DZIKIE ŻYCIE

Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

W literaturze fachowej dotyczącej stanu środowiska morskiego na świecie pojawia się coraz więcej optymistycznych raportów, wykazujących regenerację, odbudowę ekosystemu morskiego. Wyraźnie widać, że tam, gdzie wprowadzono międzynarodową kontrolę, tam gdzie istnieją strefy ochronne, w czasie kilkunastu lat odbudowują się populacje ryb, a w ciągu kilkudziesięciu lat populacje wolno rosnących ssaków morskich. W obszarze kontrolowanym przez ICES (Międzynarodową Radę Badań Morza) na Północnym Atlantyku odtworzyły się nawet takie dawniej przełowione gatunki jak tuńczyk bonito, makrele czy śledzie. Dla niemal wszystkich gatunków waleni obserwuje się stabilny wzrost liczebności, w tym tak zagrożonych gatunków jak wal grenlandzki czy wal błękitny. Wiele z nich wciąż jest w klasyfikacji Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody oznaczonych jako zagrożone, ale znalazły się już w znacznie bezpieczniejszej strefie niż 20 lat temu.


To zdjęcie ilustruje dwoistość widzenia środowiska – próbka fauny z dna Zatoki Puckiej na głębokości 6 metrów. Dla rybaka to katastrofa, od kilku lat nie ma tu ryb w sieciach. Dla przyrodnika – czysta woda, zdrowe dno i pełen zestaw fauny, która powinna tu występować, w tym wymagające dobrych warunków tlenowych skorupiaki. Fot. Jan Marcin Węsławski
To zdjęcie ilustruje dwoistość widzenia środowiska – próbka fauny z dna Zatoki Puckiej na głębokości 6 metrów. Dla rybaka to katastrofa, od kilku lat nie ma tu ryb w sieciach. Dla przyrodnika – czysta woda, zdrowe dno i pełen zestaw fauny, która powinna tu występować, w tym wymagające dobrych warunków tlenowych skorupiaki. Fot. Jan Marcin Węsławski

To wszystko ma miejsce w około 20 lat po publikacji szeroko komentowanego artykułu statystyków amerykańskich (Worm i inni, Science 2006), przewidującego, że do 2048 r. wyginie 100% gatunków dużych ryb na światowych łowiskach. Przypomina się trochę sytuacja z lat 60. i publikacja tzw. Raportu Klubu Rzymskiego, który przewidywał bliską katastrofę humanitarną przez eksplozję demograficzną i masowy głód w krajach Azji i Afryki. Nie uwzględniono wówczas tego, że tempo przyrostu demograficznego zostanie wyhamowane, a rewolucja biotechnologiczna w rolnictwie dostarczy wielokrotnie więcej żywności niż można było wówczas przewidywać. Analogia z ochroną świata Przyrody jest  trafna. Wprawdzie Klub Rzymski głęboko się pomylił wieszcząc apokalipsę, to problem głodu nie znikł na świecie – tyle, że dziś jest efektem polityki, wojen, nieludzkich czy nieudolnych rządów. Podobnie z Przyrodą – nie czeka nas apokalipsa, choć oczywiście zniszczenie Przyrody postępuje, ale głównie w obszarach pozbawionych racjonalnego zarządzania, czyli  tam gdzie szerzy się rabunkowa gospodarka zasobami, pirackie połowy na międzynarodowych wodach czy kłusownictwo. Daje to szansę na optymistyczny scenariusz – katastrofa nie jest nieunikniona, tylko sami ją możemy przyśpieszyć przez zaniedbania lub nieuctwo.

Zagrożenia dla różnorodności biologicznej czy funkcjonowania ekosystemów są prawdziwe, ale bardzo nierówno rozłożone na świecie i wcale nie wynikają z jednej przyczyny. Czyste i bogate w gatunki wody płytkich koralowych atoli Oceanu Indyjskiego, przy całym wysiłku bogatych organizatorów ruchu turystycznego są skazane na zagładę, bo wysepek wystających dziś 1 metr nad powierzchnię oceanu nic nie uchroni przed powoli i nieuchronnie postępującym globalnym wzrostem poziomu morza. Ta nieuchronna utrata krajobrazu i związanych z nim siedlisk nie oznacza zagłady gatunków – mają wystarczającą ilość miejsc do przetrwania w tropikalnych płyciznach wokół kontynentalnych wybrzeży. Nie będzie atoli – będą występujące na nich gatunki, ale gdzie indziej. Cieszący się niezasłużoną opinią najbardziej zanieczyszczonego morza na świecie Bałtyk – jest dziś najczystszy od 40 lat, dokonano wielkiego postępu w ograniczeniu eutrofizacji i zrzutu zanieczyszczeń, a jego różnorodność biologiczna wciąż rośnie (nigdy przez ostatnie 1000 lat nie spadła). Tyle, że globalne ocieplenie ogrzało jego wody tak bardzo, że martwe beztlenowe strefy dna, brak zimnowodnych ryb (dorsz) oraz zakwity sinic będą codziennością – także w czystym i dobrze funkcjonującym morzu. Nawoływania pozarządowych oraz ministerialnych działaczy do przywrócenia Bałtykowi „oryginalnego stanu” sprzed epoki przemysłowej są głębokim nieporozumieniem. Tak jak nie odtworzymy mechanicznie zniszczonego torfowiska – w jego miejscu może tam powstać po rekultywacji ładny i bogaty ekosystem, ale nie będzie to oryginalne torfowisko.

Jest różnica pomiędzy gatunkami znikającymi z danego obszaru na skutek zmiany globalnej (za ciepło dla dorsza na Bałtyku czy za sucho dla świerka w Polsce) a takimi samymi zmianami spowodowanymi bezpośrednio przez człowieka – rabunkowe rybołówstwo czy przemysłowe wycinki lasów. Nie walczmy ze zmianami naturalnymi, ale z ich przyczynami, które możemy osłabić (globalne ocieplenie). Przepis na szybką katastrofę to dodanie jednego czynnika do drugiego – tak jak pirackie połowy na rzadkim i powoli rosnącym gatunku ryb, którego siedlisko i tak się kurczy przez globalną zmianę. Szkoda energii na głoszenie katastrofy wszędzie i we wszystkich sprawach.

Prof. Jan Marcin Węsławski