DZIKIE ŻYCIE

Intersekcjonalność

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Pewnie wielu z was zastanawia się, co to słowo oznacza. Ja też jeszcze do niedawna żyłem w nieświadomości, aż dołączyłem na pięć dni do Wilczyc okupujących las w Bieszczadach, które określają się jako intersekcjonalny kolektyw – i dowiedziałem się. Gdy okazało się, że kolektyw skupia osoby z różnych krajów, zaraz na początku, przy przywitaniu, zapytałem jedną z dziewczyn, skąd pochodzi. I już od razu po jej minie zorientowałem się, że popełniłem jakiś gruby nietakt. Ale pewnie, żeby mi nie było zupełnie przykro, odpowiedziała, że „z zachodu Europy”.

Czy przyznawanie się do kraju pochodzenia, do własnej narodowości jest czymś nagannym? Otóż zgodnie z założeniami intersekcjonalności owszem. Każda kategoria społecznej identyfikacji: naród, religia, wiek, orientacja seksualna, płeć może bowiem przyczyniać się do dyskryminacji człowieka. Najlepiej więc, jeśli wszystkie te aspekty zostaną wzięte w nawias, a wtedy spotkanie człowieka z człowiekiem będzie prawdziwie pełne i równe – bez uprzedzeń, stereotypów i dyskryminacji. 


Wilczyce. Fot. Ryszard Kulik
Wilczyce. Fot. Ryszard Kulik

No dobra, rozumiem, że idea intersekcjonalności wyrosła na gruncie sprzeciwu wobec rasowych czy płciowych nierówności, ale tutaj w lesie sprawiła, że moje kontakty z pozostałymi osobami stały się jakieś ciężkie i niezręczne. Co wypada mówić o sobie? O co można zapytać? Nawet powiedzenie do dziewczyn: „dziewczyny” mogłoby zostać uznane za nadużycie. Bo tak naprawdę ja jestem tylko osobą, a moja męska identyfikacja jest jakimś pręgierzem narzuconym mi przez kulturę, tak jak określenie „dziewczyna” wobec kogoś może być stygmatyzujące.

Wilczyce są na miejscu, by bronić lasu przed wycinką. Ale, jak same przyznają, walczą o coś znacznie większego: o świat wolny od nierówności, faszyzmu, kapitalizmu, patriarchalnej dominacji i queerfobii. I tu pojawia się problem.

Bo cały ten zestaw, może jak najbardziej słuszny, tworzy bardzo wyrazistą społeczną identyfikację. W coraz bardziej spolaryzowanym, pełnym konfliktów światopoglądowych świecie, taka deklaracja wiąże się z ustawieniem po określonej stronie barykady z jednoczesnym mocnym zdefiniowaniem osób, które automatycznie lokują się po drugiej stronie. Można się łudzić, że intersekcjonalność da w relacjach społecznych poczucie przezroczystości i przyczyni się do równości, ale sama ta kategoria jest podstawą do budowania podziałów, a co za tym idzie potencjalnych uprzedzeń, stereotypów i dyskryminacji. To wąż, który zjada swój własny ogon.

Intersekcjonalność z definicji ma sprzyjać inkluzywności. Każdy może dołączyć, każdy jest mile widziany; nie ma bowiem znaczenia, w co wierzysz, co wyznajesz i jakie wartości reprezentujesz. Ważny jest jedynie las lub rzeka, które trzeba obronić przed piłami. Ale intersekcjonalność sama w sobie jest silnym przekonaniem wartościującym, które komuś myślącemu inaczej może przeszkadzać w przyłączeniu się do inicjatywy. Poza tym intersekcjonalność, odrzucając kategorie społecznej identyfikacji, paradoksalnie wzmacnia je i czyni z nich problem. Co z tego, że o narodowości się nie mówi, skoro ona gdzieś czai się w zakamarkach umysłu i czy tego chcemy, czy nie, wpływa na zachowanie. Psychologia podpowiada, że to, co ukryte i zaprzeczone, posiada tym większą moc kontroli.

Światopoglądowy sztandar, który niosą Wilczyce, jest też cokolwiek kłopotliwy dla Lasów Państwowych. Do tej pory, gdy ekolodzy blokowali wycinki, jak kilka lat temu w Puszczy Białowieskiej punktem sporu był kornik, Plan Urządzenia Lasu czy generalnie charakter gospodarki leśnej. Obszar sporu był jasno zdefiniowany i obie strony mogły bardziej lub mniej merytorycznie uzasadniać własne stanowisko. Co Lasy Państwowe mogą zrobić, gdy słyszą od Wilczyc, że te chcą świata „bez hierarchii, dominacji ludzi nad pozostałymi istotami, patriarchatu, queerfobii i faszyzmu”? To chyba nie ten adresat. Tym bardziej, że jedyny baner wiszący w obozie kolektywu broniącego lasu to: „Aborcja bez granic”.

Wyraźne deklaracje światopoglądowe Wilczyc zarazem pomagają, ale i osłabiają działania dla Puszczy Karpackiej. Z pewnością pomagają przyciągnąć podobnych wyznawców krucjaty światopoglądowej oraz budować silną tożsamość własnej grupy. Ale też osłabiają obronę lasu, ponieważ przez to wąskie światopoglądowe gardło nie przejdą ci, którzy się z nim nie zgadzają, a przecież w innym przypadku mogliby jednak aktywnie przyłączyć się do blokady wycinki.

Kiedyś było dużo prościej: broniło się jakiegoś kawałka dzikiej przyrody. Dzisiaj chodzi o wszystko i to wcale nie jest łatwe.

Ryszard Kulik