rosyjskiemu i firmom wydobywczym są zagrożeni szykanami i groźbami.
W Obwodzie Kemerowo (Kuzbass) w południowo-zachodniej Syberii górnictwo węgla stanowi najważniejszy sektor gospodarki. W Kuzbass czynnych jest 160 kopalń i wyrobisk, zaś 106 jest w budowie. W 2019 r. wydobyto tu 248,7 mln ton węgla. Region odpowiada za prawie 60% wydobycia w Rosji i 75% eksportu węgla.
W ciągu ostatnich 15 lat liczba kopalń odkrywkowych wzrosła kilkukrotnie. Ten rodzaj wydobycia jest bardziej opłacalny, jednak zamienił piękne środowisko regionu w podziurawiony księżycowy krajobraz. Tajga została zniszczona, rzeki zalane szlamem węglowym, wznoszą się trujące hałdy odpadów, a powietrze jest zanieczyszczone. Shor i Teleut – rdzenni mieszkańcy, którzy żyli w tym regionie od wieków, próbują przetrwać. Dziś ich głównym problemem jest barbarzyńskie wydobycie węgla, ale wydobycie złota w rzekach również zatruwa ostatnie zakątki tajgi, gdzie ludy te wciąż mogą polować i łowić ryby.
Według ostatniego spisu ludności pozostało ponad 12000 Shorów i około 2500 Teleutów. Żyją głównie na obszarach wiejskich, gdzie trzymają się swojego języka, kultury, świętych miejsc, tradycyjnego światopoglądu (kultu przodków, praktyk religijnych związanych ze zbiorami i innych wierzeń) oraz zajęć (polowanie, rybołówstwo, zbieractwo, pszczelarstwo, ogrodnictwo, a do XIX wieku hutnictwo żelaza), które nadal są ich głównym źródłem dochodów i pożywienia. Wieś jest miejscem siły rdzennej ludności: nawet ci, którzy wyemigrowali do miast lub poza region, utrzymują łączność ze swoimi rodzinnymi wioskami. Jednak wydobycie węgla systematycznie niszczy ich wioski.
(International Work Group for Indigenous Affairs)
Opracowanie: Tomasz Nakonieczny
Rosja. Gigantyczny wyciek metanu
Na początku czerwca br. satelity badawcze wykryły nad Rosją ogromny pióropusz metanu. Gaz ulatniał się ze zlokalizowanego w Tatarstanie rurociągu należącego do Gazpromu. Firma podała, że wyciek nastąpił podczas awaryjnej naprawy rurociągu, lecz „ze względu na pilność” sytuacji nie mogła zastosować środków, które pozwoliłyby go ograniczyć. To nie jedyny taki przypadek. W maju z innego rurociągu Gazpromu wyciekło 0,9 mln m3 gazu, również w wyniku prac konserwacyjnych, co firma opisała jako „zgodnie z przepisami bezpieczeństwa przemysłowego”. Regionalne ministerstwo zarządzania środowiskiem i ekologii twierdziło, że nie zarejestrowało żadnych szkód spowodowanych przez człowieka w tym okresie w tym obszarze. Gazprom przyznał, że tylko w tym miesiącu doszło do trzech takich wycieków, ale „emisje nie przekraczały norm regulowanych przez rząd”.
Liczne badania wskazują, że emisje metanu z przemysłu naftowego i gazowego są często wyższe od zgłaszanych przez operatororów i rządy. Przykładowo wycieki tego gazu z amerykańskiego łańcucha dostaw ropy i gazu tylko w 2015 r. były o około 60% wyższe, niż wykazała inwentaryzacja prowadzona przez Amerykańską Agencję Ochrony Środowiska.
Metan, główny składniki gazu kopalnego, jest superpotężnym gazem cieplarnianym. W krótkim horyzoncie czasowym jego wpływ na klimat jest ponad 80 razy większy, niż wpływ CO2. W czerwcu z rosyjskiego rurociągu wyciekło około 2,7 mln m3 metanu. Ich wpływ na klimat można porównać do rocznego wpływu 40 tysięcy samochodów spalinowych. To największy wyciek metanu od września 2019 r. Analitycy moskiewskiego VTB Capital ocenili, że to zaledwie 0,1% emisji Gazpromu w 2019 r.
(„Bloomberg”)
Holandia: Shell współodpowiedzialny za niszczenie klimatu
Pod koniec maja br. sąd w Hadze orzekł, że holendersko-brytyjski koncern Royal Dutch Shell musi ograniczyć emisje CO2 o 45% do roku 2030, jego polityka w tym zakresie jest zbyt niekonkretna oraz, że jest odpowiedzialny zarówno za emisje własne, jak i swoich poddostawców. Shell został pozwany przez holenderską organizację Milieudefensie wspólnie z 6 innymi NGO, a sprawę wsparło ponad 17 tys. obywateli. Nie żąda ona od Shella żadnej kompensacji pieniężnej, a wprowadzenia istotnych zmian w polityce korporacji, które doprowadzą do redukcji emisji w czasie rzeczywistym.
Shell emituje rocznie 9 razy więcej CO2 niż Holandia. Do 2019 r. uwolnił do atmosfer prawie 32 miliardy ton CO2. Dla porównania, roczne emisje całej Polski w roku 2018 wyniosły 322,8 mln ton, czyli około 100 razy mniej. Choć korporacja zapowiedziała, że chce osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r., obecnie inwestuje jedynie 4% w zrównoważone sposoby pozyskania energii.
Choć wyrok nie jest prawomocny i obowiązuje tylko na terenie Holandii obrońcy klimatu mają nadzieję, że zainspiruje ludzi na całym świecie do podobnych działań, i że ostudzi apetyt firm naftowych na kolejne inwestycje w paliwa kopalne.
Shell uznał decyzję sądu za rozczarowującą i zapowiedział złożenie odwołania.
(Euronews.green)
G7 przestanie finansować projekty węglowe?
Siedem największych gospodarek świata – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Kanada, Francja, Niemcy, Włochy, Japonia, razem z Unią Europejską – zobowiązały się „do podjęcia konkretnych kroków w kierunku całkowitego zakończenia nowego bezpośredniego wsparcia rządowego” dla energetyki i ciepłownictwa opartych na spalaniu węgla, a nie wyposażonych w systemy wychwytu CO2, do końca 2021 r. oraz do stopniowego wycofywania takiego wsparcia dla wszystkich paliw kopalnych.
Udział Japonii w tym zobowiązaniu oznacza, że kraje takie jak Chiny, które nadal inwestują w węgiel, są coraz bardziej odosobnione i mogą stanąć w obliczu większej presji, by zaprzestać tego procederu. Organizacje społeczne zwracają uwagę, że zobowiązanie te są niejasne i nie wyznaczono dla nich konkretnego harmonogramu.
(Reuters)
Opracowanie: Diana Maciąga