DZIKIE ŻYCIE

Affluenza

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Czy uważasz, że Twoje życie byłoby lepsze, gdybyś miał/a te rzeczy, których teraz nie masz? Czy chcesz żyć w dostatku i luksusie? Czy podziwiasz tych, którzy mają drogie domy, samochody i ubrania? Czy chcesz zostać sławny/a? Czy chcesz ukryć oznaki starzenia się?

Jeśli odpowiedziałeś/aś na co najmniej jedno z tych pytań twierdząco, to oznacza, że dopadł cię wirus affluenzy. Affluenza jest bowiem chorobą żyjących współcześnie ludzi, a jej nazwa pochodzi od zbitki angielskich słów affluence – dostatek i influenza – grypa.

Epidemia affluenzy ogarnęła cały świat, choć jej ojczyzną jest kultura zachodnioeuropejska ze swoim indywidualistycznym rysem, nastawieniem na odczuwanie przyjemności i wiecznym nienasyceniem. Środowiskiem sprzyjającym rozprzestrzenianiu się wirusa jest system kapitalistyczny, gdzie bogacenie się, opływanie w luksusy oraz maksymalizowanie PKB stanowią niemal religijny dogmat. Wirus affluenzy dobiera się do naszych umysłów i sprawia, że zaczynamy być wyznawcami materializmu. Wiąże on poczucie szczęścia i dobrostanu z nabywaniem coraz większej ilości dóbr materialnych. Zarabianie pieniędzy, zadłużanie się, kupowanie i obnoszenie się z bogactwem są przykładami przymusowych zachowań, dzięki którym redukowany jest podstawowy lęk, że nie jest się wystarczająco dobrym, że nie ma się znaczenia, a życie jest pozbawione sensu. Wyścig po laury, uznanie ze strony innych czy sławę ma uśmierzyć bolesne poczucie, że jest się nikim, a życie stanowi jałową egzystencję.


Affluenza przybiera coraz częściej zielony kolor. Fot. Ryszard Kulik
Affluenza przybiera coraz częściej zielony kolor. Fot. Ryszard Kulik

Pogoń za dostatkiem ma ostatecznie przynieść ukojenie, spełnienie i szczęście. Przynosi jednak niepokój, stres, napięcie, poczucie pustki, a dalej depresję, problemy kardiologiczne i choroby cywilizacyjne. Badania naukowe wskazują, że mimo iż posiadamy coraz więcej, to jesteśmy coraz bardziej nieszczęśliwi. Depresja jest plagą współczesności i staje się najbardziej palącym problemem zdrowotnym naszych czasów.

W wymiarze środowiskowym affluenza jest odpowiedzialna za bezwzględne eksploatowanie zasobów planety, eksterminację życia prowadzącą do masowego wymierania gatunków i niszczenie klimatu. Ziemia poddawana jest ogromnej presji przez stale rosnące wskaźniki konsumpcji, szczególnie w bogatych krajach. Można by pomyśleć, że to właśnie tam, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb ludzie mogą odpuścić nadmierną konsumpcję. Tak się jednak nie dzieje. Bogate społeczeństwa są najbardziej zadłużone, a ich ślad ekologiczny – największy. Jednocześnie tworzą standardy tak zwanego „dobrego życia”, do którego aspirują biedniejsze kraje. Rozwarstwienie społeczne, duże różnice w standardzie życia same w sobie są kolejnymi objawami epidemii affluenzy i dodatkowo wywierają presję, by równać w górę i osiągać coraz wyższy poziom dobrobytu materialnego i gonić za coraz bardziej wymyślnymi wrażeniami. Z jednej strony tworzy to napięcia społeczne i wzmaga poczucie niezadowolenia z tego, co się posiada (bo przecież sąsiad ma więcej), a z drugiej prowadzi do przekraczania kolejnych limitów środowiskowych, które mogą doprowadzić do globalnej katastrofy. Dzisiaj już wiemy, że poważniejszym problemem w perspektywie 2050 r. jest zwiększenie liczby osób należących do klasy średniej z 2 do 5 mld niż wzrost ludzkiej populacji z 7,8 do 9 mld.

Wszyscy jesteśmy podatni na wirusa affluenzy. Mamy tę podatność zapisaną w genach, bo jak jeden mąż i jedna żona jesteśmy potomkami tych, którzy gromadząc zasoby, zwiększali tym samym swoje szanse na przetrwanie i sukces reprodukcyjny. Szczególnie dotyczy to mężczyzn, którzy bogacąc się, komunikowali swoją atrakcyjność dla płci przeciwnej. To ewolucyjne wyposażenie dość dobrze działało w zamierzchłych czasach, kiedy nasze możliwości eksploatacji środowiska były raczej skromne. Dzisiaj, gdy mamy naprawdę potężne narzędzia wpływu, nasze ewolucyjne dziedzictwo staje się prawdziwym przekleństwem. Jeśli nakłada się na to kapitalizm, zerwanie głębokich związków z przyrodą, indywidualizm, narcystyczne rozpasanie i poczucie pustki, to mamy zabójczą mieszankę, która jest prawdopodobnie największym zagrożeniem, przed jakim stoimy. Emisje gazów cieplarnianych i wymieranie gatunków są tylko zewnętrzną manifestacją tego konglomeratu niesprzyjających okoliczności, których źródłem jesteśmy my sami.

Co z tym możemy zrobić? Pierwszy krok to z pewnością przyznanie się, że jesteśmy chorzy. Kolejny to samoograniczanie się w wielu obszarach, w których manifestuje się działanie wirusa. Z pewnością pomagają w tym uważność i samoświadomość, które otrzymaliśmy w ewolucyjnym pakiecie jako rodzaj lekarstwa lub szczepionki. Czy to zadziała? Cóż, ewolucja wie, co z nami zrobić, jakby co. Zobaczymy. Już wkrótce.

Ryszard Kulik