DZIKIE ŻYCIE

Lockdown

Dagmara Stanosz

Infracienkie

Pierwszy lockdown zbiegł się dla mnie w czasie z warsztatami o wymownym tytule: „Blackout”. Kiedy z grupą osób niewidomych wsłuchiwaliśmy się w audiodeskrypcje, dotykając wypukłodruków obrazów, galerie sztuki były już zamknięte i na wiele miesięcy obiekty dotykowe zostały usunięte, a multimedialne panele dotykowe wyłączone. Do tego doszedł dystans, zasłonięcie twarzy maseczkami, niezręczność przywitań, gestów, trudności w komunikacji i poczucie dziwności świata, w którym nie widać mimiki twarzy, nie wolno podać ręki, podejść bliżej niż na odległość 1,5 metra, wyjść z domu. 


Ludzie stojący w kolejce do sklepu z zachowaniem kilkumetrowego dystansu w trakcie pierwszego lockdownu w kwietniu 2020 r. Fot. Dagmara Stanosz
Ludzie stojący w kolejce do sklepu z zachowaniem kilkumetrowego dystansu w trakcie pierwszego lockdownu w kwietniu 2020 r. Fot. Dagmara Stanosz

Z dnia na dzień z pola widzenia zniknęli sąsiedzi, pojawiły się nierozpoznawalne postaci w maskach i lateksowych rękawiczkach  porozrzucanych później na trawnikach jak gumy do żucia. Kto nie miał rękawiczek dotykał przycisków w windzie zapałką, żeby się nie zarazić. Pusto. Zamaskowani ludzie wyprowadzali psy, a z podwórek zniknęły dzieci, bawiące się w domu w koronawirusy zabijane pociskami z mydeł. Z perspektywy dziecka świat jakby zatrzymał się w cieniu muminkowej Buki, której każdy się boi, ale każdy chciałby się dowiedzieć, kim ona tak właściwie jest. Dla odmiany to świat dorosłych zaczął bawić się w ciuciubabkę, rozkręconą, błądzącą, poszturchiwaną informacjami z mediów, strachem i niepewnością, a z czasem złością na nieudolność i absurd systemu.


Dzieci ustawione w nienaturalnym dystansie w trakcie warsztatów realizowanych zgodnie z rygorem sanitarnym. Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju. Fot. Dagmara Stanosz
Dzieci ustawione w nienaturalnym dystansie w trakcie warsztatów realizowanych zgodnie z rygorem sanitarnym. Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju. Fot. Dagmara Stanosz

Po zmniejszeniu obostrzeń, latem, mogliśmy już zwiedzać wystawy na temat historii pandemii w dziejach cywilizacji, kondycji planety, znaczenia epoki antropocenu. Przyzwyczailiśmy się. Przyszedł więc czas na refleksję. Jednocześnie zwiększył się dostęp do zasobów kultury i sztuki on-line, możliwość zwiedzania muzeów, galerii bez wychodzenia z domu, nauka i praca zdalna. 

Covid-19 wywołał w mediach społecznościowych wiele dyskusji na temat dostępności, bez podziału na potrzeby specjalne i niespecjalne, mobilizując do wprowadzania zmian, realizacji nowych projektów dotyczących przeciwdziałania wykluczeniu, cyfrowych udogodnień dla osób o utrudnionym dostępie do kultury, w tym osób niewidomych, korzystających z czytników i audiodeskrypcji. Zauważalna stała się też konieczność obecności tłumacza języka migowego, napisów, używania przezroczystych maseczek umożliwiających odczytywanie informacji z ruchu ust przez osoby niesłyszące. To wielkie osiągnięcie globalnego społeczeństwa integrującego się dzięki wymianie informacji i cyfryzacji.


Autorka z synem w pandemicznych maskach i kaskach przed wejściem do jaskini. Fot. Archiwum Dagmary Stanosz
Autorka z synem w pandemicznych maskach i kaskach przed wejściem do jaskini. Fot. Archiwum Dagmary Stanosz

Jest jednak druga strona cyberświata, po której widać, że zapominanie zmysłów, to rodzaj samookaleczenia, na który wymyślamy później różne modele terapii. Żadna, najbardziej immersyjna rzeczywistość nie zastąpi realnej. Od pierwszych miesięcy życia testujemy świat ciałem, sprawdzamy jego różnorodność w fizycznym i organicznym wymiarze – dopiero później przychodzi czas na odkrywanie języka abstrakcji. Tego się nie da oszukać. Przy którymś z kolei kliknięciu emotikona z intencją myśli skróconej do „Lubię to!” i przesuwania opuszkami palców po tafli smartfona, ciało podpowiada, jak ważne jest, by poczuć pracę własnych mięśni, oddech, jak ważna jest rozmowa i kontakt z człowiekiem, przyrodą, ale i z oryginalnym obrazem w galerii, przestrzenią kina i energią sztuki scenicznej.


Maska używana przez lekarzy w czasie pandemii dżumy w XVII wieku. Strój składał się z maski wzorowanej na dziobie ptaka, wypełnionej ziołami, kapelusza oraz szat. Fot. Dagmara Stanosz
Maska używana przez lekarzy w czasie pandemii dżumy w XVII wieku. Strój składał się z maski wzorowanej na dziobie ptaka, wypełnionej ziołami, kapelusza oraz szat. Fot. Dagmara Stanosz

Paradoksalnie, to pandemiczny strach przed utratą zmysłów, założenie masek, zamiana uścisków dłoni na „żółwiki”, wymuszony dystans i niepewność, sprawiły, że zaczynamy dostrzegać znaczenie zmysłów. Świat się zmienia i trudno to, co się dzieje, określać w formie dokonanej. Może po raz pierwszy w historii tak intensywnie doświadczamy poczucia bycia zintegrowaną cywilizacją. Przeobrażamy się i w tym przeobrażaniu przyglądamy się sobie, wymieniamy refleksje, tworzymy dzieła sztuki, dialogi, nie o tym, co było i co już zrozumieliśmy, ale o tym co jest, teraz, w trakcie, pomiędzy – niematerialne, niedefiniowalne, ale najbardziej istotne w relacji, zmysłowe i abstrakcyjne. Infracienkie.

Dagmara Stanosz